poniedziałek, 6 grudnia 2021

Władysław Broniewski – poeta i żołnierz zuchwały

 


Śpi w pokoju, śpij Śnij w spokoju, śnij
Polski z sercem tak czekałeś Lecz samotnie umierałeś
Krzyżem twoim stróż Polsce słowem służ…

Tę rymowankę napisaną dziesiątki lat temu wyciągnąłem z dna szuflady. To nic, że nie spełnia ona rygorów córek Zeusa z orszaku Apollina. Oddaje jednak czułość jaką miałem we wczesnej młodości do twórców poezji.

Pamięcią sięgam wstecz. Sala szkolna. Na ścianie zdjęcia wielkich polskich poetów. Część w garniturach pod krawatem. Patrzą mi w oczy portretowym spojrzeniem, i przez to odnoszę wrażenie że gdzieś jeszcze żyją: Tuwim, Staff, Gałczyński, Broniewski…

Ten ostatni ma twarz w moim odczuciu przyjazną, mięsistą, lecz co ciekawe o twardym spojrzeniu. Bije z tych oczu siła i upartość; Chociaż Tadeusz Wittlin wspomina go sprzed wojny jako człowieka średniego wzrostu, o krótkim nosie, zaciśniętych szczękach, ponurym spojrzeniu i obrzękłej twarzy, a wszystko pewnie dlatego, że Broniewski będąc wówczas zastępcą redaktora Grydzewskiego w „Wiadomościach Literackich” nie podał mu ręki na powitanie jako przedstawicielowi artystycznej sanacji, z którą on miał poetycko na pieńku.

Takim był za życia – bezkompromisowym. Jak postanowił tak czynił. Zarzuca się tedy Broniewskiemu, że był komunistą. Kiedy czytam takie opinie mrozi mnie niesmak dyletanctwa wypowiadających te słowa. Był przecież Broniewski nie komunistą, a przede wszystkim socjalistą, który odrodzonej Polsce nie szczędził swych sił i własnej krwi, co ujął dobitnie w kwietniu 1939 w słynnej frazie z równie słynnego wiersza: „Bagnet na broń”

„ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni (…)”

I nie odmawiał. Za obronę Ojczyzny w bitwie białostockiej będącej częścią wojny z hordami bolszewickimi otrzymał srebrny Virtuti Militari, a obok tego cztery razy Krzyż Walecznych. Walczył bo ufał. Tworzył, bo wierzył, lecz ostatecznie przegrał. Polska jego marzeń okazała się być nie tą Polską.
[A co by powiedział o dzisiejszej Polsce? – admin]

Po zabójstwie Gabriela Narutowicza, on, zweryfikowany wojskowo jako kapitan kieruje swój wzrok ku robotnikom. Zdaje mu się, chociaż zapewne o tym nie wie, że ruch robotniczy ku któremu idzie jest ujęty rękoma bolszewickich agentów wpływu. Wierzy jednak że jest tym, który uczyni Polskę wreszcie lepszą. On, szlachcic herbowy o sercu otwartym, niezłomnym i szczerym angażuje się więc z całą mocą w to co wierzy. Pisze w „Kulturze Robotniczej” jak również dla miesięcznika „Dźwignia”. Był także członkiem zespołu „Miesięcznika literackiego” zastępcą wspomnianego redaktora Grydzewskiego. Wydaje tomiki wierszy.

Tymczasem młoda Rzeczpospolita walcząca z agenturą, co to „która krok w krok, bok w bok” utrudnia jej życie na drodze do pełnej Niepodległości postanawia ostatecznie problem fantastów socjalistycznych i komunistycznych rozwiązać siłą.

Latem 1931 podczas zebrania literatów związanych z KPP Władysław Broniewski zostaje aresztowany i osadzony w areszcie miejskim w Warszawie m.in. z Aleksandrem Watem, którego serdecznie nienawidził, i o którym wykuł dowcip, że Wat to naprawdę chwat, czyli literat, co to odciął sobie z przodu c-h, a mimo to w dalszym ciągu jest chwat.

Z opresji więziennej ratuje Broniewskiego stary przyjaciel frontowy, dowódca 2 Dywizji Kawalerii, adiutant Marszałka Piłsudskiego gen. Wieniawa-Długoszowski, ale żołnierz zuchwały zdania jak nie zmienił tak nie zmienia. Nadal pisze przeciwko władzy w duchu rewolucyjnym.

W latach trzydziestych wydaje tomik wierszy pt. „Troska i pieśń” ze słynną „Elegią na śmierć Ludwika Waryńskiego”. Jeździ po kraju i spotyka się z robotnikami, gdzie często czyta im ów wiersz budząc pośród słuchaczy rewolucyjną euforię. Piłsudczycy jak tylko mogą konfiskują mu jego utwory, utrudniają. Do poety przylega złośliwa łatka poety komunizującego, chociaż on przecież nigdy ani członkiem KPP, czy już po wojnie PPR-u nie został. On po prostu bił się słowem o Polskę z sercem, o Polskę w której serca dla prostego człowieka jego zdaniem nie było.

Kiedy II RP stanęła ostatecznie u kresu swego żywota. Poeta pisze sławny utwór „Bagnet na broń”, po czym zgłasza się na ochotnika do wojska. Rzeczpospolita zbrojna potrzebuje takich rycerzy. Broniewski dostaje przydział na 12 września do Ośrodka Zapasowego 28 Dywizji Piechoty w Zbarażu, Kiedy wybucha wojna wsiada na rower i w ciągu kilku dni przez Lublin i Lwów pokonuje nim trasę 500 kilometrów. Kiedy dociera jednak do Zbaraża jest już za późno. 17 września na Kresy wkracza z całym swoim bandytyzmem ACz…

Najazd sowiecki na Polskę zdruzgotał jego wiarę w intencje komunistów. Zamieszkuje w okupowanym przez Rosjan Lwowie. Sprowadza nawet do niego w grudniu 1939 swoją kochankę Marię Zarębińską z jej dzieckiem. Tam też odnajduje się żona poety Janina z córką Joanną.

Broniewski, który bez walki o lepsze jurto żyć nie potrafi angażuje się w pisanie dla „Czerwonego Sztandaru” stworzonego przez Rosjan [bolszewików – admin] w celu propagandowo inwigilacyjnym. W odpowiednim czasie za sprawą prowokacji dokonają oni później czystek w swoim stylu. Poeta trafia w związku z tym do lwowskiego aresztu na Zamarstynowie, stamtąd przewożą go na słynną Łubiankę, a później do gułagu w Ałma-Acie, skąd wychodzi dzięki układowi Sikorski-Majski.

Dla żołnierza okres to szczególny. Jest wreszcie tym kim był, kim jest: żołnierzem Rzeczpospolitej, częścią armii WP gen. Andersa. Do Polski ludowej nie chciał wracać z emigracji mając w pamięci przykre doświadczenia z sowietami. Jednak przełamuje się i podobnie jak Julian Tuwim powraca nad Wisłę. Komuniści go potrzebują. Ktoś taki jak Broniewski? Ma być persona non grata ? O nie! To niemożliwe! Nie interesuje ich, że tak naprawdę nie podpisał petycji o rozbiorze Ukrainy. Nie zwracają uwagi na fakt , że nie jest częścią składową ich myśli i pragnień.

Potrzebują go jako lepiszcza dla ugruntowania swojej ponurej władzy, a on dzielny lecz naiwny zakamarkiem duszy oszukuje się, wierzy i ufa jak kiedyś, jak przedtem, chociaż osobisty wiersz z okresu lwowskiego pt. „Żołnierz polski” pozostaje nadal nieznanym dla wielu..

„Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
(…) bez broni, bez orła na czapce,
bezdomny na ziemi-matce.”

Nie, nie będzie bezdomny. Musi przecież z czegoś żyć! Porzucić poezję to by znaczyło zamilknąć. Nie pisać hołdów pod adresem nowych władców, a pisać przeciwko nim, to tyle co umrzeć. Pisze więc, fałszując celowo słowa, a udawane pisanie swoje, swój ból, bo przecież dostrzega absurd sytuacji politycznej w jakiej się znalazł, zapija na potęgę wódką. Nie tylko on zresztą w tamtych czasach…

Z tą wódką to było tak.

Władysława wychowywały w dziecięctwie dwie kobiety. Babka z matką. Szczególnie matka w dość niekonwencjonalny sposób wychowywała syna, by ten nie rozbijał się z kolegami po szynkach, po prostu co wieczór stawiała przed nim karafkę z wódką…

Wódka tym samym stała się nieodłączną częścią życia poety. Z czasem tak istotną, że bez nie mógł żyć…ale kiedy tworzył musiały powiewać w pokoju muślinowe firanki…symbol wolności i lekkości ducha. Kiedy więc w wypadku zatrucia gazem zmarła mu ukochana córka Joanna pił coraz więcej, a wspomniane firanki stały się dla niego kirem.

Kiedy pytano Lauren Bacall, żonę Humphreya Bogarta, na co zmarł jej mąż, ta odpowiadała niezmiennie: „Na raka gardła i milion kieliszków whisky”. Broniewski umiera podobnie (rak krtani), choć jego śmierć poprzedza załamanie nerwowe i pobyt w szpitalu psychiatrycznym w związku ze śmiercią córki. Umiera 10 lutego 1962 roku

„Coraz krótsze wiersze
życia coraz mniej…
Wietrze, mój młody wietrze,
wiej!

Ja spalę się w jednej iskrze,
jeśli to światu dar.
Wiej, młody, szalony wichrze,
treść twoja: żar.

Żarliwe nie zgasną wiersze
wśród mijania nocy i dni,
ale ty, wietrze, o! wietrze!
dmij! „

I wiatr rozsiał te słowa poety po Polsce.

Mikker
Katolik praktykujący, wolnościowiec
https://kosa24.neon24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...