Kto z nas nie czytał powieści Alfreda Szklarskiego (zmarł w 1992 roku) o przygodach Tomka Wilimowskiego. Okazuje się, że dostał „nowe życie”. Wydawnictwo Muza wydało powieść „Tomek na Alasce”, a na okładce widnieje nazwisko pisarza, ale zaraz pod nim Macieja J. Dzudziaka.
Nie jest to więc odnaleziona powieść samego Szklarskiego, tylko wariacje pana Dzudziaka – pisane ponoć na podstawie notatek Szklarskiego. Śmiem w to wątpić.
Dlaczego wątpię? Bo ta nowa odsłona Tomka jest do szpiku kości poprawna politycznie, jest zgodna ze wszystkimi trendami obecnej epoki – ideologicznymi i geopolitycznymi.
Jak pisze autor recenzji w „Polsce The Times”, Dudziak „reanimował Tomka Wilmowskiego i wysłał go na Alaskę. Ale – co ciekawe – tylko w towarzystwie małżonki Sally i bosmana Nowickiego. Przybywają na Alaskę jako uczestnicy wspólnej naukowej wyprawy amerykańskiego uniwersytetu w Chicago oraz Brytyjskiego Towarzystwa Geograficznego. Wyprawę finansuje znany milioner i filantrop – John Davison Rockefeller.
Na miejscu okazuje się jednak, że wcześniejsza grupa geologów i kartografów, do której mieli dołączyć Polacy, zniknęła bez śladu w tajemniczych okolicznościach. Tomek, Sally oraz kapitan Nowicki ruszają na północ z wyprawą ratunkową”.
Kto czyha na nich i innych na Alasce?: „Otóż nastają na nich elementy zdegenerowane – w postaci byłych łagrowych „zeków”, chcących wykroić z Alaski autonomiczne państwo ciążące ku Rosji. Rebelianci są świetnie uzbrojeni, dysponują łącznością (telegraf) i siecią kolaborantów.
Ale najciekawsze jest to, że śladu ich mocodawców trzeba szukać na Kremlu, w otoczeniu cara Mikołaja II. Maciej J. Dudziak nie pozostawia w tej sprawie wątpliwości – za krwawą awanturą na Alasce stoi Czarna Sotnią. Ale nie precyzuje, kto konkretnie. W momencie, gdy Tomek przemierzał Alaskę, Sotnią stanowiła bowiem skomplikowaną panoramę organizacji radykalnie nacjonalistycznych i konserwatywnych. Czamosecińcy byli w każdym razie zwolennikami idei samowładztwa carskiego, występowali przeciwko jakimkolwiek zmianom w ustroju Imperium Rosyjskiego. Ponadto, co ważne w tym przypadku, opowiadali się za rusyfikacją wszystkich narodowości zamieszkujących imperium i szerzeniem prawosławia.
Najważniejsze organizacje czamosecinne to: Związek Narodu Rosyjskiego, Rosyjska Partia Monarchistyczna i Związek św. Michała Archanioła.
Idea czamosecinnej irredenty na Alasce warta jest oddzielnych studiów, nam wystarczy że Tomek, bosman Nowicki i ich sojusznicy, walcząc z wrogami i pokonując ich, zapobiegli ponownej rusyfikacji regionu. Tu ważna uwaga: bohaterowie Szklarskiego [to raczej wątpliwe czy Szklarskiego – JE] i Dudziaka są zawsze antyrosyjscy, traktując Rosjan en bloc jako wrogów i ciemięzców polskości. Z rąk jednego z takich ciemiężycieli Tomek o mało nie ginie”.
Pięknie, pachnie to na milę odniesieniem do Donbasu itp. No i ta wyraźna wskazówka – „bohaterowie są zawsze antyrosyjscy, traktując Rosjan en bloc jako wrogów i ciemięzców polskości”. Tomek w służbie Rockefellera walczy z Rosjanami i Rosją – czyż to nie jest piękne, i jakże aktualne. W obecnej Polsce mamy ich całe tabuny. Powieść jest więc osadzona w głównym nurcie epoki – prawda czasu, prawda literatury.
Swoją drogą, to interesujące, że polscy „odkrywcy” w tej powieści penetrują i ratują akurat Alaskę, a nie badają np. Syberii, gdzie naprawdę działało mnóstwo Polaków. No ale tamci Polacy, realni a nie fikcyjni, tacy jak Benedykt Dybowski, Bronisław Piłsudski, Wiktor Godlewski, czy Aleksander Czekanowski – pracowali często na zlecenie i za pieniądze Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego, więc wedle obecnych standardów byli po prostu „kolaborantami”. Lepiej więc osadzić Tomka w roli agenta Rockefellera – nikt się nie przyczepi a i przykład do naśladowania dobry.
Ale to nie wszystko. Powieść Dudziaka (bo przecież nie Szklarskiego) jest także na wskroś ideologiczna z innego punktu widzenia – jest wymierzona przeciw tzw. „cywilizacji białego człowieka”. Jak pisze dalej recenzent „Polski The Times”: „Stąd znaczna część książki stanowi wyliczanie – w wielu miejscach słuszne – wszelkich zbrodni i występków przeciw „rdzennej ludności Ameryki”.
Zwrot „wszystkiemu winny jest biały człowiek”, przewijający się przez karty powieści, zaczyna w pewnym momencie przypominać mantrę albo wystąpienia Deb Haaland, sekretarza zasobów wewnętrznych w gabinecie Joe Bidena, zajmującej się życiem prawie 600 uznanych przez władze federalne plemion indiańskich. Można tu dostrzec ślady modnej dziś ekologiczno-antropologicznej utopii – przeświadczenia, że tylko rdzenni mieszkańcy w otoczeniu dziewiczej przyrody mogą osiągnąć egzystencjalne spełnienie. Wszelka ingerencja z zewnątrz, w tym wypadku białego człowieka, wprowadza chaos i katastrofę”.
Powstaje pytanie – kto zgodził się, by w tym ideologiczno-politycznym przedsięwzięciu wykorzystać nazwisko Alfreda Szklarskiego i nadać tej książce pozory autentyczności, wskazując, że ponoć powstała ona na podstawie notatek mistrza.
Bardzo wątpię, by w zamyśle Szklarskiego pojawiły się takie pomysły i bzdury, jakie znalazły się w „Tomku na Alasce”. Wygląda to na ordynarną mistyfikację z wykorzystaniem legendy Tomka. Poza tym, tamten oryginalny Szklarski jest uznawany przez współczesne lewactwo za „nudnego” i „drewnianego”, jak to określiła inteligentna inaczej redaktorka Radia TOK FM. Skoro tamten Szklarski jest passe, bo pewnie jest zbyt konserwatywny (tak jak Sienkiewicz), to stworzyliśmy „nowego” Szklarskiego – postępowego ekologa, walczącego z „cywilizacją białego człowieka” i z wrogiem całej ludzkości – Rosją.
Jan Engelgard
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz