O politycznym aspekcie protestów przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego (rzecz sporna, czy z uwagi na sposób powołania jego składu i przygotowanie zasiadających w nim nominatów PiS uznawać można ten organ za mający moc i autorytet orzekania) w sprawie zakazu przerywania ciąży napisano już sporo.
Bezsporne jest to, że wywołanie całego konfliktu świadczy o skrajnym braku znajomości otoczenia społecznego przez szefostwo partii rządzącej. Nie budzi też wątpliwości, że stanowi on lokalną odmianę wojny kulturowej toczącej się w metropolii kontrolującej Polskę – Stanach Zjednoczonych. Wojna ta prowadzona jest przez dwa skrzydła imperialnego establishmentu – neokonserwatystów i neoliberałów z ich lokalnymi mutacjami.
Myślę jednak, że warto w tym gorącym okresie pochylić się nad innym aspektem zjawiska. Opublikowane niedawno wyniki badań na temat religijności przeprowadzonych w 106 krajach przez amerykańską pracownię Pew Research Center wskazują wyraźnie, że Polska jest światowym liderem tempa laicyzacji najmłodszych pokoleń. Spada nie tylko częstotliwość praktyk religijnych, ale także poziom jakiejkolwiek identyfikacji z rzymskim katolicyzmem.
Niezależnie od oceny tego zjawiska, trzeba się z nim liczyć. Zlecając podporządkowanemu sobie TK zajęcie się sprawą aborcji, PiS wykonało obiektywnie olbrzymi krok w kierunku dechrystianizacji Polski, ruch przeciwko Kościołowi i jego interesom. Choć brzmi to paradoksalnie, najprostszą drogą do osłabienia jakiegoś wyznania jest sprowadzenie go ze sfery duchowej do poziomu sporu politycznego.
Liczba dokonywanych aborcji jest w Polsce dużo niższa niż w większości krajów europejskich. Problem przerywania ciąży nie był zatem obiektywnie istotny. Mimo to, zdecydowano się na przeniesienie go z obszaru etyki do domeny prawa. Jest to samo w sobie działanie sprzeczne z kulturą europejską. Już w starożytnej Grecji dokonano rozróżnienia na sferę prywatną i sferę publiczną. Ostatecznie granice pomiędzy tymi dwoma terytoriami ludzkiego życia ustalił Rzym.
Siła Kościoła, jak każdego innego związku wyznaniowego, powinna przejawiać się przede wszystkim w pierwszej z tych sfer – prywatnej. W niespokojnych, pełnych napięcia i codziennej niepewności czasach, odpowiedziami na fundamentalne dylematy moralne zajmują się zazwyczaj kapłani. W prawosławiu, islamie, buddyzmie i wielu innych religiach pełnią oni rolę przewodników i autorytetów, pracując na co dzień z ludźmi wątpiącymi i stojącymi na życiowym rozstaju dróg.
Choć stoję na zewnątrz, rzadko zdarza mi się słyszeć od przyjaciół – katolików, by w ich życiu istotną rolę odgrywał taki duchowy przewodnik. Stan kapłański skupiony jest na sprawach przyziemnych, organizacyjnych, lub na udziale w ogólnokrajowych debatach. W ich misji zniknął gdzieś z pola widzenia najzwyklejszy, przeciętny śmiertelnik desperacko poszukujący mądrej rady i odpowiedzi na podstawowe pytania: co jest dobre, a co złe? jaki jest cel i sens naszej egzystencji? Stąd niebawem znacznie więcej osób szukać będzie ukojenia i pomocy w gabinetach psychologicznych, a coraz mniej w kościołach.
Tymczasem siłą instytucji wyznaniowej nie jest Kodeks karny i prokurator. To bowiem twory pochodzące z całkiem innej sfery. Siłą Kościoła rzymskokatolickiego nie jest też wyłącznie frekwencja na niedzielnych czy świątecznych mszach. Siła Kościoła to liczba ludzi, których jego kapłani są w stanie przekonać do określonego systemu wartości. Krótko mówiąc, gdyby Kościół był silny jako instytucja religijna, załatwiłby problemy z aborcją siłą swojego nauczania i przekonywania.
Pod rządami PiS powstaje wrażenie, że polskie duchowieństwo dokonało dezercji ze sfery prywatnej życia ludzkiego, jaką jest religia. PiSowski prokurator ścigający ludzi popełniających czyn niezgodny z aksjologią rzymskokatolicką w żaden sposób nie wzmocni autorytetu Kościoła. Przeciwnie – ostatecznie zwiąże go z określoną opcją polityczną, która w ciągu kilku lat może zatonąć, pociągając za sobą znaczną część Kościoła i wyrządzając mu tym samym ciężkie straty.
Realizm każe zaakceptować powyższe fakty i nie obrażać się na nie. Tragiczne dylematy moralne wielu matek mających urodzić niepełnosprawne dzieci powinny być rozstrzygane przy pomocy duchowych autorytetów i opiekunów. Kwalifikacji do ich oceniania nie ma prokurator i sąd. Kościół obecny kryzys przetrwa, choć mocno osłabiony. Nie wiadomo, czy przetrwa go PiS. I to ostatnie jest chyba jedyną dobrą wiadomością wśród tych dość ponurych uwag. Kościołowi można życzyć sukcesów w sprawowaniu roli moralnego drogowskazu dla wiernych.
PiS nakaz moralny sprowadza do poziomu ingerencji obcych, bezdusznych urzędników i aparatczyków w tragedie polskich rodzin. Dlatego polegnie, niezależnie od tego, jak długo trwać będzie jego agonia. W przeciwieństwie do partii rządzącej, warto zaś przyjąć, że Polak to niekoniecznie katolik. Katolików wśród Polaków będzie coraz mniej. Co nie odbiera im prawa do polskości.
Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 45-46 (8-15.11.2020)
http://mysl-polska.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz