Do domu pana Zbigniewa, który od przeszło 10 lat jest pszczelarzem przyszedł mężczyzna, który z kieszeni wyjął dwie martwe pszczoły. Oznajmił, że jest prawnikiem, a owe pszczoły pogryzły jego żonę i syna. Zażądał zlikwidowania pasieki oraz zadośćuczynienia. Pan Zbigniew odmówił zapłaty – później dostał wyrok sądu.
Pan Zbigniew Szafrański z Zielonej Góry lat jest pszczelarzem – hobbystą. Mężczyzna od przeszło 10 lat realizuje swoją pasję.
– Przekazał mi je najbliższy kolega przed śmiercią. Był chory na raka. Razem przewoziliśmy to z innej miejscowości na ogród do mnie. Przyjeżdżał tutaj i pomagał przy wszelkich zabiegach – wspomina Zbigniew Szafrański.
W maju zeszłego roku w domu pana Zbigniewa zjawił się mężczyzna, który z kieszeni wyjął dwie martwe pszczoły. Zdziwionemu panu Zbigniewowi oznajmił, że jest prawnikiem, a owe pszczoły pogryzły jego żonę i syna. Mężczyzna w związku z powyższym zażądał zlikwidowania pasieki oraz stosownego zadośćuczynienia.
– Żona zadzwoniła, nie dowierzałem, że zaatakował ją i syna rój pszczół. To zdarzenie raczej z filmów. Rój pszczół bezpośrednio przy płocie tego pana. Wtedy nie wiedzieliśmy, że tam są ule. Setki pszczół zaatakowały żonę i syna, miała go na rękach, musiała biec do domu, pszczoły ją goniły – relacjonuje Marcin Pucek, którego rodzina miała zostać pogryziona przez pszczoły.
– Nikt tego nie widział, tylko przyszli z pretensjami, że dziecko zostało użądlone. Takie coś widziałem tylko na filmie katastroficznym „Rój”, o pszczołach – odpowiada pszczelarz Zbigniew Szafrański.
– Dziecko i żona mieli wszędzie pszczoły: w spodniach i za koszulką. Dziecko miało też uraz psychiczny, bo w tym wieku ogląda różne media, też choćby „Pszczółkę Maję” i reagowało z płaczem na słowo pszczoła – dodaje Marcin Pucek.
– Dla mnie to jest wręcz trudne pojąć, że rój pszczół gonił kogokolwiek przez 200 metrów. Przecież my nie hodujemy pszczół afrykańskich, które w ten sposób się zachowują. Nasze pszczoły są raczej łagodne. Pszczoły, które się roją, nie atakują nikogo, one szukają miejsca odejścia. Nie słyszałem, żeby za kimś leciały i goniły go do domu. No to jest wręcz coś niesamowitego – komentuje Lesław Tetera z Lubuskiego Związku Pszczelarzy.
Mężczyzna, którego rodzina miała zostać pogryziona przez pszczoły pana Zbigniewa zagroził, że jeżeli jego żądania nie zostaną spełnione sprawę skieruje do sądu. Pszczelarz nie zamierzał jednak się ugiąć.
– Kiedy męskie rozmowy w 4 oczy nie poskutkowały, poszło oficjalne pismo ode mnie. Wtedy faktycznie zgłosiłem roszczenie, przede wszystkim o usuniecie tych uli i 2000 zł zadośćuczynienia – tłumaczy Marcin Pucek, następnie mężczyzna zawiadomił policję.
– Żądanie było zupełnie bezzasadne. Pierwszy warunek jaki powinien być w takim przypadku spełniony, to udowodnienie, że to konkretnie pszczoły mojego mandanta były tymi pszczołami, które zaatakowały. Czy to w ogóle były pszczoły czy osy, czy pszczoły dziko żyjące? Ponad to trudno zakładać, żeby to tak dramatycznie wyglądało, skoro na ciele dziecka ledwo widoczne są ślady po ukąszeniach – mówi Tadeusz Smykowski, adwokat pana Zbigniewa.
Ku zdziwieniu pszczelarza kilka miesięcy później otrzymał on powiadomienie, iż sąd uznał go winnym oraz ukarał za brak sprawowania należytego nadzoru nad pszczołami. Pan Zbigniew odwołał się. Uważa, że wyrok jest irracjonalny i że nie ma dowodów należycie potwierdzających jego winę.
– Został uznany za winnego w sprawie dotyczącej wykroczenia. Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze – informuje Małgorzata Budrewicz-Macholak, sędzia Sądu Rejonowego w Zielonej Górze.
– W moim związku jest prawie 800 pszczelarzy i teraz każdy, kto zechce uzyskać jakieś odszkodowanie, przyniesie martwą pszczołę i powie, że „to jest twoja”. Choć może być 10 pasiek w okolicy, ale jeżeli kogoś nie lubię, to przyjdę i powiem, że „to jest twoja pszczoła, ona mnie użądliła, ja mam na to świadków” – podsumowuje Lesław Tetera z Lubuskiego Związku Pszczelarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz