Żyjemy w czasach które przynoszą nieuchronne odchodzenie małych, lokalnych wspólnot i ich spuścizny.
Wymóg nowoczesności to mobilność, to szybka komunikacja z całym światem, to adaptowanie się do realiów globalnej wioski i oczywiście niezbędna znajomość angielskiego
W takim świecie nie ma miejsca na zakorzenienie i przetrwanie wszystkich jego wytworów z wielowiekową historią.
Tak też na naszych oczach umierają „nieprzydatne” języki. Nie tylko w dalekiej Amazonii, czy Afryce, ale tuż obok nas. Od małego słyszymy w szkołach by mówić poprawnie, zgodnie z jednym przyjętym wariantem. Ta fakt – trzeba umieć mówić ładnie, używając bogatego i zgodnego z zasadami polszczyzny słownictwa, ale czy przy okazji nie zrobiono w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat językowej czystki?
Bogactwo gwar jakimi posługiwali się ludzie od Helu po Tatry zepchnięto już niemal wyłącznie w świat cepelii, muzeów i wąskiego grona badaczy. Kiedyś Rzeczpospolita rozmawiała jednak przeróżnymi językami, a są miejsca gdzie na przekór wszystkiemu rozmawia nimi i dziś.
Obecne pogranicze polsko-białoruskie to fascynujący zakątek. Zachwyty nad przyrodą, gościnnością mieszkańców, czy smacznym jedzeniem przechodzą niejednokrotnie w zdziwienie gdy przybysz z zewnątrz zetknie się z językiem tych stron. Cóż to takiego? Po jakiemu to? To chyba nie polski? Zakłopotani mieszkańcy przywykli już odpowiadać w takich momentach: „to po naszemu”, „po prostu” albo „po swojemu”. Nazwa ta mówi tyle co nic, więc warto rzeczy przyjrzeć się nieco bliżej.
To jednak nie odległość jakiejś wsi od drugiej wpływała na samo jądro gwary lecz to skąd przybyli na Podlasie pierwsi jej użytkownicy. Tam gdzie wraz z ludźmi dotarła mowa miękka przyniesiona z terenów dzisiejszej środkowej i północnej Białorusi tam dana gwara kształtowała się mniej lub bardziej na jej pniu i jej unikalnym słownictwie. Tam zaś gdzie dotarło osadnictwo z białoruskiego i ukraińskiego Polesia oraz Wołynia wraz ze słownictwem odrębnym tam żyje ono po dziś.
Myśląc o języku prostym musimy jednak zapomnieć o czymś takim jak dzisiejsza granica państwa. Język prosty istniał setki lat przed pojawianiem się słupków granicznych w Puszczy Białowieskiej czy kordonu na Bugu.
Mimo tego, że dziś mieszkańców Grodna na Białorusi, czy Michałowa na Podlasiu rozdziela już 70 lat rozłąki, to dalej starsi ludzie po obu jej stronach nazywają swój język „prostym” czy „tutejszym” bez względu na to do jakiej narodowości poczuwają się ich wnuki.
Anna PK
http://niepodległy.pl
Zob. też: https://bialystoksubiektywnie.com/blog/2016/12/01/gwara-podlaska/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz