Citius, altius, fortius! Takie jest przyjęte, z inicjatywy Piotra de Coubertin, a sformułowane przez ojca dominikanina Henryka Didon, olimpijskie hasło, które się wykłada: szybciej, wyżej, mocniej!
Piotr de Coubertin postanowił bowiem wskrzesić antyczną grecką tradycję odbywania co cztery lata zawodów sportowych, zwanych „olimpiadami” – od miejsca, gdzie się odbywały, to znaczy – w greckiej Olimpii.
Olimpiada była wydarzeniem sakralnym. Istniał tam bowiem poświęcony Zeusowi gaj, do którego, po czerwcowej pełni księżyca, schodzili się okoliczni mieszkańcy, by złożyć Ojcu Bogów ofiarę i ucieszyć go wyścigami biegaczy. Zwycięzca dostawał wieniec z gałęzi rosnącej nieopodal oliwki. Nawiasem mówiąc, takie zawody odbywały się wtedy w każdym greckim polis.
Ale potomek króla Oksylosa, Ifitos wpadł na pomysł, by do tego gaju, zwanego Olimpią, zaprosić gości z całej Hellady, zarówno zawodników, jak i widzów. Żeby jednak było to możliwe, to na ten czas powinny ucichnąć wszystkie wojny. Ten „pokój boży” wprowadzony został dzięki Likurgowi, władcy Sparty, która była najpotężniejszym państwem Peloponezu. Wraz z Likurgiem Ifitos opracował zasady „bożego pokoju”. Rozpoczynał się on na kilka tygodni przez terminem igrzysk, trwał podczas Olimpiady i jakiś czas potem, by uczestnicy uroczystości mogli bezpiecznie powrócić do siebie. Wzbogacone zostały też same igrzyska. Obok dawnego biegu, zawodnicy rywalizowali ze sobą o długość skoku, rzutu włócznią, rzutu dyskiem i w zapasach. Był to tzw. „pentatlon”, od którego pochodzi pięć kół olimpijskich, chociaż obecnie uważa się, że chodzi o pięć kontynentów.
Same igrzyska rozpoczynały się od uroczystej przysięgi przed ołtarzem Zeusa, że zawodnicy będą walczyć uczciwie, nie podstawiać konkurentom nogi podczas biegu, nie bić przeciwnika w sposób niedozwolony i tak dalej. Gdy ktoś złamał tę przysięgę, musiał zapłacić grzywnę pokutną, a z tych grzywien sfinansowane były brązowe posągi Zeusa, które przypominały zawodnikom, że walka ma być uczciwa.
Drugi dzień rozpoczynał się od zawodów dzieci, które walczyły ze sobą we wszystkich konkurencjach pentatlonu a także – na pięści. Trzeciego i czwartego dnia występowali już zawodnicy dorośli w tych samych konkurencjach, co dzieci, ale na hipodromie odbywały się też wyścigi konne. Piąty dzień był poświęcony na dekorowanie zwycięzców. Nagrodą był wieniec oliwny, materialnie bez wartości, natomiast o wielkiej wartości prestiżowej i sakralnej. Zwycięzca bowiem udowadniał, że jest ulubieńcem bogini Zwycięstwa.
Pierwsza taka Olimpiada odbyła się latem w 776 roku przez Chrystusem, a Grecy odtąd olimpiady przyjęli jako rachubę czasu, toteż Chrystus urodził się w roku 194 Olimpiady. Wspominam o tym, bo ostatnia Olimpiada odbyła się za panowania rzymskiego cesarza Teodozjusza Wielkiego, który w roku 393 odbywania pogańskich igrzysk zakazał. I dopiero w roku 1894 baron Piotr de Coubertin, wróciwszy z podróży po Grecji, rzucił projekt wznowienia olimpiad i założył Międzynarodowy Komitet Olimpijski. W 1896 roku odbyła się w Atenach pierwsza Olimpiada ery nowożytnej.
Coubertin uważał, że sport powinien być przedsięwzięciem całkowicie amatorskim, za które nikt nie powinien pobierać pieniędzy, gdyż byłaby to profanacja idei olimpijskiej. Adam Grzymała Siedlecki wspomina, że w czasach jego młodości, które przypadały właśnie na koniec wieku XIX, sport był właściwie nieznany. Sportsmenami nazywano zamożnych ludzi, przeważnie z arystokracji, którzy hodowali konie, a następnie puszczali je na wyścigach. Inna rzecz, że w tamtych czasach prawie nie było ludzi z tzw. wyższych sfer, którzy nie jeździliby konno. Umiejętność konnej jazdy nie była również obca i warstwom niższym, głównie mężczyznom, za sprawą służby wojskowej, którą znaczna ich część odbywała w formacjach kawaleryjskich.
Inne gałęzie sportu, na przykład piłka nożna, która od roku 1900 stała się dyscypliną olimpijską, a wywodzi się z Anglii, gdzie pierwsze jej reguły spisane zostały już w połowie XIX wieku, pojawiały się sukcesywnie, wciągając w swoją orbitę coraz liczniejsze rzesze amatorów.
W miarę rozwoju sportu wyczynowego, amatorski charakter zaczął stopniowo zanikać, bo było niepodobieństwem, by prawdziwy amator dorównał zawodnikowi, który zajmuje się konkretną dyscypliną sportową zawodowo. W ten sposób sport, z olimpiadami włącznie, stawał się gałęzią przemysłu rozrywkowego, którą jest obecnie.
Ciekawe, że zawodnicy, chociaż oczywiście bywają bożyszczami tłumów, zostali podporządkowani niemal dyktatorskiej władzy menedżerów, rozmnożonych w klubach i rozmaitych związkach „sportowych”, które tak naprawdę są rodzajem stajni wyścigowych, z których wystawia się zawodników do widowisk, za które ich organizatorzy zarabiają ogromne pieniądze.
Citius, altius, fortius przychodzi jednak coraz trudniej. Ten przemysł rozrywkowy wymaga całego zaplecza, nie tylko trenerskiego, ale również medycznego i żywieniowego. Zawodnicy są hodowani, żeby nie powiedzieć – tuczeni – przez swoich menedżerów, a stosowne medykamenty pozwalają przekraczać dotychczasowe granice wydolności organizmu ludzkiego.
Można powiedzieć, że rywalizacja sportowa nie tyle dotyczy samych zawodników, co lekarzy, czy dietetyków. Do tej rywalizacji potrzebne są duże pieniądze, więc władze poszczególnych państw chętnie sypią złotem, ponieważ sukcesy sportowe przekładają się na korzyści dla politycznych gangów. Znakomitym przykładem takiej strategii była Niemiecka Republika Demokratyczna. Ponieważ wiele państw długo jej nie uznawało, władze NRD postanowiły zaznaczać obecność tego państwa na arenie międzynarodowej poprzez sportowe sukcesy swoich zawodników, których hodowla bardzo się tam rozwinęła.
Teraz rozpoczęła się i trwa zimowa olimpiada w Pekinie. Z uwagi na epidemię zbrodniczego koronawirusa zawodnicy i działacze zostali poddani niezwykle surowemu reżimowi, dzięki czemu patologiczny charakter współczesnego sportu prezentuje się w postaci wręcz karykaturalnej.
Zawodnicy zostali umieszczeni w izolowanych oborach, gdzie są odpowiednio żywieni przez automatyczne urządzenia i wypuszczani przez swoich treserów na wybieg, gdzie rywalizują z podobnymi sobie nieszczęśnikami, na podobieństwo rzymskich gladiatorów. Całe szczęście, że Piotr de Coubertin umarł w 1937 roku, bo gdyby to zobaczył, to z żalu nad upadkiem swojej idei mógłby dostać pomieszania zmysłów.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz