Wydawać by się mogło, że niewiele nas łączy z Rumunią. W końcu na takie stwierdzenie nie pozwalają stereotypy, wyraźnie negatywne, panujące na temat tego kraju w Polsce. Często zresztą bardzo krzywdzące i niezasłużone. Dlatego warto przyglądać się naszym południowym sąsiadom z czasów przedwojennych nieco uważniej.
Z pewnością Rumunia ma swoją, unikalną specyfikę, cechy niepowtarzalne pod wieloma względami różniące ją nie tylko od Polski, ale także od wszystkich innych krajów europejskich.
W sferze cywilizacyjnej jest w dużo większym stopniu syntezą różnych wpływów, przedziwnym amalgamatem złożonym w dużej mierze ze składników kulturowych nam nieznanych. W starożytności dzisiejsze terytorium rumuńskie znalazło się, w przeciwieństwie do nas, na krótki okres pod panowaniem Rzymu. Później cały region opanowało Imperium Osmańskie, z którym na naszych rdzennych ziemiach się właściwie nie zetknęliśmy.
Zdecydowana większość Rumunów to wierni Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego, jakże odmiennego od polskiego rzymskiego katolicyzmu.
Intelektualnie jednak Rumunia jest nieodłączną częścią kontynentalnej Europy, i to, zdaje się, w stopniu dużo większym od Polski. Co prawda jej wkład nierzadko przekazywany jest za pośrednictwem Francji, kraju niegdyś tradycyjnie utrzymującego z Bukaresztem bliskie relacje. Możemy wymienić cały szereg wybitnych rumuńskich uczonych (np. Mircea Eliade w religioznawstwie), filozofów (np. Emil Cioran), a nawet ideologów (np. wpływowa postać Europejskiej Nowej Prawicy Jeana Parvulesco), którzy będąc na emigracji nie zamykali się umysłowo w rumuńskim getcie, lecz wnosili ogromny wkład do intelektualnej panoramy całego naszego kontynentu.
Mamy też rumuńską specyfikę polityczną, zadziwiającą zdolność nadawania każdej ideologii i doktrynie niepowtarzalnego, narodowego rysu. Dotyczy to różnych epok, prądów i nurtów. Rumuński faszyzm w wydaniu Corneliu Codreanu był diametralnie inny od statolatrycznego faszyzmu włoskiego, czy biologistycznego nazizmu niemieckiego, wysuwając na pierwszy plan właściwości i cele duchowe. Od 1965 roku z kolei Nicolae Ceauseşcu realizował doktrynę socjalizmu rumuńskiego odmienną od tych, które wcielane były w życie w innych państwach bloku wschodniego.
To właśnie on dokonał wielkich kroków w kierunku suwerenizacji i odzyskania podmiotowości przez Bukareszt w stosunkach międzynarodowych. Na dodatek forsował w wielu kwestiach dość konserwatywne w sferze kulturowej ustawodawstwo, powołując się na poglądy większości Rumunów.
Wreszcie współcześnie mamy do czynienia z oryginalną programowo rumuńską socjaldemokracją, uznawaną za postkomunistyczną, lecz wciąż cieszącą się największym spośród wszystkich partii poparciem Partię Socjaldemokratyczną (PSD). Na naszych łamach opowiada o niej znany rumuński sportowiec, a obecnie parlamentarzysta tej właśnie formacji.
PSD pokazuje, że lewicowość wcale nie musi być związana z hasłami rewolucji obyczajowej i burzenia tradycyjnego ładu społecznego. Przeciwnie, partia lewicowa powinna być zakorzeniona w społeczeństwie również pod względem tożsamościowym.
Narzuca się ciekawe porównanie do schodzącego z naszej sceny Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Rumuńscy postkomuniści / socjaldemokraci, podobnie jak SLD, również bywali ofiarą antykorupcyjnych nagonek. Wyszli z nich jednak obronną ręką głównie dlatego, że zajmują się konsekwentnie prawami większości, a nie hałaśliwych, wpływowych mniejszości. Polska lewica nie potrafi odrobić tej lekcji i dlatego obserwujemy jej całkowity uwiąd.
Mimo wszelkich różnic, jedna rzecz – a właściwie problem – łączy nas z Rumunią. Jest to geopolityka, a ściślej plany Waszyngtonu wykorzystania naszych krajów do podtrzymywania napięcia w relacjach Europy z Rosją. Rumuni mają tu pewne historyczne i terytorialne motywy (Mołdawia, Naddniestrze), jednak militaryzacja kraju jest równie irracjonalna w Bukareszcie i w Warszawie. Perspektywy zmiany tej polityki są wszakże w Rumunii znacznie większe niż w Polsce; największa, pewnie dlatego właśnie izolowana partia polityczna, wzywa do zerwania z aktualnym uzależnieniem od Waszyngtonu.
Skoro zatem aktualnie Rumunia jest takim geopolitycznym odpowiednikiem Polski na południu, warto śledzić rozwój wydarzeń w tym kraju ze znacznie baczniejszą uwagą. Niektóre działania mogą być bowiem realizowane w podobny sposób przez amerykańskich patronów elit obu naszych krajów.
Aby zrozumieć i przewidzieć trendy, warto nawzajem się sobie przyglądać, wspólnie formułować diagnozy, ale może też i propozycje rozwiązań. Dlatego na łamach „Myśli Polskiej” zadebiutował doświadczony rumuński dziennikarz z Bukaresztu Teodor Bujor, który informować będzie nas w swych korespondencjach o wydarzeniach za Karpatami.
Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 11-12 (14-21.03.2021)
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz