poniedziałek, 28 lutego 2022

Nowe tożsamości



Znany jest cytat Gilberta Keitha Chestertona, mówiący że: „Zło, że ludzie przestali wierzyć w Boga nie polega na tym, iż nie wierzą już w nic, ale że są gotowi wierzyć we wszystko”. Słowa te muszą w naszym umyśle nabrać szerszego znaczenia, gdyż rozszerzenie naszej perspektywy o znaczenie tych słów pozwoli nam też zrozumieć naturę współczesnego świata.

,,Bóg umarł’’ – stwierdził Nietzsche tym samym zamykając na klucz przywiązanie oparte na wierze i pobożności. Skoro Bóg już umarł, to nie ma potrzeby w niego wierzyć, a odczucie oparte na tożsamości religijnej powinno zniknąć wraz z postępem i dalszym rozwojem społeczeństwa.

Zanik wiary nigdy nie był jednak przesądzony i nie wiemy jaki będzie los religii w dalekiej przyszłości, mimo, że wieszczono jej koniec już dawno temu. Jednakże w słowach Nietzschego zawarta jest dużo szersza prawda diagnozująca postmodernistyczny świat w jakim przychodzi nam obecnie żyć. Mówi ona wprost: następuje upadek tradycyjnych, dobrze nam znanych tożsamości.

Poprzez pojęcie ,,tradycyjnych tożsamości’’ należy rozumieć stare lojalności, oparte na religii, tradycji, kulturze, tożsamości narodowej czy ideologii. Postmoderniści określali te przywiązania ,,wielkimi narracjami’’. Te formy przynależności zawsze stanowiły coś więcej niż tylko zbiór haseł czy czynności, które miały zapełniać nasz czas wolny czy dostarczać nam sensu życia i poczucia bezpieczeństwa. Wyznaczały one przynależność, swego rodzaju więź, która wyrosła z głębokiego poczucia, że coś nie jest tylko moje czy twoje, ale nasze. Tą starą lojalność, wyczuć możemy w pieśniach narodowych i psalmach a ujrzeć na gminnych wieczernicach patriotycznych, obchodach rocznic ważnych dla narodu czy na mszy świętej, będącej okazją do budowy wspólnotowej relacji z Bogiem.

Historyczne formy przywiązania zostały narażone w ostatnich latach na mocne osłabienie, co szczególnie widać w młodszym pokoleniu, które odrzuca naturalną tożsamość opartą na wierze, narodzie czy tradycyjnej kulturze. Jednak, w momencie, w którym przestali wierzyć w ,,Boga’’ zaczęli wierzyć ,,we wszystko’’.

Efektem zaniku dawnych więzi nie mogła być pustka. Musiała ona zostać zastąpiona przez coś innego. Tym czymś okazał się przede wszystkim ekologizm oraz tzw. kultura odrzucenia. W postępowym ,,nowym, wspaniałym świecie’’ młodzi, którzy odrzucają przynależność będącą owocem przeszłości, wybierają nowe, odmładzające i odświeżające formy przywiązania, które w swojej istocie nie są – jak się na pierwszy rzut oka wydaje – próbą afirmacji, lecz stanowią negatywy manifest będący wyrazem buntu i odrzucenia tego co tradycyjne i oparte na trwałej lojalności. Nie możemy patrzeć na współczesną rzeczywistość nie zdając sobie sprawę, że od tego, czy będziemy w stanie ochronić społeczeństwo przed upadkiem przynależności narodowych, religijnych oraz kulturowych, zależeć będzie przyszłość cywilizacji zachodniej.

Maj 1968 i fala kontrkultury

Tożsamość narodowa, której genezy możemy się doszukiwać w oświeceniu, formę ,,dojrzałą’’ – kulturową zaczął przyjmować w trakcie wieku XIX, czyli w okresie kształtowania się nowoczesnych narodów. Pierwszy raz, współczesną nam formę narodu, będącego wspólnotą kultury i języka w której ważną rolę odgrywa tradycja, sformułował Johann Gottfried von Herder, tworząc koncepcje narodu (volk). Była to koncepcja dużo głębsza niż poglądy rewolucjonistów francuskich pojmujących naród przede wszystkim w kategoriach politycznych. Kulturowo-tożsamościową wizję narodu rozpropagowali później romantycy, a przekształcili ją zgodnie z ideą organicyzmu, myśliciele pozytywistyczni. Polskiej definicji narodu, najdoskonalszą formę nadał Roman Dmowski, pisząc, że ,,Jestem Polakiem i nic co polskie nie jest mi obce’’, tworząc kulturowy, a nie polityczny czy etniczny, obraz relacji narodowych.

Formuła tożsamości narodowej, opartej na wspólnocie języka, kultury, tradycji oraz religii wykształciła formę przynależności, która pozwoliła stworzyć nowoczesne państwo narodowe. Wyobraźmy sobie, jak połączyć ludzi, których na co dzień nie widujemy i nie mamy z nimi nic wspólnego? Możemy sobie wyobrazić ideał niewielkich republik, obecny w myśli Rousseau, w których wszyscy się dobrze znają. Jednak ten ideał, zdaje się, nie był nigdy możliwy do realizacji.

Z pomocą przyszedł nam specyficzny rodzaj przynależności – przynależność terytorialna, która była w stanie połączyć nieznanych sobie ludzi w jednym państwie, dlatego, że wykreowała specyficzne poczucie domu – oikos. Dzięki temu wspólnotowemu przywiązaniu, pozwalającemu odczuwać sprawy narodowe i państwowe jako nasze wspólne, jesteśmy w stanie funkcjonować w ramach jednego państwa i rozwiązywać wspólne problemy. Kiedy poczucie więzi zanika, zaczyna pojawiać się pustka, związana z zerwaniem z dawnymi i niezwykle delikatnymi lojalnościami. Wtedy ukazuje nam się oikofobia – pogarda dla rodzimej kultury, tradycji oraz przywiązania narodowego.

Stare lojalności narodowe, z których wyrosły kultury narodowe, będące owocem działalności ,,niewidzialnej ręki’’ czyli wzajemnych zależności pomiędzy ludźmi połączonymi obywatelstwem i ideą narodu, osłabły na skutek wystąpień rewolucyjnych w latach 70. XX wieku. Ruch hippisowski w sposób jawny zdyskredytował dawną formę przywiązania, aprobując zamiast niej życie w komunach i nowe poczucie przynależności w ramach młodego pokolenia. Za tym poszli francuscy soixante-huitard, którzy w maju 1968 r. wyśmiali i odrzucili dziedzictwo kulturowe i narodowe Gaullistowskiej Francji, de facto przyjmując anarchistyczną i nowolewicową alternatywę. Owocem rewolucji miały być nowsze i lepsze więzy, które nie będą wyrastać z norm ,,burżuazyjnego patriarchatu’’, ograniczających wolność jednostki. Powstała kontrkultura, która w pewien sposób weszła w miejsce starych lojalności. Jednak okazało się, że na dłuższą metę, zarówno hipisowska Flower Power jak i odmienny od dominującego sposób uczestnictwa w kulturze okazały się niewystarczające i nietrwałe. Można zadać pytanie: dlaczego tak się stało? Opowiedz wydaje się prosta, ale niewielu zdaje sobie z niej sprawę – nie da się zbudować trwałej przynależności w oparciu o odrzucenie. A kontrkultura była formą odrzucenia tradycyjnego społeczeństwa i jego dorobku. I choć wydawać by się nam mogło, że zawarty w niej był również przekaz pozytywny, czego nie wykluczam, to jednak musimy zrozumieć jedną rzecz. Z nasion rzuconych w miejsce skaliste niewiele wyrośnie, bo grunt już jest nieprzyjazny. Tak właśnie było z kontrkulturą i młodocianym odrzuceniem status quo lat 70.

,,Precz z nami samymi’’

O ile o kontrkulturze uczymy się już raczej na lekcji historii, to tąpnięcie nią wywołane, które uszkodziło cienką tkankę więzi narodowych, kulturowych i religijnych pociągnęło za sobą poważne konsekwencje. Ruch hippisowski i rewolucja 1968 r. wykształciła pokolenie, które później objęło znaczną cześć funkcji w urzędach, uniwersytetach oraz instytucjach medialnych. W wyniku tego, obecna atmosfera, z jaką mamy do czynienia na zachodnich i amerykańskich kampusach, jest bezpośrednim efektem wykreowania przez pokolenie, będące pod wpływem takich myślicieli jak Foucault czy Rorty na uczelniach specyficznego rodzaju kultury, którą Roger Scruton określał mianem kultury odrzucenia (Cancel Culture).

O konsekwencjach tego ,,marszu przez instytucje’’ musimy sobie zdać sprawę przede wszystkim dla tego, że idea odrzucenia tradycyjnych lojalności staję się coraz bardziej powszechna również w polskim życiu intelektualnym i naukowym a jej ofiarą staje się młode osoby, znudzone starymi formami przynależności, które były w stanie w dawnych czasach łączyć pokolenia.

Wykształcenie się pierwszej osoby liczby mnogiej, która pozwoliła nam na wspólną realizacje celów wspólnoty połączonej tradycją, prawem, kulturą, czy odczuciem sąsiedzkości dało nam owoc w postaci współczesnych państw narodowych. Jednakże, te stare lojalności są dzisiaj poważnie zagrożone. Wielu z nas wydawać się mogło, że najbardziej zagrażają nam w tym zakresie międzynarodowe korporacje, które pozwalają sobie na coraz więcej, ingerując w suwerenność niepodległych państw. Obok tego jednak, coraz większe staje się zagrożenie wewnętrzne, związane z utratą poczucia przynależności, które pozwoliło nam połączyć się w obrębie jednego ciała jakim jest państwo narodowe.

W Polsce i na świecie, zagrożeniem dla tych więzów nie jest tylko coraz większa antagonizacja społeczeństwa, tworzenie się dwóch, wzajemnie zwalczających się plemion przyjmując formę swego rodzaju nowoczesnej wojny domowej. Obok tego pojawia się zagrożenie, że tradycyjna tożsamość zostanie zastąpiona przez nową, którą szczególnie przyjmą ci, którzy wyparli się tradycyjnych więzi wspólnotowych.

W ostatnich latach obserwujemy zanik religijności, szczególnie wśród młodego pokolenia. Kardynał Wyszyński i Jan Paweł II nie byli w stanie uratować nas przed tym procesem a brak jasnej reakcji ze strony kościoła, udowadnia, że mimo zagrożeń, jakie proces odchodzenia młodych od kościoła niesie za sobą, to hierarchowie i duchowni nie potrafią wyjść ze swojej bańki katolickiej Polski.

W każdym razie, obok osłabienia religijności przyszedł konflikt ,,starych’’ z ,,młodymi’’ – nastąpiła wyrwa pokoleniowa, dużo większa niż w latach 70. Wyrwa ta wykształciła coś co określone zostało pojęciem ,,społeczeństwa braci i sióstr’’ – więzi rodzinne zostały w pewnej formie zastąpione przez relacje wewnątrzpokoleniowe. Stąd wywodzi się młodzieżowa kultura, młodzieżowy język czy moda.

Obok pojawienia się kultury młodzieżowej, będącej najczęściej manifestem buntu i negacji zastanego świata, wyrażanego w tekstach Maty czy Taco Hemingwaya, przyszedł również czas na realizacje hasła ,,precz z nami samymi’’. Ofiarą stała się polska tradycja, kultura, obyczaje czy nawet język, które dla wielu młodych ludzi, szczególnie wykształconych i z wielkich ośrodków, stały się synonimem ,,zacofania’’ czy ,,obciachu’’. Rządy PIS przyczyniły się do skompromitowania tradycyjnych relacji narodowych i religijnych w oczach młodego pokolenia, a wrogość, wobec tego co zastane – zarówno wobec władzy Jarosława Kaczyńskiego jak i tradycyjnie pojmowanej polskości stała się czymś powszechnym.

Kultura młodzieżowa jest tak naprawdę antykulturą – jej podstawę stanowi tożsamość negatywna. Znaczy to, że opiera się ona w dużej mierze na wspólnej kontestacji tradycyjnej rzeczywistości. Ludzie, wobec wspólnego wroga zawsze stają się bardziej zjednoczeni. Tym wrogiem, nie tylko w Polsce, ale także na zachodzie stała się spuścizna naszych narodowych kultur i cywilizacji europejskiej.

Wymieńmy choćby jedno osiągnięcie naszej przeszłości, a przez intelektualistów zostanie ono ,,zdesakralizowane’’ jako symbol ,,rasizmu’’ czy ,,wstecznictwa’’. Kiedy już taka dekonstrukcja nastąpi, młodzi ludzie są spełnieni, że mogą wspólnie połączyć się w celu zniszczenia autorytarnego reżimu. Towarzyszy im chęć zmieniania świata, poprawy życia, idealizm, któremu muszą dać upust a dołączenie do krucjaty przeciwko przeszłości wydaje się najlepszym wyjściem. Ma ona charakter ,,inkluzywny’’, ,,odmładzający’’ i rewolucyjny co zapewnia realizacje pięknych ideałów równości i wolności. W ten oto sposób powstaje nowa forma przynależności, oparta na wspólnej walce z tym, co wielu obywateli współczesnych społeczeństw europejskich uważa za swoje i traktuje jako część wspólnej tożsamości. Kultura kontestacji przeszłości nie jest efektem tego, że młodym ludziom się ,,nudzi’’ jak się może niektórym wydawać. Po prostu zastępują oni trudniejszą i mniej atrakcyjną dla nich formę tożsamości – którą w dużej mierze utracili – bardziej w ich mniemaniu wygodną i łatwiejszą. To starsi nie potrafią przekazać starych lojalności młodszemu pokoleniu, które w wyniku poczucia braku sięga po pierwszą lepszą formę zaspokojenia jaka przychodzi im do głowy.

Eko-religia

Zatarcie się więzów religijnych spowodowało, że stare wierzenia musiało zastąpić coś nowego. Nową wiarą stał się ekologizm, który swoje korzenie mógł czerpać ze zdrowo pojmowanej troski o środowisko naturalne, ale w końcowym formacie stał się nową ortodoksją, którą zaczęło przyjmować coraz większe grono ludzi. Ekologizm ma własne święte księgi, formy kultu oraz aktywności, posiada własnych kapłanów jak Greta Thunberg, oddanych idei obronie planety w sposób wręcz religijnie dewocyjny a zwieńczeniem tego wszystkiego jest boginia – matka ziemia, która jest nieskazitelna, a którą okrutny człowiek niszczy w imię własnej chciwości i samolubstwa.

Wyznawcy ekologizmu, szczególnie działający w lokalnych wspólnotach często podejmują naprawdę ważne tematy związane z ochroną środowiska. Deprecjonowanie ruchu ekologicznego i wrzucanie wszystkich do jednego worka nie jest sprawiedliwe a widać też, że wielu tym ludziom towarzyszy naprawdę dobra intencja – chęć ochrony wspólnego dziedzictwa. Nigdy nie będę wrogiem tak pojmowanej troski o przyrodę, nastawionej przede wszystkim na więź z tym co jest wokół nas i co warto zachować dla potomnych.

Jednakże, ekologizm w wykonaniu dużej części aktywistów klimatycznych opiera się na parareligijnej formie przynależności. Jest to dogmatyzm, którego nie można w żaden sposób podważyć, a jeśli tak się dzieje to stajesz się z automatu ,,wrogiem planety’’, ,,denialsem’’ czy ,,niszczycielem ziemi’’. W taki sposób, dobrze pojęta ekologia zamienia się w psuedowyznanie wiary, które sieje spustoszenie wśród wielu młodych ludzi, obiecując im wręcz heroiczną walkę o uratowanie świata. Pojawia się tożsamość niezwykle atrakcyjna i górnolotna, lecz z gruntu fałszywa, gdyż nie jest oparta na głębszym poczuciu przynależności, tylko na wspólnym celu, który sam w sobie nie jest w stanie wytworzyć trwałej formy lojalności. Wielu z nas właśnie dla chęci ,,wspólnej walki’’ angażuje się w ruch ekologiczny, zapełniając poczucie pustki po więzach religijnych i narodowych. Niestety jest to zgubna droga, która, w niedługim czasie, może doprowadzić do bardzo negatywnych konsekwencji.

Skruszony gmach

Obecnemu kryzysowi, na jaki napotkały tradycyjne stosunki społeczne a szczególnie religia towarzyszy głębokie poczucie braku, które próbują zapełnić różne, nowe formy tożsamości. Niestety są one z góry skazane na niepowodzenie, gdyż zawsze posiadają charakter ,,wolnościowy’’. Może nam się wydawać, że wiążę się z nimi jakiś obowiązek, który musimy wypełniać, ale tak naprawdę jest to tylko przykrywka, która próbuje ukryć fakt, że nowe lojalności są nastawione tylko na samorealizacje jednostki. Widzimy to na przykładzie kultury młodzieżowej, która oferuje nam nieograniczoną swobodę wyrazu, a ekologizm, choć w teorii nakłada na nas zobowiązania, w praktyce sprowadza się często tylko do manifestowania ,,oburzenia’’ wobec polityki rządzących i nie przyjmuje formy prawdziwej odpowiedzialności za planetę.

Dawne tożsamości są dzisiaj nieatrakcyjne właśnie dla tego, że wymuszały na nas rezygnację z jakieś części indywidualnej wolności. W końcu, jeśli uważamy się za katolików, powinniśmy poświęcić trochę naszego czasu na udział w niedzielnej mszy świętej. Do tego, jeśli traktujemy naszą tożsamość narodową na poważnie to przez wzgląd na lojalność wobec ojczyzny nie możemy nie płacić podatków czy śmiecić, gdzie nam się żywnie podobna.

Stare więzy nakładały na nas siec obowiązków, które powodowały, że każdy musiał poświęcić część swojej samorealizacji dla wspólnotowego przywiązania. Bez tego nie powstanie silna lojalność, a próby stworzenia nowej przynależności nie powiodą się, jeśli będą wyłącznie parodią tego co trwałe i związane z obowiązkiem.

Dominik Majcher
https://konserwatyzm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...