poniedziałek, 24 lutego 2020

Praworządność jako ofiara wypadków samochodowych

Kiedy rząd nie wie co robić – zaczyna dłubać w prawie. W tym w prawie o ruchu drogowym, rządzących interesującym stosunkowo na mniej, ze względu na poruszanie się pojazdami uprzywilejowanymi, a nawet w opozycji w związku z posiadaniem legitymacji poselskich i po prostu układów.

Niestety, jak w wielu innych dziedzinach – zwykli ludzie muszą jednak potem na co dzień żyć ze skutkami takiej nadpobudliwości legislacyjnej władz, nieodmiennie prowadzącej do absurdów, a bardzo często także do naruszeń elementarnej praworządności.
W istocie bowiem zmiany przepisów kodeksu drogowego, poza tym, że są objawami zabiegania o tani poklask – to także objawy poważniejszych chorób polskiego systemu prawnego. Nie tylko wstrząsającej nim nadprodukcji ustaw, ale i utrwalanej dominacji woluntaryzmu prawnego, w myśl zasady „omne quod principi placet legis habet vigorem”.
Teraz zaś władzy spodobało się rozszerzyć możliwość odbierania prawa jazdy kierowcom przekraczającym limity prędkości.
Praworządnie nie znaczy przez większość
Tłumacząc rzecz całą najprościej: wprowadzenie w 2015 r. przepisu o odbieraniu kierowcy przekraczającemu o ponad 50 km/h limit prędkości w obszarze zabudowanym prawa jazdy decyzją administracyjną wydawaną przez funkcjonariusza dokonującego kontroli – naruszało praworządność, ponieważ wobec praktyki sądowej czyniło całkowicie iluzorycznym prawo do odwołania się od decyzji. Tzn. kierowca mógł wprawdzie nie przyjąć mandatu, ale DRUGA kara za ten sam czyn (czyli samo zawieszenie prawa do kierowania pojazdami) wchodziła w życie bez zawieszenia.
Mieliśmy więc dwie kary za jedno przewinienie, brak skutecznej możliwości odwołania od jednej z nich i jeszcze wydawanie takich decyzji przez organ innego rzędu niż ten wydający zawieszane uprawnienie (w jednym z wariantów).
Na wszystkie te okoliczności zwracały uwagę WSA rozpatrujące takie przypadki, jednak Trybunał Konstytucyjny był wówczas zajęty ustalaniem legalności swojego składu i nie miał czasu na duperele. Z czasem zamiast zaś poprawić ewidentne błędy tego przepisu (a najlepiej znieść go całkiem) – tylko go rozdłubano, np. wprowadzając dziwaczny “stan wyższej konieczności przekroczenia prędkości“, do ustalania przez starostów.
Teraz czeka nas zaś nawet rozszerzenie obowiązywania przepisu na tereny niezabudowane. Przepisu, który został wolą uprawnionego organu wprowadzony, ale który nie jest praworządny.
W istocie bowiem dwa pojęcia społeczne i ustrojowe, stosowane w dzisiejszych awanturach politycznych niemal wymiennie – demokracja i praworządność nie tylko nie są w żaden sposób równoznaczne, ale i zdarza im się być jak najbardziej przeciwstawnymi.
Poniekąd cały spór polityczny, z jakim mamy obecnie do czynienia w III RP – sprowadza się właśnie do wytworzenia takiej konfrontacji, przy czym jedna strona wartościuje “wolę ludu” nad literą i zasadą prawa. Wbrew pozorom nie jest to zresztą spór nowy, ani bardzo oryginalny. W istocie bowiem dla „poprawy bezpieczeństwa na drogach” wprowadzić by można nawet kastrację, dokonywaną na miejscu decyzją administracyjną funkcjonariusza, bez możliwości odwołania (bo i jakiej?).
Sęk w tym jednak, że “praworządne” nie oznacza tylko “uchwalone przez większość w mniej więcej legalny/zgodny z procedurami sposób”.
Żeby bolało!
Weźmy zresztą inny przykład – utratę prawa jazdy w związku z niepłaceniem alimentów. To również wykwit sprawiedliwości ludowej i również (acz z innego powodu) niezgodny z elementarnym ładem prawnym zdrowego państwa. Oto bowiem prawo jazdy uzyskuje się w związku ze spełnieniem określonych przesłanek formalnych, a traci je w przypadku istotnych naruszeń prawa ZWIĄZANYCH z używaniem uzyskanego uprawnienia.
Tymczasem wprowadzony przepis wprowadził dodatkową okoliczność skutkującą zawieszeniem uprawnień do kierowania pojazdami POMIMO braku przesłanek wynikających z kodeksu ruchu drogowego – tylko dlatego, że ustawodawca uznał, że tak będzie dotkliwiej. Przecież równie, a może i bardziej dotkliwe byłoby np. odebranie ubezpieczenia zdrowotnego. Albo eksmisja z zamieszkiwanego lokalu. Po prostu – ZA KARĘ, żeby bolało, ŻEBY BYŁO SPRAWIEDLIWIE.
[A podobno nie surowość, ale nieuchronność kary ma skutek odstraszający… To jak to w końcu jest, prawnicy-cymbały? – admin]
I można by takie ustawy uchwalić. Tylko po co? I z jakim skutkiem?
Dlaczego legislacja nie powinna być popularna
Albo jeszcze jeden casus… motoryzacyjny: przypadki wypadków ze skutkiem śmiertelnym spowodowanych w wyniku urządzania sobie wyścigów na drogach publicznych. Sprawiedliwość ludowa kumuluje w tym zakresie dwa zjawiska: “Zabili = co najmniej dożywocie!” oraz “Mordercy zza kółek!“. [A co, nie są mordercami? – admin]
Jeśli w dodatku sprawcy wypadku są majętni, a ich samochody drogie i luksusowe – dochodzi jeszcze czynnik równościowy („bij bogacza!”). I mamy kumulację – nie tylko żądanie, by sąd sądził taki wypadek jako zabójstwo z zamiarem sprawczym (“Wsiedli, żeby się ścigać = chcieli zabijać!”), ale by również w tym kierunku modyfikować tak prawo o ruchu drogowym, jak i kodeks karny. I co zrobi polityk, któremu podsuwają zdjęcia ofiar, transparent “Dość śmierci na drogach!” oraz mikrofon do skomentowania?
Pokusa zdobycia chwilowego poklasku czy przynajmniej uniknięcia krytyki przez wmieszanie się władzy wykonawczej (choćby deklaratywne) w orzecznictwo sądów – jest ogromna. A gdy jeszcze przerodzi się w nadpobudliwość legislacyjną…
No dobrze – odezwą się jednak zwolennicy powyższych zmian w prawie – ale w sumie przecież nie należy zbyt szybko jeździć, alimenty należy płacić, to źle, gdy ktoś ginie w wypadkach, a poza tym samochody są nie-ekologiczne, będąc ponadto symbolem i stymulują konsumpcjonizm, zaś prawo jazdy nie jest wszak żadnym prawem człowieka, to co więc strasznego w tym, że się je komuś szybką ścieżką zabierze, a jakiegoś niedobrego kierowcę posadzi?
Jasne, nie “prawo jazdy jest wolnością człowieka“, ale już jak najbardziej naszym prawem jest dwuinstancyjność postępowania, jest zasada niekarania dwukrotnie za ten sam czyn, jest prawo do rozpatrzenia jego sprawy przez odpowiedni organ oraz zasada współmierności kary do czynu, czyli wszystkie te zasady, które dziś tak łatwo się poświęca dla jednodniowej frajdy w kanałach informacyjnych.
Pewnie, że prawa te wynikają z pewnego uzgodnienia, a także ze zwyczaju, ale także z ustaw również legalnie przyjętych i obowiązujących, z ustawą zasadniczą włącznie. I prawdą też jest, że istnieje cała szkoła prawna kwestionująca i samą tradycję jako źródło norm prawnych, i rolę uzgodnień w dziele ich stanowienia – a jako alternatywę przedstawia wyłącznie WOLĘ suwerena.
W obecnej sytuacji w Polsce padają zaś wcale liczne głosy wskazujące, że właśnie z taką tendencją w podejściu do państwa i prawa mamy dziś do czynienia, nie tylko zresztą i nie przede wszystkim w kwestiach ruchu drogowego…
Choćby jednak ze względu na doświadczenie historyczne, acz bez egzaltowanych oskarżeń – zachowajmy może pewien zdrowy sceptycyzm wobec importowania do systemu prawnego RP tej właśnie wizji. O ile bowiem co jest porządkiem dobra – w dzisiejszym świecie można, a nawet trzeba się niekiedy spierać, to jeszcze groźniejszy jest zanik zrozumienia jeszcze ważniejszego pojęcia będącego przez wieki fundamentem prawa i praw: RACJONALNEJ słuszności.
Legalne nie znaczy mądre
Jest tą samą chorobą omijanie ustawą niższego rzędu konstytucyjnych zapisów dotyczących mediów publicznych, uporczywe dłubanie w samej strukturze i organizacji sądów bez naprawiania rzeczywistych przyczyn ich oczywistego kryzysu i właśnie histerycznie populistyczne dłubanie w tak prozaicznej rzeczy, jak zasady korzystania z dróg publicznych.
Państwo uznając, że może robić co chce, silne wolą suwerena – nie zyskuje w zamian świadomości co zrobić powinno. „Dobre” ma bowiem być z definicji i natury wszystko, czego zachce aparat państwowy – a czynnik racjonalności w ogóle pod uwagę brany być przestaje.
Nieważne nawet czy jakieś prawo działa, w sensie czy spełnia zakładany/zapowiadany cel – jego sensem staje się wykonywanie samej litery ustawowej. Ta zaś, choć schlebiać ma najprostszym odruchom emocjonalnym suwerena – sama jest przeważnie mętna, skomplikowana, nierzadko wewnętrznie sprzeczna, skazana na autointerpretację.
Państwo i prawo zadławiają się sobą nawzajem.
I to właśnie dzieje się z III RP – największą ofiarą wypadków drogowych w historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...