piątek, 27 sierpnia 2021

Złoto z powietrza i słońca



Zwycięstwo talibów nad amerykańską ekspedycją w Afganistanie, gwoli lepszego wrażenia maskowaną firmą NATO, przyćmiło na chwilę inne wydarzenia, bo świat przekonał się, jak niebezpiecznie jest być sojusznikiem Stanów Zjednoczonych.

A przecież Polska doświadczyła podobnego losu w trakcie II wojny światowej, kiedy to została przez prezydenta Roosevelta sprzedana Stalinowi tak, jak rzeźnikowi sprzedaje się krowę. Nawiasem mówiąc, prezydent Roosevelt, nie wiadomo, czy za sprawą podszeptów sowieckich agentów, których trzymał w swoim najbliższym otoczeniu, czy też z własnej pychy, zrobił wszystko dla zlikwidowania Imperium Brytyjskiego, bo wykombinował sobie, że jak tylko je zniszczy, to będzie rządził światem do spółki z „Wujkiem Joe”.

Ale dla „Wujka Joe” to była – trawestując słowa poety -„gratka za sojusznika mieć takiego dziadka”, toteż wydymał go bez znieczulenia, o czym prezydent Roosevelt przekonał się w Jałcie, kiedy był już umierający.

Wspominam o tym wszystkim, bo przez niefrasobliwość amerykańskiego prezydenta miliony ludzi zostały przepuszczone przez maszynkę do mięsa, zwłaszcza ci, którzy potraktowali poważnie ideową podstawę koalicji antyniemieckiej w postaci „Karty Atlantyckiej”. Na domiar złego – w odróżnieniu od amerykańskich kolaborantów w Afganistanie – tamci ludzie działali z pobudek ideowych. Tymczasem – co warto odnotować – Amerykanie przeważnie zakochują się w tak zwanych „naszych sukinsynach”, w rodzaju marionetkowego prezydenta Afganistanu, co to teraz uciekł z kraju, wywożąc czterema samochodami prawie 170 milionów dolarów. Czyżby – podobnie jak w swoim czasie Sowieci – uważali, że nikt inny się z nimi nie zwiąże?

Ale mniejsza już z tym, bo za kompromitacją USA w Afganistanie może kryć się inna, iście diabelska kombinacja, by bez wzbudzania niczyich podejrzeń uzbroić po zęby afgańskich talibów, by następnie – wykorzystując antagonizm między sunnitami i szyitami – poszczuć ich na Iran, który przysparza najwięcej zgryzot bezcennemu Izraelowi, a więc i Ameryce również.

Czy te podejrzenia są trafne – o tym się przekonamy, może nawet już wkrótce, a tymczasem wydarzenia w Afganistanie odsunęły na dalszy plan inne sprawy, nawet tak doniosłe, jak ratowanie „planety” przed nieuchronną zagładą. Coraz więcej „młodych, wykształconych, z wielkich miast” już nie może wytrzymać, by nie ratować „planety” i w tym celu tworzy rozmaite organizacje, które następnie podłączają się do jakiegoś finansowego kranika, czy to ONZ-towskiego, czy to unijnego, czy to wreszcie – tubylczego, dzięki czemu organizacji ekologicznych przybywa lawinowo – a ideologiczne przewodnictwo nad tym interesem objęła żydowska gazeta dla Polaków, której Judenrat, na obecnym etapie („a my wszyscy…”) mało jaja nie zniesie w obronie „planety” – z identycznym zaangażowaniem, jak w czasach stalinowskich po stronie nieubłaganego postępu.

Wtedy nieubłagany postęp polegał na tym, by przyrodę ujarzmić – co mową wiązaną wyjaśniali ludowi zaangażowani poeci. Jestem przekonany, że na sabatach „walterowców” pod batutą Jacka Kuronia, deklamowane były te skrzydlate słowa, jak to „ciepło energii atomowej stopi lodowce biegunowe, bo siła, którą kryje atom, da ludziom zdrowie, ciepło, światło!”

Z tym zdrowiem, to chyba nie do końca prawda, o czym mogliśmy przekonać się w Czarnobylu, ale jeśli chodzi o lodowce biegunowe, to najwyraźniej Judenrat znajduje się na zupełnie innym etapie. Na obecnym etapie pan red. Michnik bez lodowców chyba by się załamał, chociaż z drugiej strony pewnie też z niepokojem przyjął doniesienia, że Golfsztrom ma zmienić kierunek, w związku z czym Europie grozi stopniowe oziębienie.

Podobno rozważana jest koncepcja, by odpowiedzialnością za ewentualną zmianę kierunku Golfsztromu obciążyć zimnego ruskiego czekistę Putina, albo przynajmniej – Aleksandra Łukaszenkę, który do swoich rozlicznych zbrodni dodał ostatnio i tę, że nie będzie zmuszał obywateli Białorusi do „obowiązkowych” szczepień, które – jak to wyjaśnił pan minister Niedzielski – nie będą „przymusowe”.

Tak czy owak jest rozkaz, żeby ratować „planetę”, a najpewniejszą drogą wiodącą do tego celu, jest odchodzenie od dotychczasowych źródeł energii na rzecz tak zwanych „źródeł odnawialnych”. Dla ratowania, a następnie – dla zapewnienia planecie „dobrostanu” trzeba zrobić wszystko, podobnie jak za Stalina – dla zwycięstwa socjalizmu. Skoro tedy dla zwycięstwa socjalizmu można było ludzi mordować i „Ajwaje” z entuzjazmem dały się zaangażować w charakterze katów polskich patriotów, to dlaczego nie można przerzucić się na źródła odnawialne, nu?

Nie tylko można, ale nawet trzeba, bo tak się akurat złożyło, że potentatem na rynku energii wiatrowej i słonecznej w naszym nieszczęśliwym kraju jest izraelska firma Mashav Energia, której prezesem jest pan Tomer Eizenberg – oczywiście z pierwszorzędnymi korzeniami. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć wiele rzeczy na raz. Po pierwsze – że ostatnio wiatraki dla produkowania energii elektrycznej z wiatru mnożą się u nas bardziej, niż grzyby po deszczu, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to zabudujemy nimi cały Bałtyk w granicach wód terytorialnych, dzięki czemu żaden z okrętów zimnego ruskiego czekisty Putina nie będzie w stanie przybić do naszych brzegów, a z kolei żaden kuter rybacki nie będzie mógł przedrzeć się na morze, żeby na przykład odławiać dorsze.

No bo po co polscy rybacy mają odławiać dorsze, skoro mogą to robić rybacy niemieccy? Za to prądu będziemy mieli tyle, że każdego będzie można do niego podłączyć, zwłaszcza gdyby nie wykazywał entuzjazmu dla ratowania „planety”, albo na przykład nie chciał się obowiązkowo zaszczepić. Takich ananasów bezpieczniacy wynajdą nawet w korcu maku przy pomocy izraelskiego systemu szpiegowskiego „Pegasus”, który zafundowała sobie nasza ABW.

Po drugie – lepiej możemy zrozumieć, dlaczego pan premier Mateusz Morawiecki tak entuzjastycznie zgodził się na „dekarbonizację” Polski. Po co Polska ma wykorzystywać miejscowe źródła energii, kiedy izraelska firma stawia tu wiatraki i słoneczne baterie? Mam nadzieję, że Mashav Energia odpaliła za to panu premierowi Morawieckiemu jakiś procent, bo uważam, że lepiej mieć za premiera szubrawca, niż durnia. Chodzi o to, że szubrawcowi można niekiedy przemówić do rozsądku, podczas gdy durniowi – nigdy.

Wreszcie – po trzecie – lepiej rozumiemy, dlaczego pod batutą żydowskiej gazety dla Polaków coraz więcej poczciwych i naiwnych młodych ludzi tak się angażuje w obronę „planety” przed zagładą i jak tylko Afganistan wszystkim spowszednieje, to wszystkie siły zostaną rzucone na front walki ze złowrogim klimatem.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...