czwartek, 7 listopada 2024

W obronie homo sapiens”



Żyjemy w schizofrenicznych czasach, kiedy ludzie tzw. Zachodu twierdzą, że nie ma obiektywnej prawdy i każdy ma swoją własną prawdę, a jednocześnie wierzą w naukę…

Słowo „wiara” nie pojawiło się tutaj oczywiście przypadkowo. Pozytywny stereotyp nauki stał się swego rodzaju zasłoną dymną do prezentowania i wdrażania określonej agendy światopoglądowej, która z prawdziwą nauką nie ma zbyt wiele wspólnego.

Przedmiotem prawdziwej nauki jest po prostu prawda, jej celem zrozumienie rzeczywistości we wszystkich jej realnie istniejących wymiarach. Do czasów powstania różnego rodzaju wirusów informacyjnych w epoce oświecenia sprawą oczywistą było, że racjonalny namysł nad rzeczywistością obejmuje całość rzeczywistości, w tym także jej wymiar duchowy. Co więcej rozumiano, że to właśnie w tym wymiarze należy szukać ostatecznych przyczyn tego, co się dzieje w wymiarze materialnym.

Powiedzmy wprost: obecnie stereotyp nauki używany jest po prostu jako narzędzie do ateizacji ludzi, gdyż w ten sposób wmawia im się, jak choćby czyni to główny ideologiczny dywersant świata zachodniego Yuval Harari, że nauka ponoć udowodniła, iż nie ma nie tylko Boga ani nieśmiertelnej duszy, ale także umysłu, a człowiek jest zatem wyłącznie wiązką algorytmów i niczym nie różni się nie tylko od zwierząt, ale także i od maszyn.

Każdy, kto ma rudymentarną wiedzę prawdziwie naukową, wie, że to nieprawda. Nauka eksperymentalno-indukcyjna – a głównie taką ludzie mają przed oczami – nie jest w stanie w ogóle ustosunkować się do kwestii Boga czy nieśmiertelności duszy, gdyż z definicji nie da się tych bytów zbadać za pomocą aparatury techniczno-badawczej: nikt rozsądny nie szuka Boga pod mikroskopem. A nauka to coś więcej niż eksperymenty na myszach czy szczurach, to coś, czego nie da się jej sprowadzić do pracy laboratoryjnej. To, co jest powszechnie kojarzone z nauką, to wyłącznie aparat naukowo-badawczy, który zajmuje się przede wszystkim badaniem materii w celu generowania nowych wynalazków technicznych, które będzie można z zyskiem sprzedać.

Chcemy wyraźnie zaznaczyć, że mówimy tutaj o sterowniczych aspektach określonego stereotypu nauki i nie chcemy twierdzić, że prawdziwej nauki już w ogóle nie ma. Wyraźmy to tak: jeszcze jest, ale jeśli nie zostanie powstrzymany aktualny trend, to niedługo rzeczywiście grozi jej zagłada.

Ten trend to rugowanie prawdziwych badań naukowych, obliczonych na rzetelne rozumienie rzeczywistości i podporządkowywanie świata nauki różnym ośrodkom władzy politycznej, ekonomicznej i kulturowej. Aparat naukowy ma całkowicie służyć władzy a nie prawdzie.

Trend ten jest już bardzo mocno zaawansowany w humanistyce, gdzie wielu etatowych naukowców, nawet z tytułami profesorskimi, nie odróżnia już propagandy ośrodków władzy od prawdy i rzeczywistości. W ten sposób sami stają się propagandystami, podtrzymującymi narzucane przez ośrodki władzy „narracje”. Środowisko naukowe jest potrzebne wyłącznie do tego, by te narracje uwiarygodnić wobec ludu, by ten wierzył, że skoro profesorowie w telewizji tak mówią, to pewnie tak jest…

W tym kontekście nestor polskiej cybernetyki społecznej, doc. Józef Kossecki, mówił o „biurokratycznej imitacji nauki” (w skrócie BIN), czyli systemowym uwiarygodnianiu określonych twierdzeń jako prawdy naukowej przez ich wygłaszanie przez osoby zatrudnione na etatach naukowych. Takim systemem BIN był bez wątpienia aparat naukowy III Rzeszy, który zajmował się rzekomo naukowymi badaniami nad rasizmem. To tam właśnie nauka została postawiona w służbie władzy i jej propagandy – wyciągnijmy zatem wnioski z przeszłości.

Podnoszą się są także i głosy, że gangreną dotknięta jest nie tylko humanistyka, ale także po części nauki ścisłe. Niektórzy uważają, że choćby w obszarze fizyki siłowo forsowane są określone paradygmaty i nie ma możliwości, by je podważyć.

Jak to działa w praktyce? Wystarczy, że grupa osób, która przynależy do ośrodków władzy i ma interes w propagowaniu określonej narracji jako prawdy naukowej, nadzoruje ścieżki awansu naukowego, choćby poprzez kontrolowanie wydawnictw naukowych.

Każdy naukowiec, który chce uzyskać wyższy stopień albo tytuł naukowy bądź też po prostu przedłużyć umowę o pracę, musi publikować. Jeśli prezentuje tezy niezgodne z oficjalną narracją, jego artykuły czy monografie po prostu nie zostaną wydane. Do tego dochodzi coraz silniejszy trend, by likwidować stałe etaty na uczelniach wyższych i zastępować funduszami grantowymi, o które trzeba się ubiegać.

W ten sposób ośrodki władzy mogą bezpośrednio sterować tym, jakimi tematami i pod jakim kątem nauka będzie się zajmowała. Poprzez odpowiednio dobranych recenzentów wniosków grantowych można wręcz ręcznie sterować tym, kto utrzyma się na uczelni, w aparacie naukowym, a kto nie. Wszyscy ci, którzy burzą obowiązujące narracje i paradygmaty, zostaną usunięci z aparatu, dzięki czemu można tworzyć pozorowany konsensus środowiska naukowego. W ten sposób krąg się zamyka, a opinię publiczną można oszukiwać, że nauka ponoć bezspornie coś udowodniła.

Edukacja klasyczna opierała się na greckim rozróżnieniu na wiedzę i mniemanie, epistḗmē (ἐπιστήμη) i dóxa (δόξα).

Epistḗmē to poznanie pewne, obiektywne, mówiąc współczesnym językiem – naukowe właśnie. Dóxa to podzielany przez szerokie rzesze subiektywny domysł, czyli to, co współcześnie nazywamy narracjami.

Edukacja, zarówna ta szkolna jak i uniwersytecka, uczyły jednak odróżniania swoich i cudzych mniemań od prawdziwej wiedzy! Jej celem było doprowadzenie do tego, że człowiek wykształcony będzie potrafił odpowiednio weryfikować swoje i cudze przekonania i sprawdzać je właśnie pod kątem ich prawdziwości a przynajmniej wiarygodności. Stąd kładziono nacisk na filozofię i logikę, żeby móc demaskować różne nieprawdziwe, wewnętrznie sprzeczne twierdzenia. Jednocześnie, ze względu na arystotelesowski realizm, uczono tego, by używać swoich zmysłów do sprawdzania, czy coś realnie istnieje czy też jest tylko wytworem czyjegoś umysłu – wyobraźnia, jak wiadomo, nie zna żadnych granic.

Edukacja klasyczna jest od kilkudziesięciu lat bezwzględnie niszczona. Propaguje się postmodernizm, wszystko sprowadza się tylko i wyłącznie do narracji, co rządzącym umożliwia bezgraniczną manipulację rządzonymi. Na końcu tego procesu znajduje się szkoła inkluzywna, która nie będzie już placówką edukacyjną, lecz opiekuńczą.

W ten oto sposób tworzy się biurokratyczną imitację szkolnictwa (w skrócie BIS) dzięki czemu cofa się ludzi w rozwoju do poziomu kilkuletniego dziecka, które bezkrytycznie wierzy w opowiadane mu bajeczki i sympatyczne opowiastki. Ekspansja mediów oczywiście ten proces niezwykle wzmacnia. W ten oto sposób uzyskano już właściwie społeczeństwo, w którym absolutna większość osób nie jest w stanie już odróżnić swojego subiektywnego przekonania i poczucia (dóxa) od argumentów (epistḗmē).

Przeciętny mieszkaniec Nowego Wspaniałego Świata jest przekonany, że jeśli bardzo silnie czuje, że ma rację, to po prostu ma rację. Wewnętrzne przekonanie stało się dla wielu ostatecznym kryterium prawdziwości.

Ktoś z naszych Czytelników mógłby zadać pytanie, skąd w numerze dotyczącym nauki wywiad z arcybiskupem? Ks. profesor Stanisław Wielgus to wieloletni rektor KUL i wybitny badacz filozofii średniowiecznej. Stanowi on żywy przykład tego, że wiara i rozum nie wykluczają się, wręcz przeciwnie. Można rzec, że wiara zapładnia rozum, poszerza jego horyzont, budzi dociekliwość. Twórcze napięcie miedzy wiarą i rozumem napędzało przez stulecia namysł naukowy, sprawiało, że człowiek chciał swoim umysłem sięgnąć samego Nieba.

Przeprowadzając wywiad z Arcybiskupem, chcieliśmy przypomnieć światu, że katolicki badacz doskonale wie, gdzie kończy się wiedza naukowa, a gdzie zaczyna się wiara i że religia wcale nie musi stanowić zagrożenia dla nauki, wręcz przeciwnie – może zmuszać ją do szukania odpowiedzi na trudne pytania.

Sam Arcybiskup był obiektem ataku ze strony środowisk prezentujących się jako patriotyczne, narodowe czy wręcz katolickie, a którym w rzeczywistości chodziło o to, by nie dopuścić do tego, by osoba tej klasy objęła tak kluczową placówkę jak archidiecezja warszawska.

Nie tylko pod naukę podszywają się różne mafijne układy władzy, ale także pod patriotyzm czy nawet katolicyzm. Stąd tak ważne jest, by posiadać prawdziwie naukowe narzędzia do analizowania otaczającej nas rzeczywistości, by nie paść ofiarą tego typu prowokacji i dezinformacji, jak to miało miejsce choćby w sprawie ataków na naszego rozmówcę. Dlatego też propagujemy cybernetykę społeczną jako tę naukę, która ułatwia nawigowanie w tym coraz bardziej nieprzejrzystym świecie.

Tradycyjnie już prezentujemy kronikę wydarzeń o znaczeniu strategicznym, które w dużej mierze zostały przemilczane w polskiej przestrzeni medialnej. Prezentujemy też obliczenia udziału poszczególnych państw w systemie sterowania międzynarodowego, dokonywane na podstawie oryginalnej, stworzonej przez doc. Kosseckiego metody.

Zarówno z naszej kroniki, jak i z obliczeń wyłania się obraz zbliżającego się wielkimi krokami momentu przeniesienia centrum świata do Azji, z najsilniejszym systemem, Chinami – Państwem Środka, na czele. Upadek dotychczasowego hegemona, Stanów Zjednoczonych Ameryki, oznaczać będzie koniec nowożytno-oświeceniowego kompleksu technologiczno-naukowo-kapitalistyczno-biurokratycznego, obliczonego na kolonizację wszystkiego co się da.

Jest to więc dobry moment do tego, by pokazać ideologiczny charakter całej tej formacji, która zrodziła się w późnym renesansie, a rozwinęła skrzydła w oświeceniu i w czasach rewolucji przemysłowej, a obliczona była na podbój, dominację, zysk i władzę.

Prawdziwe oblicze tej agendy ukrywane było za pięknymi hasłami postępu, wolności, demokracji, praw człowieka, dobrobytu, etc. Oczywiście wygenerowała ona niebywały rozwój technologiczny, ale jego ceną było to, że człowiek sam w coraz większym stopniu stawał się ofiarą tego kompleksu. A w końcu dożyliśmy czasów, kiedy pojawiło się pytanie o to, czy człowiek może przegrać ewolucyjną konkurencję ze sztuczną inteligencją… Skoro takie pytanie padło, to znaczy, że chyba jednak „coś poszło nie tak”, skoro narzędzie, które człowiek sam stworzył, może go unicestwić.

Takiego stanu rzeczy upatrujemy w tym, że w świecie zachodnim od kilkuset lat dominuje błędne rozumienie nauki.

W świecie klasycznym zadaniem nauki było poszukiwanie prawdy. Człowiek chciał zrozumieć całość rzeczywistości, włącznie z jej najgłębszymi przyczynami. Do rozwoju tak rozumianej nauki w wielkim stopniu przyczyniło się właśnie chrześcijaństwo, gdyż wiara w Boga rodziła wiele pytań, na które szukano rozumowej, racjonalnej odpowiedzi.

Wbrew spreparowanemu przez oświecenie mitowi ciemnego średniowiecza, owo średniowiecze było epoką, w której powstały uniwersytety i w której toczono zażarte dyskusje na temat natury Boga, człowieka, świata. To ludzie średniowiecza stworzyli cywilizację łacińską, opartą na szacunku dla prawdy, dobra i piękna. Ośmiesza się ich, gdyż nie uprawiali nauki w nowożytnym tego słowa znaczeniu, obliczonej na poznawanie tajników działania materii, po to by ją opanowywać i w coraz większym stopniu nad nią dominować, bez żadnego odniesienia do Stwórcy i porządku prawa naturalnego.

Ludzie średniowiecza chcieli jak najwięcej wiedzieć o Bogu a nie o możliwościach nowego modelu ulubionego smartfona. Do głowy by im nie przyszło, że mogą oddać władzę nad sobą sztucznej inteligencji traktowanej w sposób sakralny i zabobonny niczym bóstwo. Czuli się przecież ukochanymi dziećmi Boga, który ich stworzył, by dać im życie wieczne, a nie usunąć z tego świata jak niepotrzebnego szkodnika i pasożyta.

W tym kontekście można zadać pytanie o to, kto stał tak naprawdę na wyższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego i posiadał większe poczucie własnej autonomiczności, podmiotowości i godności.

Znajdujemy się w kluczowym momencie historii, gdyż świat dominacji tzw. Zachodu kończy się na naszych oczach. Wymaga to od nas wielkiej przytomności umysłu, by wykorzystać ten moment do wprowadzenia tego, co zapewni nam pomyślny i zdrowy rozwój w przyszłości. Zdrowa edukacja stanowi tego podstawę.

Apelujemy o to, by odtwarzać to, co było najlepszego w edukacji klasycznej, uczącej logicznego myślenia i odróżniania epistḗmē od dóxa, jak również by rozwijać prawdziwie nowoczesną wiedzę naukową, w tym właśnie cybernetykę. Musimy także przywrócić właściwe miejsce technice, która powinna wspierać człowieka w jego rozwoju i stanowić jeden z wyrazów jego wszechstronnego rozwoju.

Wynalazczość to piękna umiejętność człowieka, którą jak najbardziej należy rozwijać. Musi ona jednakże iść w parze z prawidłowym rozwojem moralnym człowieka i uwrażliwianiem jego sumienia. Tylko w ten sposób możemy obronić człowieka przed całkowitą dehumanizacją i przywrócić mu zdolność do autonomiczności, czyli sterowania sobą zgodnie ze swoim prawdziwym interesem.

https://www.nowoczesnamysl.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zdezerterowało już 20% ukraińskich żołnierzy

Jak ujawnił “The Economist”, problemy ukraińskiej armii to nie tylko incydentalne dezercje. W ostatnim czasie są one już prawdziwą plagą, kt...