środa, 2 grudnia 2020

Joe Biden u progu prezydentury


Emocje związane z procesem wyborczym w Stanach Zjednoczonych przeszły w fazę delikatnego uspokojenia, aczkolwiek na ogólnie wysokim poziomie emocji w stanach średnich.

Porażki Trumpa w sądach stanowych, a także potwierdzenie jego przegranej pomimo przeliczenia głosów (Georgia), spowodowały, że nie wydaje się być on już tak przekonanym o możliwości odwrócenia wyniku wyborów w sposób – nazwijmy to – cywilizowany.

Praktycznie nierealne, choć teoretycznie możliwe, jest zagłosowanie elektorów wbrew wynikom powszechnego głosowania, w którym Biden uzyskał dość dużą przewagę uzyskując 306 głosów elektorskich, podczas gdy do wygranej wymagane jest 270. Większość elektorów składa przysięgę, zobowiązując się do głosowania na określonego kandydata, w 32 stanach sprzeniewierzenie się przysiędze jest karane, a ponadto w historii większość tego typu przypadków sprowadzała się do głosowania na kandydatów mniejszościowych.

Można też powątpiewać, czy sukcesem Trumpa zakończy się ewentualne wystąpienie do Sądu Najwyższego. Do tej pory Sąd Najwyższy decydował tylko raz, w 2000 r., kiedy Al Gore przegrał na Florydzie różnicą ledwie 537 głosów przy 6 milionach głosujących. Zarządzono wówczas ponowne liczenie głosów, sprawa trafiła do SN, który zdecydował o przerwaniu liczenia i tym samym zdecydował na korzyść Georga W. Busha.

Przegrany Trump

Zatem, jeżeli nie nastąpią jakieś wydarzenia bez precedensu w historii USA, prezydentem zostanie Joe Biden. Bez względu na odczucia Trumpa, jego sztabu i jego zwolenników, także tych platonicznych, poza granicami kraju, w tym w Polsce, zgodnie z procedurami obowiązującymi w Stanach trudno już cokolwiek zrobić.

Trump miał świetną kampanię, ale wydaje się, że trochę spóźnioną. Z perspektywy czasu wydaje się również, że atak i dyskredytowanie głosowania korespondencyjnego nie tylko nie przyniósł pozytywnego efektu dla Trumpa, ale wręcz przeciwnie – jego zwolennicy generalnie nie głosowali w ten sposób, a same ataki nie wpłynęły w żaden sposób na zachowanie elektoratu Bidena.

Być może lepszym rozwiązaniem byłoby stwierdzenie, że co prawda Trump ma wątpliwości, co do tej formy głosowania, ale żeby nie oddać pola przeciwnikowi, wzywa swoich wyborców do korzystania również z tej formy. A tak, jest wysoce prawdopodobne, że rzeczywiście te głosy – zakładając, że zostały oddane prawidłowo i z zachowaniem terminów – zadecydowały o porażce obecnego prezydenta.

Na pewno też nie pomogło Trumpowi pójście pod prąd niektórym swoim zapowiedziom. W najmniejszym stopniu dotyczy to sytuacji wewnętrznej w USA, gdzie obok skutecznej polityki ekonomicznej, jako pierwszy prezydent USA prowadził otwartą walkę z wszechwładzą mediów stanowiących część Deep State, starając się uświadomić Amerykanów, że żyją w nieprawdziwym świecie kreowanych przez owe media fake-newsów.

Na arenie międzynarodowej było już gorzej. Jakkolwiek można mniemać, że Trump miał plan na dwie kadencje i być może to w drugiej i ostatniej chciał podjąć kroki, które zdezorganizowałyby realną władzę Deep State, czyli War Party, koncernów zbrojeniowych, Pentagonu, mediów i ideologów rewolucji kulturowej nad USA. Trump, jako polityk realny postawił bez zmrużenia okiem na Izrael, wiedząc, że nie może prowadzić walki na wszystkich frontach.

Częściowo uzyskał dobre rezultaty – wycofał większość wojsk USA z Syrii, pozostawiając zapewne w uzgodnieniu z Władimirem Putinem – w pewnym zakresie wolną rękę Izraelowi w realizacji jego interesów, przy okazji jednak zimnym gestem hegemona pogrzebał nadzieje Kurdów trzymających się amerykańskiego rękawa od lat.

W konflikcie Izrael-Palestyna stanął również bezwzględnie po stronie żydowskiej, uznając Jerozolimę za stolicę Izraela i proponując rozwiązanie problemów Palestyny w sposób wychodzący niemal wyłącznie naprzeciw interesom państwa premiera Netanyahu.

Jakich planów nie miałby Trump na swoją drugą niedoszłą (?) kadencję, fakty pozostają faktami – miał dogadać się z Rosją, pozostawia po sobie kontyngent żołnierzy amerykańskich w Polsce, wyjście z układu o broni średniego zasięgu i sankcje za Nord Stream 2. Miał się wycofać z konfliktów, a jego administracja przygotowała – na razie nieskuteczny – przewrót w Wenezueli.

Dobrze dogadywał się z prezydentem Chin Xi Jinpingiem, ale poza prowadzeniem wojny ekonomicznej z Chinami, która z punktu widzenia interesów USA jest zrozumiała, o tyle utrącanie i sankcjonowanie inicjatyw chińskich wychodzących poza bezpośredni wpływ na USA, czyli np. sprawa Huawei, 5G, czy nowego jedwabnego szlaku oraz wchodzenie w kontrę interesów chińskich na Morzu Południowo-Chińskim, a nawet pewne gesty wobec Tajwanu, nie są zgodne ani z jego słownymi deklaracjami, ani interesem amerykańskim w rozumieniu paleokonserwatystów/izolacjonistów jak Pat Buchanan, którzy z prezydenturą Trumpa wiązali w powyższych kwestiach duże nadzieje.

Z tego punktu widzenia Trump mógł utracić część poparcia u swych dotychczasowych zwolenników ze względu na ich rozczarowanie. Oczywiście Buchanan i tak wzywał do poparcia Trumpa, ale co do tzw. zwykłych zwolenników Trumpa, dla których odejście od polityki żandarma światowego, ciągłego kreowania konfliktów i wojen w interesie Deep State, było sprawą zasadniczą, pewności mieć nie możemy.

W każdym razie, Donald Trump pozostanie w historii jako być może ostatni prezydent USA starego typu. Rewolucja kulturowa skutkująca dezintegracją przede wszystkim społeczności białych poprzez jej oczywisty konflikt z tradycyjnie rozumianym ideałem Ameryki i Amerykanina, i jej narzucanie światu (na razie zachodniemu), a także konflikty etniczne z i wśród rosnącej rzeszy mieszkańców USA pochodzenia zagranicznego, musza doprowadzić w nadchodzących dziesięcioleciach do poważnego przesilenia w Stanach Zjednoczonych.

Pierwsze posunięcia Bidena

Joe Biden i Kamala Harris zamierzają w pierwszym etapie swej władzy, oprócz kwestii związanych z Covid-19, walczyć z kryzysem gospodarczym (wbrew twierdzeniom Trumpa, który twierdzi, że gospodarka USA jest dzięki jego działaniom silna jak nigdy dotąd), nierównościami rasowymi i zmianami klimatycznymi. Pierwsze z kolei zapowiadane nominacje Bidena, to:

– Sekretarzem stanu ma być Antony (Tony) Blinken, 58-letni polityk i urzędnik z długim stażem, także wieloletni bliski znajomy Joe Bidena. W latach 2013-2015 był zastępcą doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, a w latach 2015-2017 pełnił funkcję zastępcy sekretarza stanu w administracji demokratycznego prezydenta Baracka Obamy.
– Alejandro Mayorkas (ur. 1959) – ma być sekretarzem ds. bezpieczeństwa wewnętrznego. Jest reklamowany jako pierwszy Latynos i imigrant, tymczasem, co prawda pochodzi z Kuby, jednak jego ojciec był kubańskim Żydem sefardyjskim, zaś matka pochodziła z rodziny Żydów rumuńskich.
– Linda Thomas-Greenfield (ur. 1952), czarnoskóra polityk z Louisiany, w przeszłości ambasador w Liberii i specjalista od spraw afrykańskich, będzie ambasadorem USA przy ONZ.
– Jake Sullivan (ur. 1976) – doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego; był już nim za czasów wiceprezydentury Bidena.
– Avril Haines (ur. 1969) – szefową wywiadu narodowego, jako pierwsza kobieta. Jest córką profesora biochemii Thomasa Hainesa i matki pochodzenia żydowskiego, malarki Adrian Rappaport.
– Specjalnym pełnomocnikiem do spraw klimatu zostanie John Kerry, którego dziadkowie ze strony ojca byli austro-węgierskimi Żydami, były kandydat na prezydenta i sekretarz stanu w latach 2013-2017.
– Ronald A. Klain (ur. 1961), syn żydowskich rodziców Stanleya Klaina i Sarann Horwitz, jako Szef personelu Białego Domu.
– Janet Yellen (ur. 1946) ma zostać Sekretarzem Skarbu. Jest córką polskich Żydów, Juliusa Yellena i Anny Blumenthal.

Nominacje te zostały przyjęte z entuzjazmem m.in. przez Jewish Democratic Council of America, która wydała specjalne oświadczenie aprobujące decyzję Bidena i osoby kandydatów.

Szczególnie ciekawą postacią jest Anthony (Tony) John Blinken, o którym pisałem już w jednym z poprzednich numerów „MP”. Ur. W 1962 r. w rodzinie żydowskiej o długiej tradycji. Ojcem jego był Donald Mayer Blinken zaś matką Judith Frehm pochodzącą z rodziny węgierskich Żydów. Po rozwodzie rodziców Tony wychowywał się z matką i ojczymem Samuelem Pisarem, adwokatem urodzonym w Białymstoku (jest tam jego ulica) również w rodzinie żydowskiej.

Donald M. Blinken, wciąż żyjący (ur. 1925), pochodzi z rodziny żydowskiej z Kijowa. Jego ojcem był Maurice Blinken, zaś matką Ethel Horowitz. Z kolei pradziadek Tony’ego Meir Blinken był znanym w carskiej Rosji autorem publikującym w języku Jidysz. Dodajmy, że stryj Tony’ego Alan Blinken był ambasadorem USA w Belgii.

Jak podaje „Gazeta Wyborcza” Donald M. Blinken (który sam był także ambasadorem USA, na Węgrzech), jest jednym z założycieli funduszu inwestycyjnego Warburg Pincus założonego w 1939 r. Firma zarządza aktualnie aktywami wartymi około 62 miliardów dolarów, inwestując 79 miliardów dolarów w ponad 880 firm w 40 krajach. Fundusz zainwestował w 2015 roku w apteki Gemini. W ciągu pięciu lat udało się rozwinąć sieć do 180 aptek stacjonarnych i największej platformy internetowej. W ubiegłym roku wartość Gemini była szacowana na 2,5 mld zł.

Co wiemy o samym Tonym Blinkenie? W 2003 r. popierał on inwazję na Irak. Jako doradca Bidena, wówczas wiceprezydenta USA, współtworzył politykę USA wobec Afganistanu, Pakistanu oraz w stosunku do tzw. irańskiego programu atomowego. W 2011 r. popierał interwencję militarną w Libii. W 2013 r. media określiły go jako kluczową postać w kreowaniu polityki wobec Syrii, w tym pomysłu dostarczania broni rebeliantom walczącym z władzą prezydenta Asada. W 2014 r. stanął po stronie Izraela w konflikcie wokół Strefy Gazy, który skutkował atakiem wojsk izraelskich (Operacja Ochronny Brzeg) i blokadą strefy oraz śmiercią 73 Izraelczyków oraz ok. 2700-2800 zabitych i ponad 10 tys. rannych Palestyńczyków.

W 2015 r. Blinken wyraził poparcie dla agresji Arabii Saudyjskiej na Jemen. Blinken chwalił przygotowane przez administrację Trumpa porozumienie pomiędzy Izraelem, Arabią Saudyjską i Bahrajnem. W wywiadzie dla „Jewish Insider” 28.10.20 Blinken wypowiedział się za dokonaniem strategicznego przeglądu stosunków z Arabią Saudyjską, za kontynuowaniem polityki sankcji wobec Iranu, ale nie w kontekście nuklearnym, stwierdził też, że polityka Trumpa wobec Chin doprowadziła do osłabienia pozycji USA, a z drugiej strony dała zielone światło Chinom do prowadzenia polityki łamania praw człowieka. W innym miejscu uznał, że USA powinna rozszerzyć współpracę gospodarczą z Tajwanem.

Wreszcie Blinken jest zwolennikiem utrzymania silnych związków z Turcją i wobec tego nadrzędnego zadania uznał sprawę Kurdów za mało istotną wobec tego priorytetu. Jest członkiem Council on Foreign Relations i bliskim współpracownikiem czołowego obecnie neokonserwatysty amerykańskiego Roberta Kagana.

Jak widzimy, proponowana administracja Bidena składa się z ludzi bardzo doświadczonych, służących państwu amerykańskiemu od dziesięcioleci. Zwłaszcza Athony Blinken wydaje się być bardzo mocnym politykiem, który wie czego chce i będzie trudnym partnerem na arenie międzynarodowej. W porównaniu do takich ludzi jak Pompeo i Bolton, Blinken „na papierze” jest o wiele silniejszą osobowością, kimś, kto może bez trudu dominować nad mocno zaawansowanym wiekowo Bidenem. Warto uważnie obserwować tego polityka, którego w razie sukcesu, może czekać kariera znacznie większa niż do tej pory.

Jeśli chodzi o nas, cóż, jesteśmy w pozycji marionetki USA. Możemy tylko pomarzyć o pozycji do jakiej doszli Amerykanie pochodzenia żydowskiego. Ale nie rzucajmy oskarżeń wobec kogokolwiek. Wszak sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało…

Adam Śmiech
Myśl Polska, nr 49-50 (6-13.12.2020)
http://mysl-polska.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...