sobota, 25 lipca 2020

Sic transit gloria…

Wybory prezydenckie zostały już skomentowane na wszystkie strony, chociaż jeszcze ani pan Piperman, ani pan Biberglanc, ani wszyscy pozostali czekiści, nie powiedzieli ostatniego słowa.

A ostatnie słowo chyba nieprędko padnie, skoro Judenrat „Gazety Wyborczej” 14 lipca pisze, że „Polska Trzaskowskiego staje na drodze walca władzy”. Dopiero staje, chociaż chyba nie cała, bo np. dama i pisarka Manuela Gretkowska wcale nie staje, tylko sprzedaje dworek i emigruje do ciepłych krajów, które już nie mogą doczekać się jej przybycia – ale co będzie, jak stanie?
Rysują się dwie możliwości: albo władza – jak pisze proletariacki poeta – „się zadziwi i zlęknie”, albo – jak z kolei śpiewał Wojciech Młynarski – „przyjdzie walec i wyrówna”.
Za pierwszą możliwością przemawia okoliczność, że „ważność wyborów prezydenckich stwierdza Sąd Najwyższy”. Jak się wydaje, „Polska Trzaskowskiego” w tym właśnie upatruje swoją ostatnią nadzieję. W Sądzie Najwyższym, podobnie jak w sądach drobniejszego płazu, gryzą się między sobą dwie partie polityczne: sędziowie „starzy”, co to „samego jeszcze znali Stalina” i sędziowie „młodzi”, który Stalina już nie znali.
Zatem – jak to w niezawisłym sądzie – na dwoje babka wróżyła, a tak naprawdę, to będzie tak, jak obydwu sędziowskim partiom nakażą zrobić stare kiejkuty, które z kolei akomodują się do zaleceń nadesłanych im przez odpowiednie zagraniczne centrale. Do tego czasu bitewny kurz nie tylko nie opadnie, ale jeszcze wzbije się pod niebiosa, podobnie jak gorączka politycznej wścieklizny, która nie opadnie z jednego jeszcze powodu.
Oto zarówno „Polska Trzaskowskiego”, jak i Polska Naczelnika Państwa”, zgodnie i ponad podziałami, nieubłaganym palcem wskazały wroga w postaci Konfederacji, którą teraz będą zwalczały, z jednej strony jako „faszystów” a z drugiej – jako „agentów Putina”, którzy postawili swój partyjniacki interes ponad interes państwowy. Interes państwowy bowiem polega na tym, by wszystko podporządkować partyjniackiemu interesowi Prawa i Sprawiedliwości oraz pragnieniom Naczelnika Państwa.
Oprócz tego w obydwu obozach rozpoczną się dintojry, żeby nieubłaganym palcem wskazać winowajcę porażki Rafała Trzaskowskiego z jednej strony, a z drugiej – żeby skarcić pobożnego posła Gowina, co to się rozdokazywał i w ten sposób udaremnił zmiażdżenie posągowej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przez pana prezydenta Andrzeja Dudę.
Znając Naczelnika Państwa jestem pewien, że będzie starał się nie tylko pomścić upokorzenie, jakiego doznał od pobożnego posła Gowina, ale i nerwy przed drugą turą wyborów. Tak czy owak najbliższy rok zapowiada się bardzo ciekawie, bo jeśli stare kiejkuty zdecydują się przemodelować „Polskę Trzaskowskiego”, to muszą zrobić to teraz, przynajmniej na dwa lata przed wyborami parlamentarnymi, żeby naród zdążył oswoić się z nowym, jasnym idolem i obdarzyć go zaufaniem.
Podobnie obóz „dobrej zmiany” musi swoją dintojrę zakończyć w podobnym terminie, żeby funkcjonariusze medialni mieli jasność, kogo mają nadymać, a kogo nie.
Nawiasem mówiąc kiedy tylko okazało się, że prezydent Andrzej Duda wygrał wybory, to w rządowej telewizji zmieniono stroje liturgiczne i pani red. Danuta Holecka zamiast w tradycyjnej czerni, w jaką drapowała się w dniach niepewności co do losów Polski, przywdziała radosną, czerwoną szatę liturgiczną, żeby pokazać, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej.
Nie tylko zresztą ona – bo oto mój Honorable Correspondant donosi mi o publikacji izraelskiego dziennika „The Jerusalem Post” z 14 lipca br. w związku z powtórnym wyborem Andrzeja Dudy na prezydenta Polski.
Oto jak komentuje to wydarzenie pan Jonatan Daniels, do którego wszyscy polscy dygnitarze biegają na szabasowe kolacje: Nie chcę – powiada – umniejszać problemu antysemityzmu, ale sądzę, że jeśli nawet się objawił w czasie tej kampanii, to był jedynie tymczasową walką o głosy. Ten „problem antysemityzmu”, to uwagi na temat amerykańskiej ustawy nr 447 JUST i żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski.
Dalej mówi pan Daniels, że obydwu kandydatów wspierały środowiska żydowskie, ale teraz, kiedy jest już po wyborach, powinno się uważać, że Andrzej Duda też może zmienić zdanie. Panu Danielsowi chodzi oczywiście o buńczuczną deklarację prezydenta Dudy, że „dopóki on będzie prezydentem”, to nie oddamy ani guzika. I wreszcie – kontynuuje pan Daniels – warto pamiętać, że może on mieć maksymalnie dwie kadencje i właśnie wygrał drugą, w związku z czym nie musi być trzymany przez swoją partię i może być bardziej samodzielny niż wcześniej, w podejmowaniu kroków poparcia dla środowisk żydowskich i dla Izraela.
„Uderzający jest brak szacunku Żydów do swoich usłużnych szabesgojów” – komentuje tę wypowiedź mój Honorable Correspondant.
Ano, staropolskie przysłowie powiada, że „kto panu służy wiernie, ten mu za to pierdnie”. I rzeczywiście. Oto nieoceniona pani Żorżeta, która całkiem niedawno pryncypialnie ofuknęła panią Beatę Mazurek, sugerującą powiązania telewizyjnej stacji TVN z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, a wcześniej osadziła niezależną prokuraturę, która chciała wyjaśnić, czy huczne obchody urodzin Adolfa Hitlera w lasach pod Wodzisławiem Śląskim nie były aby zaaranżowane przez dziennikarzy TVN, teraz dźgnęła nieubłaganym palcem w chore z nienawiści oczy samego Antoniego Macierewicza za „dzielące i nienawistne wypowiedzi”.
Chodzi o uwagę złowrogiego Antoniego Macierewicza, że „obrona kłamstw TVN i agentury WSI , finansowanie prześladowców ks. Blachnickiego i kłamstwa smoleńskiego (…) to program, który chce się narzucić Narodowi Polskiemu. Dla mnie to zdrada i zaprzaństwo” – kończy złowrogi Antoni Macierewicz.
Ano cóż; pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki wszystko przewidział, pisząc w bajce o starym psie i starym słudze: „Póki gonił zające, póki kaczki znosił, Kasztan co chciał u pana swojego wyprosił. Zestarzał się i z dawnego pańskiego pieścidła psisko stare, niezdatne, oddano do bydła. Widząc jak pies nieborak oblizuje kości, żywił go stary szafarz, kędyś podstarości.”
Najwyraźniej złowrogi Antoni Macierewicz definitywnie wypadł z łask Naszego Najważniejszego Sojusznika, chociaż w latach dobrego fartu niczego nie potrafił mu odmówić. Najwyraźniej pani Żorżeta skądś o tym wie i traktuje złowrogiego Antoniego Macierewicza bez żadnej staroświeckiej rewerencji, niczym jakiegoś szabesgoja. Czyżby miało to jakiś związek z zagadkowym opuszczeniem TVN przez panią red. Justynę Pochanke i jej małżonka, który do niedawna robił tam – jak powiadają wymowni Francuzi – „la pluie et le beau temps”? Ładny interes!
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...