z relacji poszczepionkowych …
NA OCZACH MATKI PRZEMOCĄ ZASZCZEPIONO NIEMOWLĘ – CHWILĘ NIE ODDYCHAŁO
Lekarka uderzyła matkę ! Takiej chcecie przyszłości dla swoich dzieci ???
Dzisiaj w Białymstoku posiedzenie sądu dotyczące historii opisanej przez mamę dziewczynki:
„W luty przyszłam na umówione wcześniej szczepienie z trzymiesięcznym dzieckiem. Pani doktor miała już wcześniej w karcie moje oświadczenie, że wyrażam zgodę na jedną szczepionke w tygodniu (NFZowską).
Dlaczego szczepiłam ? To był kompromis. Byłam naciskana ze strony rodziny na szczepienia, mimo, że moje stanowisko było takie, że najchętniej w ogóle bym nie szczepiła.
Dowiadywałam się u znajomych w sanepidzie jakie jest w tym momencie najmniejsze zło dla dziecka. Zadawałam pytanie „jakimi oni szczepieniami w takiej sytuacji by zaszczepili”. To tłumaczono, że każdą szczepionkę oddzielnie, abym mogła obserwować każde działanie szczepionki. Aby nie obciążać dziecka jednego dnia wieloma patogenami jednocześnie.
Także dlatego, zdecydowałam się na nie, że na temat szczepień które były 20 lat temu są jakieś w miarę wiarygodne dane, czy badania, a dotyczące szczepień 5 czy 6 w jednej nie ma. Ponadto dużo osób po fachu (jestem fizjoterapeutką) mówiło mi, że ma dzieci do leczenia właśnie po skojarzonych szczepionkach, a nie po NFZ-owskich.
Mam przypadek w rodzinie że po szczepieniach skojarzonych dziecko ma problemy zdrowotne. Od czasu gdy weszły jest znacznie więcej powikłań ze strony układu nerwowego, jak i autyzmu, co też zaobserwowałam będąc na uczelni rozmawiając z rodzicami, ale i już jako fizjoterapeuta.
Tuż przed szczepieniem, przyszła pani doktor oswiadczyła, że ją nie obchodzi, że ja wybrałam jedną szczepionkę i wbrew mojej decyzji zrobi tyle ile zostało do zrobienia, a następnym razem moje dziecko dostanie ich cztery albo nawet pięć na raz.
Do tej pory zawsze dziecko podczas szczepienia trzymałam na rękach i zażądałam aby w tym przypadku też tak było, by dziecko czuło się bezpieczniej.
Położyłam je na przewijaku w celu poddania badaniu. Gdy zakwalifikowano je do szczepienia wzięłam na ręce bo zaczęło płakać. Pani doktor na początku kazała mi położyć dziecko. Gdy kolejny raz stanowczo powiedziałam, że chce aby dziecko było na rękach, wyrwała mi je kładąc na przewijaku. Zaczęła ciągnąć za nóżki na siłę prostując. Zaczęło płakać, napinać się, prężyć. Chciałam wziąć je na ręce widząc co się dzieje, ale zostałam uderzona przez lekarkę w ręce. Lekarka krzyknęła do pielęgniarki „to rób ten zastrzyk” i nadal ciągnęła płaczące, prężące się dziecko za nóżki. Pielęgniarka nie miała jak dojść do dziecka i zrobiła zastrzyk na oślep trafiając w boczną, a nie przednio boczną stronę nóżki. Dziecko przestało oddychać…
Chciałam je odebrać celem przywracania jej oddechu i zostałam kolejny raz uderzona. Lekarka zaczęła trząść dzieckiem, po czym uderzyła je w pupę. Po ok. 20-30 sekundach dziecko odzyskało oddech. Szybko znów położyła je na przewijak mimo, moich protestów, że żądam oddania dziecka po czym zostałam udepchnięta i uderzona kolejny raz. Lekarka zaczęła znowu krzyczeć do pielęgniarki „no rób szybko ten zastrzyk”. Podała kolejną dawkę szczepionki…
Zastrzyk został zrobiony, mimo, że dziecko przeraźliwie płakało i wcześniej był brak oddechu przez dłuższą chwilę. Zabrałam tak szybko jak tylko mogłam. Z obecną w przychodni matką nie mogłyśmy dojść do siebie przez dłuższy czas, a dziecko przeraźliwie płakało. Nigdy nie słyszałam takiego płaczu u niej. Noga zaczęła puchnąć, przestała nią ruszać. Pobiegłam na SOR, informując o całej sytuacji dyżurnego i prosząc, aby w dokumentacji napisał przebieg sytuacji.
Niedowład nóżki utrzymywał się ok 3-4 dni. Poza tym od tamtej pory ma krótkie bezdechy, jak zaczyna płakać czy mocniej się denerwować. Ma problemy ze spaniem, budzi się z płaczem dość często i odgina się w łuk. Ponadto płacz jest zupełnie inny.”
za: Agnes WT
Lekarka uderzyła matkę ! Takiej chcecie przyszłości dla swoich dzieci ???
Dzisiaj w Białymstoku posiedzenie sądu dotyczące historii opisanej przez mamę dziewczynki:
„W luty przyszłam na umówione wcześniej szczepienie z trzymiesięcznym dzieckiem. Pani doktor miała już wcześniej w karcie moje oświadczenie, że wyrażam zgodę na jedną szczepionke w tygodniu (NFZowską).
Dlaczego szczepiłam ? To był kompromis. Byłam naciskana ze strony rodziny na szczepienia, mimo, że moje stanowisko było takie, że najchętniej w ogóle bym nie szczepiła.
Dowiadywałam się u znajomych w sanepidzie jakie jest w tym momencie najmniejsze zło dla dziecka. Zadawałam pytanie „jakimi oni szczepieniami w takiej sytuacji by zaszczepili”. To tłumaczono, że każdą szczepionkę oddzielnie, abym mogła obserwować każde działanie szczepionki. Aby nie obciążać dziecka jednego dnia wieloma patogenami jednocześnie.
Także dlatego, zdecydowałam się na nie, że na temat szczepień które były 20 lat temu są jakieś w miarę wiarygodne dane, czy badania, a dotyczące szczepień 5 czy 6 w jednej nie ma. Ponadto dużo osób po fachu (jestem fizjoterapeutką) mówiło mi, że ma dzieci do leczenia właśnie po skojarzonych szczepionkach, a nie po NFZ-owskich.
Mam przypadek w rodzinie że po szczepieniach skojarzonych dziecko ma problemy zdrowotne. Od czasu gdy weszły jest znacznie więcej powikłań ze strony układu nerwowego, jak i autyzmu, co też zaobserwowałam będąc na uczelni rozmawiając z rodzicami, ale i już jako fizjoterapeuta.
Tuż przed szczepieniem, przyszła pani doktor oswiadczyła, że ją nie obchodzi, że ja wybrałam jedną szczepionkę i wbrew mojej decyzji zrobi tyle ile zostało do zrobienia, a następnym razem moje dziecko dostanie ich cztery albo nawet pięć na raz.
Do tej pory zawsze dziecko podczas szczepienia trzymałam na rękach i zażądałam aby w tym przypadku też tak było, by dziecko czuło się bezpieczniej.
Położyłam je na przewijaku w celu poddania badaniu. Gdy zakwalifikowano je do szczepienia wzięłam na ręce bo zaczęło płakać. Pani doktor na początku kazała mi położyć dziecko. Gdy kolejny raz stanowczo powiedziałam, że chce aby dziecko było na rękach, wyrwała mi je kładąc na przewijaku. Zaczęła ciągnąć za nóżki na siłę prostując. Zaczęło płakać, napinać się, prężyć. Chciałam wziąć je na ręce widząc co się dzieje, ale zostałam uderzona przez lekarkę w ręce. Lekarka krzyknęła do pielęgniarki „to rób ten zastrzyk” i nadal ciągnęła płaczące, prężące się dziecko za nóżki. Pielęgniarka nie miała jak dojść do dziecka i zrobiła zastrzyk na oślep trafiając w boczną, a nie przednio boczną stronę nóżki. Dziecko przestało oddychać…
Chciałam je odebrać celem przywracania jej oddechu i zostałam kolejny raz uderzona. Lekarka zaczęła trząść dzieckiem, po czym uderzyła je w pupę. Po ok. 20-30 sekundach dziecko odzyskało oddech. Szybko znów położyła je na przewijak mimo, moich protestów, że żądam oddania dziecka po czym zostałam udepchnięta i uderzona kolejny raz. Lekarka zaczęła znowu krzyczeć do pielęgniarki „no rób szybko ten zastrzyk”. Podała kolejną dawkę szczepionki…
Zastrzyk został zrobiony, mimo, że dziecko przeraźliwie płakało i wcześniej był brak oddechu przez dłuższą chwilę. Zabrałam tak szybko jak tylko mogłam. Z obecną w przychodni matką nie mogłyśmy dojść do siebie przez dłuższy czas, a dziecko przeraźliwie płakało. Nigdy nie słyszałam takiego płaczu u niej. Noga zaczęła puchnąć, przestała nią ruszać. Pobiegłam na SOR, informując o całej sytuacji dyżurnego i prosząc, aby w dokumentacji napisał przebieg sytuacji.
Niedowład nóżki utrzymywał się ok 3-4 dni. Poza tym od tamtej pory ma krótkie bezdechy, jak zaczyna płakać czy mocniej się denerwować. Ma problemy ze spaniem, budzi się z płaczem dość często i odgina się w łuk. Ponadto płacz jest zupełnie inny.”
za: Agnes WT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz