niedziela, 2 maja 2021

Całość monologu Johna Galta 3

Niektórzy z was nigdy nie będą wiedzieli, kim jest John Galt. Ale ci, którzy przeżyli choć jedną chwilę miłości do życia i dumy z bycia wartymi przeżywania go, ogarnęli tę ziemię jednym aprobującym spojrzeniem, byli ludźmi — a ja jestem po prostu człowiekiem, który wiedział, że tego stanu nie można zdradzić. Jestem człowiekiem, który wiedział, czego potrzeba, by nim być, i postanowił zawsze praktykować to, co wy praktykowaliście przez tę jedną chwilę. Możecie zrobić to samo. Tego wyboru — oddania się temu, co w człowieku najwyższe — dokonuje się poprzez akceptację faktu, że waszym najszlachetniejszym dokonaniem było odkrycie, iż dwa plus dwa równa się cztery.
Kimkolwiek jesteś — ty, stojący teraz sam na sam z moimi słowami mając za przewodnika jedynie własną uczciwość — nadal masz szansę być człowiekiem, ale musisz rozpocząć od zera, stanąć nagi w obliczu rzeczywistości i, odwracając kosztowny błąd historii, zadeklarować: „Jestem, więc myślę".
Zaakceptuj nieodwracalny fakt, że twoje życie zależy od twojego umysłu. Przyznaj, że wszystkie twoje zmagania, wątpliwości, oszustwa i uniki były desperacką próbą ucieczki przed odpowiedzialnością wolnej świadomości — dążeniem do automatycznej wiedzy, instynktownego działania, intuicyjnej pewności — i chociaż nazywałeś to tęsknotą do stanu anielskiego, w istocie dążyłeś do stanu zwierzęcego. Przyjmij za swój ideał moralny dążenie do bycia człowiekiem. Nie mów, że boisz się zaufać umysłowi, bo tak mało wiesz. Czy bezpieczniej jest ufać mistykom, odrzucając własną skromną wiedzę? Żyj i działaj w jej granicach i do końca życia ją rozwijaj. Wykup swój umysł z lombardu autorytetów. Zaakceptuj fakt, że nie jesteś wszechwiedzący, ale odgrywanie zombi nie zapewni ci wszechwiedzy — że twój umysł jest zawodny, ale pozbycie się go nie uczyni cię niezawodnym — że jeden własny błąd jest bezpieczniejszy niż dziesięć prawd przyjętych na wiarę, bo ten pierwszy pozostawia ci środki do naprawienia go, ostatnie zaś niszczą w tobie zdolność odróżnienia prawdy od błędu. W miejsce swojego marzenia o nieskończonej automatycznej wiedzy zaakceptuj fakt, że człowiek zdobywa wiedzę wyłącznie własnym wysiłkiem
—      i właśnie to wyróżnia go we wszechświecie, to jest jego naturą, moralnością i chwałą. Pozbądź się tej nieograniczonej zgody na zło, polegającej na twierdzeniu, że człowiek jest niedoskonały. Na podstawie jakiego kryterium skazujesz go na taki stan? Zaakceptuj fakt, że aby być moralnym, trzeba być doskonałym. Doskonałości nie mierzy się jednak mistycznymi przykaza­niami, nakazującymi czynić niemożliwe, a twojej postawy moralnej kwestiami nie podlegającymi wyborowi. Człowiek ma jeden podstawowy wybór: myśleć lub nie myśleć — i właśnie to jest miarą jego cnoty. Perfekcja moralna to niezłomna racjonalność — nie rozmiar twojej inteligencji, lecz pełne i bezustanne korzystanie z umysłu, nie rozmiar wiedzy, lecz koncepcja rozsądku jako wartości absolutnej. Naucz się dostrzegać różnicę między błędami a odstępstwami od moralności. Błąd nie jest skazą moralną, pod warunkiem, że jesteś gotów go naprawić; tylko mistyk może oceniać istoty ludzkie na podstawie kryterium nieosiągalnej, automatycznej wszechwiedzy. Natomiast odstępstwo od moralności to świadomy wybór działania, o którym wiesz, że jest złe, albo celowe uchylanie się od wiedzy, odwracanie wzroku i wyłączanie myślenia. Za to, czego nie wiesz, nie jesteś odpowiedzialny moralnie; to zaś, czego nie chcesz wiedzieć, jest rosnącym w twojej duszy rachunkiem hańby. Bierz konieczne poprawki na błędy; nie wybaczaj ani nie akceptuj żadnego odstępstwa od moralności. Pozwól wątpić tym, którzy dążą do wiedzy; traktuj zaś jak potencjalnych zabójców te okazy bezczelnego zepsucia, które wysuwają wobec ciebie roszczenia, głosząc, że nie mają ani nie potrzebują mieć po temu powodów, wystarczy, że „po prostu tak czują"
—      i tych kwitujących niezbity argument słowami: „To tylko logika", znaczącymi: „To tylko rzeczywistość". Jedyną płaszczyzną przeciwną rzeczywistości jest płaszczyzna śmierci. Zaakceptuj fakt, że osiągnięcie szczęścia jest jedynym celem moralnym twojego życia i że szczęście — a nie ból ani folgowanie bezmyślnym zachciankom — jest dowodem uczciwości moralnej, jest bowiem dowodem i wynikiem twojej lojalności wobec realizacji własnych wartości. Szczęście było odpowiedzialnością, przed którą drżałeś, wymagało racjonalnej dyscypliny wydającej się przerastać twoje możliwości — i niespokojna jałowość twoich czasów jest pomnikiem twojego uciekania przed wiedzą, że nie istnieje moralny substytut dla szczęścia i że nie ma bardziej nikczemnego tchórza niż człowiek rezygnujący z walki o radość, bojący się wyrażać swoje prawo do istnienia, pozbawiony odwagi i wierności życiu, którą posiada ptak albo kwiat rosnący ku słońcu. Pozbądź się ochronnych łachmanów tej przywary, którą nazywasz cnotą: pokory
—      naucz się cenić siebie, to znaczy: walczyć o swoje szczęście — i kiedy się nauczysz, że sumą wszystkich cnót jest duma, nauczysz się żyć jak człowiek.
Niech twoim pierwszym krokiem ku poszanowaniu własnej wartości będzie nauczenie się, aby traktować jako kanibala każdego, kto żąda od ciebie pomocy. Takie żądanie świadczy, że uważa on twoje życie za swoją własność — i o ile to roszczenie samo w sobie jest wstrętne, znacznie wstrętniejsze jest co innego: twoja zgoda. Pytasz, czy w takim razie należy kiedykolwiek komuś pomagać? Nie — jeśli uważa to za swoje
prawo i twój moralny obowiązek wobec niego. Tak —jeśli takie jest twoje własne pragnienie, oparte na osobistej przyjemności, jaką daje ci wartość danej osoby i jej zmagań. Cierpienie jako takie nie jest wartością, jest nią natomiast walka człowieka z cierpieniem. Jeśli postanawiasz pomóc komuś, kto cierpi, rób to tylko z uwagi na jego cnoty, na jego walkę o wyzdrowienie, potęgę jego rozumu, fakt, że cierpi niezasłużenie — wtedy twoje działanie pozostaje wymianą, a jego cnota jest zapłatą za twoją pomoc. Pomaganie człowiekowi pozbawionemu cnót, pomaganie mu tylko dlatego, że cierpi, akceptacja jego wad i potrzeb jako roszczenia jest natomiast akceptacją hipoteki zera na twoich wartościach. Człowiek nie posiadający cnót jest człowiekiem nienawidzącym istnienia i kierującym się przesłanką śmierci; pomaganie mu jest akceptacją jego zła i popieraniem jego destruktywnych działań. Hołd złożony zeru, choćby tylko w postaci grosza, którego braku nie odczujesz, albo życzliwego uśmiechu, na który nie zasłużyło, jest zdradą życia i wszystkich usiłujących je zachować. To właśnie te grosze i uśmiechy złożyły się na upadek waszego świata. Nie mówcie, że moja moralność jest zbyt trudna, żebyście ją mogli praktykować i że boicie się jej tak samo jak nieznanego. Wszystkie chwile życia, jakich zaznaliście, przeżyliście na podstawie wartości mojego kodeksu. Wy jednak dławiliście, negowaliście i zdradzaliście go. Poświęcaliście swoje cnoty na rzecz przywar, a najlepszych ludzi na rzecz najgorszych. Rozejrzyjcie się: to, co uczyniliście ze społeczeństwem, najpierw uczyniliście z własnymi duszami; jedno jest odbiciem drugiego. Ta ponura ruina, którą jest teraz wasz świat, to fizyczny kształt zdrady popełnionej wobec waszych wartości, przyjaciół, obrońców, przyszłości, kraju i siebie samych.
My — których teraz wzywacie, lecz nie otrzymacie już odpowiedzi — żyliśmy wśród was, ale nie chcieliście nas znać. Odmawialiście myślenia i widzenia, kim jesteśmy. Nie poznaliście się na wynalezionym przeze mnie silniku, skazując go, w swoim świecie, na los grata rdzewiejącego na złomowisku. Nie poznaliście się na bohaterze tkwiącym w waszych własnych duszach — i nie rozpoznawaliście mnie, gdy was mijałem na ulicach. Kiedy rozpaczliwie wzywaliście nieosiągalnego ducha, który — jak czuliście — opuścił wasz świat, nazywaliście go moim imieniem, ale tak naprawdę wzywaliście swoje własne zdradzone poszanowanie własnej wartości. Nie da się uleczyć jednego bez drugiego.
Kiedy odmówiliście należnego szacunku umysłowi ludzkiemu i usiłowaliście rządzić ludzkością za pomocą siły — ci, którzy się podporządkowali, byli pozbawieni umysłu; ci, którzy go mają, nie podporządkowują się. Geniusz produkcyjny przywdział więc w waszym świecie przebranie playboya i został niszczycielem bogactwa, woląc zniszczyć własną fortunę, niż pozwolić odebrać ją sobie siłą. Myśliciel, człowiek rozumu, został natomiast piratem, woląc bronić swoich wartości siłą, przeciwstawiając się waszej sile, niż żyć pod rządami przemocy. Czy mnie słyszycie, Francisco d'Anconia i Ragnarze Danneskjold, moi pierwsi przyjaciele, towarzysze broni, współbanici, w imieniu których i w hołdzie którym przemawiam?
To nasza trójka zaczęła to, co teraz kończę. To nasza trójka postanowiła pomścić ten kraj i uwolnić jego uwięzioną duszę. Ten najwspanialszy z krajów został zbudowany na podstawie mojej moralności — nienaruszalnej supremacji prawa człowieka do istnienia — ale wy baliście się to przyrżnąć i żyć według tej zasady. Gapiliście się na największe osiągnięcie wszechczasów, zagarnęliście jego skutek, a wymazaliście przyczynę. 'W obecności pomnika moralności ludzkiej, jakim jest fabryka, autostrada czy most — potępialiście ten kraj jako niemoralny, a jego postęp jako „chciwość" i przepraszaliście za wielkość tego kraju bożka pierwotnego głodu, bożka ginącej Europy, trędowatego, mistycznego darmozjada.
Ten kraj — wytwór rozsądku — nie zdołałby przetrwać, opierając się Ina moralności poświęcenia. Nie zbudowali go ludzie dążący do samounicestwienia ani ci wyciągający rękę po datki. Nie zniósłby mistycznego rozdziału między duszą a ciałem. Nie potrafiłby żyć na podstawie mistycznej doktryny, potępiającej tę ziemię jako złą, a tych, którzy odnoszą tu sukces, jako zepsutych. Ten kraj od samego początku stanowił zagrożenie dla odwiecznych rządów mistyków. W swojej młodzieńczej eksplozji pokazał niedowierzającemu światu, jak wielki potrafi być człowiek i jakie szczęście może osiągnąć na tym świecie. Możliwe było jedno albo drugie: Ameryka albo mistycy. Oni to wiedzieli, wy nie. Pozwoliliście im zarazić was kultem potrzeby, czyniąc z tego kraju olbrzyma o duszy żebrzącego karła, podczas gdy jego prawdziwą, żywą duszę zepchnięto do podziemia, by harowała i karmiła was w milczeniu, przemilczana, pozbawiona chwały, negowana — jego prawdziwą duszę: przemysłowca. Czy słyszysz mnie teraz, Hanku Rearden, największa ofiaro, jaką kiedykolwiek pomściłem?
Ani on, ani pozostali z nas nie wrócą, póki droga do odbudowy kraju nie będzie wolna — póki nie zmiecie się z naszej drogi szczątków moralności poświęcenia. System polityczny każdego kraju opiera się na jego systemie wartości. Odbudujemy system Ameryki na podstawie przesłanki moralnej, która była jej fundamentem, lecz wy traktowaliście ją jak grzeszne podziemie, gorączkowo uciekając przed konfliktem między nią a swoją mistyczną moralnością — przesłanki, że człowiek sam w sobie jest celem, a nie środkiem realizacji cudzych celów; że życie człowieka, jego wolność i szczęście należą do niego na mocy niezbywalnego prawa.
Wy, którzy zatraciliście pojęcie prawa i bezradnie miotacie się pomiędzy twierdzeniem, że prawa są darem Bożym, nadprzyrodzonym, przyjmowanym na wiarę, a twierdzeniem, że są one darem społeczeństwa i każdy jego kaprys może je złamać — wiedzcie, że źródłem ludzkich praw nie jest Bóg ani Kongres, lecz zasada tożsamości. A znaczy A. Człowiek jest człowiekiem. Prawa to warunki istnienia potrzebne ludzkiej naturze dla prawidłowego przetrwania. Jeśli człowiek ma żyć na ziemi, jego prawem jest posługiwanie się umysłem, działanie na podstawie własnego nieza­leżnego sądu, praca na rzecz swoich wartości i zachowywanie produktu tej pracy. Jeśli jego celem jest życie na ziemi, ma prawo żyć jako istota rozumna: natura zabrania mu być nierozumnym. Każda grupa, każda banda, każdy naród usiłujący zanegować ludzkie prawa nie ma racji, to znaczy: jest zły, to znaczy: występuje przeciwko życiu.
Prawa stanowią pojęcie moralne — a moralność jest sprawą wyboru. Ludzie mogą nie wybrać przetrwania ludzkiego jako kryterium swojej moralności i praw, ale nie mogą uciec przed faktem, że jego przeciwieństwem jest społeczeństwo kanibali, istniejące przez chwilę dzięki pożeraniu najlepszych spośród siebie i upadające jak przeżarte rakiem ciało, gdy zdrowi zostali zjedzeni przez chorych, a rozumni przez nierozumnych. Taki był los waszych społeczeństw na przestrzeni dziejów, wy jednak za wszelką cenę staraliście się uniknąć zrozumienia przyczyny. Jestem tu po to, by ją wyjaśnić: środkiem odwetu było prawo tożsamości, przed którym nie da się uciec. Tak jak nie może przeżyć człowiek pozbawiony rozumu, tak samo nie może przeżyć ich dwóch, dwa tysiące ani dwa miliardy. Tak jak nie może odnieść sukcesu człowiek rzucający wyzwanie rzeczywistości, nie może go odnieść naród, kraj ani planeta. A znaczy A. Reszta jest kwestią czasu, wspieranego przez ofiarność ofiar.
Tak jak nie może istnieć człowiek bez ciała, nie mogą istnieć prawa, gdy nie istnieje prawo przekładania ich na rzeczywistość — myślenia, pracy i zatrzymywania dla siebie jej produktów — to znaczy: prawo własności. Współcześni mistycy mięśni, oferujący wam złudny wybór między „prawami człowieka" a „prawem własności", jakby jedno mogło istnieć bez drugiego, czynią ostatnią groteskową próbę ożywienia doktryny antynomii między duszą a ciałem. Tylko duch może istnieć bez własności materialnej; tylko niewolnik może pracować bez prawa do zatrzymania produktu swoich wysiłków. Doktryna głosząca, że „prawa człowieka" są nadrzędne w stosunku do „prawa własności", oznacza po prostu, że niektóre jednostki mają prawo się bogacić kosztem innych; skoro kompetentni nie mają nic do zyskania u niekompetentnych, oznacza to prawo niekompetentnych do rozporządzania lepszymi od siebie i używania ich jako krów mlecznych. Każdy, kto uważa to za ludzkie i słuszne, nie ma prawa nosić miana człowieka. Źródłem prawa własności jest zasada przyczyny i skutku. Wszelka własność i wszystkie formy bogactwa są produktem ludzkiego umysłu i pracy. Tak jak nie mogą istnieć skutki pozbawione przyczyn, nie może istnieć bogactwo pozbawione źródła, którym jest inteligencja. Inteligencji nie można zmusić do pracy: ci, którzy potrafią myśleć, nie będą pracować pod przymusem; ci, którzy będą, wyprodukują niewiele więcej niż wart był bicz potrzebny do trzymania ich w ryzach. Produkty umysłu można otrzymywać jedynie na warunkach dyktowanych przez właściciela, w for­mie wymiany i dzięki dobrowolnej zgodzie. Każda inna polityka ludzi w stosunku do czyjejś własności jest polityką zbrodniarzy, niezależnie od ich liczby. Zbrodniarze to krótkowzroczne dzikusy, głodujące, gdy kończą im się łupy — tak jak dziś głodujecie wy, którzy wierzyliście, że zbrodnia może być „praktyczna", skoro wasz rząd uznał rabunek za legalny, a opieranie mu się za bezprawne.
Jedyną właściwą rolą rządu jest ochrona ludzkich praw, co oznacza ochronę człowieka przed fizyczną przemocą. Właściwy rząd jest policjantem, działającym jako środek samoobrony człowieka i jako taki może używać siły jedynie przeciwko tym, którzy użyli jej pierwsi. Jedynymi właściwymi formacjami rządowymi są: policja, broniąca was przed przestępcami, armia, broniąca was przed obcym agresorem, i sądy, broniące waszej własności i umów przed pogwałceniem lub oszustwem ze strony innych i rozstrzygające dysputy na podstawie racjonalnych zasad, na mocy obiektywnego prawa. Ale rząd inicjujący użycie siły przeciwko ludziom, którzy jej nie użyli, stosowanie zbrojnego przymusu wobec bezbronnych ofiar jest koszmarną, piekielną machiną, mającą na celu unicestwienie moralności: taki rząd odwraca swój jedyny cel moralny i z obrońcy zmienia się w najzacieklejszego wroga człowieka, z policjanta w zbrodniarza obdarzonego prawem używania przemocy wobec ofiar pozbawionych prawa do samoobrony. Taki rząd zastępuje moralność następującą zasadą zachowania społecznego: możesz robić sąsiadowi, co ci się podoba, pod warunkiem, że twój gang jest większy niż jego własny.
Tylko cham, głupiec lub tchórz może się zgodzić na istnienie na takich warunkach i podarować innym czek in blanco na swoje życie i umysł, zaakceptować pogląd, że inni mają prawo rozporządzać nim zgodnie ze swoim widzimisię, że wola większości jest wszechmocna, że siła mięśni i liczb może zastąpić sprawiedliwość, rzeczywistość i prawdę. My, ludzie umysłu, będący kupcami, nie zaś panami czy niewolnikami, nie przyjmujemy ani nie wystawiamy czeków in blanco. Nie współżyjemy ani nie współpracujemy z niczym, co nieobiektywne. Zanim człowiek się ucywilizował, nie miał pojęcia o obiektywnej rzeczywistości i wierzył, że naturą rządzą nieodgadnione demony. Nie było wtedy mowy o myśleniu, nauce czy produkcji. Dopiero kiedy odkryto, że natura stanowi konkretny, przewidywalny pewnik, ludzie mogli się oprzeć na swojej wiedzy, obrać kurs, zaplanować przyszłość i, krok po kroku, wyjść z jaskiń. Teraz oddaliście nowoczesny przemysł, z jego ogromną złożonością i precyzją naukową, z powrotem w ręce nieodgadnionych demonów — w ręce nieprzewidywalnych kaprysów małych, wstrętnych, ukrywających się biurokratów. Rolnik nie inwestuje pracy jednego lata, jeśli nie może ocenić szans na zbiory — wy zaś oczekujecie od gigantów przemysłu, którzy planują w kategoriach dekad, inwestują w kategoriach pokoleń i zawierają umowy na dziewięćdziesiąt dziewięć lat, że będą dalej funkcjonowali i produkowali, nie wiedząc, jaki kaprys którego przypadkowego urzędnika spadnie na nich w nieoczekiwanym momencie i pokrzyżuje wszystkie plany. Ludzie trudniący się pracą fizyczną i dorywczą żyją i planują z dnia na dzień. Im większy umysł, tym większy zasięg planu. Człowiek zdolny zaplanować jedynie prymitywny barak może budować na waszych ruchomych piaskach, zgarniać szybkie pieniądze i uciekać. Ten, który potrafi projektować drapacze chmur, nie zrobi tego. Nie poświęci też dziesięciu lat nieprzerwanych wysiłków tworzeniu nowego produktu, wiedząc, że bandy dzierżących stery władzy miernot obmyślają ustawy mające na celu skrępowanie go i doprowadzenie do upadku, jeśli zaś będzie z nimi walczył i zwycięży, zagarną jego nagrody i wynalazek.
Wyjrzyjcie poza tę chwilę, wy, którzy krzyczycie, że boicie się współzawodniczyć z ludźmi o wyższej inteligencji, że ich umysły są zagrożeniem dla waszego życia, że na wolnym rynku silni nie dają szansy słabym. Co określa wartość materialną waszego dzieła? Wyłącznie wysiłek produkcyjny umysłu — jeśli żyjecie na bezludnej wyspie. Im mniej wydajne myślenie, tym mniej przyniesie wam wasz fizyczny wysiłek — i moglibyście trawić całe życie na fizycznej rutynie, zbierając marne plony albo polując za pomocą łuku i strzał, niezdolni sięgnąć myślą ani odrobinę dalej. Ale żyjąc w rozumnym społeczeństwie, gdzie możliwa jest wolna wymiana, otrzymujecie nieocenioną premię: materialną wartość waszej pracy określa nie tylko wasz własny wysiłek, ale również wysiłek najlepszych umysłów produkcyjnych żyjących obok was.
Kiedy pracujecie w nowoczesnej fabryce, płaci się wam nie tylko za pracę fizyczną, ale także za cały geniusz produkcyjny, który umożliwił zaistnienie tej fabryki: za pracę przemysłowca, który ją wybudował; inwestora, który zaoszczędził pieniądze, by je postawić na niewypróbowane i nowe przedsięwzięcie; inżyniera, który zaprojektował maszyny, abyście wy mogli przesuwać ich dźwignie; wynalazcy, który wymyślił produkt, abyście wy mogli go produkować; naukowca, który odkrył zasady stosowane przy jego produkcji; filozofa, który nauczył ludzi, jak myśleć, i został za to przez was potępiony.
Maszyna, zamrożony kształt żywej inteligencji, jest siłą zwiększającą potencjał waszego życia poprzez zwiększenie produkcyjności waszego czasu. Gdybyście pracowali jako kowale w mistycznym średniowieczu, cały wasz potencjał zarobkowy mieściłby się w sztabie żelaza wyprodukowanej przez wasze ręce w wielodniowym wysiłku. Ile ton szyn dziennie produkujecie, pracując dla Hanka Reardena? Czy ośmielicie się twierdzić, że wielkość waszej płacy zależy wyłącznie od pracy fizycznej i że te szyny są produktem waszych mięśni? Wasze mięśnie są warte jedynie standardu życia tamtego kowala; reszta to podarunek od Hanka Reardena. Każdy człowiek może się wznieść tak wysoko, jak chce i jak jest zdolny, ale tylko zakres jego myślenia określa wysokość, na jaką się wzniesie. Praca fizyczna jako taka nie sięga poza daną chwilę. Człowiek zajmujący się wyłącznie nią konsumuje materialny ekwiwalent wartości swojego wkładu w proces produkcji i nie pozostawia nic więcej ani sobie, ani innym. Ale człowiek tworzący — w jakiejkolwiek dziedzinie racjonalnych przedsięwzięć — idee, człowiek odkrywający nową wiedzę, jest dobroczyńcą całej ludzkości. Produktami materialnymi nie można się dzielić, należą do jakiegoś ostatecznego konsumenta; jedynie ideami można się podzielić z nieograniczoną liczbą osób, wzbogacając je wszystkie bez żadnej straty dla siebie, zwiększając potencjał produkcyjny wykonywanej przez nich pracy. Człowiek o potężnym intelekcie ofiarowuje słabszym wartość własnego czasu, dając im możliwość pracy w stworzonych przez siebie zawodach, swój czas poświęcając zaś dokonywaniu dalszych odkryć. Jest to uczciwa wymiana z obopólną korzyścią: wśród ludzi pragnących pracować i nie oczekujących manny z nieba interesy umysłu są zawsze takie same, niezależnie od rozmiaru inteligencji.
W stosunku do włożonego wysiłku umysłowego twórca nowego wynalazku otrzymuje jedynie niewielki procent swojej wartości w formie zapłaty materialnej, niezależnie od tego, jaki zbije majątek, ile zarobi milionów. Ale człowiek pracujący jako stróż w fabryce wytwarzającej ów wynalazek otrzymuje olbrzymią zapłatę w stosunku do wysiłku umysłowego, jakiego wymaga od niego ta praca. To samo dotyczy wszystkich pośrednich szczebli, ludzi znajdujących się na wszystkich poziomach ambicji i umiejętności. Człowiek stojący na szczycie piramidy intelektualnej daje najwięcej tym, którzy znajdują się niżej od niego, nie dostaje jednak nic z wyjątkiem zapłaty materialnej, żadnej intelektualnej premii, którą mógłby dodać do wartości swojego czasu. Człowiek stojący na samym dole, który pozostawiony samemu sobie i swojej beznadziejnej niezdarności umarłby z głodu, nie daje nic tym, którzy stoją ponad nim, ale otrzymuje premię wszystkich ich umysłów. Taka jest natura „współzawodnictwa" pomiędzy silnymi i słabymi intelektualnie. Taki jest model „wyzysku", za który potępiliście silnych.
Taka była nasza funkcja i pełniliśmy ją z przyjemnością. O co prosiliśmy w zamian? Jedynie o wolność. Potrzebowaliśmy swobody, by funkcjonować — myśleć i pracować tak, jak chcemy — podejmować własne ryzyko i ponosić własne straty — zdobywać własne dochody i gromadzić własne fortuny — stawiać na wasz rozum, poddawać swoje produkty waszej ocenie w celu ubicia dobrowolnego targu, polegać na obiektywnej wartości swojej pracy i zdolności waszych umysłów do jej ujrzenia — liczyć na waszą inteligencję i uczciwość i pertraktować wyłącznie z waszymi umysłami. Taka była cena, wy jednak postanowiliście ją odrzucić jako zbyt wysoką. Zadecydowaliście, że niesprawiedliwe jest, abyśmy my, którzy was wyciągnęliśmy z lepianek i daliśmy wam nowoczesne mieszkania, radia, kina i samochody, mieli posiadać pałace i jachty — i uznaliście, że wy macie prawo do swoich pensji, ale my nie mamy prawa do swoich zysków; że nie chcecie już, abyśmy pertraktowali z waszymi umysłami, lecz z waszymi pistoletami. Nasza odpowiedź brzmiała: „Idźcie do diabła!" Przekleństwo zadziałało. Jesteście w piekle. Nie chcieliście rywalizować na poziomie inteligencji — rywalizujecie teraz na poziomie przemocy. Nie chcieliście pozwolić, by nagrody otrzymywało się za udaną produkcję — teraz toczycie wyścig o nagrody otrzymywane za udaną grabież. Nazywaliście samolubną i okrutną wymianę wartości za wartość — teraz zbudowaliście bezinteresowne społeczeństwo, funkcjonujące na zasadzie: grabież za grabież. Wasz system jest uprawomocnioną wojną domową, w której ludzie łączą się w gangi i walczą o władzę nad prawem, używanym potem jako pałka na wrogów, dopóki kolejna banda nie wydrze go poprzedniej i nie pogoni jej — przy czym wszystkie wznoszą protesty w imię służby nieokreślonemu dobru nieokreślonego społeczeństwa. Mówiliście, że nie widzicie różnicy pomię­dzy siłą ekonomiczną a polityczną, pomiędzy siłą pieniądza a siłą pistoletów — pomiędzy nagrodą a karą, kupnem a grabieżą, przyjemnością a strachem, życiem a śmiercią. Teraz zaczynacie ją widzieć.
Niektórzy z was mogą się usprawiedliwiać niewiedzą, ograniczonym umysłem i możliwościami. Najbardziej winni są jednak ci, którzy posiadali zdolność rozumienia, lecz woleli wymazać rzeczywistość, z cyniczną służalczością podporządkowując swoją inteligencję sile: ci nikczemni mistycy nauki, głoszący poświęcenie wobec „czystej wiedzy" — czystej, to znaczy nie mającej na tym świecie żadnego praktycznego celu — i rezerwujący swoją logikę dla materii nieożywionej w mniemaniu, że człowiek nie zasługuje na racjonalne traktowanie; gardzący pieniędzmi i sprzedający dusze za laboratoria istniejące dzięki grabieży. Ponieważ jednak nie istnieje coś takiego jak „wiedza niepraktyczna" ani działania „bezinteresowne", gardząc wykorzystaniem swojej nauki w służbie życia, pozwalają na jej wykorzystanie w służbie śmierci, bo tylko taki praktyczny cel mogą z niej mieć grabieżcy: do wynajdywania narzędzi przymusu i zabijania. To oni, intelektualiści próbujący uciec przed wartościami moralnymi, są przeklęci za życia; to oni popełnili nieprzebaczalny grzech.
Czy pan mnie słyszy, Robercie Stadler?
Ale to nie z nim pragnę rozmawiać. Mówię do tych spośród was, którzy zachowali choć odrobinę suwerennej duszy, nie zaprzedaną i nie podstemplowaną słowami: „...na polecenie innych". Jeśli w chaosie przyczyn, które skłoniły was dzisiaj do słuchania radia, mieściło się uczciwe, racjonalne pragnienie dowiedzenia się, co jest nie tak ze światem, to do was kieruję swoje słowa. Według zasad i kryteriów mojego kodeksu człowiek powinien dać racjonalną odpowiedź tym, których ona obchodzi i którzy czynią wysiłek w celu jej poznania. Ci, którzy wysilają się, by mnie nie zrozumieć, nie obchodzą mnie.
Mówię do każdego człowieka, pragnącego żyć i odzyskać honor swojej duszy. Teraz, kiedy znasz prawdę o swoim świecie, przestań popierać swoich niszczycieli. Zło jest możliwe wyłącznie dzięki twojej zgodzie na nie. Wycofaj ją. Wycofaj poparcie. Nie próbuj żyć na warunkach wroga ani wygrać w grze, w której on ustala reguły. Nie szukaj przychylności tych, którzy cię zniewolili, nie błagaj o jałmużnę tych, którzy cię obrabowali — nie staraj się o dotacje, pożyczki ani pracę — nie dołączaj do nich, by odzyskać to, co ci zabrali, poprzez obrabowywanie własnych sąsiadów. Nie można mieć nadziei na zachowanie życia, gdy się przyjmuje łapówki, udzielając zgody na jego zniszczenie. Nie staraj się o zysk, sukces ani bezpieczeństwo, oddając w zastaw swoje prawo do istnienia. Ten zastaw nigdy nie zostanie zwrócony; im więcej im zapłacisz, tym więcej będą żądać; im większe są wartości, do których dążysz lub które osiągasz, tym bardziej stajesz się wobec nich bezradny. Stosują system „niewinnego szantażu", używając jako broni nie twoich grzechów, lecz miłości do życia.
Nie próbuj odnosić sukcesu na warunkach grabieżców, nie wspinaj się po drabinie, gdy oni trzymają za linki. Nie pozwól ich rękom tknąć jedynej siły, która daje im władzę: twojego pragnienia życia. Zastrajkuj — tak jak ja. Korzystaj ze swego umysłu i talentu prywatnie, rozwijaj swoją wiedzę i umiejętności, ale nie dziel się swoimi osiągnięciami z innymi. Nie próbuj robić fortuny, kiedy grabieżca siedzi ci na grzbiecie. Zostań na najniższym szczeblu ich drabiny, zarabiaj tylko tyle, ile ci trzeba na przeżycie, ale dla nich nie zarób ani grosza. Skoro jesteś jeńcem, postępuj jak jeniec; nie pomagaj im w udawaniu, że jesteś wolny. Bądź milczącym, niezłomnym wrogiem, przed którymi drżą. Gdy cię zmuszają, bądź posłuszny — ale nie podporządkowuj się im z własnej woli. Nigdy nie rób ani kroku w ich kierunku, nie wyrażaj życzenia, prośby ani zamiaru. Nie wspieraj twierdzenia bandyty, że działa jako twój przyjaciel i dobroczyńca. Nie pomagaj tym, którzy cię więżą, udawać, że więzienie jest naturalnym stanem istnienia. Nie pomagaj im fałszować rzeczywistości. Ten fałsz jest jedynie tamą powstrzymującą ich potajemne przerażenie — przerażenie świadomością, że nie nadają się do życia. Usuń ją i pozwól im zatonąć; twoja zgoda jest ich jedynym kołem ratunkowym.
Jeśli masz okazję zniknąć na jakimś pustkowiu, gdzie cię nie dosięgną, zrób to, ale nie żyj jako bandyta, nie zakładaj współzawodniczących z nimi gangów; buduj swoje życie na podstawie zasad produkcji, wspólnie z tymi, którzy akceptują twój kodeks moralny i pragną walczyć o istnienie na ludzkich prawach. Nie masz szans zwyciężyć, opierając się na moralności śmierci ani na kodeksie wiary i siły; ustanów kryterium, które przyciągnie uczciwych: kryterium życia i rozsądku. Postępuj jak istota ludzka i dąż do stania się latarnią dla wszystkich spragnionych głosu uczciwości — opieraj się na własnych racjonalnych wartościach, nieważne, czy będziesz samotny pośród wrogów, z garstką wybranych przyjaciół czy zostaniesz założycielem skromnej społeczności u progu odrodzenia rodzaju ludzkiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...