Wprawdzie rząd już dawno uchylił zakaz wstępu do lasów, ale nie zmieniło to w sposób zasadniczy sytuacji w zakresie gospodarki łowieckiej, bo zmiana nastąpiła dopiero po uchwaleniu rozmrażania gospodarki.
Ruszają tedy z kopyta różne sektory i działy gospodarki, w tym również – przemysł molestowania. Nie mógł on jednak ruszyć na całego bez odmrożenia sektora biurokratycznego, w skład którego wchodzą również niezawisłe sądy. Są one bowiem nierozerwalnym ogniwem przemysłu molestowania, którego – przypomnę – pierwszym ogniwem są ofiary i sprawcy, drugim niezależne media głównego nurtu, no a trzecim – niezawisłe sądy.
Ofiary przypominają sobie, jak były molestowane i jakie skutki pozostawiło to w ich psychikach, a nawet – fizykach. Niezależne media głównego nurtu rozpisują się o tych skutkach zarówno gwoli wzbudzenia odruchu współczucia – bo – jak, w odróżnieniu od Hobbesa, czy Spinozy, co twierdzili, że człowieki są z natury złe – Jan Jakub Rousseau twierdził, że jest odwrotnie, że człowieki są z natury dobre i jeśli nawet dopuszczają się zbrodni, czy innych łajdactw, to niczego nie zmienia, bo – jak mawiano w Hitlerjugend – czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty.
Więc niezależne media nie tylko uwijają się wokół opisywania niewymownych cierpień gwoli wzbudzenia w społeczeństwie wspomnianego odruchu, ale również ze względów, że tak powiem, biznesowych. Jeśli bowiem, zgodnie z leninowskimi normami o organizatorskiej funkcji prasy, przy wsparciu tak zwanych „organizacji pozarządowych”, społeczeństwo zostanie wytresowane w odruchach Pawłowa, to musi się przed tym ugiąć nie tylko kolano sprawców, wszystko jedno – prawdziwych czy mianowanych – ale również – niezawisłych sądów.
One bowiem też – na podobieństwo petersburskiego policmajstra z opowiadania „cioci” Telimeny – „powinność swej służby rozumieją”. W ten oto sposób niezależne media, zgodnie z potrzebami tego specyficznego przemysłu kreują tak zwany „vox populi”. Vox populi – vox Dei – mawiano w koszmarnych czasach Średniowiecza, toteż wsłuchując się w ten głos, niezawisłe sądy ferują piękne wyroki, dzięki czemu sprawcy zostają wyszlamowani z gotówki, która – w postaci złotego plastra – może być przylepiona na traumatyczne rany – bo nic tak nie łagodzi bólu, jak właśnie złoty kataplazm.
Toteż nic dziwnego, że przed dwoma dniami dostałem z niezawisłego Sądu Okręgowego w Poznaniu przesyłkę poleconą, zawierającą sporządzony przez drogiego mecenasa Jarosława Guchowskiego pozew o zapłatę kolejnych 150 tysięcy złotych pani Hermenegildzie Kociubińskiej.
Pani Hermenegilda oczywiście nazywa się inaczej, ale używam tego fałszywego imienia i nazwiska, bo oprócz wspomnianego pozwu dostałem też postanowienie wydane 21 maja przez niezawisły Sąd Okręgowy w Poznaniu w osobie pani sędzi delegowanej Anny Mikołajczak. Zobowiązała mnie tam ona do „zaniechania publicznego posługiwania się prawdziwym imieniem i nazwiskiem powódki”. A contrario uważam tedy, że fałszywym imieniem i nazwiskiem powódki posługiwać się mogę. A ponieważ pani sędzia delegowana Anna Mikołajczak nie postanowiła niczego w kwestii dozwolonych form fałszywego imienia i nazwiska powódki, to uważam, że w tym zakresie przysługuje mi swoboda wyboru – w ramach gwarancji wolności, jakie obywatelom naszego nieszczęśliwego kraju oferuje konstytucja.
Imię „Hermenegilda” i nazwisko „Kociubińska” przedstawia postać literacką – bohaterkę teatrzyku „Zielona Gęś”, autorstwa Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – więc z tego powodu ewentualne podobieństwa z natury rzeczy mają charakter niezawiniony i przypadkowy.
Swoją drogą ciekawe, jak głęboko niezawisłe sądy mogą wsuwać obywatelom do gardła knebel? Stawiam to pytanie, bo nie jest to wypadek bez precedensu. Jak wiadomo, podczas procesu Galileusza, ówczesny niezawisły sąd zabronił mu wspominania o tym, że Ziemia porusza się wokół Słońca. Podobno nie do końca była to prawda, ponieważ ówczesny sąd, chociaż oczywiście niezawisły, w odróżnieniu od niezawisłych sądów współczesnych, nie był aż tak bardzo pewny siebie, żeby człowiekowi czegokolwiek w tak kategoryczny sposób zakazywać. Nie takie to były czasy, w odróżnieniu od obecnych, w których – tylko patrzeć – jak w drodze procesowej może zostać zakazane powoływanie się na prawo grawitacji.
Wspominam o tym wszystkim, bo wspomniane postanowienie nie zapowiada dla mnie niczego dobrego. Obawiam się, że – jak mówi poeta – „wnet się posypią piękne wyroki”, co przynajmniej z jednego punktu widzenia wydaje się oczywiste.
Na skutek bowiem zarządzonej epidemii zbrodniczego koronawirusa, stoimy w obliczu kryzysu gospodarczego. W tej sytuacji wszystko powinno być nastawione na stymulowanie rozwoju gospodarki, której coraz to ważniejszym i nierozerwalnym ogniwem jest również przemysł molestowania.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz