Dwustu generałów będących na emeryturze, wystosowało list do pisowskiej władzy, żeby uważała i nie przeciągała struny. Nie wiem na ile to się łączy, ale w internecie spotkałem coś w rodzaju przepisu na lewicowe obalenie rządów PiS-u. A teraz dlaczego powstała idealna sytuacja do zamachu stanu i dlaczego takiego zamachu nie będzie. Zacznijmy od “listu 200 generałów”.
Od czasów PRL-u listy tytułowane liczbą sygnatariuszy oburzonych, protestujących, domagających się czegoś od aktualnej władzy, są stałym elementem życia politycznego w Polsce. Jedne na stałe weszły do historii, o innych szybko zapomniano.
“List 200 generałów” pewnie szybko wyląduje w tej drugiej grupie albo zapoczątkuje nową kategorię listów w formie, treści albo wymowie satyrycznych.
Jakoś tak przeleciał mi w głowie obraz Ilii Repnina “Kozacy piszący list do sułtana”. List kozaków był w najwyższym stopniu obraźliwy i lekceważący dla sułtana. Kozacy nie bali się sułtana ani jego gróźb, a w razie czego potrafili się zwycięsko bić.
Z naszymi 200 generałami w stanie spoczynku jest inaczej. Nawet nie miałem pojęcia, że w Polsce jest aż tylu generałów w stanie spoczynku. Biorąc pod uwagę stan różnych służb mundurowych w Polsce, sypiące się struktury państwa, chaos, rosnącą wściekłość ogółu społeczeństwa, a zwłaszcza coraz liczniejszych grup zawodowych, to tych dwustu generałów mogłoby samodzielnie przeprowadzić zamach stanu – ale nie przeprowadzą. Nie przeprowadzą nawet gdyby ich było trzystu i jest to zamierzona kpina wymieszana z ironią, w kontraście do determinacji i męstwa 300 Spartan.
A tak na boku zauważając, jest to dowód na to, że Polska nie jest albo nie całkiem jest republiką bananową. W tych republikach w takiej sytuacji, wystarczyłoby nie dwustu, ale trzech (juntos po hiszpańsku) i niekoniecznie generałów, żeby doszło do zamachu stanu. Zatem dlaczego nie będzie zamachu stanu? W Polsce, jak coś bardzo trudno uzasadnić albo gdy uzasadnienie jest oczywiste, używa się zwrotu “a bo tak”.
Uważam, że za odpowiedź na pytanie dlaczego nie dojdzie do zamachu stanu wystarczy „a bo tak!” I wcale nie dlatego, że 200 w jest w stanie spoczynku, a tu byłby konieczny męski wzwód.
Z kolei lewicowy przepis, którego autorstwa nie znam poza tym, że jest lewicowy, główny nacisk kładzie na strajki w zakładach pracy. Świadomie nazywam to przepisem, a nie na przykład receptą, ponieważ ten lewicowy pomysł bardziej przypomina przepis na placek z zakalcem niż receptę na truciznę, która miałaby pozbawić PiS władzy. Trucizna też jest tu bardzo a propos, ponieważ to od wieków broń wściekłych bab.
Zresztą nie rozumiem tego lewicowego zapatrzenia się na “Solidarność”. Po ostatnich wypowiedziach sądziłem, że intelektualna liderka lewicy, Magdalena Środa, ma trochę zdrowego zmysłu politycznego, ale po tym, gdy dzisiaj porównała panią lesbijkę dowodzącą ulicznymi protestami do Lecha Wałęsy, straciłem wiarę w ten zdrowy zmysł.
Pani Środa chyba nie zdaje sobie sprawy jaką radość tym porównaniem sprawiła sympatykom PiS-u. Wałęsa – Bolek, agent bezpieki i lesbijka również ponoć z jakąś ubecką genealogią – jakże to pasuje do poetyki dziadka z Wermachtu, która wyborcom PiS-u wystarcza za wszelkie racjonalne argumenty.
Z tego zapatrzenia w “Solidarność” wynika także metoda strajków jako przepis na obalenie władzy PiS-u. Prawdopodobnie te same siły, co w Polsce, próbują wzniecać strajki na Białorusi. Mimo braku efektów zamysł mógł mieć sens, ponieważ na Białorusi przemysł i fabryki są nadal w dużej mierze państwowe. Ale w Polsce, gdzie ogromna część przemysłu jest w rękach prywatnych, a dodatkowo rząd wygasza jego pracę z powodu koronawirusa, to kto niby miałby strajkować, jakby nawet chciał? Górnicy, kolejarze, a może listonosze? Nie zanosi się.
Jedyny sposób, to być może zajmowanie gmachów rządowych w Warszawie, urzędów wojewódzkich i może siedzib władz samorządowych, gdzie rządzi PiS. Do tego trzeba mieć przygotowane, zorganizowane i gotowe na przemoc ekipy, liczące od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Nic tego nie zapowiada tym bardziej, że setki licealistów i studentów, którzy są ogromną częścią protestujących, rzucają się do panicznej ucieczki tylko na krzyk grupki kiboli.
Podobnie jak na Białorusi demonstracje na ulicach mogą trwać do usranej śmierci. Wcześniej wzbudzą wściekłość kierowców, wśród których kobiety to znaczący odsetek, niż przestraszą Jarosława Kaczyńskiego.
Owszem, sytuacja jest napięta i wymaga mocnych nerwów od rządzących. Jednak do nieulegania ulicznym protestom wystarczy świadomość, że oddanie władzy, to nie będzie zwykła zmiana rządu w praworządnym państwie, ale dla PiS-u będzie to katastrofa w wielu wymiarach.
Teraz zmiana władzy może się tylko dokonać w drodze zamachu stanu i jest do tego sprzyjająca sytuacja. Zamachu stanu jednak nikt nie zrobi, ponieważ w Polsce nie ma żadnej takiej siły.
Inna skuteczna droga, to wcześniejsze wybory. Ta droga jest ryzykowna. Wyborcy PiS-u są głównie na prowincji i są bierni. Nie protestują, nie urządzają happeningów, są mało aktywni w internecie. Jednak w dniu głosowania mobilizują się i pokazują swoją siłę.
Kilka miesięcy temu napisałem, że koronawirus stał się głównym reżyserem i rozgrywającym w polskim życiu politycznym. Podtrzymuję to zdanie tym bardziej, że się coraz bardziej sprawdza. Wydaje mi się, że rozwój wydarzeń spowodowany epidemią może doprowadzić do zmiany władzy, ale najwcześniej na wiosnę przyszłego roku. I oby na pytanie kto będzie rządził w Polsce nie musiała paść odpowiedź, że ten, kto przeżyje
Andrzej Szlęzak
https://konserwatyzm.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz