Co roku, przeważnie w okolicach 12. maja i 15. sierpnia – wraca rytualny spór endeków z piłsudczykami. Pomijając szurów z obu stron, kłócących się dla samej kłótni oraz tych upierających się przy historycznej racji – teoretycznie ma to być nadal aktualne odniesienie do zasadniczych dylematów polskich strategii politycznych, a nie tylko dziejopisarskie rupieciarstwo.
I niby ma to pewne podstawy, ze względu na jakieś tam odwoływanie się współczesnych nurtów i ugrupowań do tradycji wiązanej czy to z Piłsudskim, czy Dmowskim.
Sęk w tym jednak, że ani ci, którzy dziś chodzą za narodowców – nie są endekami, ani tym bardziej rządząca Polską centroprawica nie jest żadną “neo-sanacją“.
Obca agentura, nie żadna „neo-sanacja”
O ile neo-narodowców można zostawić na boku (bo przeważnie nie wiedzą co czynią, mówią i piszą, stąd brak ich endeckiej ciągłości), o tyle z rzekomymi neo-piłsudczykami sprawa jest grubsza. Od oryginałów różni ich sprawa zasadnicza – zależność od obcych ośrodków władzy i realizowanie WYŁĄCZNIE obcych celów politycznych polskimi rękami.
To bardzo ważne podkreślenie. Tak, Piłsudski w różnych okresach swej kariery pracował bowiem dla Austro-Węgier, Niemiec i długo dla Wielkiej Brytanii – jednak czynił tak (z reguły błędnie) zakładając, że w ten sposób zrealizuje jakieś cele polskie. Będąc agentem uważał się zatem raczej za paputczika Wiednia, Berlina czy Londynu.
Nic takiego nie zachodzi w przypadku wycierających sobie dziś gęby “dziedzictwem Marszałka“. To od początku do końca agentura, jedna z tych, przed którymi sam Piłsudski słusznie ostrzegał.
Dlatego właśnie należy narodowe egzekwie nad Piłsudskim prowadzić mając to rozróżnienie na uwadze. Problem polega jednak na tym, że ci którzy celowo i świadomie kłamią, nadając swoim celom dekor piłsudczykowski – wszelką merytoryczną krytykę doskonale ignorują. Oburza ona za to śmiertelnie (poza tym całkiem normalnych i niegłupich) wielbicieli marszałka, którzy rzucają się bronić swego idola, co nieodmiennie kończy się kłótniami, dającymi cynikom wolne miejsce na dalsze serwowanie propagandy.
Piszczyki Wszechpolskie
No i do tego wszystkiego to paradne, ale chyba zupełnie szczere ukąszenie piłsudczykowskie w obrębie obozu nazywającego się obecnie narodowym. Już nawet nie o to chodzi, że jego członkowie powinni sobie w takim razie założyć Legion Młodych, a nie Młodzież Wszechpolską, ani o to, że paradujący 15. sierpnia z portretami i Piłsudskiego, i Rozwadowskiego równocześnie ani-legionowi ani-wszechpolacy wyglądali jak Piszczyk w „Zezowatym szczęściu” raz wołający „Precz z sanacją!”, a raz „Niech żyje marszałek Śmigły-Rydz!”.
Poważniejszym problemem jest natomiast choćby to, że to samo towarzystwo nie rozumie także co jest nie-endeckiego, ba! sprzecznego z polskim interesem narodowym choćby w domaganiu się “demokratyzacji Białorusi“, zaś wpisy i deklaracje osób takich jak Robert Winnicki (przedstawiający się w tym gronie jakie niemal ortodoks i partyjny ideologo-intelektualista) – są krańcowo niezgodne i z racją stanu Polski, i wszystkim, czego o myśleniu geopolitycznym starała się uczyć Polaków endecja.
Wielka Polska Mocarstwowa
Reasumując – problemem są:
– realizatorzy nie-polskich celów przyzywający imię marszałka nadaremnie,
– pożyteczni idioci w obrębie niby to polskiego obozu pseudo-narodowego, tymże nie-polskim celom pomagający.
A my się w tym czasie wykłócamy z jakimiś biedakami płaczącymi czemu nie kochamy marszałka i zanoszącymi się na wszelkie dywagacje o dowodzeniu w bitwie warszawskiej itp. niczym kopane szczeniaczki, aż ich czasem po ludzku żal i szkoda…
Stąd właśnie, o ile różnica między piłsudczykowską, a endecką wizją i praktyką polityki pozostaje aktualna – to raz, że nie jest to dziś dylemat pierwszej ważności, a dwa, że nawet prowadząc dalej ów spór – spieramy się nie z tymi, z którymi trzeba.
Oczywiście, są tego plusy – jakieś ostateczne przebicie się z osobą gen. Rozwadowskiego do nieco szerszej świadomości, czy podobne przywrócenie do narodowego panteonu gen. Hallera. Niemniej właśnie cel polityczny, o którym mówimy, czy będzie to endecka Wielka Polska, czy sanacyjne Państwo Mocarstwowe, czy wreszcie stanowiące kongenialną syntezę tych dwóch falangistowskie IMPERIUM – jest wciąż poza naszym zasięgiem, rządzą zaś nami agentury, co do których i Dmowski, i Piłsudski byliby zapewne zupełnie zgodni.
Nie w tym więc rzecz czy niesie się portret Marszałka, czy cytuje dzieła ojca endecji – tylko w rozdrabniającym siły polskie skupianiu na talmudycznym sporze między dobrymi Polakami, którym już dawno odebrano wpływ na sprawy kraju. I najważniejszą rzeczą jest dziś wpływ ten odzyskać. A potem to już każdy będzie mógł chodzić pod taki pomnik, jaki mu będzie odpowiadać przy dowolnie wybranej rocznicy. Byle dla Polski.
Konrad Rękas
https://xportal.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz