Kim był Stefan Witkowski…
Dariusz Baliszewski- Muszkieterowie
Tajemnica doktora Z.
Stworzył najbardziej wpływową organizację szpiegowską w ogarniętej wojną Europie. Na czyje polecenie działał? Kim był Stefan Witkowski, twórca i komendant Muszkieterów?
W Warszawie 18 września 1942 roku został zabity inż. Stefan Witkowski, komendant Muszkieterów. Zastrzelili go ludzie w niemieckich mundurach, a do ciała przypięli kartkę z napisem: „największy polski bandyta”. W następnych dniach gestapo aresztowało kilkudziesięciu jego najbliższych współpracowników.
I to był prawdziwy koniec świata Muszkieterów.
Za trumną Witkowskiego szła tylko wielka polska aktorka Mieczysława Ćwiklińska- Trapszo. To ona pertraktowała z Niemcami, by za pół miliona złotych wydali ciało i pozwolili na pogrzeb.
Blisko rok później, 2 czerwca 1943 r., komendant główny Armii Krajowej gen. Stefan Grot-Rowecki w meldunku do Londynu donosił: „Wobec systematycznych prób wyłamywania się, prowadzenia dwuznacznej gry z kontrwywiadem niemieckim, gestapo i wywiadem angielskim… usunąłem Tenczyńskiego (jeden z pseudonimów Stefana Witkowskiego – przypis autora) ze stanowiska komendanta Muszkieterów, przenosząc go do rezerwy. Rozkazu tego Tenczyński nie wykonał… Zarządziłem rozwiązanie organizacji Muszkieterów… Tenczyńskiego oddałem pod sąd, który skazał go na śmierć. Wyrok zatwierdziłem. W międzyczasie został on zabity na rozkaz niemieckiego szefa kryminalnej policji, z którym Tenczyński miał powiązania na tle afer bandycko- łapówkowych…”.
Ani jedno słowo tego meldunku nie jest prawdą.
Jednak nikt nigdy nie próbował wyjaśnić, dlaczego Grot przez blisko rok ukrywał przed swoimi zwierzchnikami los Muszkieterów, dlaczego zdecydował o śmierci dowódcy i twórcy największej i najlepszej polskiej organizacji wywiadowczej?
Dlaczego wreszcie oskarżył go o czyny haniebne, z najpoważniejszym i najdotkliwszym dla polskiej pamięci zarzutem zdrady?
Dlaczego wreszcie oskarżył go o czyny haniebne, z najpoważniejszym i najdotkliwszym dla polskiej pamięci zarzutem zdrady?
Nieliczni Muszkieterowie, którzy przeżyli wojnę, nigdy nie przyznali się ani do związków z Witkowskim, ani do służby w organizacji.
Kilku z nich wiedziało, że zetknęli się z największą polską tajemnicą lat wojny i skandalem politycznym, który mógł zmienić bieg historii. Woleli jednak milczeć w myśl starego angielskiego przysłowia: nie należy budzić śpiącego psa…
Stefan Witkowski wbrew temu, co przypisywała mu czarna legenda, nie był Niemcem.
Jak zanotował płk Szystowski, kilka lat przed wojną Witkowski, skarżąc się na opieszałość polskich władz, miał powiedzieć: „Czas leci, a Hitler się zbroi, pójdzie na Rosję.
Gdy go spytałem, dlaczego sądzi, że Hitler pójdzie na Rosję, powiedział: Sprzęt powozowy, ciągniki kołowo-gąsienicowe nie są budowane na drogi zachodnie, ale na bezdroża wschodnie”.
W tle wszystkich tych tajemniczych powrotów i sekretnych rozmów zawsze pojawiali się Muszkieterowie. To Witkowski witał Śmigłego na dworcu w Krakowie i to jego ludzie stanowili ochronę marszałka w Warszawie. Również tylko z relacji muszkieterskich wiemy o spotkaniu Śmigłego z Kozłowskim. Sprawa węgierskich rozmów z Niemcami płk. Steifera wychodzi na jaw także dzięki niedyskrecji Muszkieterów. W tym roku polskich tajemnic historia Muszkieterów także zapisała własną, dramatyczną kartę.
