O śmierci Krzysztofa Leskiego i o nim samym.
Nikt jeszcze, póki co, nie zająknął się ani słowem na temat przodków Krzysztofa Leskiego oraz faktu, że Krzysztof Leski to Krzysztof Natanson-Leski ze sławnej rodziny Natansonów, do której należeli wydawca – Henryk Natanson i wybitny chemik Jakub Natanson.
Obaj tragicznie zmarli w okolicznościach nie wyjaśnionych do końca. Jakub Natanson został pięknie pożegnany opublikowaną w prasie laudacją autorstwa Wincentego Niewiadomskiego, ojca Eligiusza Niewiadomskiego, którego rodzina Natansonów wspomagała finansowo i zadbała o to, by dzieci pana Wincentego zostały należycie wykształcone.
Eligiusz, na przykład, został historykiem sztuki. Było to dawno temu i nikt nie chce do tych kwestii wracać, nie wiadomo właściwie dlaczego, bo to jest przecież szalenie ciekawe.
O tym, by ktoś wspomniał Juliusza Leskiego, dziadka ś.p. Krzysztofa nie może być nawet mowy. Juliusz Leski bowiem, pierwszy, który zrezygnował z nazwiska Natanson, był bowiem jednym z głównych udziałowców sławnego u początków niepodległości konsorcjum Frankopol, a także miał udziały w spółce Nitrat i Pocisk.
Wszystkie te instytucje zajmowały się de facto dewastowaniem polskiego przemysłu zbrojeniowego u początku niepodległości. Skutecznie zablokowały rozwój tego przemysłu, przez co Polska straciła 10 kluczowych lat w rozwoju technologii, czego nie dało się już później naprawić.
Ojcem ś.p Krzysztofa był sławny Bradl, czyli Kazimierz Leski, który zostawił tom wspomnień oraz liczne pogadanki. To są, w mojej ocenie, rzeczy kuriozalne. Nie będę ich tu jednak omawiał. Wspomnę tylko, że ś.p. Krzysztof Leski nie miał z tym ojcem najlepszych relacji, o czym pisał czasem na swoim blogu. Jego śmierć, gwałtowna i brutalna była zapewne zaskoczeniem dla wielu ludzie, ale jak przypuszczam są także tacy, których ona w ogóle nie zdziwiła. Pamiętając Krzysztofa Leskiego z czasów jego blogowania w salonie, nie mogłem nigdy pojąć, jak to jest, że człowiek, który pisze rozsądne komentarze, spójne i poprawne, nie zdradzające żadnych emocjonalnych turbulencji, umieszcza dziennie kilka dwulinijkowych wpisów, z których większość dotyczy jego kotów? Wielu ludzi to irytowało, mnie także, ale nie zabierałem w tej sprawie głosu, bo byłem wtedy początkującym blogerem. Irytacja kolegów spowodowana była głównie tym, że wpisy nieboszczka Leskiego, obojętnie jak głupie by nie były, lądowały zawsze na samej górze i były dobrze widoczne. Inni zaś, którzy często musieli się solidnie napracować nad tekstem nie byli tak forowani. Pamiętam konflikty pomiędzy ś.p. Leskim, a również ś.p Pawłem Paliwodą. Były bardzo gwałtowne i naznaczone emocjami o wysokiej bardzo temperaturze. Aż się nie chce wierzyć, że obaj dziś nie żyją. Leski był w tych konfliktach stroną bardziej zrównoważona, a Paliwoda reprezentował nieposkromione szaleństwo. Jakie to się dziś wydaje dziecinne i biedne.
Po przeczytaniu większości wczorajszych doniesień, dochodzę do wniosku, że obecność i forowanie Krzysztofa Leskiego w salonie24 było związane z jego terapią. Nie mogło być chyba inaczej. Po prostu dziennikarze, którzy ten salon prowadzili, postanowili w czymś Leskiemu pomóc. No i pomogli, ale on się potem obraził i przestał pisać w salonie. Przyznam uczciwie, że zarówno ja, jak i wielu kolegów tam publikujących, odetchnęliśmy z ulgą, bo zrobiło się jakoś tak poważniej.
Krzysztof Leski był zapewne takim człowiekiem jak go opisują media – ciepłym i serdecznym. My jednak, ludzie, którzy pamiętają go z blogów, nie mogliśmy tego stwierdzić z całą pewnością. Mieliśmy też podejrzenie graniczące z pewnością, że on i jego przyjaciele traktują nas, jako element opisanej wyżej terapii. Pozostaje mieć nadzieję, że była ona skuteczna.
Okoliczności śmierci Leskiego budzą bardzo jednoznaczne skojarzenia, być może fałszywe.
Nie można od nich jednak uciec, choćby nie wiem co wypisywało się na temat zmarłego. Człowiek, którzy przyznał się do zamordowania dziennikarza był odeń grubo młodszy, mieszkali razem, a poznali się na na oddziale szpitala psychiatrycznego.
Taka informacja pojawiła się wczoraj, ale zaraz zniknęła. Nie można też dokładnie ustalić, czy osoba, która przyznała się do morderstwa miała 24 czy 34 lata. To się zapewne okaże wkrótce.
Ja osobiście zapamiętałem jeden z wpisów Krzysztofa Leskiego, który wprawił mnie niemal w stupor. Oto Leski, który – powtórzę – zwracał na siebie uwagę tym, że pisał bardzo przytomne komentarze i całkiem absurdalne teksty, a przy tym widać było, że jest to człowiek bardzo rozgarnięty i bystry – napisał kiedyś, jak to był pod wrażeniem rozmowy z Michałem Kamińskim. Mną to wstrząsnęło, albowiem uważałem, że to raczej Kamiński powinien być wstrząśnięty i zaszczycony rozmową z Leskim. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że Krzysztof Leski musi być jakiś nielichy problem, który bardzo utrudnia mu życie. On do tego Kamińskiego mówił jeszcze per panie ministrze. Nie wiem co by się musiało stać, żebym powiedział do Kamińskiego – panie ministrze. Polska przesunąć by się musiała do strefy sejsmicznej chyba i ziemia musiałaby zadrżeć, jak dzisiaj w Iranie.
Krzysztof Leski, dziennikarz i bloger, został zamordowany w okropnych okolicznościach, świeć Panie nad jego duszą. Niech spoczywa w pokoju wiecznym.
Zadziwiające to jest to, że Leski zginął z 31 grudnia na 1 stycznia, czyli w dniu, gdy ludzie do siebie dzwonią i składają życzenia. O fakcie śmierci zawiadomił policję morderca 7 stycznia. Leski ma dwoje dorosłych dzieci i żyjącą matkę. I nikt z rodziny do niego nie zadzwonił w ciągu tego tygodnia?
Dlatego pytam, jak dziennikarz, którym byłem dawno temu – dlaczego wczoraj w newsach było, że Leski poznał mordercę na oddziale psychiatrycznym, a dziś jest, że poznał go w placówce medycznej? Tak się zachowują dziennikarze, dążący do prawdy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz