Wojna Polski z sojusznikami, to znaczy, nie tyle może wojna, bo przecież w dzisiejszych czasach żadnych wojen już nie ma, tylko operacje pokojowe, misje stabilizacyjne, ewentualnie – walki o pokój, demokrację lub praworządność – więc nie wojna, a nazwijmy to – serdeczne nieporozumienie z sojusznikami rozwija się w najlepsze i nie wiadomo, czym się skończy.
Poruszone bowiem zostały Moce w postaci Departamentu Stanu USA, który już nawet specjalnie nie ukrywa, że pełni rolę rzecznika i naganiacza żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, no i oczywiście – bezcennego Izraela, który już nie może się doczekać chwili, gdy tubylcze władze naszego nieszczęśliwego kraju sprokurują pozór legalności dla tak zwanych “roszczeń” dotyczących tak zwanej “własności bezdziedzicznej”.
Kto wie, czy jak tak dalej pójdzie, to Nasz Najważniejszy Sojusznik nie przestanie być Naszym Najważniejszym Sojusznikiem, a amerykański sojuszniczy kontyngent nie dostanie z Pentagonu jakichś innych rozkazów.
Taka możliwość wynika z oświadczenia Daniela Frieda z pierwszorzędnymi korzeniami. Na wieść o “lex TVN” pan Fried oświadczył, że nie można być sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i sekować amerykańskie biznesy. Jeśli zatem “nie można”, no to możemy spodziewać się wszystkiego, kto wie, czy nawet nie atomowych kartaczy.
Co prawda w takim niszczeniu własnej zdobyczy nie byłoby żadnej logiki, ale kiedy chodzi o biznesy przemysłu holokaustu, czy bezcennego Izraela, to logika schodzi na plan dalszy. A przecież na tym serdeczne nieporozumienie się nie kończy, bo również Niemcy, za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej, obsadzonych przez niemieckie owczarki i pospolite kundle łańcuchowe, próbują przywołać do porządku wszystkich, którym nie podoba się niemieckie dzieło odbudowy. Tym razem grożą wstrzymaniem strumienia pieniędzy, które pewnie już zostały porozdzielane w ramach walki z nepotyzmem, co budzi zrozumiałe zaniepokojenie w elitach obydwu obrządków.
W tej sytuacji pojawił się gołąbek pokoju. Ku powszechnemu zdumieniu wyleciał on ze słodszych od malin ust Donalda Tuska, co to jeszcze niedawno proklamował wojnę Donalda z Kaczorem, na którą Naczelnik Państwa odpowiedział wojną Kaczora z Donaldem.
Otóż Donald Tusk zaproponował, by z tej powszechnej wojny wszystkich przeciwko wszystkim wyłączyć epidemię zbrodniczego koronawirusa, a zjednoczone wysiłki obydwu obozów, to znaczy – obozu “dobrej zmiany” oraz obozu zdrady i zaprzaństwa, skupić na obywatelach niechętnych szprycowaniu. Donald Tusk zaleca perswazję, w którą trzeba będzie zaangażować i partyjnych i bezpartyjnych, wierzących i niewierzących, żywych i umar… – no mniejsza z tym – a dodatkowo – celebrytów, sodomitów, no i oczywiście – całe stado autorytetów moralnych. Zwłaszcza oni, gdy przytłoczą takiego jednego z drugim szprycosceptyka swoim autorytetem, to nie tylko w podskokach pobiegnie do najbliższego punktu szprycowania, ale w dodatku, ze łzami w oczach będzie prosił o trzy dawki od razu.
Wszystko to oczywiście – dla Polski – ale skoro dla Polski można nawet zabijać ludzi, to pewnie na perswazji się nie skończy i dla szczególnie zatwardziałych trzeba będzie obmyślić jakieś inne metody.
Tempus fugit, a czas ucieka, bo czwarta fala została już zatwierdzona, dzięki czemu można będzie dalej zadłużać państwo, to znaczy – obywateli – którzy potem będą musieli oddawać lichwiarskiej międzynarodówce coraz większą część swoich dochodów, ale o tym sza! – bo w przeciwnym razie elity straciłyby motywację do służenia Polsce.
Toteż Donald Tusk domaga się rzucenia “wszystkich sił i środków”, a zwłaszcza – niezależnych mediów głównego nurtu – na odcinek przełamania, to znaczy – tłumaczenia, jakie to ważne i pożyteczne jest szprycowanie. Chodzi oczywiście o bezpieczeństwo, a w tej sytuacji mobilizacja powinna być jeszcze większa, niż w przypadku walki o demokrację, czy praworządność, do której stare kiejkuty zmobilizowały wszystkich konfidentów, zwłaszcza ze środowiska niezawisłych sędziów.
Taka mobilizacja przynosi efekty, bo kiedy Nasza Złota Pani, albo niezawisły Europejski Trybunał Sprawiedliwości widzi biały orszak męczenników praworządności na czele z niezawisłym panem sędzią Igorem Tuleyą, to nie może przejść nad tym obojętnie, tylko sypie piękne wyroki.
Kiedy nasz nieszczęśliwy kraj coraz głębiej zanurza się w serdecznych nieporozumieniach, w Cesarstwie Japonii odbywają się igrzyska olimpijskie dla działaczy, których wielka rzesza zjechała do Tokio pod pretekstem towarzyszenia zawodnikom, którzy “citius, altius, fortius” starają się wykonać nikomu nie potrzebne czynności.
Ciekawe, że zbrodniczy koronawirus nie ima się działaczy, natomiast na kibicowską publiczność rzuciłby się z zaciekłością furiata.
Czyż nie jest to kolejny dowód, że zbrodniczy koronawirus jest wyrobiony politycznie i wie, kiedy ma się srożyć na podobieństwo latającego smoka, a kiedy łagodnieć, jak czuła kochanka w środku nocy? Najwyraźniej musi istnieć jakiś tajemniczy związek między zbrodniczym koronawirusem i politykami, którzy przecież też są politycznie wyrobieni.
Gorzej z dziennikarzami, którzy – na co zwrócił im uwagę Donald Tusk – zadają niewłaściwe pytania, na które nie ma odpowiedzi. Jak się nauczą zadawać prawidłowe pytania, to wtedy jakaś odpowiedź się znajdzie. To bardzo słuszna uwaga, ale gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że te niedociągnięcia nie dotyczą całego środowiska dziennikarskiego. Taka na przykład resortowa “Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik, słusznie uchodząca z gwiazdę TVN, nie tylko zadaje właściwe pytania, ale w dodatku – na każde zna prawidłową odpowiedź, dzięki czemu każdego swojego gościa potrafi nakłonić do przyznania się, bez konieczności sadzania go na nodze od stołka, czy zrywania paznokci.
Dziennikarze telewizji rządowej, którym Donald Tusk ukazał właściwą rolę, też już się w tej sztuce podciągnęli, dzięki czemu telewidzowie, którzy te walki kogutów oglądają, mają jakąś rozrywkę w zamian za podatek od posiadania telewizora, nazywany “abonamentem”. Ale niedociągnięć jest jeszcze całkiem sporo, toteż warto rozważyć pomysł, by politycy i w ogóle – członkowie elit – od razu przedkładali dziennikarzom prawidłowe pytania. Ci swoimi słowami by je zadawali, dzięki czemu politycy i członkowie elit mogliby udzielać na nie prawidłowych odpowiedzi, z pożytkiem dla telewidzów i w ogóle – dla Polski – w której dzięki temu można by ponownie przystąpić do budowania moralno-politycznej jedności narodu – jak to było za panowania Edwarda Gierka – kiedy nikomu nie przyszłoby do głowy sprzeciwić się partii i rządowi, gdyby ten na przykład nakazał się wyszczepić.
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz