poniedziałek, 31 stycznia 2022

Si vis pacem para bellum {"Jeśli chcesz pokoju przygotuj się na wojnę"}

 



Kiedy na początku lat 60-tych ZSRR zbudował swój arsenał jądrowy, Stany Zjednoczone nie tylko przestały być monopolistą w tej dziedzinie, a w związku z tym nieaktualna stała się też amerykańska doktryna wojenna.

Za czasów prezydenta Eisenhowera obowiązywała doktryna „zmasowanego odwetu”, którą w dużym i nieco prostackim uproszczeniu można przedstawić następująco: walimy ze wszystkiego, co mamy, a kto przeżyje, ten wygrał. Jednak w początkach lat 60-tych stało się jasne, że nie przeżyje nikt, a więc nie będzie żadnych zwycięzców.

W tej sytuacji sekretarz obrony w administracji prezydenta Kennedy’ego i Johnsona, Robert McNamara, sformułował doktrynę „elastycznego reagowania”, którą w dużym i nieco prostackim uproszczeniu można przedstawić następująco: haratamy się, ale na przedpolach, taktownie oszczędzając własne terytoria. Toteż wszystkie, albo prawie wszystkie konflikty, jakie rozgorzały między ZSRR i USA w latach 60-tych i później, były w gruncie rzeczy wojnami o przedpola – kto będzie ich miał więcej i w jakiej odległości od swoich granic.

Minęło 20 lat i ustanowiony w lutym 1945 roku w Jałcie porządek polityczny w Europie zaczął podlegać przyspieszonej erozji, której wyrazem było m.in. pojawienie się w Polsce Solidarności – zjawiska niemożliwego do tolerowania w państwie totalitarnym. Żeby położyć mu kres, trzeba było wprowadzić stan wojenny, bo opanowanie go metodami konwencjonalnymi okazało się niemożliwe.

Ale mleko już się rozlało i erozja porządku jałtańskiego postępowała, stwarzając dla przywódców sowieckich rosnący kłopot: co w tej sytuacji wypada im robić? Czy bronić porządku jałtańskiego za wszelką cenę – ale nie było wiadomo, jak wysoka będzie ta cena, a przede wszystkim – czy ta obrona będzie skuteczna, zwłaszcza w sytuacji, gdy wojowniczy prezydent Reagan przystąpił do zazbrajania Związku Sowieckiego na śmierć. Czy może znaleźć jakieś inne wyjście?

Ale dopóki na Kremlu rezydowali starcy w osobach Leonida Breżniewa, Jurija Andropowa, czy Konstantina Czernienki, Sowieci nie mogli zdobyć się na decyzję i trwał „zastój”. Dopiero należący do młodszej generacji gensek Gorbaczow podjął próbę ucieczki do przodu to znaczy – zaniechania uporczywej obrony porządku jałtańskiego, tylko zaproponowania stronie amerykańskiej wspólnego ustanowienia nowego porządku politycznego w Europie. Strona amerykańska ofertę podjęła i w rezultacie długoletnich negocjacji najpierw, tzn. 17 września 2009 roku doszło do „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, a 20 listopada 2010 roku, na dwudniowym szczycie NATO w Lizbonie, proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja.

Ta proklamacja oznaczała zakończenie trwających 25 lat starań o ustanowienie w Europie nowego porządku politycznego. Jego najważniejszym elementem było właśnie strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Najtwardszym jądrem tego partnerstwa było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, którego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę wpływów niemieckich i strefę wpływów rosyjskich.

Strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie jest rezultatem nawrócenia się Niemiec na doktrynę kanclerza Bismarcka – że Niemcy kierują Europą w porozumieniu z Rosją. Ta doktryna wychodziła naprzeciw politycznej koncepcji, wyznawanej od początku lat 90-tych przez Niemcy i Francję – mianowicie koncepcji „europeizacji Europy”, która jest eleganckim określeniem delikatnego, ale cierpliwego i metodycznego wypychania USA z polityki europejskiej, a zwłaszcza – z funkcji jej kierownika.

Po 20 listopada 2010 roku wydawało się, że klamka zapadła na kilkadziesiąt, może nawet 100 lat – ale w roku 2013 prezydent Obama wysadził strategiczne partnerstwo NATO-Rosja w powietrze, a przy okazji – również sklecony z takim trudem polityczny porządek lizboński. Skoro w Europie nie było już żadnego wspólnie ustanowionego politycznego porządku, to mocarstwa europejskie przystąpiły do tworzenia faktów dokonanych, jak np. częściowy rozbiór Ukrainy, którą USA wyłuskiwały z rosyjskiej strefy.

Niezależnie od tego, strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie przetrwało, podobnie jak doktryna europeizacji Europy. Toteż kiedy prezydent Biden doszedł do wniosku, że musi przygotować USA do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej, to rozpoczął wygaszanie konfliktów na innych kierunkach. Rosja skorzystała z tej okazji, by postawić Amerykanom warunki brzegowe nowego porządku. W gruncie rzeczy chodzi o powrót do porządku lizbońskiego, bo wprawdzie Rosjanie licytują wyżej, ale nie dlatego, by wierzyli, iż Amerykanie na wszystko się zgodzą, więc chodzi o to, by mieli z czego ustępować. Toteż trwają trudne rozmowy, które mogą potrwać długo, być może nie aż 25 lat, jakie były potrzebne na ustanowienie porządku lizbońskiego, tym bardziej, że teraz jest już do czego nawiązywać – ale zawsze.

Rzecz w tym, że dla USA nie jest bez znaczenia, jak zachowa się Rosja w momencie, gdy Ameryka przystąpi do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej. Myślę, że prezydent Biden ma tu plan minimum i plan maximum.

Plan minimum, to uzyskanie obietnicy neutralności Rosji, co nie jest niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze zbytni wzrost chińskiej potęgi nie leży również w interesie Rosji, a po drugie – jeśli by Amerykanie wzięli się za łby z Chińczykami, a Rosja by się temu z boku przyglądała, to byłaby to dla niej sytuacja idealna.

Amerykański plan maximum jest taki, by role się odwróciły, to znaczy – żeby Rosjanie wzięli się za łby z Chińczykami, a Ameryka by się temu z boku przyglądała. Prawdopodobieństwo realizacji planu maximum wydaje się bardzo małe, zatem Amerykanie próbują koncentrować się na doprowadzeniu do realizacji planu minimum.

Oczywiście by uzyskać zgodę Rosji, muszą jej coś zaoferować, ale – jak już wielokrotnie mówiłem – ten prezent za żadne skarby nie może wyglądać, jak prezent, tylko musi wyglądać, jak dopust Boży. A z czegóż najlepiej taki prezent zrobić, jeśli nie z jakiegoś kraju przekształconego w międzyczasie w amerykańskie przedpole, czyli np. z Ukrainy? Wciągnąć Rosję w walkę do ostatniego ukraińskiego żołnierza – pourquoi pas?

Ale inne państwa europejskie nie chcą dopuścić do sytuacji, że o sprawach europejskich decyduje Ameryka i Rosja, a one nie. Stąd wzięła się inicjatywa, by – skoro już podjęto próbę reaktywacji czegoś na kształt porządku lizbońskiego – nie zostały one wymiksowane, ale przeciwnie – by wymiksować USA. To jest właśnie propozycja, by kwestię ukraińską rozwiązać w „formacie normandzkim”, czyli z udziałem Francji, Niemiec, Rosji I Ukrainy, a USA zostaną powiadomione, co ta czwórka uradzi.

Dlatego właśnie w dniach ostatnich Niemcy złożyły tyle dowodów, iż strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie nie tylko jest ciągle żywe, ale że to powinno ono też być najtwardszym jadrem nowego porządku, tak, jak było w przypadku porządku lizbońskiego.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...