piątek, 26 listopada 2021

Dlaczego Polska przegrała kryzys graniczny?



Rozdzielmy raz na zawsze dwie sprawy: interes Polski i Polaków od interesu partii politycznych okupujących nasz kraj. Dla PiS, PO, „Lewicy”, Hołowni – kryzys graniczny był i jest korzystny, każdy bowiem może odegrać przypisaną mu rolę.

Ekipa Kaczyńskiego udaje polskich patriotów, parlamentarna „opozycja” zdobywa sprawność Wzorowego Europejczyka, media mają co międlić, rodziny o co się kłócić, Facebook żyje. Sami wygrani. Poza Polską, rzecz jasna…

Oczywiście, że państwo polskie powinno mieć prawo decydowania, kogo wpuszcza na swoje terytorium. Oczywiście też sami to prawo sobie ograniczyliśmy, raz wstępując do Unii Europejskiej, dwa również prowadząc politykę skrajnie proimigrancką – tyle, że dotychczas byli to przede wszystkim przybysze z Ukrainy i ci, którzy przybywali do Polski z tamtego kierunku.

Obecna pokazówka odbywa się zresztą przede wszystkim nie ze względu na tak zwanych „uchodźców”, tylko dlatego, że chcą wjechać do Polski z Białorusi. Ukraina jako ośrodek przerzutowy nie tylko szukających pracy, ale i terrorystów – jest zupełnie w tych dyskusjach pomijana. A warto zadać pytanie: ilu imigrantów, w tym nielegalnych i niebezpiecznych już przeniknęło do Polski, kiedy cały wysiłek słabego państwa i uwaga mediów skierowane były na Kuźnicę?

Gra toczy się nad Polską

W tej sytuacji rozstrzygnięcie, jaka siła zewnętrza załatwi kwestię graniczną za Polskę – była już dość szkolna. Liberalna opozycja chciałaby FRONTEXu i pozbawienia Polski kolejnego atrybutu suwerenności, czyli kontroli nad własnymi granicami. PiS i rząd potrzebowali pretekstu do zwiększenia w Polsce (i na Ukrainie) wojskowej obecności euroatlantyckiej, czyli w obecnej sytuacji brytyjskiej, żeby móc prowokować Białoruś i Rosję oraz mocniej trzymać upadającą Ukrainę w zachodniej strefie wpływów.

Znacznie zaś powyżej warszawskiej perspektywy odbywa się rozgrywka między Waszyngtonem i Londynem z jednej, a Berlinem i Brukselą z drugiej strony – kto coś ugra na całym tym zdarzeniu. To jest w czyich rękach będą kontrakty energetyczne, kto  będzie mógł stymulować swoją gospodarkę, kto wreszcie powiększy swoje wpływy w polskiej i ukraińskiej kolonii. To są sprawy znacznie ważniejsze nawet niż ten miliard siedemset milionów, które zostaną zmarnowane na budowę „murów” do przeskoczenia po skrzynkach z hipermarketu.

I Londyn, i Waszyngton wiedzą znakomicie, że żadnego realnego kryzysu granicznego wciąż jeszcze nie ma, a ten, który jest – będą musiały za nich rozwiązać Niemcy (co zresztą już się dzieje na naszych oczach). Co oczywiście nie znaczy, że prawdziwego kryzysu być nie może, choćby korzystając z zagubienia władz polskich wmawiających wszem i wobec, że „przeczekają Łukaszenkę i jego napaść”. Bo w istocie, gdyby naprawdę na tym Mińskowi zależało, to na granicy z Polską stałoby nie siedem, ale siedemdziesiąt tysięcy zdeterminowanych mężczyzn. I niechby co setny z tych „kurdyjskich pianistów” wyjął z podręcznego bagażu spychacz gąsienicowy – a byłoby po cienkiej zielonej linii polskiej (pożal się Boże) obrony granicznej.

Nie, USA i UK grają wyżej, grają z Niemcami – a często i przeciw Europie. Wiedzą też, że granie z prezydentem Łukaszenką w „kto pierwszy skręci” nie ma sensu, bo on zatrzymuje się dopiero na dymiącym wraku przeciwnika. Na wszelki wypadek wolą więc, żeby był to dymiący wrak polskiej dyplomacji.

Charakterystyczne, że np. media brytyjskie w ostatnich dniach żywcem przypominają gazety z czasów Wojny Krymskiej. Nawet czasopisma uznawane za liberalne i nie ulegające dotąd rusofobii grzmią aż od newsów o „zwiększeniu AŻ o 17 proc. wojskowej aktywności w rosyjskich bazach wojskowych na granicy z Ukrainą i Białorusią”. Również oddziały przegrupowywane na Ukrainę nie należą bynajmniej do służb tyłowych ani nie były szkolone w głaskaniu kotków małych Kurdyjek. To formacje szybkiego reagowania ofensywnego, a ich obecność w pobliżu Donbasu może zostać odebrana przez Zełenskiego jako jawne polecenie natarcia. Zwłaszcza, że obok wojska pojawiają się też brytyjskie kredyty. 1,7 miliarda trafi na Ukrainę, a następnie wróci do UK w postaci zakupów sprzętu. Oczywiście – odpowiednie uszczuplonych o wziątki dla sponsorów i zaplecza ukraińskiego prezydenta-wora. Bo dobra wojna, to taka, na której się cały czas zarabia, a nie taka, którą się wygrywa.

Polska zawsze przegrywa Jak wreszcie tłumaczyłem w ostatnich dniach w polskich mediach – prawdopodobne następstwa podtrzymywania przez Polskę kryzysu granicznego to:

– wzmocnienie pozycji Białorusi,
– wzmocnienie pozycji Niemiec,
– wzmocnienie pozycji Rosji,
– wzmocnienie pozycji Unii Europejskiej,
– wzmocnienie pozycji Wielkiej Brytanii.

Natomiast nieprawdopodobnym następstwem podtrzymywania przez Polskę kryzysu granicznego jest uratowanie i odbudowa pozycji międzynarodowej Polski. I to właśnie dzieje się na naszych oczach.

Jak wiele razy opisywałem: wszystko co obecne polskie robią, przy wszystkich reperkusjach międzynarodowych – obliczone jest na wywołanie wrażenia wewnątrz kraju. I to się udało. A ilu imigrantów naprawdę do Polski wjedzie, kiedy już ekipy telewizyjne odjadą – nikogo nie obchodzi.

Bądźmy też poważni. To nie Komisja Europejska skapitulowała przed Polską, tylko polski rząd sam siebie ograł. Po raz kolejny udowodniono, że jeśli się chce załatwić cokolwiek załatwić w sprawach dotyczących Warszawy – to należy to robić… w Berlinie. I rząd PiS może dziś oczywiście na potrzeby swoich wyborców udawać, że wcale go przy tym nie było, ale zobowiązania Niemiec i UE wobec prezydenta Łukaszenki zapadły przecież na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw unijnych, bez najmniejszej nawet polskiej opozycji.

A już zupełnie żenujące są głosy w mediach pro-rządowych, że oto „Niemcy się wtrąciły, bo Polska prawie wygrała kryzys graniczny”. To już nawet nie jest propaganda sukcesu, to jest ogłaszanie największego wariata ordynatorem szpitala!

Prezydent Łukaszenko zyskał na kryzysie granicznym międzynarodowe uznanie i blisko milion euro. Rosja przypomniała, że Wschód jest jej domeną geopolityczną. Niemcy zyskają imigrantów zarobkowych, no i przypomniały, że to one są w Europie najważniejsze. Wielka Brytania poszerzyła zakres swojej obecności militarnej w Polsce i na Ukrainie.

Polska sobie pokrzyczała niczego nie zarabiając, a Ukraina wpadła głębiej w zależność od zagranicy. Taki jest bieżący bilans sytuacji granicznej.

Konrad Rękas
https://konserwatyzm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lekcja historii

Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, znany jako Talleyrand – francuski mąż stanu, polityk i dyplomata, minister spraw zagranicznych Franc...