sobota, 4 lipca 2020

Odnośne refleksje po pierwszej turze wyborów

Informacje z komisji wyborczej mówią o wzorowym zachowaniu się głosujących.

No i szczęśliwie dobrnęliśmy do półmetka wyborów prezydenckich. Społeczeństwo jak zwykle popisało się mądrością polityczną oddając swe głosy na to co w skrócie można określić mianem POPISu. Przy tym nie uważam by pozostali kandydaci byli jakoś lepsi. Nie, jakie społeczeństwo, tacy kandydaci. Jednakowoż teraz bez nadmiernego wysiłku intelektualnego będzie można wybrać pomiędzy dżumą a cholerą.
Informacje z komisji wyborczej mówią o wzorowym zachowaniu się głosujących. Praktycznie wszyscy stawili się na tą historyczną chwilę w gumowych rękawiczkach, kagańcach i przyłbicach.
Niestety nie było wśród nich osób ze śmigiełkami na głowach. Przyłbice tak, a śmigiełka łebskie nie! Ten paradoks wynika z tego, że nasze troskliwe władze nie chcąc nadmiernie straszyć społeczeństwa, nie rozpowszechniały najnowszych wynurzeń wybitnych ekspertów, mówiące o tym, że koronawirusy koncentrują się zwykle w formie aureoli nad głowami i jeśli w porę nie zostaną rozpędzone zawirowaniami śmigiełka, to próżnia pomózgowa wsysa je do środka powodując infekcję całego organizmu.
Być może na drugą turę wyborów uda się władzom zabezpieczyć odpowiednią liczbę śmigiełek, tym bardziej, że z mediów dochodzą trwożne informację o przypadku zarażenia się na Antarktydzie śmiercionośnym koronawirusem dwu pingwinów, które nie przestrzegały zalecanego przez Światową Organizację Zdrowia dystansu socjalnego.
Osobiście od lat nie uczęszczam na wybory, by nie legitymizować elekcji jakiejkolwiek mafii na kolejnych administratorów władzy okupacyjnej. Jednakowoż w tej drugiej turze zrobię wyjątek, gdyż będą to zapewne ostatnie wybory na prezydenta. Następne, jeśli w ogóle nastąpią, niewątpliwie dotyczyć będą już stanowiska „Wielkiego Sanitariusza” oddziału globalnej psychuszki zwanego III RP.
Byłoby nietaktem, by w tym miejscu nie wspomnieć o roli kościoła, jako propagatora PRAWDY w omawianym zagadnieniu.
Podczas niedzielnej mszy konwentualnej w kościele Dominikanów we Wrocławiu, celebrans jak zwykle odniósł się do gorącego tematu pandemii, przekonując zgromadzone baranki, o konieczności noszenia kagańców.
Ja wiem że to jest męczące – stwierdził – ale wytrzymajcie jeszcze trochę, a (dopowiedzenie już mojego autorstwa) zapomnicie, że kiedyś w ogóle ich nie nosiliście i wszystko wróci do normy.
Niektórzy z was twierdzą – ciągnął dalej – że spotkanie chorego na koronawirusa, to tak jak wygranie miliona w lotka, ale nie zapominajcie, że każde życie jest bezcenne, a ludzie umierają, jak mój przyjaciel z Petersburga.
Przewielebny nie doprecyzował co prawda, czy przyjaciel zmarł na koronawirusa, ale jakie to ma w końcu znaczenie?! Kiedy elementarna logika podpowiada, że jeśli ktoś umrze w Petersburgu, to wszystkie baranki we wrocławskich kościołach powinny nosić kagańce!
W wielu swych poprzednich artykułach próbowałem wyjaśniać, czemu to nasi światowi władcy, poza wrodzonym im sadyzmem, narzucają ludzkości globalną psychuszkę? Doszedłem jednak do wniosku, że nie ma sensu tłumaczyć tego pacjentom i ich irytować. Im potrzebny jest spokój i maksymalne ograniczenie wolności, zarówno fizycznej jak i umysłowej, bo dzięki tym restrykcjom mniej sobie krzywd uczynią.
Tak też postępują nasi władcy. Krok po kroku po cichu wpychają ludzkość w kaftan bezpieczeństwa. Teraz, przed kolejną edycją pandemii, zaplanowaną na wrzesień, proces ten odbywa się ostrożnie, bez zbędnych fanfar i anonsów.
Przekonałem się o tym próbując zaplanować wakacyjną podróż lotniczą. Wirtualnie można zakupić dowolny lot na dowolny czas i w dowolne miejsce globu. Możliwość z jego skorzystania zależy jednak od „wymogów sanitarnych” w danym miejscu i czasie, a te według anonsów linii lotniczych zmieniają się dynamicznie „z dnia na dzień”. Gwarancję ma się więc jedynie na to, że wyda się pieniądze na bilet i nie poleci się nigdzie. Z drugiej zaś strony dynamicznie rozwija się doskonale zorganizowany i sfinansowany nielegalny przemyt emigrantów do Europy. Tak więc przepływ ludzi jest taki na jakim zależy globalnej oligarchii, a nie taki jakiego pragną pacjenci.
Na dzień dzisiejszy, de facto, jesteśmy ograniczeni do własnych państw, ale proces nieubłaganie posuwa się do przodu. Po następnych falach pandemii, zostaniemy ograniczeniu, do regionów, miast, potem dzielnic naszych miast, w takim zakresie, w jakim będzie to potrzebne oligarchom.
I nic się na to nie poradzi. W końcu dom wariatów, to dom wariatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...