W opowiadaniu Stanisława Lema “Jak ocalał świat” czytamy, jak to wielki konstruktor Klapaucjusz skonstruował maszynę, która umiała zrobić wszystko na literę “n”.
Zaprzyjaźniony wielki konstruktor Trurl, trochę mu zazdroszcząc, kazał maszynie zrobić naukę. Zaraz podwórze zaroiło się od rozwrzeszczanych osobników, którzy wodzili się za łby; tu i ówdzie płonęły stosy, na których skwierczeli męczennicy nauki, tu i ówdzie błyskało, huczało i pojawiały się dymy w kształcie grzybów, a w kącie siedziało kilku starców, którzy, nie bacząc na panujący wokół zgiełk, zawzięcie coś pisali.
Nauka pojawiła się w cywilizacji łacińskiej, jako konsekwencja greckiego stosunku do prawdy. Grecy, a zwłaszcza największy filozof wszechczasów, czyli Arystoteles, uważali, że prawda istnieje obiektywnie, niezależnie od tego, co ludzie na ten temat mniemają, niezależnie od tego, za czym opowiada się Większość, nie leży też – jak chcieliby ireniści – pośrodku – tylko leży tam, gdzie leży.
Obowiązkiem człowieka rozumnego jest znalezienie tego miejsca, przekazanie prawdy innym i wyciągnięcie wniosków. W następstwie takiego podejścia rozwinęła się nauka, a więc zorganizowane i uporządkowane poszukiwanie prawdy, połączone z nieustanym podważaniem osiągniętych już rezultatów.
W efekcie niektóre prawdy zostały obalone, ale bardzo wiele się ostało, dzięki czemu nie tylko ludzie mogli lepiej zrozumieć świat, w którym żyją, ale również, dzięki odkrywaniu praw nim rządzących, dokonywać wynalazków, które zwielokrotniały ludzkie możliwości.
Już w starożytności zauważono, że taka na przykład łódź, porusza się szybciej od człowieka nawet biegnącego, czy, że koło wodne wytwarza siłę zdolną zastąpić wysiłek wielu ludzi (“śpij, nimfy wykonują pracę twoich rąk”) – a cóż by starożytni powiedzieli dzisiaj, widząc maszynę parową, kolej, silnik elektryczny, samochód, samolot, kosmiczny wahadłowiec, czy komputer?
Wyrazem tego zorganizowanego podejścia do poszukiwania prawdy stały się uniwersytety – również charakterystyczne dla cywilizacji łacińskiej, bo gdzie indziej kultywowano umiejętności, albo nawet szamaństwo.
Niestety na tym świecie pełnym złości nic nie jest odporne na korupcję, czyli zepsucie. Święty Tomasz z Akwinu mawiał, że “corruptio optimi pessima”, co się wykłada, że zepsucie najlepszego jest najgorsze. A cóż może być lepsze od bezkompromisowego poszukiwania prawdy?
Święty Jan Ewangelista pisze: “poznaj prawdę, a prawda cię wyswobodzi” – i taki właśnie napis podobno zdobi wejście do siedziby CIA w Langley, w stanie Wirginia. Wydawać by się mogło, że jeśli nawet inne instytucje zajmujące się poszukiwaniem prawdy poddadzą się korupcji, to uniwersytety będą na nią odporne – bo przecież poszukiwanie prawdy jest jedynym zajęciem uzasadniającym ich istnienie.
Niestety w miarę postępów socjalizmu, również uniwersytety poddały sie korupcji i to nie tylko te państwowe, którym finansująca je władza kazała ćwierkać z nakazanego klucza, ale również te, które władzy publicznej bezpośrednio nie podlegały, jak na przykład Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Pamiętam pierwszy wykład, jakiego na pierwszym roku wysłuchałem na Wydziale Prawa UMCS. Prof. Grzegorz Leopold Seidler rozpoczął go od słów: “my marksiści…” – bo wtedy uniwersytety musiały ćwierkać z klucza marksistowskiego. Tak było na państwowym uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej – ale na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim podobno tak nie było.
Niestety mimo transformacji ustrojowej socjalizm postępuje niczym nowotwór, a poszukiwanie prawdy nadal jest obarczone i zarazem wypaczane obowiązkiem ćwierkania z klucza wyznaczanego mądrościami kolejnych etapów, które ustalają anonimowi Dobroczyńcy Ludzkości.
O ich istnieniu przekonałem się w roku bodajże 1988, kiedy to w Polsce zostało ogłoszone moratorium na wykonywanie kary śmierci. Kiedy w 1995 roku Sejm uchwałą przedłużył je na dalsze lata, zapytałem ówczesnego ministra sprawiedliwości, pana Jaskiernię, kto to moratorium w roku 1988 wprowadził, ten mi odpowiedział, że „nie można ustalić autora tej decyzji”. Krótko mówiąc – jak w swoim czasie naigrawał się Jan Pietrzak – coś “nakazało” – a wszystkie instytucje naszego demokratycznego państwa prawnego, które… – i tak dalej – do tego anonimowego nakazu posłusznie się zastosowały.
I stało się, że ks. Prof. Tadeusz Guz, zatrudniony w filii KUL w Stalowej Woli w 2018 roku powiedział: “my wiemy, kochani państwo, że tych faktów, jakimi były mordy rytualne, nie da się w historii wymazać. Dlaczego? Dlatego, że my, polskie państwo, w naszych archiwach, w ocalałych dokumentach, mamy na przestrzeni różnych wieków – wtedy, kiedy Żydzi żyli razem z naszym narodem polskim, my mamy prawomocne wyroki po mordach rytualnych.”
Na te słowa zawrzała gniewem Polska Rada Chrześcijan i Żydów, której zadaniem jest tresowanie tubylczych chrześcijan, żeby na każdy znak skakali przed Żydami z gałęzi na gałąź – i złożyła do KUL stosowny donos. Władze uniwersytetu w październiku 2020 roku orzekły m.in, iż “należy uznać, że sformułowanie zawarte w wypowiedzi o istnieniu mordów rytualnych stanowi element prawdy historycznej (…) weryfikowanej przez wyniki badań nagłaśniające również tło wyroków skazujących, związanych z wymuszaniem zeznań przez tortury.” – i postępowanie dyscyplinarne wobec ks. prof. Guza umorzyły.
Na pewien czas zapadła cisza, ale oto 12 marca sekretarz stanu USA Antoni Blinken skierował do Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego list, w którym zapewniał o swoim gorącym poparciu dla roszczeń odnoszących się do tzw. “własności bezdziedzicznej” na podstawie ustawy 447 i Deklaracji Terezińskiej.
Był to sygnał do otwarcia huraganowego ognia propagandowego przeciwko Polsce. W “New Yorkerze” bąka puściła niejaka pani Masza Gessen, oskarżając Polaków o zamordowanie 3 mln Żydów, a wychodząca w Warszawie żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika wszczęła klangor w sprawie ks. prof. Tadeusza Guza umorzenia postepowania dyscyplinarnego przez władze KUL.
Skoro zabrzmiał sygnał znajomej trąbki, na równe nogi poderwał się dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, które próbuje dorobić mniej wartościowemu, tubylczemu narodowi polskiemu wersji historii dostosowanej do potrzeb żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, które naturalnie też przyłączyły się do klangoru.
I co Państwo powiecie? Władze KUL podkuliły pod siebie ogon i oświadczyły, że “pomawianie wyznawców judaizmu o czyny mordów rytualnych jest nieusprawiedliwione i nieuczciwe”. A dlaczego? A dlatego, że KUL “prowadzi wielopłaszczyznową współpracę ze współnotą żydowską w Polsce”, że “planowane są wspólne projekty dotyczące wymiany młodzieży Polski i Izraela, przy współpracy z ambasadą Izraela w Polsce – wreszcie dlatego, że 6 kwietnia, a więc w przeddzień wydania cytowanego oświadczenia, władze KUL spotkały się z rabinem Michaelem Schuldrichem i współprzewodniczącym Polskie Rady Chrześcijan i Żydów, prof. Stanisławem Krajewskim.
Zwraca uwagę, że żaden z przytoczonych tu argumentów nie ma charakteru merytorycznej polemiki już nawet nie z wypowiedzią ks. prof. Tadeusza Guza, ale nawet ze stanowiskiem uczelnianej komisji dyscyplinarnej. Okazuje się jednak, że dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego to są właśnie przesłanki do zajęcia stanowiska oczekiwanego przez społeczność żydowską. Okazuje się, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, ale okazuje się też, że Katolicki Uniwersytet Lubelski został również skorumpowany i nie poszukuje już żadnej prawdy, tylko forsy i świętego spokoju.
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz