Nie ukrywam, że z zainteresowaniem i zwykłą ludzką życzliwością obserwuję publiczną aktywność Krzysztofa Tytko oraz wspierającego go Obywatelskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych.
Szczególne słowa uznania należą się mu za podjęcie próby niedopuszczenia do nowelizacji przez parlament ustawy „Prawo geologiczne i górnicze”, będącej w istocie usankcjonowaniem grabieży polskich bogactw geologicznych przez podmioty zewnętrzne.
Prawie że samotna akcja podjęta przez Krzysztofa Tytko odsłoniła przed Polakami kulisy brudnej gry toczącej się z wykorzystaniem partii politycznych obecnych w parlamencie. Niestety, zaskakująca wolta posłów Konfederacji z Grzegorzem Braunem na czele udaremniła jakiekolwiek szanse na skuteczną obronę naszego żywotnego interesu. Kolejny raz okazało się, że żywioł polski pozbawiony jest rzeczywistej reprezentacji parlamentarnej i tylko techniki mistyfikacyjne stosowane przez naszych wrogów wciąż skutecznie przekonują go o tym, że jest inaczej.
[Kolejny raz okazało się po prostu, że żydowi – nawet ględzącemu o Tradycji Katolickiej – wierzyć nie można. – admin]
Trudno odmówić racji Krzysztofowi Tytce, gdy ten szansy na podźwignięcie Polski z zapaści cywilizacyjnej upatruje w nadaniu Polakom – aktem uwłaszczenia – rzeczywistych praw do bogactw naturalnych. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że takie posunięcie stworzyłoby warunki do pokonania narastającego w Polsce ubóstwa, a przede wszystkim uniemożliwiłoby dalszą rabunkową eksploatację naszych zasobów przez zagraniczny kapitał bezkarnie lobbujący w parlamencie.
Warto w tym miejscu podkreślić, że przeprowadzenie uwłaszczenia byłoby posunięciem wynikającym zarówno ze społecznej sprawiedliwości, jak i politycznego rozumu, silnie umocowanych w założeniach solidaryzmu narodowego, czyli idei, na której należy oprzeć kompleksowy proces sanacji państwa.
Tytko nie poprzestaje na ogólnikach, ale stara się zbudować taką koncepcję uwłaszczenia, która ma posiadać cechy całościowego rozwiązania systemowego. Jej punktem centralnym jest ustanowienie Narodowego Koncernu Wydobycia Zasobów Naturalnych (zagospodarowującego zasoby geologiczne, wodne i leśne), przybierającego formę spółki akcyjnej i wypłacającego dywidendę od zysków wszystkim osobom posiadającym obywatelstwo polskie.
Ten Koncern miałby zostać powołany do życia w wyniku ogólnonarodowego referendum, i być zarządzany przez elektorów wyłanianych w powszechnych wyborach. Na tę chwilę tak prezentują się pomysły Krzysztofa Tytki, a przynajmniej ta ich upubliczniona część.
Wyartykułowanie w przestrzeni publicznej propozycji dróg wyjścia z sytuacji kryzysowych winno stać się impulsem do rozpoczęcia poważnej debaty społecznej. Czuję się zobowiązany do uczestniczenia w niej choćby dlatego, że już w 2015 roku opublikowałem w Aspekcie Polskim tekst pt. Powszechna dywidenda, czyli zmierzajmy ku „drugiej Finlandii”! i odtąd niejednokrotnie zabierałem głos w tej materii.
Pokłosiem zapoczątkowanej przeze mnie dyskusji jest proklamowany przed dwoma miesiącami Manifest Uwłaszczeniowy będący wstępem do powołania nowego ruchu społecznego (Szlak Uwłaszczeniowy), którego jednym z podstawowych założeń jest konieczność ochrony resztek majątku narodowego, w tym zasobów naturalnych, przed przedsięwzięciami o rysie wywłaszczająco-kolonizacyjnym.
