sobota, 2 stycznia 2021

Czy wpadliśmy w łapy szalonych ekologistów?

Ekologistów – zapewne, mają oni swój udział w dokonującej się wokół nas, nad nami i na nas globalnej przemianie.

Czy jednak faktycznie są oni (tylko) szaleni? A w każdym razie – czy można podejrzewać o brak ekonomicznej zwłaszcza kalkulacji siły i podmioty dość wyraźnie zainteresowane dokonaniem takiej tranzycji?

Regres, a nie reakcjonizm

Jak wiemy, początkowo celem ekologii tak jako praktyki, jak i aspirującej nauki – była po prostu ochrona środowiska,niepostrzeżenie zastąpiona jednak „celami klimatycznymi”, w tym żądaniami daleko idącej inżynierii cywilizacyjnej, luźno już tylko i wyłącznie w teorii powiązanej z oddziaływaniem człowieka na środowisko.

Inną istotną zmianą było przejście tego nurtu od postulowania utrzymania warunków życia ludzkości przy użyciu innych technologii, uznawanych za bardziej przyjazne dla przyrody i po prostu zdrowsze – do całkowitego odrzucenia dotychczasowego stylu życia w ogóle i żądania jego wprost zakazania w imię wyższej racji planetarnej.

Innymi słowy mamy do czynienia ze zmianą paradygmatu – z postępu, tyle że ukierunkowanego, na ewidentny regres. Nietożsamy jednakowoż z reakcjonizmem, na który nabierający się niektórzy z wierzących, że da się pożenić radykalny ekologizm z tradycjonalistyczną krytyką współczesności globalistycznego kapitalizmu korporacyjnego.

W istocie bowiem nie chodzi wcale o powrót do jakichś małych, szczęśliwych społeczności samodzielnie szyjących sobie ościaną dratwą buty z łyka – tylko o jeszcze silniejszą dominacją sektora finansowego i rządów światowych nad każdą jedną jednostką.

W tym Nowym Wspaniałym Świecie nikt więc sobie sam nie nałowi rybek do upieczenia w samodzielnie rozpalonym ognisku, wszystkie te akcje byłyby bowiem surowo zakazane i to co najmniej z kilku paragrafów (ochrona wszystkich istot, ślad węglowy, demolowanie biosfery). Natomiast ten sam odcięty od innych osobników swojego gatunku przedstawiciel reedukowanego Homo Sapiens będzie mógł sobie spożyć aminokwasową papkę wytworzoną przez globalny przemysł – i to dopiero będzie ekologistyczne!

Unieruchomić ludzkość

Najlepszym tego przykładem zmiany pryncypiów przeprowadzonej w obrębie ruchów niegdyś tylko ekologicznych – jest los samochodów elektrycznych. Jak wiadomo, do dziś jeździlibyśmy zaprzęgami konnymi, na szczęście rządy, w obawie przed wieszczonym powszechnie utonięciem miast w końskim łajnie – zaczęły dotować wynalazek panów Benza i Daimlera oraz nakazały w ciągu 15 lat wybić wszystkie konie pociągowe. A nie, moment…

No właśnie. To jednak nie koniec. Dopóki elektryki były drogie, nieliczne i jeszcze mniej efektywne niż teraz – stanowiły przedmiot lansu ekologistów. Oficjalnie ze względu na swą rzekomą proekologiczność, w rzeczywistości jednak przez… ekskluzywność, gwarantującą, że będzie ich mało.

Gdy jednak drogą różnych wymuszeń, dziwacznych geszeftów między rządami a firmami motoryzacyjnymi – zastąpienie samochodów spalinowych (zwłaszcza diesli) elektrykami rzeczywiście okazało się realne, ekologiści znowu zmienili front i nie bacząc, iż sami sobie przeczą ogłosili, że „to nie o to chodzi”, bo samochodów ma być mało i już, nieważne jakich, a ludzkość ma zostać unieruchomiona, bo tak wynika z doktryny ekologizmu i basta!

Celem odgórnego narzucania relatywnie droższych i niskozasięgowych samochodów EV wydaje się więc faktycznie ograniczenie w ogóle liczby aut (stąd m.in. cena), jak i unieruchomienie większej części ludzkości korzystającej dotąd z motoryzacji (stąd ograniczony zasięg i technologia celowo wydłużająca czas podróży).

Gdyby chodziło wyłącznie o „ekologię” i „ślad węglowy” – cóż stałoby na przeszkodzie, by podobnie administracyjnymi metodami forsować konkurencyjną technologię elektryczną, opartą o wodór? Chodzi zatem o IDEOLOGICZNE narzucenie cywilizacyjnej zmiany naszych warunków życia, oczywiście podszyte interesikami poszczególnych uczestników rynku. Czyli coś jak z… COVIDem…

Bóg-Imperator Ziemi

W całym dyktacie nie chodzi bowiem w żadnym punkcie jak bardzo naprawdę ograniczone są zasoby Ziemi. Ważne, że najpewniejszą metodą rządzenia – jest kontrola nad redystrybucją zasobów. Władza, niczym Boga-Imperatora Diuny, w istocie… hydrauliczna. I gwarantująca 10.000 lat zastoju. A to zastój, staza, a nie rozwój i zmiana – są naturalnym stanem każdego systemu dążącego do ideału, czyli omnipotencji.

Być może w tym celu faktycznie posłużono się fanatykami, wszystkimi tymi dziećmi wieku dowolnego, krzyczącymi, że planeta ginie i dlatego teraz, zaraz, w tej sekundzie należy całkowicie przewartościować funkcjonowanie całej ludzkości, zmienić wszystkie co ważniejsze codzienne przyzwyczajenia – w tym nie latać, nie jeździć, nie podróżować, niemal nie produkować, minimalizować wszelką aktywność. A, no i nie jeść mięsa! Można jednak wątpić czy to te dzieciaki, jeśli nawet mają swe pięć minut – rządzą nami realnie reżyserując, a nie tylko występując w trwającym przedstawieniu…

Incepcja

Być może, ale tylko być może – jest to jedno z tłumaczeń tego, co od kilkunastu miesięcy dzieje się niemal w każdym miejscu na świecie. Wszak cała paranoja COVIDowa nie miałaby najmniejszego sensu, gdyby rzeczywiście powodowana była czynnikiem czysto epidemicznym o tak niskim (choć przykrym) stopniu zagrożenia, jak koronawirus – zwłaszcza w odniesieniu do tak kolosalnych kosztów społecznych, jakie wszyscy ponosimy.

Rozglądając się może więc dojść do wniosku, że znaleźliśmy się w jakimś upiornym śnie ekologisty, który dostał wreszcie w ręce instytucjonalne możliwości… uziemienia tak nienawistnej mu ludzkości. Być może jednak również, niczym w „Incepcji” – to tylko sen w śnie i ktoś nad ekologistami przeprowadza eksperyment wyższego rzędu? Cóż, prawdy zapewne nie mamy szans się dowiedzieć – co oczywiście nie oznacza, że nie możemy jej odczuć.

Zwłaszcza, gdy okaże się, że nie będzie żadnego „powrotu do normalności”, a większość już przećwiczonych i zaakceptowanych regulacji pozostanie – bo czemu nie? Nadto zaś pierwsza zła wiadomość 2021 roku brzmi: jeśli rzeczywiście „to wszystko się skończy po wyszczepieniu” – to znaczy, że to była tylko próba…

Konrad Rękas
Konserwatyzm.pl
https://chart.neon24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...