piątek, 28 stycznia 2022

Kogo jebać, jak i w co?

 



W liceach, jak zwykle, odbywają się studniówki, na których młodzież się bawi, jak tam potrafi. Tak też było w Elblągu, w liceum im. Jana Pawła II, gdzie tamtejsi kandydaci na maturzystów bawili się przy muzyczce, między innymi – przy piosence Eryka Prydza „Call on me”, przerobionej przez „Cypisa”, czyli Cypriana Racickiego, który w chwilach wolnych od sugestii, jakoby zaprawiał się kokainą, nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego.

Muszę powiedzieć, że pan Racicki chyba nie miał specjalnych trudności z przerobieniem utworu Eryka Prydza, bo jest on literacko dość monotonny. Oto on: „Wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnie Valerie, wpadnij do mnieeeee! Jestem tym samym chłopakiem, którym byłem.”

Nietrudno się domyślić, że utwór wyraża tęsknotę za Valerią – żeby przyszła – a jak już przyjdzie, to będzie się działo. Co będzie się działo? Oczywiście bliskie spotkanie III stopnia – ale jeśli miałoby ono być tak samo monotonne, jak tekst piosenki, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby Valeria wzruszyła ramionami i w najlepszym razie udzieliła odpowiedzi wymijającej: wal się sam, frajerze!

To już bardziej mnie dziwi, że licealiści z Elbląga upodobali sobie trawestację akurat tej prymitywnej literacko piosenki, chociaż z drugiej strony pewne światło na te gusta rzuca okoliczność, że mogą myśleć iż jest ona szczytowym osiągnięciem literatury. Skoro literackie nagrody Nobla zdobywają tacy laureaci, jak Dario Fo, pani Jelinek, czy choćby – pani Olga Tokarczuk, to cóż mają śpiewać licealiści na studniówkach? Przecież „Ksiąg Jakubowych” śpiewać chyba się nie da, skoro samo ich przeczytanie wymaga sporego samozaparcia?

Ale gustibus est non disputandum i na przykład za moich czasów w kołach wojskowych popularny był anonimowy utwór: „Ch… ci w d… moja miła, tyś przyczyną moich łez. Tyś mnie tryprem zaraziła, twoją p… j… pies!”.

Wydaje się, że od strony literackiej ta stara piosenka jest bogatsza od utworu Eryka Prydza, bo mamy ty do czynienia z dramatem, pozornie spowodowanym gonokokami, ale tak naprawdę – niewiernością umiłowanej osoby, bo to nie amant zaraził tryprem swoją miłą tylko odwrotnie, a z tego wynika, że musiała się ona bzyknąć gdzieś na boku. Trudno w tej sytuacji się dziwić, że kochanek się zniechęcił i w czynie społecznym doradza swojej „miłej”, żeby zawarła bliższą znajomość z psami.

Ale pan Racicki , 33-letni inowrocławianin, widocznie woli prostsze utwory, skoro wziął się za trawestację dzieła Eryka Prydza. Trawestacja polegała na tym, że zamiast „wpadnij do mnie Valerie” wstawił słowa: „jebać PiS!”. Są one bowiem od pewnego czasu kultowym znakiem rozpoznawczym subtelnych intelektualistów, estetów i osób o statusie akademickim, co mieliśmy możliwość oglądać w transmisji na żywo ze Szczecina. Toteż młodzież w rytmie tego hasła pewnie kicała tak samo, jak pan mecenas Roman Giertych na demonstracji w obronie konstytucji.

Wprawdzie strawestowana piosenka wzbudziła pewne wątpliwości, ale – jak wyjaśnił jeden z uczniów funkcjonariuszowi Propaganda Abteilung – młodzież pokończyła 18 lat i może kicać przy takiej muzyczce, jaka jej się podoba. Muszę powiedzieć, że i tak zachowała się powściągliwie, że nie chciała jebać Patrona szkoły, chociaż z drugiej strony nawoływanie do jebania PiS-u sprawia wrażenie bardziej ambitnego, bo to całkiem spora partia i nawet doświadczonym jebakom dokończenie operacji mogłoby zająć sporo czasu. Czy 100 dni, jakie pozostały do matury, wystarczy? Może nie wystarczyć tym bardziej, że dyrekcja Liceum zamierza w tym czasie przeprowadzać w szkole rozmowy, w których będzie tłumaczyła uczniom, iż jebanie PiS jest niewłaściwe.

Pani profesor Iwasiów

Ale to nic nie szkodzi, bo jebanie PiS młodzież może dokończyć na studiach wyższych. To nawet lepiej, bo wtedy będzie mogła jebać fachowo, pod kierunkiem osób o statusie akademickim, np. pani prof. Ingi Iwasiów ze Szczecina, która na czym, jak na czym, ale na jebaniu i wypierdalaniu musi znać się, jak mało kto. Ciekawe, gdzie nabyła takiej eksperiencji, pewnie z jakimiś tęgimi jebakami, co to potrafią nie tylko perfekcyjnie jebać, ale i sprawnie wypierdolić.

Tam zresztą musi być znacznie więcej takich specjalistów, bo solidarność z panią profesor wyraziło co najmniej 100 innych akademików, którzy przy okazji podkreślili, że pani prof. Iwasiów nie tylko „inspiruje inne badaczki i badaczy, studentki i studentów, czytelniczki i czytelników, ale także bezustannie podtrzymuje i na nowo stwarza uniwersytet, jako ideę” – czytamy w stosownym panegiryku.

Do czego „inspiruje”? A do czegóż by, jak nie do „jebania”? Dzięki temu na uniwersytet można trafić bezpośrednio z przedszkola – co przyznaje Jan Gerhard, opisując w książce „Niecierpliwość” bliskie spotkanie III stopnia z paryską kurwą. Ciekawe, czy pani prof. Iwasiów to czytała, czy może w nawale zajęć praktycznych już nie zdążyła? Mniejsza jednak o to, bo znacznie ciekawsze jest, kogo młodzież będzie jebać, jak już skończy z jebaniem PiS? Kogoś przecież jebać trzeba, więc co będzie, kiedy PiS-u już zabraknie?

Dlatego już teraz, zawczasu, trzeba odpowiedzieć na pytanie, kogo można jebać, a kogo raczej nie, a także – jak i w co? Czy na przykład można jebać Donalda Tuska? Co na ten temat sądzi pan Racicki? Czy gotów jest odpowiednio strawestować swoją obecną trawestację, czy też na przykład pan Brejza, też inowrocławianin, by mu to odradził? Bo skoro jebanie Donalda Tuska byłoby dopuszczalne, to – zgodnie z argumentum a maiori ad minus, co się wykłada, że komu wolno więcej, temu wolno i mniej – to można by wyjebać również resztę Platformy Obywatelskiej, a także stronnictw sojuszniczych, tworzących Koalicję Obywatelską.

No dobrze – a co z Lewicą? Tam zdaje się ściśle przestrzegany jest parytet Wielce Czcigodnych posłów i posłanek, wśród których znajduje się nie tylko moja faworyta, Wiece Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, ale i pan Krzysztof Śmiszek, który – o ile mi wiadomo – ma w tym zakresie specjalne wymagania.

Jak widzimy, przygotowanie takiej operacji nie jest sprawą prostą, zwłaszcza w aspekcie kadrowym – na co zwracał uwagę Józef Stalin mówiąc, że „kadry decydują o wszystkim”. W takiej sytuacji trzeba będzie chyba gruntownie przerobić ramy programowe wszystkich dyscyplin akademickich, żeby niczego nie robić byle jak, tylko – z gruntowną znajomością rzeczy. A któż dostarczy młodzieży tej straszliwej wiedzy, jeśli nie doświadczone kadry akademickie? Intuicyjnie przeczuwano to jeszcze przed wojną, zwracając uwagę na osobę, z którą ćwiczy młody ułan.

A co z autorytetami moralnymi? Czy na przykład można jebać pana redaktora Adama Michnika? Wprawdzie jest on w awangardzie nieubłaganego postępu, jednak z drugiej strony wiadomo przecież, że w propagandę powinni wierzyć inni, ale przecież nie ci, którzy ją produkują! Ileż spraw trzeba tu rozeznać, ileż decyzji trzeba podjąć – więc jak tylko zakończy się piąta fala pandemii, trzeba będzie zabrać się do roboty.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...