Czasem zdarza się tak, że nawet w dziedzinie tak śmiertelnie poważnej jak wojna, pojawia się element humoru lub dziwaczności. W sferze pojazdów i sprzętu wojennego jest to bardzo częste, na co wpływa fakt, że czasem możliwości techniczne są dalece za potrzebą chwili, lub też wymagania wojskowych każą stworzyć coś na szybko, byle zapchać dziury na froncie.
Sherman T10 Mine Clearer
Postawmy przed sobą zadanie wykonania przejścia przez pole minowe. Czego potrzebujemy? Ciężkiego pojazdu lub urządzenia montowanego do niego, którego nacisk zdetonuje miny, i pancerza, by przetrwać wybuchy nawet większych ładunków i wrogi ostrzał. Jeśli dodamy do tego wymaganie, by nie był to pojazd unikatowy, ale dostosowany do wymagań logistyki pozostałych rodzajów sił zbrojnych, sprawa się komplikuje. Ale oto przychodzi na pomoc amerykańska inżynieria.
T10 Mine Clearer spełniał wszystkie te wymogi, bo był zestawem montowanym do kadłuba czołgu M4 Sherman. Składał się z dwu stalowych kół montowanych z przodu, o specyficznej konstrukcji ułatwiającej przetrwanie bez większych uszkodzeń licznych wybuchów, i walca o podobnej budowie. W zasadzie urządzenie przypominało bronę talerzową, lub talerze ustawione obok siebie na suszarce. Obręcze wciskały się głębiej w ziemię, detonując nawet głębiej ukryte miny i pokrywało obszar o szerokości odpowiadającej dwu czołgom.
Napęd przekazywany był poprzez przekładnie umieszczone tam, gdzie zwykle były koła napędowe. Modyfikacje obejmowały więc demontaż kół i gąsienic, a potem posadzenie kadłuba na specjalnej ramie z obręczami. E voila! Trał przeciwminowy gotowy!
Choć pomysł był interesujący, to nie przyjął się, a w jego miejsce zastosowano tak zwane Kraby – walce z żelaznymi kulami na łańcuchach, które szybko się obracając, grzmociły w ziemię, oczyszczając ją z niewybuchów i innych zagrożeń. Ale nie odmówimy T10 rozmachu.
M50 Ontos
Wojskowi czasem sami nie wiedzą, czego chcą, albo zapędzają się w pewne ślepe uliczki, święcie wierząc, że są one rozwiązaniem ich problemów. W latach 50. XX wieku taką uliczką były działa bezodrzutowe – w teorii znakomita broń pozbawiona wad, ale w praktyce dość problematyczna i dziś w zasadzie przestarzała.
Brak odrzutu takiej broni umożliwia posadowienie jej na lekkim pojeździe bez ryzyka, że ten rozleci się od siły odrzutu. Amerykanie pomyśleli więc, że warto wprowadzić do użytku symbolicznie opancerzony pojazd uzbrojony aż w sześć dział bezodrzutowych. Miał on służyć zwalczaniu sowieckich czołgów w razie wybuchu gorącego konfliktu dzięki wykorzystaniu pocisków kumulacyjnych, silnych przy relatywnie małym kalibrze i masie. Do zestawu dołączono cztery karabiny maszynowe kalibru 12,7 mm do wstrzeliwania dział w cele. Całość nazwano M50 Ontos.
Z niemal 300 sztuk spora część wzięła udział w wojnie wietnamskiej. Pomimo ograniczeń związanych z cieniutkim pancerzem, zaledwie półcalowym, zapewniana przez nie siła ognia uczyniła z nich świetny pojazd wsparcia piechoty. Zniszczenia powodowane przez salwę z sześciu luf były potężne i demoralizujące dla wroga. Jedyne czołgi upolowały jednak w trakcie wojny domowej w Dominikanie – zniszczone zostały dwa przestarzałe lekkie L/60 (bliźniak węgierskiego czołgu Toldi) i jeden nowoczesny AMX-13.
Moździerz Karl
Był to olbrzymi moździerz oblężniczy zamontowany na gąsienicowym podwoziu, wybudowany w liczbie zaledwie siedmiu sztuk i używany przez prawie całą II wojnę światową przez niemiecki Wehrmacht. Większość osób zna ten straszny pojazd z jego udziału w tłumienia Powstania Warszawskiego. Jednak 60 cm Karl Gerät 040 wykorzystano także pod Brześciem, Lwowem czy Sewastopolem.
Powstał w odpowiedzi na zagrożenie, jakie dla Niemców sprawiały bunkry linii Maginota. Obawiano się, że bez wsparcia najcięższej artylerii piechota zalegnie w polu ostrzału stanowisk francuskich i poniesienie nieproporcjonalne straty. I choć w 1940 roku fortyfikacje ominięto a potem padły one przy znacznie mniejszym wysiłku, niż się tego bano, to nie zrezygnowano z budowy niezwykłych pojazdów. Na ile miała na to wpływ gigantomania Hitlera, nie do końca wiadomo.
Zbudowane pojazdy uzbrojono w moździerze kalibru 600 lub 540 mm. Z uwagi na masę pocisków dochodzącą do 2200 kilogramów, były one przewożone oddzielnie i podawane za pomocą dźwigu ze specjalnego transportera na podwoziu PzKpfw IV. Moździerze były skomplikowane i ciężkie. 124 tony stali napędzały różne silniki, o mocy nieprzekraczającej 600 KM. Pozwalało to osiągać zawrotną prędkość od 6 do 10 km/h. Zasięg strzału również nie imponował – było to 4300 m dla ciężkich i 10000 m dla najlżejszych stosowanych pocisków. Za to imponowało zużycie paliwa – około 3 litry benzyny lub oleju napędowego na zaledwie 1 kilometr.
Vespa 150 TAP
Spadochroniarze zawsze mieli problem z walką przeciwko czołgom, czego doskonale dowiodła spaprana operacja Market-Garden z września 1944 roku. Na bazie tych doświadczeń budowano w okresie powojennym siły powietrznodesantowe nowego wzoru, z nowymi środkami walki. Jedną z najciekawszych propozycji wzmocnienia szans czerwonych beretów w walce z wozami pancernymi wysunęli Francuzi, którzy zacięcie walczyli o zachowanie swojego imperium kolonialnego.
Z uwagi na ograniczenia masy, ale też dążąc do zachowania wysokiej mobilności, połączono działo bezodrzutowe M20 kalibru 75 mm ze skuterem Vespa 150, produkowanym na licencji we Francji. Przewidywano, że skuter będzie przede wszystkim transporterem działa, ale dopuszczano możliwość prowadzenia ognia bezpośrednio z pojazdu, bez demontażu broni. Strzelanie takie było jednak bardzo „na oko” – nie zamontowano przyrządów celowniczych, nie było też na nie zbytnio miejsca.
Skuter z działem wygląda tak postapokaliptycznie! I faktycznie, dla Armii Francuskiej taki właśnie był – tani, produkowany z dostępnych podzespołów, o ograniczonej przydatności, ale lepszy od niczego. Wyprodukowano około 600 z nich, przy czym każdy kosztował zaledwie 500 dolarów za sam pojazd, nie licząc niewielkiej sumy za działo. Pojazdy wzięły udział w wojnie w Algierii, po której też je od razu wycofano.
Dziwnych pojazdów było więcej, dużo więcej, by wspomnieć choćby Car-tank, Obiekt 279 – czołg na czterech gąsienicach, niemieckie pojazdy przeciwminowe VsKfz 617 Minenräumer i Minenräumpanzer III oraz liczne projekty amerykańskie i brytyjskie, w tym Praying Mantis. Wszystkie one, choć okazały się ślepymi uliczkami, udowodniły sensowność pewnych twierdzeń i teorii, przyczyniając się do postępu w dziedzinie techniki wojskowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz