Sztab antykryzysowy, postawienie na nogi struktur rządowych, informacyjnych i eksperckich na niespotykaną skalę na nic się nie przydały. Prezydent Władimir Putin rozczarował w Jerozolimie wszystkich tych, którzy szykowali się na kolejną konfrontację.
Nie zaatakował – o zgrozo! – Polski. Praktycznie nawet jej w swoim wystąpieniu nie wymienił. Tym samym naraził na śmieszność histeryzujące polskie elity rządzące. Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni.
[Polskie „elity rządzące” i medialne, z powodu niskiej inteligencji, braku wiedzy i psychopatycznych cech osobowości, nie zdają sobie sprawy z własnej śmieszności – admin]
Warto zacząć od tego, co wydarzyło się w Jerozolimie 23 stycznia. Władimir Putin po raz kolejny wykazał ogromną skuteczność w promowaniu tożsamości historycznej współczesnej Rosji. Przy okazji jego wizyty doszło bowiem, jeszcze przed rozpoczęciem forum, do odsłonięcia pomnika ofiar blokady Leningradu, nazwanego Zniczem Pamięci. Był to bez wątpienia jednoznaczny gest ze strony kierownictwa państwa żydowskiego w stronę rosyjskiego przywódcy, niezwykle dla niego istotny. Nie pierwszy zresztą.
W wystąpieniu przed odsłonięciem pomnika Putin przypomniał, że „to już drugi w ostatnich latach pomnik na ziemi izraelskiej, który razem odsłaniamy. Pierwszy odsłoniliśmy w Netanji i uwiecznił on pamięć o ofierze żołnierzy i dowódców Armii Czerwonej. Uczciwy i pełen szacunku stosunek do żołnierzy radzieckich widoczny jest również w ekspozycjach kompleksu Jad Waszem”.
Nasuwa się tu pytanie, czy możemy się dziwić, iż Izrael cieszy się dobrymi relacjami z Federacją Rosyjską, a Polska – jak wiadomo – stosunków z nią praktycznie nie utrzymuje. Jedną z odpowiedzi może być to, że w Izraelu pomniki żołnierzom Armii Czerwonej się stawia, a w Polsce brutalnie niszczy.
Znicz Pamięci w Jerozolimie to także nawiązanie do rodzinnej historii rosyjskiego prezydenta, który sam o tym przypomniał: „dla mnie to nie są puste słowa, wiem o wszystkim nie ze słyszenia, a z opowieści moich rodziców, bo mój ojciec bronił swego rodzinnego miasta na froncie, a mama została w okrążonym mieście z dzieckiem, które faktycznie zmarło zimą 1942 roku i spoczywa na Cmentarzu Piskariowskim w Petersburgu pośród tysięcy, setek tysięcy innych mieszkańców miasta”.
Izraelsko-rosyjski sojusz tożsamości historycznej jest zatem czymś ewidentnym i oczywistym; „chcę z wdzięcznością i uznaniem podkreślić, że w Izraelu przywiązuje się szczególną wagę do prawdy na temat rozstrzygającego udziału Związku Radzieckiego w zwycięstwie nad nazizmem” – dodał Putin.
Po chwili zaznaczył też rzecz niezwykle istotną z punktu widzenia dalszych interpretacji jego wystąpienia. Uznał bowiem za współczesne zagrożenie wszelkie formy szowinizmu, stawiając w jednym rzędzie antysemityzm i rusofobię.
Ten właśnie wątek, zresztą rozszerzony, powrócił w jego tak oczekiwanym w Polsce wystąpieniu na forum w Jerozolimie. Wspomniał on w nim, rzecz jasna, w pierwszej kolejności o żydowskich ofiarach II wojny światowej, wskazując przy tym na ich obywatelstwo, w pierwszym rzędzie radzieckie. „Na okupowanych terenach Związku Radzieckiego (…) zamordowano największą liczbę Żydów. Na Ukrainie było to około 1,4 miliona. Na Litwie zgładzono 220 tys. ludzi. To – zwracam waszą uwagę – 95% przedwojennej populacji żydowskiej tego kraju. Na Łotwie 77 tys. Holokaust przetrwało zaledwie kilka tysięcy łotewskich Żydów” – mówił Putin.
Wspomniał też o kolaborantach nazistowskich Niemiec i ich udziale w ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej przez III Rzeszę, przy czym nie wymienił żadnej narodowości z nazwy.
Najważniejszy element przesłania rosyjskiego prezydenta pojawił się jednak w stwierdzeniu, że „naziści przygotowywali taki sam los wielu innym narodom: za ‘podludzi’ uznano Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Polaków, przedstawicieli wielu innych narodowości. Ich ziemia ojczysta miała stać się dla nazistów przestrzenią życiową, zapewnić im dostatnie życie, a dla Słowian i innych narodów przewidziano albo zagładę, albo status pozbawionych praw, własnej kultury, pamięci historycznej i języka niewolników”.
Taka narracja w Jerozolimie świadczy o pewnym zakwestionowaniu przez stronę rosyjską wyjątkowości zagłady Żydów, o czytelnym przypomnieniu, że również Słowianie paść mieli ofiarą planów III Rzeszy. Ich ofiara i los są – a przynajmniej mogłyby być – równie tragiczne, jak los europejskiej społeczności żydowskiej. I wśród tych Słowian – to był jedyny polski akcent przemówienia Putina – wymienia Polaków, jako jedyny spośród narodów zachodniosłowiańskich. Wraca zatem do narracji przez wiele dziesięcioleci również polskiej, a w miejsce tak oczekiwanej w Warszawie krytyki, de facto wyciąga rękę do współodczuwania wspólnego nam doświadczenia historycznego.
Takiego obrotu spraw w Polsce nikt z decydentów się nie spodziewał. Dlatego wyjątkowo niezbornie brzmią dziś argumenty Andrzeja Dudy czy Jarosława Kaczyńskiego o rzekomych próbach fałszowania historii przez rosyjskie władze. Opisują oni w nich swoją własną projekcję, wyobrażenie tego, czego spodziewali się po wystąpieniu Putina, a nie odnoszą się do jego faktycznej treści.
Warto byłoby moment ten wykorzystać do podjęcia próby naukowego dialogu polskich i rosyjskich historyków. Zdają się to rozumieć niektórzy z polskich historyków, np. prof. Rafał Wnuk, który w niedawnym wywiadzie dla „Polska. The Times” zauważył, że „Rosjanie wyciągają dokumenty i proponują, by nad nimi popracowali historycy. Ławrow mówi: nie uprawiajmy polityki, tylko naukę. To jest język, który w świecie zachodniej polityki będzie bardzo dobrze przyjęty. Na coś takiego strona polska reaguje bardzo dużą nerwowością, oznajmiając, że Rosjanie nas prowokują”.
Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji byłby powrót do naukowego dialogu, a także powrót do grona zwycięzców i ofiar II wojny światowej, co oznacza wspólną z aliantami, w tym Rosją, tożsamość historyczną i międzynarodową. Biorąc pod uwagę reakcje wyraźnie rozczarowanych brakiem negatywnego odniesienia do Polski w ostatnim wystąpieniu Putina programowo rusofobicznych decydentów trudno na to liczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz