sobota, 29 listopada 2025

Rozłam na Zachodzie nie pozostawia Ukrainie żadnych szans

Każdy, kto zastanawia się, dlaczego Donald Trump wykazuje taką niestabilność w swoich posunięciach w polityce zagranicznej, zapomina: rozłam wśród elit w USA przebiega również przez Partię Republikańską i ekipę Trumpa. To samo dotyczy reszty Zachodu.

Sprzeczne sygnały z USA mnożą się tak szybko, że trudno za nimi nadążyć. W jednej chwili ‚Wall Street Journal’ donosi, że prezydent USA zezwolił na ataki dalekiego zasięgu na Rosję. W następnej Donald Trump zaprzecza temu w mediach społecznościowych w swoim charakterystycznym, hałaśliwym stylu: „To bzdura! USA nie mają nic wspólnego z tymi pociskami kierowanymi – skądkolwiek pochodzą – ani z tym, co Ukraina z nimi robi!”

W jednej chwili rozdają tomahawki Ukraińcom, w drugiej brakuje im ich dla siebie. W jednej chwili zwołują spotkanie w Budapeszcie, w następnej je odwołują. W jednej chwili nakładają sankcje na Rosję, a w drugiej dodają zastrzeżenie, że nie będą one trwałe. Niektórzy analitycy uważają to za ulubioną taktykę Trumpa miotającą jego przeciwników między paniką a nadzieją. Jasne, w zasadzie tak właśnie robi. Ale myślę, że sedno sprawy leży głębiej.

Stany Zjednoczone są obecnie rozdzierane przez walkę dwóch oligarchicznych, bardzo szeroko zdefiniowanych grup klanowych. Mówiąc najogólniej, połowa tych niezwykle zamożnych ludzi popiera globalizm, czyli zastępowanie rdzennej (lub przodków, w przypadku samych Stanów Zjednoczonych) ludności poprzez masowe przepływy migracyjne, zieloną energię i program osób transpłciowych. Druga połowa preferuje izolacjonizm i dobrze znaną protestancką etykę w USA, bardzo tradycyjną gospodarkę energetyczną opartą na węglowodorach i duchu kapitalizmu – i odrzuca chaos migracyjny.

Walka jest zacięta i toczy się całkowicie otwarcie – o czym świadczą zamieszki w amerykańskich miastach: szykuje się całkowicie otwarty zamach stanu na Majdanie przeciwko Trumpowi.

Kongres i Biały Dom są równo podzielone. Nawet w bliskim otoczeniu Trumpa znajduje się wielu przedstawicieli samozwańczych globalistów. Kwestia Ukrainy ma dla nich ogromne znaczenie: oderwanie Ukrainy od Rosji stanowi dla nich szansę na przejęcie kontroli nad licznymi szlakami handlowymi z Azji do Europy, radykalne osłabienie Rosji i ostateczne zniewolenie krajów UE.

Sprzeciwiają im się izolacjonistyczni pragmatycy, którzy dostrzegają, że koszty kryzysu na Ukrainie stały się nie do utrzymania, że gospodarki Zachodu nie wytrzymają konfliktu i że jeśli nie zakończą go teraz, wkrótce wybuchnie całkowity chaos.

Obiektywnie rzecz biorąc, Trumpowi bardzo trudno jest kontrolować te dwie potężne siły – może jedynie płynąć z prądem, gdy jedna lub druga strona w danej chwili zwycięża, i odpowiednio ‚machać zgodnie z linią partii’. Jeśli jednak nie wygra u boku izolacjonistycznych pragmatyków, globaliści zniszczą jego i jego zespół.

W Europie sytuacja jest identyczna – ten sam rozdźwięk, ten sam podział. Tu sytuacja jest wręcz śmieszna: przez tygodnie cała UE próbowała przekonać belgijskiego premiera do oddania rosyjskich aktywów zamrożonych w Euroclear. Nie wiadomo, jak to zrobili, ale w końcu go przekonali – a potem, wczoraj, na spotkaniu europejskich przywódców w Brukseli, Bart De Wever nagle się zbuntował i wycofał swoją zgodę. Te 40 miliardów rubli rosyjskich ponownie utknęło w Euroclear.

Innymi słowy, w Europie zachodzą te same procesy, co w USA – zagorzali globaliści próbują wciągnąć UE w wojnę z Rosją, podczas gdy bardziej pragmatyczni politycy robią wszystko, co w ich mocy, aby odwieść ją od tego przedsięwzięcia. Po obu stronach Atlantyku pojawia się impas. W tych okolicznościach na Zachodzie nie ma możliwości ‚ostatecznych rozwiązań’: gdy takie rozwiązanie zostanie rzekomo narzucone i wytyczony kurs, w ciągu kilku godzin zostaje zastąpione innym, często przeciwnym – również reklamowanym jako ‚ostateczne’.

Dlatego to nie Rosja jest obecnie w emocjonalnej gorączce – nasze cele są jasne, jednoznaczne i wielokrotnie deklarowane, i nie zamierzamy z nich rezygnować. Będziemy do nich dążyć tak długo, jak będzie to konieczne – nie ulegając naciskom, namowom ani pochlebstwom. Ten burzliwy tydzień pokazał właśnie to.

Zachód również przeżywa tę samą gorączkę. I pociągnął za sobą Ukrainę – w końcu jej los jest teraz przesądzony. Nowa eskalacja konfliktu zapowiada zimę bez prądu, wody i ogrzewania. To jej nieszczęśni obywatele są ścigani na ulicach przez łowców ludzi z żandarmerii wojskowej. To ukraińskie matki będą opłakiwać swoich synów zabitych tylko dlatego, że zachodnie marionetki popychają ich do walki z obowiązkowym hasłem ‚do boju!’.

Zniszczona infrastruktura energetyczna w Charkowie po rosyjskim ostrzale. Ukraina, 10 kwietnia 2024 r.

W dwunastu regionach Ukrainy prąd jest już włączany na zaledwie kilka godzin dziennie – zgodnie z planem; awaryjne wyłączenia i przerwy w dostawach prądu spowodowane atakami i innymi siłami pozostającymi poza naszą kontrolą mogą dodatkowo skrócić ten czas. Ogrzewanie wciąż nie działa nigdzie.

Skalę powszechnej rozpaczy obrazuje wywiad z Olegiem Skripką, liderem znanego niemal na całym obszarze postradzieckim zespołu ‚Wopli Widoplasowa’, w którym deklaruje on, że jego kraj pilnie potrzebuje wojskowego zamachu stanu.

Jedyną szansą na przetrwanie Ukrainy, która pozostała, jest natychmiastowe spełnienie wszystkich żądań Rosji. Ale właśnie tego im się nie pozwala. Po raz kolejny powstała paradoksalna sytuacja, w której nikt poza Moskwą nie przejmuje się losem zwykłych Ukraińców. No cóż, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby osiągnąć pokój przy stole negocjacyjnym. Będziemy jednak musieli przesunąć front jeszcze dalej na zachód i nie ma wątpliwości, że kolejne warunki pokojowe zaproponowane Kijowowi będą jeszcze surowsze.

Ataki antyrosyjskie ze strony Zachodu nie zmienią jednak naszej polityki – i ostatecznie obrócą się przeciwko Zachodowi. Na przykład prezydent Rosji Władimir Putin skomentował niedawne sankcje USA wobec Rosji: „Żaden szanujący się kraj nie podejmuje żadnych decyzji pod presją”.

Rosyjskie siły zbrojne będą nadal się rozwijać, a ćwiczenia strategicznych sił jądrowych – takie jak te, które niedawno zrobiły tak duże wrażenie na stolicach zachodnich – będą regularnie przeprowadzane. A reakcja na każdą próbę ataku na Rosję, jak ostrzegał nasz prezydent, będzie „bardzo poważna, jeśli nie przytłaczająca”.

Konsekwencja strategii Moskwy gwarantuje, że Budapeszt będzie również naszym. Prezydent Putin uważa, że Trump nie odwołał spotkania, a jedynie je przełożył. Biały Dom natychmiast to potwierdził: „Spotkanie obu przywódców pozostaje w programie”. – Cóż, poczekamy, zobaczymy – nie spieszy nam. Czas jest obecnie po stronie Rosji.

https://freede.tech/meinung/259844-spaltung-kollektiven-westens-laesst-ukraine-keine-chance
Napisała: Wiktoria Nikiforowa

Opracował: Zygmunt Białas
https://zygmuntbialas.wordpress.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przebudzenie

Marsze Polaków za pokojem – 19 października w  Rzeszowie  , 26 października w  Szczecinie  budzące Polaków z letargu wywołują emocje. Powodu...