Ja nachyliłem się do Andersa i cicho powiedziałem: To, co mam do przekazania, przeznaczone jest wyłącznie dla Pana Generała. Proszę o rozmowę na osobności. Gdy do niej niebawem doszło, powiedziałem: Śmigły jest w Warszawie i razem z legionistami szykują zamach na Sikorskiego. Dodałem, że gen. Grot-Rowecki bez wiedzy i zgody Naczelnego Wodza mianował szefem sztabu ZWZ płk. Tadeusza Pełczyńskiego, lecz Warszawa trzyma to w najściślejszej tajemnicy”.
Następnego dnia sprawa przybrała wymiar wręcz katastroficzny. Z mydła do golenia wydobyto mikrofilmy przygotowane przez Witkowskiego dla gen. Andersa. Jak zapisał we wspomnieniach obecny wówczas w Buzułuku późniejszy bohater spod Monte Cassino gen. Klemens Rudnicki: „Treść była bowiem kompromitująca, i to w najwyższym stopniu. Zawierała ona list szefa Muszkieterów, a więc znanego mi Witkowskiego do generała Andersa, w którym wzywał generała do uderzenia na tyły bolszewickie, gdy tylko przyprowadzi swą armię na front przeciwniemiecki”.
Pozostawała jeszcze do rozwiązania zagadka autora rozkazu skierowanego do gen. Andersa. Czy możliwe było, by jakiś nieznany Stefan Witkowski z Warszawy wydawał rozkazy Andersowi, które ten – zamiast lekceważąco wrzucić do kosza – traktował tak poważnie? A jeśli nie Witkowski, to kto? Jedynym możliwym autorem tego skandalicznego rozkazu (i o nim musiał pomyśleć generał Anders) mógł być jedynie marszałek Edward Rydz-Śmigły. A jedynym powodem jego wydania – próba zamachu politycznego skierowanego przeciwko władzom podziemnym w Warszawie i generałowi Sikorskiemu w Londynie.
Losy Śmigłego zasługują na oddzielny szkic, przywracający historii prawdziwą pamięć o marszałku. Dość powiedzieć, że data jego śmierci – 2 grudnia 1941 r. – jest mistyfikacją. 6 grudnia odbył się pogrzeb na Powązkach, jednak w kwaterze 139 pochowano anonimowego pacjenta ze szpitala Ujazdowskiego. Rydz-Śmigły zmarł pół roku później. Wyroku na marszałku nie wykonano: jako rozwiązanie zaproponowano mu samobójstwo lub wyjazd z kraju. Odmówił, więc skazano go na niebyt. Po aresztowaniu przez AK w końcu listopada 1941 r. trzymano go w ukryciu w nieludzkich warunkach, w których odnowiła się gruźlica płuc z wczesnej młodości. Ciężko chory trafił wreszcie do sanatorium miejskiego w Otwocku i tam zmarł 3 sierpnia 1942 r.
Dopiero 10 lat później podczas stalinowskiego procesu Czesława Szadkowskiego zeznający jako świadek Józef Ryś, zastępca szefa kontrwywiadu Komendy Głównej AK, ujawnił prawdę o śmierci Witkowskiego. Przyznał, że to na jego rozkaz i pod jego osobistym nadzorem wyrok wykonała komórka egzekucyjna AK. Podczas tego procesu doszło do znamiennej wymiany zdań między oskarżonym Czesławem Szadkowskim a świadkiem Józefem Rysiem. Szadkowski zapytał przez swego obrońcę, czy grupa likwidacyjna i Ryś wiedzieli, że Witkowski był agentem brytyjskim. „Decydując się na zastrzelenie Witkowskiego – odpowiedział Ryś – wiedziałem, że jest on agentem Intelligence Service, którzy to agenci korzystali ze specjalnej ochrony oficerów armii sprzymierzonych. Wiedziałem jednak również, że jest on agentem niemieckiego wywiadu. Biorę tę śmierć na swoje sumienie”.
http://kurkiewicz-family.com/stefan-witkowski.htm
http://kurkiewicz-family.com/stefan-witkowski.htm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz