No i powiedzcie Państwo sami – czy nie mają racji militaryści, kiedy mówią: korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny? Nawet nie chodzi o to, że w pokoju to wszyscy spoczywają na cmentarzu, chociaż i to warto podkreślić – do czego prowadzi pragnienie pokoju za wszelką cenę.
Wprawdzie mówi się – i słusznie – że pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda – o czym możemy się przekonać choćby na podstawie wojny hybrydowej, którą przeciwko Polsce prowadzi znienawidzony prezydent Aleksander Łukaszenka, czy tej drugiej wojny hybrydowej, jaką przeciwko Polsce prowadzą zaprzyjaźnione Niemcy – ale nie da się też ukryć, że obok tych plusów ujemnych, wojna ma też swoje plusy dodatnie.
Znienawidzony prezydent Łukaszenka nazwoził na Białoruś nie tylko egzotycznych turystów, których potem białoruskie wojsko pędzi nad polską granicę, ale również dziennikarzy. A dziennikarze – jak to dziennikarze. Zgodnie z uwagą Stevena Spielberga, który stwierdził, że prawda jest nudna, starają się jak mogą, żeby do swoich relacji dodać trochę “dramatyzmu”. Nic by to nam nie przeszkadzało, z tym, że byłoby lepiej, gdyby to był dramatyzm nasz, a nie jakiś taki nie nasz.
Tymczasem rząd “dobrej zmiany” po ścisłej izolacji strefy nadgranicznej, zdecydował się wpuścić tam dziennikarzy tubylczych. I co Państwo powiecie? Oni też starają się, jak mogą, dodać dramatyzmu – ale co z tego, kiedy znowu nie jest to dramatyzm nasz, tylko jakiś taki nie nasz, prawdę mówiąc – białoruski.
W przypadku dramatyzmu białoruskiego sprawa jest jasna; znienawidzony prezydent Łukaszenka trzyma tych wszystkich swoich prawdziejów mocno za twarz, więc posłusznie i w podskokach ćwierkają oni z nakazanego klucza. Bardziej skomplikowana jest sprawa z dziennikarzami zagranicznymi. Ich złowrogi Łukaszenka za twarz nie trzyma, a przecież i oni ćwierkają tak samo, jak i tamci, tubylczy. Najwyraźniej złowrogi prezydent Łukaszenka przypomniał sobie, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, więc pewnie sypnął złotem, dzięki czemu ma taki dramatyzm, jakiego mu potrzeba.
Z naszymi dziennikarzami jest jeszcze inaczej. “Posadę przecież mam w tej firmie kłamstwa, żelaza i papieru. Kiedy ją stracę – kto mnie przyjmie? “ – tak charakteryzuje ich sytuację poeta. Toteż w zależności od sympatii politycznych redaktorów naczelnych i wydawców, ćwierkają oni raz z jednego klucza, a innym razie – z innego. Prawdy o tym, co się tam dzieje niepodobna się z tego dowiedzieć, ale za to, dzięki wojnie hybrydowej, możemy dowiedzieć się – jak to mówią Rosjanie – kto czem dyszyt. Niby to wiadomo, ale co innego wiedzieć, a co innego – zobaczyć na własne oczy.
Tak czy owak, nasza wiedza na temat sytuacji naszego nieszczęśliwego kraju została znacznie poszerzona, a to stanowi niewątpliwy plus dodatni, uzyskany właśnie dzięki wojnie – niechby nawet hybrydowej, niemniej jednak.
Jeszcze większe korzyści można odnieść z tzw. “wojny na górze” – choćby tej, którą rząd “dobrej zmiany” prowadzi z panem prezesem Marianem Banasiem. Gdyby nie ta wojna, to nadal myślelibyśmy, że stan finansów naszego państwa jest znakomity, że cały świat nam zazdrości słowem – jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej. Tymczasem pan prezes Banaś ujawnił, że w roku 2020, dług publiczny Polski powiększył się o 290 mld złotych, a więc o taką sumę, na którą poprzednio trzeba było prawie 10 lat.
Ten dług trzeba oczywiście “obsługiwać”, to znaczy – płacić lichwiarzom procenty – ale właśnie dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego mamy inflację.
Tymczasem nasi Umiłowani Przywódcy sprawiają wrażenie, że albo niczego nie rozumieją, albo z jakichś zagadkowych powodów muszą udawać idiotów. Oto podczas mityngu Platformy Obywatelskiej, jakaś tamtejsza durnica postawiła podobno wyrwaną z kontekstu diagnozę, że to wszystko przez brak wolnych sądów i wolnych mediów. Donald Tusk podczas tego przemówienia stał obok i nawet brew mu nie drgnęła. “Takie mają wychowanie wojskowe” – mówił z podziwem wachmistrz z Putimia, przesłuchując dobrego wojaka Szwejka jako ruskiego szpiona.
Musze powiedzieć, że na tle tej mizerii nawet Kazimierz Grześkowiak mógłby uchodzić za odkrywcę. Jak pamiętamy, w jednej ze swoich piosenek stawiał diagnozę, że “może to szyćko bez te atomy, że waryjota momy!” A przecież momy – i to niejednego!
Ale dość już tych dygresji, bo tuż przed świętami w walce kogutów, jaka trwa już od lat na naszej politycznej scenie, otwarty został nowy front. Oto okazało się, że pan mecenas Roman Giertych, na którego uwzięła się niezależna prokuratura w związku z pieniędzmi ze spółki Polnord, był podglądany i podsłuchiwany przy pomocy systemu Pegasus.
Mamy tu kilka zagadek. Po pierwsze – jak to możliwe, że Pegasus, nawiasem mówiąc, kupiony dla ABW od Izraela, podgląda i podsłuchuje pana mecenasa Giertycha nawet kiedy “stoi on obok”, ale – patrzcie Państwo – nie może zlokalizować, w którym właściwie miejscu pan mecenas Giertych i obok czego stoi. Skoro tak, to może on postawić na przeczekanie – jak mówili starożytni Rzymianie, by “cunctando rem restituere” – aż do ewentualnej zmiany rządu.
Wtedy miejsce pana mecenasa Giertycha w tej kryjówce może zająć pan minister Zbigniew Ziobro. Bo właśnie pan mecenas Giertych wysłał na niego skargę do Trybunału w Hadze. Ciekawe, czy podał tam aktualny adres swojego obecnego miejsca zamieszkania, czy też coś, nie daj Boże, zełgał. Ale to nieważne, bo chodzi przecież o to, że walka kogutów na naszej scenie polityczne zatacza coraz szersze kręgi. Gdakanie słychać już w Hadze, a przecież to z pewnością nie jest ostatnie słowo tym bardziej, że panu mecenasowi Giertychowi pozazdrościli herostratesowej sławy inni Umiłowani Przywódcy, między innymi – Wielce Czcigodny poseł Łajza. Okazało się, że on też był podsłuchiwany i to w dodatku przy pomocy złowrogiego Pegasusa.
W odróżnieniu od pana mecenasa Giertycha, Wielce Czcigodny poseł Łajza nie tylko był podsłuchiwany, ale – kto wie – może sam zlecał podsłuchiwanie innych – na przykład, prof. Jerzego Roberta Nowaka, Waldemara Łysiaka i mnie? Chodziło oczywiście o sławną operację “Menora”, która miała miejsce w roku 2012, a więc za rządów obozu zdrady i zaprzaństwa, w którym Wielce Czcigodny poseł Łajza odgrywał ważną rolę. Może nie aż tak ważną, jak pan Paweł Graś, który Donaldu Tusku od lat towarzyszy wszędzie jak cień – niemniej jednak.
Ale to wszystko nic wobec rewelacji, że podsłuchiwany był także szef Sztabu Generalnego naszej niezwyciężonej armii, pan gen. Mieczysław Gocuł, który właśnie dlatego, w roku 2017 podał się do dymisji. Ciekawe, kiedy ten podsłuch został mu założony – czy w roku 2013, kiedy został szefem Sztabu Generalnego, czy jeszcze wcześniej, czy może dopiero od 2016 roku, kiedy to władzę objął rząd “dobrej zmiany” – no i kto go podsłuchiwał i na czyje zlecenie? Czy to byli trzej kelnerzy, co to niejednego i niejedno podsłuchali, czy jacyś pierwszorzędni fachowcy no i przede wszystkim – czy był podsłuchiwany, podobnie jak pan mecenas Giertych, przy użyciu złowrogiego Pegasusa, czy jakoś inaczej?
Gdyby nie wojna na górze, to nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tych, an o żadnych innych podsłuchach, więc korzystajmy z wojny, bo pokój będzie straszny.
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz