poniedziałek, 2 listopada 2020

Żadnej rewolucji nie będzie


Jałowe są już te wszystkie „pogłębione” analizy obecnych demonstracji, że oto dokonał się jakiś „przełom” jakościowy, „starsze pokolenia straciły język komunikacji z młodymi”, wyrosło jakieś „pokolenie Tik-Toka”, „zmienił się diametralnie system wartości”, teraz czeka nas już nieuchronny upadek PiS-owskiej kliki etc.

Większość biorących udział w demonstracjach to kobiety i młodzież w rurkach, w tym również „młodsza młodzież”. Grupy takie nie są zdolne do stosowania przemocy i same z siebie nigdy niczego nie obalą. Widać to na Białorusi, gdzie kobiety i „sojowi mężczyźni” z branży IT nic jak dotychczas nie osiągnęli.

Tam, gdzie z protestów społecznych wyrastały rewolucje żyjące własnymi siłami, tam ton nadawali im zaprawieni w walce wręcz mężczyźni w wieku 25-35 lat. Nie dzieci. Nie nastolatki. Nie kobiety. Nie młodzież. Nawet nie dwudziestolatkowie z korpo. Na Ukrainie w 2014 r. amebowy „Euromajdan” przerodził się w rewolucję, gdy przejęli go nacjonalistyczni bojówkarze z Galicji. We Francji „żółte kamizelki” to z reguły pracujący fizycznie dorośli mężczyźni, gotowi naparzać się z policją. W Iraku za Daesz stali dawni oficerowie saddamowskich służb bezpieczeństwa.

U nas, jak na razie, nic takiego nie ma. Pojawienie się małych grup kiboli, a nawet zwykłych wiernych – młodych mężczyzn, pod kościołami, uczyniło je praktycznie nieosiągalnymi dla protestujących. Ataki niewielkich grupek z wczoraj skutecznie rozpraszały tłum i wywoływały w nim panikę.

Protesty za aborcją nie angażują żadnej poważnej siły fizycznej, która zdolna byłaby na przykład do przełamywania kordonów policyjnych lub zajmowania i okupacji budynków. Akcje Agrounii z wysypywaniem gnoju pod biurami poselskimi były bardziej skuteczne niż wczorajsza manifestacja.

Ideowo-cywilizacyjne znaczenie tych manifestacji też jest przeceniane. Gdyby PiS nagle wprowadził zakaz pornografii, to na ulice też wyległyby tłumy spędzającej noce przed monitorami młodzieży. Tak jak i w obecnym przypadku, nie świadczyłoby to jednak o żadnej „zmianie pokoleniowej”, tylko o kolejnej odsłonie stałej społecznej tendencji, odrzucania każdej próby zmniejszenia komfortu życia i używania.

Jeśli rzeczywiście jakaś fundamentalna zmiana w Polsce się dokonała, to wśród elit państwa, Kościoła katolickiego i opinii publicznej, które przestały wierzyć w swoje racje, uwierzyły zaś w to, że słuszność tak naprawdę jest po stronie protestujących i że to one (elity) „stoją po złej stronie historii”.

Taka sama „fundamentalna zmiana” dokonała się – w umysłach elit rządzących państw iberyjskich w połowie lat 1970. i w umysłach elit rządzących państw bloku socjalistycznego w latach 1980. W Chinach za to ją przezwyciężono, a w niepodległej Korei w ogóle takiej demoralizacji nie dopuszczono.

W efekcie, w krajach europejskich dokonał się liberalny rozkład, gdy tymczasem w krajach azjatyckich – autorytarna konsolidacja. Obecnie waży się sytuacja w Białorusi, gdzie – jeśli elita władzy zachowała wiarę we własną słuszność i wizję kraju, to tamtejszy system polityczny ma szansę przetrwać, jeśli zaś taką wiarę i wizję straciła, to się rozpadnie (prognozuję raczej pesymistyczny scenariusz, bo tendencje z Zachodu zawsze z opóźnieniem materializują się też w Ruskim Świecie).

Oczywiście, znamy też przykłady udanych rewolucji „młodzieżowych” – armeńskiej z 2018 r., ukraińskiej z 2004 r., gruzińskiej z 2003 r., serbskiej z 2000 r., ale były one inspirowane z zewnątrz, dokonały się w państwach słabych i rządzonych przez cyniczne, zdemoralizowane elity, a często w rzeczywistości kryły się za nimi całkiem solidne siły (między innymi operatorzy buldożerów w przypadku Serbii). Poza tym, ekipy wyłonione z takich przewrotów błyskawicznie się z reguły kompromitowały.

Innymi słowy, obecne wystąpienia uliczne w naszym kraju nie mają potencjału żadnej rewolucji. Jedyna rewolucja jaka nam grozi, to rewolucja z szeregów PiS i Kościoła katolickiego, w których szeregach nie wierzy się już w nic, które boją się przyznawać do elementów Tradycji we własnej tożsamości, a ich jedyną wytyczną dla działania są sondaże popularności, których choćby minimalne odchylenia w dół powodują panikę i wycofywanie się z każdej kontrowersyjnej decyzji.

Jedyna rzeczywiście znacząca liberalna i postmodernistyczna rewolucja dokonała się więc w umysłach polskich elit, mentalnie niezdolnych już przeciwstawić się zachodnim ideologiom wolnościowym, ani porządkować kraju i wychowywać społeczeństwa.

Ronald Lasecki
http://mysl-polska.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...