środa, 27 października 2021

Byłem w Rosji



Na zaproszenie Fundacji „Rosyjsko-Polskie Centrum Dialogu i Porozumienia” wraz z kilkoma polskimi dziennikarzami byłem w Rosji. Trasa geograficzna: Moskwa, Krasnodar, Soczi. Trasa mentalna: Co by tu zrobić, żeby między naszymi narodami było lepiej niż jest?

Debatowaliśmy o tym w zgiełku spowitej jesienią jednej z największych stolic świata i wśród rozgrzanych słońcem palm kurortu nad Morzem Czarnym. Podczas jednego ze spotkań z ust rosyjskiej dziennikarki padło w całej swej banalności wzruszające hasło: Moi drodzy, z powodu przyjaźni i miłości nikt nie umarł, zaś z powodu uprzedzeń i nienawiści płonęły wsie i miasta, ginęły narody.

Tak – pomyślałem, powiedziane pięknie – no to możemy się rozejść, wszystko ustalone. Przecież chleb, masło, woda, trawa, pole – jak i mnóstwo innych słów – brzmią w naszych językach tak samo lub podobnie, gdyż pochodzimy od tych samych przodków, co potwierdzają badania genetyków, językoznawców, folklorystyków i archeologów. Jesteśmy jak Widzew i ŁKS, jak Cracovia i Wisła, jak Atlético i Real, jak Inter i AC Milan – pochodzimy z tej samej kolebki. Takie derby, smutne w swej aberracyjnej zaciętości – gdy wszystko nas łączy i właśnie przez to wszystko nas dzieli.

Pewien kolega uczestniczący w wyjeździe obliczył, że Słowianie na ostatniej Olimpiadzie (w Tokio) zdobyli więcej medali niż promowani u nas na wyrocznię i przyjaciół Amerykanie, których bread, butter, water, grass, field – jakby nie patrzeć – brzmią „nie po naszemu”. Ale zaraz pojawia się ten derbowy zgrzyt…

Pomyślałem: To super, że mówimy o przyjaźni a nawet miłości, ale przecież narzucona miłość – a z nią mamy do czynienia w narracji rosyjskich władz – taka miłość to gwałt. Zaś nasza nieufność łatwo przeradzająca się w nienawiść (za 17 września, za Katyń, za deportacje, za bierne przyglądanie się agonii powstańczej Warszawy – i zaprzeczanie temu) to adekwatna odpowiedź ofiary. Bo czego oni od nas oczekują?! Objawów syndromu sztokholmskiego? Mamy płakać ze wzruszenia oglądając pomniki czerwonoarmistów, którzy przed wyzwoleniem nas od Niemców najpierw nas wspólnie z Niemcami zniewalali, grabili i unicestwiali?

[Ale może by nie zapominać, że to dzięki Rosjanom Warszawa stała się miastem, że dzięki nim mamy Politechnikę Warszawską i Uniwersytet… – admin]

Moim zdaniem istnieją dwie główne przeszkody na drodze ku normalizacji stosunków między naszymi narodami. Pierwszy – wzajemnie się wykluczająca narracja historyczna. Drugi – reżim wizowy skutecznie uniemożliwiający nawiązywanie kontaktów pomiędzy zwykłymi ludźmi.

Powód pierwszy sugerowałbym przemilczeć. Tak. Miałem kolegę, który w szkole ledwo przechodził z klasy do klasy z historii. Czy to dotyczyło Rzymu czy Piastów czy Sasów czy wojen napoleońskich – wszystko mu się mieszało i ciągnęło go w dół. Ale był dobry w komputerach i z matmy.

Zaryzykuję tezę, że większość Polaków oblałaby historię w rosyjskiej szkole i większość Rosjan oblałaby ten przedmiot w polskiej szkole. Na tym polu się nie dogadamy. Zatem? Zatem przemilczmy to. A jednak – pod warunkiem, że zaczniemy się spotykać na rosyjskich czarnomorskich plażach lub w kawiarniach urokliwych polskich Starówek – może te nasze słowiańskie dusze i skore do polemiki umysły otworzą się na siebie wzajemnie (w czym bym upatrywał więcej korzyści niż zagrożeń) i odkryjemy w sobie to co nas łączy, a nie to co nas dzieli.

[Najlepiej będzie wziąć do pomocy żymian (Żydów) jako pośredników – admin]

Przez podwórko gospodarstwa należącego do mojej rodziny po mieczu przeszła granica. Tam gdzie była stajnia – tam była III Rzesza Niemiecka. Tam gdzie był dom – tam był Związek Radziecki. Finis Poloniae – tak, Polski już nie było. Rodzina dom musiała opuścić, swoje polskie paszporty mogli wyrzucić na śmietnik historii. Dziadkowi nawet nie pozwolono zabrać ukochanego psa i uwiązał go lekko, tak aby sam potrafił się zerwać, i później – o czym opowiedzieli świadkowie – wracał ten pies nocami na środek granicy, czyli na nasze podwórko, i wył do księżyca opłakując swój psi a może również i nasz polski los (teraz rozciągnięte są tam zasieki, za którymi koczują uchodźcy z krain nie mniej odległych niż te, do których byli zsyłani członkowie mojej rodziny…).

A z kolei mój pradziadek po kądzieli został zamordowany w Katyniu. Czytelnik powie: sprawa to znana, pamiętamy tę zbrodnię dokonaną na obywatelach Rzeczypospolitej i nigdy nie zapomnimy. W tym miejscu ważna uwaga: on, mój pradziadek, był Rosjaninem, radzieckim obywatelem, który ośmielił się powiedzieć, że w kołchozie panuje straszny syf, za cara nie do pomyślenia. I zabito go za te słowa na trzy lata przed egzekucjami dokonywanymi na oficerach Wojska Polskiego – z którymi mój rosyjski pradziadek leży teraz po sąsiedzku. Tak jak tysiące innych Rosjan. Świat jest przerażająco mały.

Morał? Trzeba zacząć rozmawiać, spotykać się, próbować poznać – mówić o tym co nas łączy, starać się znaleźć panaceum na to co nas dzieli. W formie dialogu, nie zaś monologu ukierunkowanego wsobnie – pod tezę. No i nie na poziomie oficjeli – prezydentów Dudy i Putina – lecz na szerokiej płaszczyźnie zwykłych zjadaczy chleba tworzących wspólnoty narodowe a nie politycznych przedstawicieli tych wspólnot.

Żegnając się z Moskwą przejechałem się obwodnicą kolejową w centrum miasta. To nowy projekt szybko wcielony w życie. Taka podróż trwa półtorej godziny. Rozmach inwestycji powala z nóg. Proszę sobie wyobrazić kilka stacji à la Łódź Fabryczna wkopanych w ziemię – to stacje przesiadkowe na tej linii. Zobaczyłem tylko jedną z nich. Wstrząsnęło to mną. Z angielskiego: Wow! Zaś liczba już oddanych do użytku w ostatnim czasie nowych stacji metra w stolicy Rosji przewyższa liczbę stacji obiecanych przez pana Jakiego i pana Trzaskowskiego – razem wziętych – w Warszawie. No i nie bądźmy naiwni – w Warszawie tych stacji nigdy nie zobaczymy. W tej kwestii idę o zakład.

Fajnie było odwiedzić Rosję. Chcę tam wrócić i chcę widzieć Rosjan u nas, którzy mówią: Ależ piękna jest ta Warszawa [czyli Manhattan dla ubogich? – admin], zachwycający jest Kraków, jakże nowoczesny jest Wrocław, aż miło popatrzeć jak dobrze zagospodarowana jest polska prowincja. Sprawiłoby mi to satysfakcję. Chciałbym, żeby to zobaczyli. Przecież zrobiliśmy to, udało się nam.

Niestety poziom zamrożenia stosunków między naszymi państwami na długo przesunie w czasie to, aby Rosjanie stali się świadkami tych miłych oku przemian w Polsce. Światła w tunelu nie widać. Chyba nawet mało kto na nie czeka. Tak bliscy sobie – i tak dalecy zarazem jesteśmy. Szkoda.

Pozwolę sobie zacytować liryczną przestrogę Jarosława Iwaszkiewicza: „W zderzeniu piorunowym miłość się nasza ziści. Pamiętaj! Większa siła jest zawsze w nienawiści”.

Paweł Lickiewicz
https://konserwatyzm.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...