poniedziałek, 2 listopada 2020

Sprawiedliwość triumfuje podczas epidemii

Obfitujące w dramatyczne okoliczności zatrzymanie i przeszukanie w domu pana mecenasa Romana Giertycha, podczas którego zatrzymany zasłabł i został odwieziony do szpitala, gdzie to odzyskiwał świadomość, to ją tracił – ale czujnie, bo tracił na widok prokuratorów, a odzyskiwał na widok zastępczyni rzecznika praw obywatelskich, która próbowała czuwać przy łożu boleści.

W rezultacie prokuratorzy przedstawili panu mecenasowi zarzuty, że maczał palce przy wyprowadzeniu 92 mln zł ze spółki Polnord SA do spółki Prokom Investment.

To znaczy – tak się przechwalali – bo adwokaci pana Romana twierdzili, że prokuratorzy przedstawili zarzuty nie panu mecenasowi Giertychowi, tylko jego plecom, bo na widok prokuratorów miał stracić przytomność i odwrócić się do nich plecami.

Z tego powodu nie ma on statusu „podejrzanego” i gdyby nie był w szpitalu jako pacjent (prokuratorzy twierdzą, że jako symulant), to musiałby zostać wypuszczony do domu, bo zatrzymać obywatela można nie na dłużej, jak 48 godzin – chyba, że przedstawi mu się zarzuty, a wtedy można go nawet aresztować niechby i na 3 lata – jak to się przytrafiło panu Piskorskiemu, podejrzewanemu o wyrażanie poglądów zbieżnych z poglądami zimnego ruskiego czekisty Putina.

Już w tego powodu sprawa – jak mawiał pan mecenas Maciejkowski, którego poznałem podczas praktyki studenckiej w sądzie w Lublinie – jest pod względem prawnym „smakowita”, a przecież to dopiero początek.

Nawiasem mówiąc, zastanawiam się, czy sąd, w którym odbywałem tę praktykę był „niezawisły”, tak samo, jak na przykład sąd w Poznaniu, czy też przeciwnie – nie był, bo wtedy, jak wiadomo, szalał komunizm. Nie przypominam sobie żadnej sprawy politycznej, ale jeśli chodzi o obrazki obyczajowe, to ich wtedy nie brakowało. Na przykład podczas sprawy rozwodowej, mąż narzekał na żonę-sekutnicę, że z powodu jej zrzędzenia rozchorował się i musiał poddać operacji usunięcia płuca. Pełnomocnik żony ironicznie wyraził wątpliwość, czy to prawda, a wtedy tamten, dotknięty do żywego, zaczął się rozbierać i zrzuciwszy koszulę pokazał długą bliznę na plecach z okrzykiem: „patrz, ty łgarzu!”

Innym znowu razem jedna pani nazwała drugą „rusałką”, za co tamta zrobiła jej sprawę. Sędzia próbował tłumaczyć, że „rusałka”, to nic obraźliwego, ale oskarżycielka wiedziała swoje. Okazało się, że była przekonana, że „rusałka”, to kobieta lekkich obyczajów, taka, co się „rusa”.

Ciekawe, jak to z punktu widzenia prawnego wygląda dzisiaj; czy o niedozwolonym charakterze czynu przesądzają odczucia obrażonego, czy też potrzebne są jeszcze jakieś przesłanki obiektywne. Skoro bowiem kodeks karny penalizuje publikację nawet informacji prawdziwych, to nie można już być pewnym niczego.

W takiej sytuacji rola adwokata jest bardzo duża, zwłaszcza gdy przyjaźni się z niezawisłym sędzią, a jeszcze większa – rola niezawisłego sędziego. Toteż sędziowie korzystają z niezawisłości ile wlezie – o czym za pierwszej komuny mowy być nie mogło, bo taki jeden z drugim sędzia nigdy nie był do końca pewny, czy stojący przed nim człowiek nie ma pleców w partii, czy bezpiece, więc na wszelki wypadek zachowywał się w miarę przyzwoicie – oczywiście jak na garbatego – ale to już było coś.

Teraz pod tym względem panuje niezawisłość całkowita, to znaczy – panowałaby, gdyby nie niewyjaśniona do dzisiaj kwestia, ilu niezawisłych sędziów utrzymuje tajną współprace z którąś z siedmiu bezpieczniackich watah. Pytanie jest zasadne również dlatego, że okazało się, iż Urząd Ochrony Państwa, a potem – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prowadziła „operację Temida”, której celem był werbunek agentury właśnie w środowisku niezawisłych sędziów. Ta sprawa wyszła na jaw przypadkowo, podczas rozpatrywania sprawy sędziego Andrzeja Hurasa w Katowic. Prowadzący tę sprawę sędzia Lipiński zwrócił się do ABW o informacje w tej sprawie, ale oczywiście głuche milczenie było mu odpowiedzią.

A przecież oprócz ABW istnieje w Polsce co najmniej jeszcze 6 bezpieczniackich watah i każda z nich ma prawo prowadzenia działalności operacyjnej, czyli musi werbować sobie konfidentów. Skoro tak, to dlaczego nie wśród niezawisłych sędziów? Ja na miejscu herszta którejś z tych watah właśnie tu bym szukał kandydatów, bo taki sędzia to prawdziwy skarb – i oświeci i uspokoi i – jak będzie trzeba – wybawi z kłopotu.

A taka właśnie sytuacja wydarzyła się przy okazji spektakularnego zatrzymania pana mecenasa Giertycha. Jednocześnie bowiem CBA zatrzymało również pana Ryszarda Krauze i kilka innych osób, pod podobnym zarzutem. Prokuratura była przekonana, że pan Krauze powędruje do aresztu wydobywczego, może nie na tak długo, jak pan Piskorski, ale zawsze.

Tymczasem pani sędzia Renata Żurowska z niezawisłego sądu w Poznaniu, jednym rzutem oka spenetrowała prawdę, że żadnego przestępstwa nie było, bo – jak to w krótkich, żołnierskich słowach wyjaśnił pan Krauze – prokuratura omyłkowo przyjęła przychód za stratę. Jeśli tak, to nie tylko CBA, ale i ci prokuratorzy, to jakieś ćwoki. przecież każdy księgowy wie, że forsę raz zapisuje się pod pozycją „winien”, a innym razem – pod pozycją „ma”. A nawet gdyby tak nie było, to jak można było w ogóle dopuścić sobie do głowy, że pan Krauze mógł komuś wyrządzić jakieś szkody?

Na szczęście pani sędzia Renata Żurowska, która „nie boi się trudnych rozstrzygnięć” i w ogóle – „wykazuje się odwagą” – w lot skapowała co i jak. Rozpisuję się o tym tak szeroko, bo właśnie takie przypadki zadają kłam opiniom kolportowanym przez zagraniczne, skorumpowane sądy, że nasz, to znaczy – tubylczy wymiar sprawiedliwości, to jeden wielki Scheiss i w związku z tym nie wydają Polsce nawet przestępców złapanych na gorącym.

Tak samo mówiła Fajga Mindla Danielak, czyli „Helena Wolińska”, kiedy nasz bantustan zwrócił się do Wielkiej Brytanii o jej wydanie, jako podejrzanej o liczne, komunistyczne zbrodnie. Pani Fajga powiedziała wtedy, że w Polsce panuje antisemitismus, w związku z tym o żadnym sprawiedliwym procesie nie może tam być mowy – i niezawisły sąd angielski od razu w to uwierzył.

Tymczasem widzimy, że to nieprawda, a na szczególne podkreślenie zasługuje okoliczność, że ten pokaz niezawisłości zdarzył się właśnie w Poznaniu. Ja sam, na podstawie własnych doświadczeń wiem, że właśnie sądy poznańskie są najniezawiślejsze w całej Polsce, że są nawet bardziej niezawisłe – w co trudno uwierzyć, ale to prawda – niż niezawisłe sądy w Gdańsku. Teraz prokuratorzy, co to nie potrafią odróżnić przychodów od odchodów, zapowiadają, że będą się „żalić” i w ogóle – mazgaić – ale wiadomo, że to nic im nie pomoże, bo takie zażalenie też trafi przecież do niezawisłego sądu w Poznaniu, a ten już będzie wiedział, że powinien je wrzucić do kosza, tak samo, jak pani sędzia Renata Żurowska zrobiła z prokuratorskimi oskarżeniami.

Toteż kiedy pan mecenas Giertych się o tym dowiedział, to z radości nie tylko odzyskał przytomność, ale złożył też dowód swej erudycji, trawestując słowa, jakie prostemu pruskiemu młynarzowi włożył w usta francuski poeta i – dodajmy – również adwokat Franciszek Andrieux, że „są jeszcze sędziowie w Berlinie!” Ten młynarz postawił się pruskiemu królowi Fryderykowi Wielkiemu, który – zbudowany taką wiarą w niezawisłość pruskich sądów – natychmiast się z młynarzem pogodził. Pan mecenas Giertych pochwalił oczywiście niezawisłe sądy w Poznaniu, dzięki czemu zasłyną one na świecie z niezawisłości jeszcze bardziej, niż dotąd.

Wygląda zatem na to, że cała ta awantura zakończy się wesołym oberkiem, ku uciesze wszystkich zainteresowanych. Takiego szczęścia nie miał niestety były senator PiS Stanisław Kogut. Jemu też prokuratura nastawiała zarzutów że głowa mała – ale wszystko naskarżyła do niezawisłego sądu gdzieś w Gorlicach, czy Nowym Sączu, Tamte sądy też oczywiście są niezawisłe, ale gdzie im tam do najniezawiślejszych sądów poznańskich! Toteż Stanisław Kogut nie miał innego wyjścia, jak taktownie umrzeć, co prokuraturze zaoszczędziło skandalu, a niezawisłemu sądowi – niepotrzebnej mitręgi. Przyszło mu to tym łatwiej, że podobno zaraził się zbrodniczym koronawirusem, przez co oddał ojczyźnie ostatnią przysługę, poprawiając statystyki zgonów z przyczyny epidemii.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...