Nie mam wątpliwości co do tego, że Tytko ma rację wskazując na strategiczny wymiar zasobów naturalnych i ich potencjał zdolny do zainicjowania reform systemowych. Dlatego życzyłbym sobie, by postawione przeze mnie znaki zapytania wobec zaproponowanych rozwiązań intelektualnie uaktywniły liczne środowiska patriotyczne.
Na początek sformułuję tylko trzy wątpliwości, najbardziej istotne na tym etapie rozważań.
Najpoważniejsza z nich dotyczy propozycji ogólnokrajowego referendum. Zdaję sobie sprawę z tego, że to byłaby najkrótsza – a przez to i najwygodniejsza – droga do ukonstytuowania się podmiotu roboczo nazwanego Narodowym Koncernem Wydobycia Zasobów Naturalnych. Byłaby, gdybyśmy nie podlegali administracji państwowej ze wszech miar wrogiej temu rozwiązaniu.
Owszem, potrafię sobie wyobrazić fakt zebrania wymaganych pół miliona podpisów popierających projekt referendum. Przy znacznej mobilizacji sił patriotycznych może okazać się to wykonalne. Tylko co dalej? Obecny sejm, ten sam, który chwilę temu wyraził zgodę na patogeniczną nowelizację ustawy „Prawo geologiczne i górnicze”, teraz miałby pochylić się nad projektem burzącym jego dotychczasowe stanowisko i poddającym w wątpliwość społeczną reprezentatywność? Wszak ustawa o referendum ogólnokrajowym w żaden sposób nie dyscyplinuje sejmu i zebrane podpisy nie wiążą go decyzyjnie. Krótko mówiąc sejm może zarządzić referendum, ale wcale nie musi tego zrobić. Sam nie mam najmniejszych wątpliwości co do negatywnego stanowiska posłów w tej sprawie.
Załóżmy jednak, że za zgodą sejmu takie referendum doszłoby do skutku i decyzją Polaków powołano by do życia Narodowy Koncern Wydobycia Zasobów Naturalnych. Krzysztof Tytko proponuje, by kontrolę nad tym przedsięwzięciem sprawowali elektorzy wybierani w głosowaniach na szczeblu powiatów. Trudno nie zauważyć tu oczywistego paradoksu: jakim zrządzeniem losu Polacy mieliby w tym przypadku gremialnie dokonać trafnych wskazań swoich przedstawicieli, skoro od trzydziestu lat mylą się w kolejnych aktach wyborczych?
Realizowana na taką okoliczność kampania wyborcza w sposób naturalny zdominowana zostałaby przez największe partie polityczne i to spośród ich reprezentantów rekrutowałaby się zdecydowana większość elektorów NKWZN, którego zjazd walny oraz zarząd jako żywo byłyby odzwierciedleniem aktualnego układu systemowych sił politycznych. Tak wybrani elektorzy w żadnym razie nie podjęliby ryzykownych dla własnych karier działań propolskich, ale staliby się usłużnymi narzędziami rujnującymi NKWZN, który szybko podzieliłby hiobowy los narodowych funduszy inwestycyjnych.
Krzysztof Tytko mówi o ponad pięćdziesięciu milionach uprawnionych do otrzymywania dywidendy narodowej. Skąd wziął taką kalkulację? Prawdopodobnie jest to szacunkowe zliczenie Polaków zamieszkujących w kraju i za granicą, a zatem jedyną przesłanką kategorycznie przesądzającą o posiadaniu praw do dywidendy byłoby polskie obywatelstwo.
Nie uważam tego rozwiązania za sprawiedliwe. Choć wiem, że takim twierdzeniem narażam się licznej rzeszy Polonii rozrzuconej po całym świecie, to jednak nie widzę najmniejszego powodu, by osoby, które związały swój los z innym krajem i wnoszą swój wkład w jego cywilizacyjny rozwój, miały moralne prawo do korzystania z zasobów „ojczyzny porzuconej”. Byłaby to niesprawiedliwość wobec Polaków złączonych z tą ojczyzną na dobre i złe.
Na marginesie tych rozważań warto dopuścić ewentualność zawieszania (pozbawiania) praw do dywidendy osobom osadzonym w więzieniach, a przede wszystkim prawomocnie skazanym za działalność wymierzoną w interesy narodu polskiego.
Te moje didaskalia do projektu popularyzowanego przez Krzysztofa Tytkę wynikają z przeświadczenia, że niemożliwe jest osadzenie uwłaszczenia Polaków na bogactwach naturalnych w realiach dominującego systemu. Ten niejednokrotnie już wykazał, że nie dopuści do rozwiązań wzmacniających żywioł polski i wykorzysta do tego wszelkie dostępne mu środki, także te przemocowo-opresyjne.
Pozostają nam zatem dwie drogi. Pierwszą jest przejęcie władzy centralnej. Jeśli jednak nie będziemy swoich kalkulacji na to opierać na prawdopodobieństwu zaistnienia szczególnych wydarzeń dziejowych, to między bajki możemy włożyć nadzieję na zwycięstwo opcji prawdziwie patriotycznej w kolejnych standardowych wyborach parlamentarnych. Twierdzę zatem, że droga ta – przynajmniej na tę chwilę – prowadzi donikąd.
Znacznie więcej szans na ostateczny sukces upatruję w drodze dłuższej i mniej spektakularnej, czyli w procesie przejmowania władzy w samorządach i wypracowaniu ekonomiczno-gospodarczej płaszczyzny współpracy między nimi. To wewnątrz nich można by zainicjować procesy uwłaszczeniowe na wybranych składnikach majątku samorządowego i ich przykładem oddziaływać na pozostałe części kraju. Poruszając się w warunkach określanych ustawą elity zarządzające samorządami aktywizowaliby je rynkowo, wykorzystując walory banków municypalnych i emisję walut lokalnych.
Ta ostatnia okoliczność byłaby trudna do przecenienia w chwili, gdy system bezceremonialnie zmierza ku likwidowacji pieniądza gotówkowego, wykorzystując choćby obecny kryzys epidemiologiczny.
Stoję na stanowisku, że środowiska propolskie stać na osiągnięcie takiego poziomu mobilizacji sił i środków, by skutecznie zawalczyć o satysfakcjonujący wynik najpierw w sporadycznie nadarzających się wyborach przedterminowych, a później w tych regularnych, wynikających z ordynacji. Zdaję sobie sprawę z tego, że i ta opcja nie jest pozbawiona licznych mielizn. Wydaje się jednak, że ma ona szansę skonsumowania zlekceważenia projektu przez system przynajmniej w początkowym okresie wzrostu. System może prymarnie nie przywiązywać wagi do akumulacji sił patriotycznych na kilku mało dla niego istotnych odcinkach.
Tekstem tym rzecz jasna niczego nie rozstrzygam i o niczym nie przesądzam. Jego celem priorytetowym jest sprowokowanie jak najszerszej dyskusji wokół rychłego wyboru taktyki i strategii działań środowisk patriotycznych funkcjonujących dziś w otoczeniu wrogim. Z góry zastrzegam, że w gestii mojego zainteresowania nie leżą żadne hurraoptymistyczne i irracjonalne mrzonki programowe. Szkoda na to – i tak już szybko kurczącego się – naszego czasu.
Panie Krzysztofie! Wspólnie i w porozumieniu z Polakami myślącymi podobnie do nas wyślijmy całemu narodowi jasny przekaz, który będzie miał szansę stać się impulsem do naprawy Rzeczypospolitej. Świat, a wraz z nim Polska, wchodzi w etap chaosu, z którego mają wyłonić się przestrzenie nowego ładu. Niech to będzie nasz porządek, poukładany według polskich zasad i imperatywów.
Wydłużmy krok w naszym marszu ku Wielkiej Polsce! Przyspieszmy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz