Kwestia zbliżającego się szczytu międzynarodowy pt. „Platforma Krymska”, który Kijów zaplanował na 23 sierpnia 2021 r. w przeddzień obchodów 30. rocznicy niepodległości Ukrainy, to rzecz co najmniej zagadkowa i rodzi więcej pytań niż odpowiedzi.
Główne pytanie brzmi: jakie cele strategiczne realizują organizatorzy „Platformy Krymskiej”?
Jeśli „strategom” chodzi o odkupienie Krymu od Rosji i powrót półwyspu na Ukrainę, to sądząc po przeciekach zaproszonych na szczyt polityków, nikt tak naprawdę nie wierzy w powodzenie wydarzenia. Np. Stany Zjednoczone Ameryki na „Platformie Krymskiej” reprezentować będzie… Minister Transportu (dobrze, że nie Minister Rolnictwa ds. Chochołów) Pete Buttigieg, który jest dość młodym urzędnikiem z pokolenia „milenialsów”.
Ze strony Wielkiej Brytanii o losach Krymu „decydował” będzie minister obrony Ben Wallace, który wyróżnia się jedynie tym, że do 2005 roku był w armii i dosłużył się stopnia kapitana. Natomiast Niemcy generalnie zdystansowali się od „Platformy Krymskiej”. Wizyta Angeli Merkel w Kijowie zaplanowana jest na 22 sierpnia (wcześniej spotka się z Putinem w Moskwie). Czy kanclerz Niemiec zostanie następnego dnia w Kijowie, aby wziąć udział w „agendzie krymskiej”? Odpowiedź brzmi prawie w stu procentach: nie, ponieważ ekipa Merkel przygotowuje się do jednodniowej wizyty na Ukrainie.
Nawet Turcja, która flirtowała z Kijowem w związku z tematem Platformy Krymskiej, postanowiła ograniczyć rangę swojej delegacji do poziomu ministra spraw zagranicznych Mevluty Cavusoglu, który notabene na Ukrainę się nie wybiera, planując wypowiedzieć się na konferencji wirtualnie, czemu winna ma być pandemia koronawirusa.
Oczywiście, prezydenci Polski, Litwy i Łotwy, którzy tradycyjnie i całkowicie solidaryzują się z Ukrainą w sprawach międzynarodowych, staną się dostojnymi gośćmi (byłoby to kompletnie smutne, gdyby polską delegację reprezentował np. minister infrastruktury).
Według najnowszych informacji ukraińskie MSZ stara się maksymalizować liczbę uczestników „Platformy”, w tym za pośrednictwem państw, które w żaden sposób nie mogą wpłynąć na sytuację geopolityczną na Krymie. Krótko mówiąc, ludzie ci nie mają formatu ani rangi.
Generalnie, analizując listę zaproszonych, należy stwierdzić, że mocarstwa światowe postanowiły nieco zdystansować się od problemów, z jakimi boryka się Ukraina w kontekście hybrydowej militarno-politycznej agresji ze strony Rosji. Pozwolę sobie założyć, że pomimo deklaratywnych oświadczeń Zachodu o poparciu dla „Platformy Krymskiej”, niska ranga delegacji faktycznie odzwierciedla stopień, w jakim Ukraina wychodzi naprzeciw interesom narodowym Stanów Zjednoczonych i „Starej Europy”.
W związku z tym staje się jasne, dlaczego Kijów zamknął dostęp do listy krajów i polityków zaproszonych do udziału w Platformie Krymskiej. Zamknęli go widocznie po to, by nuty rozczarowania nie grały zbyt głośno przed rozpoczęciem szczytu. Inaczej, jak mówi ukraińskie przysłowie: „Z velikoj chmari – da malij doszcz!” [pol. „Z wielkiej chmury mały deszcz”].
W tej historii jest jeszcze jeden ważny aspekt. Szereg ekspertów z Europy Wschodniej deklaruje, że problem Krymu jest regularnie omawiany na szczeblu wiodących organizacji międzynarodowych – OBWE, ONZ itp. Niezwykle trudno jest jednak powiedzieć coś nowego w tej kwestii. Ukraińska inicjatywa ma deklaratywny charakter i jest kolejną „burzą w szklance wody”. W rzeczywistości jest narzędziem przeznaczonym tylko do wewnętrznych zadań politycznych obecnego rządu na Ukrainie. A mianowicie: podwyższenia notowań ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, którego pozycja została poważnie zachwiana z powodu znaczących zaniechań w sferze społeczno-politycznej i gospodarczej.
A więc „krymskim projektem patriotycznym” Zełenski odwraca uwagę swoich wyborców od fatalnych realiów dnia dzisiejszego. W lipcu 2021 r. podatki na media i ceny żywności na Ukrainie wzrosły średnio o 10% (na przykład w obwodzie chersońskim o 24,4%). Według raportu „Samoocena gospodarstw domowych w kwestii poziomu swoich dochodów” za rok 2020 autorstwa Państwowej Służby Statystycznej Ukrainy, 67% obywateli Ukrainy uważa się za biednych [1].
Zespół Zełenskiego zainwestował w Platformę Krymską dość znaczne środki finansowe, a wszystko to na tle wszechukraińskiej biedy. Na portalach społecznościowych Ukraińcy rozsądnie pytają: może te miliony hrywien lepiej wydać na dopłaty do podatków? Dziś jesteśmy bez Krymu, a jutro bez spodni.
Rezultatem jest pewien dysonans: „platforma krymska”, promowana jako długofalowe działanie polityki zagranicznej, w rzeczywistości okazuje się być przeznaczona wyłącznie dla użytkownika wewnętrznego, a ponadto na jego koszt. W takiej sytuacji bardziej celowe jest dyskutowanie nie o losie Krymu (za pieniądze podatników), ale o środkach, które mogłyby posłużyć do wyprowadzenia kraju z kryzysu, zarówno gospodarczego, jak i politycznego, związanego np. z naruszeniem przez Kijów „prawa mińskiego”, czyli podpisanej przez Ukraińców umowy, zgodnie z którą Ukraina jest zobowiązana do zapewnienia Donbasowi obiecanej autonomii.
W tej sytuacji „Platforma Krymska” ze swoją wagą i potencjałem destabilizującym może posłużyć przede wszystkim politycznemu pogrzebaniu Wołodymyra Zełenskiego.
[1] http://www.ukrstat.gov.ua/operativ/operativ2021/gdn/sdrsd/sdrsd_2020ue.xls3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz