piątek, 15 kwietnia 2022

Medytacja Wielkopiątkowa Arcybiskupa Viganò

 



Astiterunt reges terræ, et principes convenerunt in unum, adversus Dominum, et adversus Christum ejus (Ps 2:2). Królowie ziemi powstają i władcy spiskują wraz z nimi przeciw Panu i Jego Pomazańcowi.

Psalm, który tego dnia rozpoczyna pierwszy nokturn Jutrzni, mówi zwięźle: zerwijmy ich więzy, odrzućmy od siebie ich jarzmo! Czyż nie to właśnie dzieje się na naszych oczach już od dawna, zbyt dawna? Czyż możni i elity nie chcą zerwać wszelkich więzów z Bogiem i nie buntują się przeciwko Jego świętemu Prawu? Czyż nie dążą do zniekształcenia obrazu Stwórcy w stworzeniu i podobieństwa Trójcy Świętej w człowieku?

A ileż to razy my sami jesteśmy kuszeni, by odrzucić słodkie jarzmo Chrystusa, czyniąc się niewolnikami świata, ciała i diabła?

Cała dzisiejsza liturgia rozbrzmiewa oburzeniem Boskiego Majestatu; przerażeniem Ojca Opatrzności z powodu buntu Jego dzieci; smutkiem Syna z powodu niewdzięczności człowieka; gorzkim rozczarowaniem Parakleta z powodu obłąkańczego uporu w złu tych, którzy czynią się ślepymi na prawdę i głuchymi na Słowo Boże.

Cisza Oblubienicy Baranka, która wczoraj obnażyła swoje ołtarze, przypominając podział szat swego Pana, przenosi nas z powrotem do surowej liturgii Kalwarii, do uroczystej, świętej Męki Pańskiej, której boski celebrans zaintonował antyfonę Deus, Deus meus, quare me deròeliquisti? – Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Ps 21, 1), co zostało źle zrozumiane przez tych, którzy byli świadkami tego obrzędu.

Eliam vocat iste – Eliasza wzywa – mówili obecni, nieświadomi tego, że mają przed sobą Boga Wcielonego, który na ich oczach wypełnia dokładnie to, co Dawid przepowiedział w 21. psalmie. Speravit in Domino, eripiat eum: salvum faciat eum, quoniam vult eum – Miał nadzieję w Panu, niech go wybawi: niech go wybawi, bo go pragnie.

I powtarzali, jak czytamy w Męce Pańskiej: Si Filius Dei es, descende de cruce! – Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża! I znowu: Diviserunt sibi vestimenta mea, et super vestem meam miserunt sortem – Podzielili między siebie moje szaty, a za moje odzienie rzucili losy. U stóp krzyża żołnierze rzucali kośćmi o szatę Pana, nie wiedząc, że tym gestem uczestniczą w świętym obrzędzie zapowiedzianym przez Pismo Święte.

Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża! Cóż za głupota. Nie rozumieli, że właśnie dlatego, iż ten człowiek, oszpecony mękami w pretorium, biczowaniem, cierniem ukoronowany, wstąpił na Golgotę i został ukrzyżowany, jest Synem Bożym i nie chce zejść z krzyża.

Ofiara z człowieka, nawet najbardziej heroiczna i okrutna, nie mogła nigdy naprawić nieskończonego ciężaru grzechu pierworodnego i grzechów wszystkich czasów. Aby odkupić nas od pozostania dziećmi gniewu i przywrócić do porządku łaski, na tym krzyżu musiał umrzeć Bóg, a raczej Człowiek-Bóg, Ten, który od wieczności odpowiadał Ecce, venio – Oto przychodzę – na głos Ojca. On, w perspektywie którego Wcielenia, Boska Mądrość przygotowała Niepokalanej Dziewicy najgodniejsze przybytki Najwyższego – Domus Aurea – Dom Złoty, Arkę nowego i wiecznego Przymierza, Siedzibę Mądrości.

Foderunt manus meas et pedes meos: dinumeraverunt omnia ossa mea – Przebili moje ręce i moje stopy: policzyli wszystkie moje kości. I te najświętsze ręce, te błogosławione stopy, które zostały przebite gwoździami, mimo że zgodnie z rzymskim zwyczajem skazańcy powinni być jedynie przywiązani do krzyża, powinny były otworzyć oczy ludziom, którzy słyszeli te słowa powtarzane w synagogach, słowa, które arcykapłani znali na pamięć, słowa, których doktorzy Prawa uczyli żydowskie dzieci. Potaverunt me aceto – ostrzegał Psalm – dali mi do picia ocet, przecież żołnierz próbował trzciną podać umierającemu Panu ten napój.

Powinniśmy zadać sobie pytanie, czy ignorancja narodu żydowskiego spowodowana zepsuciem Sanhedrynu nie brzmi jak straszne ostrzeżenie dla dzisiejszych arcykapłanów, którzy są w równym stopniu odpowiedzialni za ignorancję ludu chrześcijańskiego. Czy zagrożenie, jakie ówcześni arcykapłani widzieli w pokornym Nazarejczyku, który czynił cuda i głosił Ewangelię, do tego stopnia, że uknuli spisek, aby Go skazać na śmierć z ręki władz świeckich, nie powinno wywołać drżenia u obecnych arcykapłanów, którzy także dzisiaj uciekają się do królów ziemi i książąt, aby przeszkodzić w Jego Królestwie, mając na celu jedynie utrzymanie swojej władzy i prestiżu społecznego.

Vinea mea electa, ego te plantavi: quomodo conversa es in amaritudinem, ut me crucifigeres, et Barabbam dimitteres? Sepivi te, et lapides elegi ex te, et ædificavi turrim.

Oto słowa Responsorium z pierwszego nokturnu: O moja ukochana winnico, to ja cię zasadziłem: jakże mogłaś wydać mi gorzki owoc, aż do ukrzyżowania mnie i uwolnienia Barabasza? Ogrodziłem cię, usunąłem kamienie z twojej ziemi, zbudowałem dla ciebie strażnicę.

Do tej winnicy, uprawianej z tak wielką troską, Boska Mądrość woła swą pełną miłości i udręki przestrogę: Convertere ad Dominum Deum tuum – Nawracajcie się do Pana, Boga waszego – i powtarza ją w czasie męki, gdy rozważa zdradę Jerozolimy, apostazję Izraela. Drżymy, drogie dzieci, myśląc o tym, jak wielka jest męka naszego Zbawiciela, gdy rozważa zdradę tych, którzy odkupieni Jego Przenajdroższą Krwią i nabyci za cenę tak wielu cierpień, dziś ponownie skazują Pana na śmierć i wybierają uwolnienie Barabasza.

Tamquam ad latronem existis cum gladiis et fustibus comprehendere me: quotidie apud vos eram in templo docens, et non me tenuistis: et ecce flagellatum ducitis ad crucifigendum – Przyszliście, aby mnie pojmać, jak złodzieja, z mieczami i pałkami: codziennie byłem z wami w świątyni, gdzie nauczałem, a nie pojmaliście mnie: a oto prowadzicie mnie, aby mnie ubiczowano i ukrzyżowano.

Codziennie słyszeliśmy, jak Pan nauczał w naszych kościołach, przez usta swoich sług, a dziś są tacy, którzy występują przeciwko Niemu z mieczami i pałkami, jakby był złoczyńcą. Adversus Dominum, et adversus Christum ejus – Przeciwko Panu i przeciwko Jego Pomazańcowi.

A jeśli męka Pana zdradzonego przez swoich wyznawców, opuszczonego przez Apostołów, odrzuconego i pozostawionego samemu sobie na łasce swoich wrogów nie jest wystarczającym powodem, abyśmy porzucili nasze niewierności, pomyślmy o straszliwym smutku Jego Najświętszej Matki, która poczęła, pielęgnowała i wychowała Człowieka-Boga. Widziała Go dorastającego i towarzyszyła Mu przez trzydzieści lat tylko po to, aby zobaczyć Go zdradzonego przez tych, którym najbardziej się przysłużył, wysłanego na śmierć przez tych, którzy zaledwie kilka dni wcześniej uznali Go za Syna Dawida i Króla Izraela.

Kontemplujmy Matkę Bolesną, której Niepokalane Serce zostało przebite mieczem i pozostało u stóp krzyża wraz ze Świętym Janem. W tych strasznych godzinach, Boskie Macierzyństwo Najświętszej Dziewicy musiało poznać w sposób wyjątkowy i intymny mękę swego umiłowanego Syna, aby zasłużyć na tytuł Współodkupicielki.

Do Jej męki z powodu cierpień naszego Pana dołączyło się Jej cierpienie z powodu naszych grzechów, które stały się przyczyną tak wielkiej boleści Zbawiciela. Każda z nich przeszyła Najświętsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi, łącząc w mistyczny sposób w Męce, Boskiego Syna i Najczystszą Matkę. To powinno wystarczyć, drogie dzieci, abyśmy znienawidzili nasze grzechy i pobudzić nas nie tylko do nawrócenia, ale aby każdy oddech, każde uderzenie serca i każda myśl były dla Niego powodem ulgi i pociechy, w duchu zadośćuczynienia i pokuty.

W ciszy Paraklewy, sama natura w milczeniu uczestniczy w Ofierze Boga – Boga! – wręcz niedowierzając zatwardziałości naszych serc. Padnijmy wtedy na twarz przed krzyżem, powtarzając uroczyste słowa hymnu, z którym będziemy towarzyszyć Najświętszemu Sakramentowi w drodze do Ciemnicy

O Crux, ave, spes unica!
O Krzyżu bądź pozdrowiony!

Zegnijmy kolana przed drzewem zbawienia, poświęconym przez Nowego Adama

Beata, cujus brachiis pretium pependit sæculi:
statera facta corporis, tulitque prædam tartari.

Oddajmy pokłon krzyżowi,
Co był ołtarzem ofiary,
Bo na nim Życie umarło,
By śmiercią życie przywrócić.

Uczyńmy własnymi pokrzepiające wersety Crux Fidelis:

Flecte ramos, arbor alta, tensa laxa viscera,
et rigor lentescat ille quem dedit nativitas,
ut superni membra regis mite tendas stipite.

Schyl gałęzie, drzewo wzniosłe,
Ulżyj członkom tak napiętym;
Niechże zmięknie pień twój twardy,
Aby na nim ciało Zbawcy
I najwyższej chwały Króla
Nie doznało udręczenia!

Pange, lingua, gloriosi lauream certaminis
et super crucis trophæo dic triumphum nobilem,
qualiter Redemptor orbis immolatus vicerit.

Sław, języku, bój chwalebny,
Dzieje walki niezrównanej,
I opiewaj triumf krzyża
Hymnem pełnym uwielbienia,
Na nim bowiem Odkupiciel
Był zabity, lecz zwyciężył.

+Carlo Maria Viganò, Arcybiskup

Tłum. Sławomir Soja
Źródło: The Remnant (15 April 2022) – „THE SACRED PARASCEVE: Good Friday Meditation from Viganò „

https://www.bibula.com

Czy jesteśmy bezpieczni?

 



Wybuch wojny na Ukrainie sprawił, że pytania o bezpieczeństwo Polaków w przypadku rozszerzenia się konfliktu zbrojnego na nasz kraj, stały się jak najbardziej zasadne.

Politycy różnych opcji prześcigając się w retoryce antyrosyjskiej oraz deklaracjach pomocy Ukrainie i nie wykluczając udziału Polski w wojnie, zapominają chyba, że działania takie mogłyby zakończyć się zbiorową katastrofą.

Abstrahując już od stanu polskiej armii, nie jesteśmy do wojny przygotowani nawet na poziomie obrony cywilnej. Skoncentrujmy się chociażby na liczbie i stanie schronów oraz podobnych obiektów, służących ochronie ludności podczas działań zbrojnych.

Prześledźmy tę kwestię na przykładzie Łodzi, będącej trzecim co do liczby ludności miastem w Polsce. Otóż w Łodzi teoretycznie znajduje się około 600 schronów – teoretycznie, gdyż większość z nich z różnych powodów nie nadaje się do użytku. Prawie wszystkie z tych obiektów powstały w okresie międzywojennym lub w czasach „zimnej wojny” i są w większości zdewastowane, jak również brak w nich wentylacji oraz niezbędnego wyposażenia. Ponadto do niektórych obiektów nie można nawet się dostać. Po nowelizacji prawa budowlanego schrony stały się częścią budynków i nieruchomości, za które odpowiadają ich właściciele oraz zarządcy.

Zdaniem Mariusza Wasilewskiego, twórcy strony internetowej „Schrony w Łodzi” – „obecne „schrony” w Łodzi trzeba traktować jako obiekty historyczne. Najczęściej mieszczą się w prywatnych budynkach, lub tych należących do wspólnot mieszkaniowych. Klucze do nich są u gospodarzy lub poszczególnych mieszkańców. Nie są uprzątnięte i wyposażone” [1].

Podkreślić należy, że schrony znajdują się zarówno na osiedlach mieszkaniowych (szczególnie wybudowanych w okresie PRL), w parkach, na dworcach, w elektrociepłowniach, jak również w niektórych obiektach użyteczności publicznej. Większość z nich nadal niszczeje lub ulega dewastacji. Uporządkowaniem i odnowieniem tych obiektów nie są zainteresowane ani władze wojewódzkie, ani władze miejskie.

Wspomniany Mariusz Wasilewski bezskutecznie próbował zainteresować sprawą Centrum Zarządzania Kryzysowego i Radę Miejską w Łodzi: „Często kontaktowałem się CZK i przedstawiałem problem jaki jest ze schronami. W roku 2016 kontaktowałem się nawet z przedstawicielem Rady Miejskiej w Łodzi w tej sprawie. Proponowałem, by miejsca takie były w razie pokoju udostępniane mieszkańcom (to w skali miasta wiele tysięcy metrów kwadratowych), a w razie kryzysu szybko adaptowane na pomieszczenia ochronne. Niestety, pomysł nie spotkał się z poważnym potraktowaniem” [2]. Wątpliwe jest również, czy mieszkańcy posiadają wiedzę o lokalizacji tego rodzaju obiektów.

Przykład Łodzi prawdopodobnie nie odbiega od sytuacji w innych większych miastach. Przez wiele lat nikt nie rozważał bowiem ewentualności konfliktu zbrojnego na terenie naszego kraju. Oczywiście jest to wyłącznie jeden z wielu problemów, które mogą pojawić się w sytuacji rzeczywistego zagrożenia. Problem jest jednak istotny, bo chociaż schrony nie stanowią zabezpieczenia w przypadku ataku nuklearnego, to przypadku wojny konwencjonalnej są niezbędne. Od stanu, wyposażenia i dostępności tego typu obiektów zależy życie ludzkie w wymiarze zbiorowym.

Czy politycy, którzy na przemian straszą zagrożeniem rosyjskim, bądź też prowokują Rosję – zdają sobie z tego sprawę? Czy prezydent Andrzej Duda ogłaszający triumfalnie, że Polska jest na tyle rozległa, by mieć gdzie pochować najeźdźców – ma tego świadomość? A może znowu bohaterszczyzna i tromtadracja bierze górę nad zdrowym rozsądkiem?

Michał Radzikowski

[1], [2]: Agnieszka Bohdanowicz: „Gdzie w Łodzi znajdziesz SCHRONienie?” 2022-02-25 – lodz.tvp.pl.

https://myslpolska.info

Rosja oświetli Afrykę?

 



Gdy szesnaście afrykańskich państw wstrzymało się od głosu, a jedno (Erytrea) zagłosowało przeciw rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ potępiającej Rosję w związku z wojną na Ukrainie – nie wywołało to w Polsce niemal żadnego zainteresowania. „A tam, pewnie nawet nie wiedzą gdzie ta Ukraina, to się wstrzymali” – komentowano co najwyżej w tonie lekceważącym.

Tymczasem stanowisko RPA, Kongo, Sudanu, Ugandy, Zimbabwe, Tanzanii, Mozambiku, Namibii, Sudanu Południowego, Republiki Środkowej Afryki, Senegalu, Madagaskaru, Mali, Gwinei Równikowej, Burundi i Algierii nie było bynajmniej przypadkowe. Przeciwnie, jest to ewidentna geostrategiczna kalkulacja, istotnie wpływająca na globalny układ sił, a wynikająca z rosnącej gospodarczej i politycznej obecności Rosji w Afryce.

Przeciw neokolonializmowi

Powrót Rosjan do Afryki ułatwia wciąż żywa i jak najbardziej pozytywna pamięć o pomocy bloku sowieckiego dla procesów dekolonizacyjnych i budowy podstaw samodzielności ekonomicznej tamtejszych społeczeństw. Również i dziś Rosjanie oferują swe obopólnie korzystne wsparcie przede wszystkim w zakresie najważniejszej obecnie transformacji energetycznej.

Po dekadach neoimperializmu zachodniego i fatalnych doświadczeniach choćby ze współpracy z Amerykanami w sektorze naftowym (zwłaszcza w Nigerii) państwa afrykańskie obracają się dziś przede wszystkim w stronę Chin – jako mniej wymagającego kredytodawcy (nie domagającego się zmiany ustroju na podobny do swojego), inwestora, ale także ogromnego rynku zbytu zwłaszcza dla energii i afrykańskich surowców spożywczych.

Tylko w latach 2000-2014 najwięksi pożyczkobiorcy: Angola, Etiopia, Sudan, Kenia i Republika Środkowej Afryki otrzymały 49.2 miliarda dolarów chińskich kredytów. Równolegle zaś Rosja proponuje technologiczną alternatywę dla ekspansji zachodniej, ukierunkowanej czy to na złoża surowców rzadkich (Republika Środkowej Afryki, Kongo, Mozambik), czy na ko(s)miczne projekty zamiany całej Sahary w jedną wielką famę fotowoltaiczną (południowa Algieria, północne Mali, Sudan). Moskiewska oferta jest prostsza i nazywa się krótko: ROSATOM.

Atomowa ofensywa

Tak, rosyjska polityka energetyczna to nie tylko gaz i ropa, choć i ROSNEFT z powodzeniem radzi sobie na afrykańskich rynkach (Gwinea Równikowa, Sudan Południowy, Mozambik, ale także Nigeria i Libia).

Z kolei najbardziej emblematyczny dla atomowej ekspansji Rosjan był kontrakt z RPA, wart 76 miliardów dolarów, zablokowany wprawdzie w 2017 r. w wyniku histerycznego ataki zachodniej konkurencji, uruchamiającej wszystkie swe południowoafrykańskie aktywa polityczne, jednak dziś zaskakująco (?) przywracany do życia przez obecnego prezydenta Cyrila Ramaphosę.

Przez te kilka lat ROSATOM sporo się zresztą nauczył i dziś Rosjanie nie działają w Afryce bez oparcia o aktywną softpower, łączoną nie tylko ze szczytem Rosja-Afryka, zorganizowanym w 2019 r. w Soczi i będącym niekwestionowanym sukcesem Władymira Putina, ale także z konkretami, jak choćby z symbolicznym umorzeniem krajom afrykańskim 20 miliardów długów pozostałych po czasach sowieckich.

W efekcie ROSATOM buduje m.in. za 29 mld dolarów elektrownię w Egipcie. 10 mld dolarów warta jest inwestycja w Zambii. Rosjanie są także obecni m.in. w Ugandzie, Rwandzie, Etiopii, Nigerii. Rosyjska oferta jest świetnie sformatowana pod potrzeby zwłaszcza mniejszych (choć to rzecz względna) państw afrykańskich i tamtejszego rozproszonego rynku energii, czego znakomitym przykładem jest 1000-megawatowa elektrownia jądrowa zaprojektowana i realizowana dla Ghany za 4,2 miliarda dolarów.

Paradoksalnie, państwa zachodnie (m.in. Wielka Brytania) szumnie zapowiadają, że swego odcięcia się od rosyjskiego gazu dokonają dzięki technologii jądrowej, w tym zwłaszcza SMR (małym reaktorom modułowym), będącym tam wciąż raczej tylko obietnicą i to kosztującą podatników setki milionów przekazywanych prywatnym inwestorom i ich programom badawczym (jak kolejne £120 milionów dla Rolls-Royce’a w UK).

Tymczasem Rosjanie już taką technologię mają, w postaci małych reaktorów RITM-200 i właśnie zaadaptowali ją ze swoich atomowych lodołamaczy – na potrzeby elektryfikacji Afryki. Jak zresztą Zachód chciałby poradzić sobie w wyścigu jądrowym z krajem odpowiadającym wprawdzie tylko (?) za 8 proc. globalnej produkcji uranu, za to za 20 proc. jego przerobu i 43 proc. wzbogacania rudy?

Leninizm żywy w relacjach rosyjsko-chińsko-afrykańskich

A przecież atom i ropa to nie wszystko, są także rosyjskie inwestycje w wydobycie diamentów (ALROSA w Angoli i Zimbabwe). Jest wreszcie rosyjski handel bronią, jej dostawy do Nigerii, Egiptu i 28 innych krajów afrykańskich o wartości co najmniej 12 miliardów dolarów. To także obecność rosyjskich prywatnych agencji wojskowych w 19 afrykańskich państwach.

Tuż przed pandemią, między rokiem 2018 a 2019 obroty w handlu między Rosją a Afryką wzrosły o 17 proc., aż do 20 miliardów dolarów, a teraz szybko rosną by próg ten przeskoczyć. Tymczasem Europa Zachodnia, pod dyktando amerykańskie snuje mrzonki, że zakładane cele energetyczne, tj. uzależnienie od amerykańskiego LNG, odkurzenie atomu i przystrojenie tego wszystkiego źródłami odnawialnymi – uda się uzyskać dzięki dalszej neokolonialnej eksploatacji energetycznej Afryki…

I wszystko to, gdy tysiące afrykańskich studentów uczy się znów na rosyjskich uczelniach. Czy trzeba lepszego dowodu zaślepienia i pychy potomków kolonizatorów?

Może i bowiem taktycznie Moskwa ogłosiła zapomnienie leninizmu w swej polityce dla bliskiego pogranicza. Z pewnością jednak wskazania wodza rewolucji pozostają aktualne na odcinku światowej walki z zachodnim imperializmem. A ponadto na kontynencie, którego tylko 43 proc. mieszkańców ma stały dostęp do energii innej niż tylko spalanie biomasy– słowa o zmianie systemu (geo)politycznego wraz z elektryfikacją naprawdę przestają być tylko zapomnianym sloganem.

Konrad Rękas
Za: Konserwatyzm.pl (13 kwietnia 2022) | https://konserwatyzm.pl/rekas-rosja-oswietli-afryke/
https://www.bibula.com

Jawa i mrzonki

 



Wojna na Ukrainie trwa już ponad miesiąc, a ani rozstrzygnięcia, ani końca nie widać. Trudno się temu dziwić w sytuacji, gdy na Ukrainie Rosja prowadzi wojnę z NATO. Wprawdzie NATO nie jest bezpośrednio zaangażowane w operacje wojskowe, ale, pod pretekstem samoobrony, dostarcza Ukrainie broń, amunicję i inne materiały wojenne za darmo, więc nie można tego nazwać zwyczajnym handlem.

Tylko do 27 lutego USA, Wielka Brytania, Kanada, Francja, Niemcy, Polska Belgia, Czechy, Holandia, Grecja, Litwa, Łotwa, Estonia, Portugalia, Rumunia, Słowacja, dostarczyły tam różnego rodzaju broń ogromnej wartości. Tylko USA do 27 lutego przekazały Ukrainie broń za prawie 3 miliardy dolarów, a przecież to był dopiero początek.

Polska, przez którą przechodzi większość tych dostaw, zachowuje się wzorowo, bo – jak zauważył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, pan Łukasz Jasina – „jesteśmy tutaj sługami narodu ukraińskiego, jego próśb”. Ta deklaracja była niewątpliwie szczera, toteż nic dziwnego, że władze ukraińskie zachowują się wobec opieszałych państw NATO mocarstwowo, zapewne w przekonaniu, że tak będzie również po wojnie, a może nawet zawsze?

Być może właśnie dlatego została tam przyjęta jeszcze w lipcu ubiegłego roku ustawa o „rdzennej ludności Ukrainy”, która co prawda – jak się wydaje – dotyczy przede wszystkim Krymu, ale można też będzie interpretować ją szerzej – jak zajdzie taka potrzeba.

Na razie jednak wojna trwa, więc mamy trzy możliwości. Pierwsza – że Ukraina tę wojnę wygra. Za wygranie uważam wyparcie Rosji ze wszystkich części państwa ukraińskiego, łącznie z Krymem. W takiej sytuacji Ukraina stałaby się niewątpliwie rodzajem regionalnego mocarstwa tym bardziej, że niezależnie od wyniku wojny, napłyną tam kolejne miliardy nie tylko na armię, ale również – na odbudowę ze zniszczeń.

Czy w tych kosztach partycypowałaby również Rosja? Prawdopodobnie, gdyby jej klęska była spektakularna, czego wykluczyć przecież nie można, zwłaszcza opierając się na komunikatach ukraińskiego Sztabu Generalnego, czy wywiadu.

Druga możliwość to taka, że Ukraina tej wojny nie wygra, ale też nie przegra. Wtedy Rosja zajmie wschodnią, uprzemysłowioną część Ukrainy, odetnie ją od Morza Czarnego, pozostawiając w gestii ukraińskich władz słabiej uprzemysłowioną część zachodnią – dlatego w takim przypadku nie można mówić o wojnie przegranej przez Ukrainę. Z polskiego punktu widzenia ta możliwość wydaje się najbardziej korzystna [?? – admin], bo nadal mielibyśmy na wschodzie niepodległą Ukrainę, w dodatku – trwale skonfliktowaną z Rosja – ale nie mocarstwową.

Wreszcie możliwość trzecia – że Ukraina tę wojnę przegra, to znaczy – Rosja zmusi ją do kapitulacji, to znaczy – zainstaluje tam „bratni” rząd i zawrze z nim układ o przyjaźni – jak ze zbuntowanymi republikami: doniecką i ługańską.

Najbardziej prawdopodobna wydaje się dziś możliwość druga, bo – jak pokazuje sytuacja na froncie – Rosja uzyskanie lądowego korytarza do Krymu ma już w zasięgu ręki, podobnie jak odcięcie Ukrainy od wybrzeża czarnomorskiego. W tej sytuacji to Rosja jest zainteresowana w jak najszybszym zakończeniu działań wojennych i zawarciu z Ukrainą pokoju, a przynajmniej rozejmu, w którym Ukraina tę zmianę swoich granic przyjęłaby do wiadomości, nawet bez formalnego uznania.

Musimy bowiem pamiętać, że i Rosja nie może zbytnio przeciągać struny, bo przecież na Ukrainie wojuje z NATO – co prawda do ostatniego Ukraińca, niemniej jednak. Doświadczenia II wojny światowej, w której starła się „rasa”, „masa” i „kasa” pokazują, że rozsądek nakazuje, by z kasą” się liczyć.

Wspominam o tym wszystkim dlatego, że wojna na Ukrainie rozpaliła wyobraźnię wielu polskich patriotów do tego stopnia, że własne marzenia zaczynają brać za rzeczywistość. Czy naprawdę, czy tylko w nadziei, że w ten sposób przypodobają się Naczelnikowi Państwa, który w nagrodę hojnie ich wyfutruje za pośrednictwem spółek Skarbu Państwa – o to mniejsza – chociaż wykluczyć tego nie można choćby z powodu, że ma on skłonności do – jak to nazwał Aleksander Smolar na etapie, gdy panu red. Michnikowi wywietrzał już z głowy entuzjazm do prezydenta Lecha Kaczyńskiego – „postjagiellońskich mrzonek”.

Te „mrzonki” polegają na przekonywaniu, że Rosję, która jest niepoprawna, trzeba „zniszczyć”, a wtedy, w wytworzonej w ten sposób politycznej próżni, powstanie organizm przypominający Rzeczpospolitą Obojga Narodów, oczywiście z Polską, jako jej politycznym kierownikiem.

Jest to wizja wprawdzie piękna, ale chyba zbyt piękna, by była prawdziwa. Rzecz w tym, że od czasów mocarstwowej Rzeczypospolitej, we Wschodniej Europie trochę się zmieniło. W XIX wieku zaczęły kształtować się tam nacjonalizmy: ukraiński, litewski i nieco później – białoruski – które powstawały w opozycji do polskości – i tak już zostało. Czy tak zostało z powodu podjudzania tych nacjonalizmów przez Niemcy i Rosję w celu szachowania Polski, czy też złożyły się na to również antypolskie antagonizmy na tle socjalnym, o to mniejsza, bo ważniejsze jest to, że ani Ukraina, ani Białoruś, ani nawet Litwa nie chcą nawet słyszeć o poddaniu się polskiemu kierownictwu politycznemu.

Jeśli już widzą jakąś wspólnotę z Polską, to raczej na zasadzie sformułowanej właśnie przez rzecznika MSZ w Warszawie pana Jasinę, który – chociaż został za to ofuknięty – może mieć więcej oleju w głowie, niż Naczelnik Państwa, a w każdym razie – więcej poczucia rzeczywistości.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że „postjagiellońskim mrzonkom” prezydenta Lecha Kaczyńskiego położył kres prezydent USA Barack Obama, dokonując 17 września 2009 roku słynnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, którego politycznym owocem było proklamowane 20 listopada 2010 w Lizbonie „strategiczne partnerstwo NATO-Rosja”, będące najważniejszym postanowieniem „porządku lizbońskiego”, którego kamieniem węgielnym był podział Europy w strefę niemiecką i strefę rosyjską, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow.

I chociaż pod koniec 2013 roku prezydent Obama wysadził ten porządek w powietrze, z czego natychmiast skorzystała Rosja, by oskubać Ukrainę, to z „postjagiellońskich mrzonek” naszych Umiłowanych Przywódców pozostały jedynie kabotyńskie, lizusowskie okrzyki, jakie wydawali na kijowskim „majdanie” pod adresem Ukraińców.

Teraz było podobnie; „koncepcję” Naczelnika Państwa, by pod pretekstem uzbrojonej po zęby „misji pokojowej” NATO na Ukrainie wciągnąć Sojusz Atlantycki w „niszczenie Rosji”, zlikwidował prezydent Biden po wysłuchaniu opinii państw poważnych, a prezydent Zełeński, najwyraźniej przez kogoś oświecony, też się od „koncepcji” zdystansował się udając, że jej „nie rozumie”, chociaż zrozumiał w lot, a prawdziwe powody wyjaśnił już w następnym zdaniu: „Na szczęście, albo niestety, to jest nasz kraj, a ja jestem prezydentem, więc to my będziemy decydowali, czy będą tu inne siły.”

On najwidoczniej też uważa, podobnie jak pan rzecznik MSZ Jasina, że Polska, jeśli już, to co najwyżej może być „sługą narodu ukraińskiego” oczywiście pojmowanego według kryteriów przewidzianych w ustawie „o rdzennej ludności Ukrainy”. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że znaczna część narodu ukraińskiego już przeniosła się do Polski, która właśnie służy mu, jak tylko może, poczytując to sobie za cnotę. Czy ten kubeł zimnej wody na Naczelnika podziałał – nie można wykluczyć, bo zaraz po fiasku „koncepcji” proklamował powrót do rozdziobywania katastrofy smoleńskiej. Przy jej pomocy „zniszczyć Rosji” się jednak nie da, ale oczywiście zaprzyjaźnione media będą nadal opływały w dostatki.

W tej sytuacji Polska ma dwa wyjścia: albo pozostać w Unii Europejskiej, to znaczy – pożegnać się już nawet nie z „postjagiellońskimi mrzonkami”, ale nawet z mrzonkami o niepodległości, tylko zgodzić się na status niemieckiego landu w IV Rzeszy, albo podjąć próbę przyłączenia się do Stanów Zjednoczonych, jako kolejny stan tego państwa. [Jest i trzecie wyjście, ale kto by miał na tyle odwagi, aby je wysłowić? – admin]

To co prawda oznaczałoby również konieczność rezygnacji z mrzonek o niepodległości, ale – jak w swoim czasie mówił mi Guy Sorman – porównywać można tylko możliwości istniejące z istniejącymi. Zatem tak naprawdę stoimy przed alternatywą – czy zostać niemieckim landem, czy stanem USA.

Jaka jest nasza sytuacja, jako niemieckiego landu – to już mniej więcej wiemy na podstawie doświadczeń dotychczasowych – a ona może tylko się pogarszać w miarę, jak w Unii Europejskiej będzie narastał socjalizm, a presja na promocję sodomczyków i ekologizmu będzie narastała do poziomu paranoi. Stany Zjednoczone od pewnego czasu pod tym względem lepiej nie wyglądają, ale tam pozycja prezydenta Bidena i Partii Komunis…, to znaczy pardon – oczywiście Partii Demokratycznej, nie jest taka znowu silna, by to się nie mogło zmienić, a ponadto – w odróżnieniu od Unii Europejskiej – panuje tam większy pluralizm prawny.

Na przykład, mimo że w USA panuje zakaz poligamii, senat stanu Utah zdecydował, że w tym stanie nie jest ona przestępstwem, tylko wykroczeniem, za które grozi symboliczna grzywna, a jest to zaledwie wstęp do całkowitej legalizacji wielożeństwa. Zatem, chociaż administracja prezydenta Józia Bidena forsuje wszystkie możliwe zboczenia, być może udałoby się uchronić Polskę, jako jeden ze stanów USA przed tą plagą?

Wprawdzie Polska leży daleko od Ameryki Północnej, ale Hawaje też leżą ponad 3500 kilometrów od zachodniego wybrzeża, czyli w odległości mniej więcej takiej, jak Portugalia od Polski, więc niekoniecznie musiałoby to być przeszkodą tym bardziej, że Izrael, który wprawdzie formalnie nie jest stanem USA, przecież wywiera na politykę tego państwa znacznie większy wpływ, niż np. Arizona, a leży od Ameryki jeszcze dalej. Odległość, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, nie powinna być problemem, zatem zajmijmy się potencjalnymi korzyściami takiej zmiany.

Co prawda musielibyśmy pożegnać się z mrzonkami o niepodległości, ale w Unii Europejskiej nie mamy żadnej innej alternatywy, co zostało postanowione w traktacie z Maastricht, który wszedł w życie w 1993 roku. W tej sytuacji opowieści o „Europie Ojczyzn”, to kolejna mrzonka, jeszcze większa od tych „postjagiellońskich”. Szkoda każdego słowa.

Gdyby tedy Polska została kolejnym stanem USA, to nie musielibyśmy z trwogą i niepewnością myśleć o art. 5 traktatu waszyngtońskiego, bo on nie miałby tu nic do rzeczy, zaś ewentualny atak Rosji na Polskę byłby już uderzeniem na Stany Zjednoczone. Jak pamiętamy, nigdy nic takiego się nie zdarzyło, bo zgodnie z doktryną elastycznego reagowania i Rosja i USA konfrontują się ze sobą nie bezpośrednio, ale na przedpolach, np. na Ukrainie. W tej sytuacji Ameryka przestałaby promować w Polsce narwańców, na czym nasza scena polityczna mogłaby tylko skorzystać. Nie musielibyśmy też kombinować, za co uzbroić dodatkowe 200 tys. żołnierzy, o których chcemy powiększyć naszą niezwyciężoną armię, bo zatroszczyłyby się o to Stany Zjednoczone, nawet bez specjalnych próśb z naszej strony. Zresztą skoro już teraz pan prezydent Duda mówi o kilkunastu, a w porywie serca gorejącego – nawet o kilkudziesięciu tysiącach żołnierzy amerykańskich w Polsce, to gdyby było ich 300 tysięcy, wielkiej różnicy by nie było tym bardziej, że i tak i tak podlegaliby oni rozkazom z Waszyngtonu, natomiast rozkazom Warszawy mogłaby podlegać obrona terytorialna – jak w USA gwardia narodowa. [Ja nie wiem, jak to skomentować… – admin]

Po drugie, jako stan USA, musielibyśmy wystąpić z Unii Europejskiej, za co prawdopodobnie nie spotkałyby nas żadne konsekwencje, przynajmniej dopóty, dopóki wojska amerykańskie stacjonują w Niemczech. Nie byłoby łamania sobie głowy, czy przystępować, czy nie przystępować do unii walutowej, bo walutą naszą stałby się dolar. Nie muszę dodawać, że moglibyśmy w jednej chwili plunąć na wszystkie „wyroki” TSUE i nie przejmować się karami, jakie na nas nakłada, bo Ameryka zaraz pokazałaby mu ruski miesiąc.

Niewiarygodne, ale dzięki przystąpieniu do USA, moglibyśmy przestać się obawiać nawet o roszczenia żydowskie. Żydzi w stosunku do USA żadnych roszczeń majątkowych nie wysuwają, kontentując się subwencją rządu amerykańskiego, którą – jak piszą uczeni politologowie w książce „Lobby izraelskie w USA” – zaraz pożyczają temu rządowi na wysoki procent. Wprawdzie Stany Zjednoczone przyjęły ustawę nr 447, ale przecież ani myślą zmieniać własnego prawa w taki sposób, w jaki sugerowały tam Polsce, więc również pod tym względem byłoby bezpiecznie.

Jedyną trudność, jaką widzę, to kwestie językowe, ale to rzecz mniejszej wagi, bo – po pierwsze – coraz więcej młodych ludzi używa cudzoziemskich słów, jak hejt”, albo inne takie, po drugie – w Stanach Zjednoczonych też nie wszyscy mówią po angielsku, nawet przeciwnie – coraz więcej mieszkańców USA mówi językiem hiszpańskim i na przykład nawet na lotnisku w Chicago już kilka lat temu zauważyłem napisy w obydwu językach, chociaż przedtem były tylko po angielsku.

No to dlaczego w naszym stanie język polski nie miałby być dominujący – oczywiście obok urzędowego angielskiego? Jak widzimy, chyba będziemy musieli zrewidować nasze dotychczasowe spojrzenie na to, co realne i to, co nierealne, bo ewentualny akces do USA jest chyba bardziej prawdopodobny, a przede wszystkim – bardziej realistyczny – niż „postjagiellońskie mrzonki” starzejącego się Naczelnika Państwa.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Ukraina – wojna cywilizacji I

 



Zyskujące ostatnio rozgłos przesłanie arcybiskupa Carlo Vigano – byłego nuncjusza papieskiego w USA (na zdjęciu) – w sprawie toczącej się na Ukrainie wojny zawiera wiele ważnych wątków nie tylko geopolitycznych, ekonomicznych, gospodarczych, ale również cywilizacyjnych [i].

Pomijając fakt, iż niektóre konserwatywne środowiska katolickie określają poglądy tego hierarchy mianem kontrowersyjnych [co nie znaczy nic – admin], należy zwrócić uwagę na ostatnie z wymienionych wątków, jakie porusza w swej wykładni wojny na Ukrainie – jej wymiar cywilizacyjny.

Podobnie jak wszystkie pozostałe jest on ukierunkowany na krytykę NWO (Nowy Porządek Światowy), kontrolowanego przez elity tzw. kolektywnego Zachodu, któremu użyczyły swej marki Stany Zjednoczone. Wątek cywilizacyjny – choć jedynie symbolicznie zarysowany w przesłaniu – ma decydujące znaczenie.

Vigano wskazuje na Rosję jako jedyny realnie działający na arenie międzynarodowej podmiot polityczny, który jest w stanie sprzeciwić się realizacji NWO na poziomie religijnym i eschatologiczno-metafizycznym. Vigano uważa, że w swym sprzeciwie Rosja urzeczywistnia rolę Moskwy Trzeciego Rzymu jako katechona. Staje się eschatologiczną przeszkody dla NWO, gdyż nie uległa narzucanym światu przez Zachód ateistycznym ideologiom – genderyzmu, ekologizmu, transhumanizmu. Dlatego nie tylko może, ale powinna odbudować wielkość cywilizacji chrześcijańskiej. To jest jej dziejowa misja. Od zakończonej pokojem wojny na Ukrainie winien zacząć się zwycięski pochód tej cywilizacji.

Spojrzenie na ukraińską przestrzeń wojenną z punktu widzenia C . Vigano wymaga odniesienia do takiej teorii chrześcijańskiej cywilizacji, która wskaże na fundamentalne dla tej cywilizacji wartości. Jednocześnie wskaże je jako te, które wniosły w dzieje ludzkości perspektywę harmonijnego rozwoju duchowego, moralnego, kulturowo-cywilizacyjnego, a co za tym idzie – społecznego i gospodarczego. NWO nie tylko je unieważnia, ale również unicestwia w każdej sferze życia ludzkiego. W tej kwestii nie każde krytyczne ujęcie Zachodu daje możliwość wniknięcia w istotę lansowanej przez jego liderów cywilizacji. Przykładem tego jest negatywna ocena Zachodu i Stanów Zjednoczonych w roli hegemona krajów bogatej Północy – przedstawiona przez Immanuela Wallersteina.

Ocena ta ma bowiem neomarksistowskie ukierunkowanie, pomijające w cywilizacji NWO dwa najważniejsze wymiary: antropologiczny i ściśle z nim związany aksjologiczny. Te właśnie wymiary pozwalają uchwycić antynomiczny charakter nowej cywilizacji Zachodu wobec cywilizacji chrześcijańskiej, która była szczytowym osiągnięciem jego rozwoju.

Najtrafniejszą interpretację tej antynomii podsuwa koncepcja Feliksa Konecznego, odwołująca się bezpośrednio do wartości duchowych i moralnych oraz nieodłącznych od nich wartości kulturowych jako kryteriów antropologicznej oceny danej cywilizacji. Jego tzw. quincunx cywilizacyjny wskazuje na pięć wartości, „kategorii bytu społecznego” – prawdę, dobro, piękno, zdrowie i dobrobyt – dzięki którym cywilizacja gwarantuje każdej osobie ludzkiej i każdemu społeczeństwu harmonijny rozwój.

Pięciomian Konecznego wskazał na cywilizację łacińską/chrześcijańską jako sukces dziejowy Zachodu. Według tego pięciomianu Rosja wprawdzie ukształtowała się na gruncie tradycji bizantyńskiej, wnosi jednak do uniwersum chrześcijańskiego elementy turańskie.

Niestety, Koneczny nie uwzględnił tu faktu, iż „turan” – nade wszystko jego gromadnościowy element – nie wyrugował z quincunxa wartości duchowych i moralnych, wspólnych chrześcijaństwu zachodniemu i wschodniemu: prawdy, dobra, piękna. Co więcej, triumfalny powrót Rosji do chrześcijaństwa po upadku komunizmu dokonał się w czasie, gdy Zachód odciął się od tych wartości i zanegował cywilizacyjne znaczenie łacińskiego Rzymu. Jego rolę w sposób naturalny przejęła Moskwa jako Trzeci Rzym.

Trudno odmówić arcybiskupowi Vigano uzasadnienia roli Trzeciego Rzymu jako katechona w sytuacji, gdy Kościół katolicki i obecny jego papież skapitulowali przed antychrześcijańskimi ideologiami nowej cywilizacji Zachodu. Ostatnim widomym znakiem tego jest nie tylko zaangażowanie w propagandę pandemiczną i przymus szczepień, ale również trwające synody kościołów krajowych, poświęcone otwarciu na genderyzm pod hasłem wyeksponowania „dobra, które rodzi się w jednopłciowych związkach partnerskich”.

Powstrzymywanie się od nazwanie takich związków na gruncie religii mianem grzesznych jest miarą odejścia kościoła katolickiego od Ewangelii.

Tocząca się na Ukrainie wojna jest wojną nowej cywilizacji Zachodu – instalowanej w tym kraju od zwycięstwa euromajdanu w 2014 roku – z chrześcijańską, którą reprezentuje Moskwa. Widoczny już teraz podział Ukrainy będzie podziałem nade wszystko cywilizacyjnym. Wyznaczą go granice wpływu Patriarchatu Moskiewskiego.

Dla tego kierunku rozwoju wydarzeń na Ukrainie konieczne jest uwzględnienie kontekstu historycznego. Gdy Samuel Huntington pisał na początku lat 90. swoją książkę o zderzeniu cywilizacji, brał pod uwagę wszystkie najważniejsze okoliczności zmieniającego się globalnego porządku – nie tylko politycznego, ale również cywilizacyjnego. Ten drugi miał według niego wyrażać istotę nowej ery – globalną westernizację w amerykańskim wydaniu.

Założeniem westernizacji było jednowymiarowe ukształtowanie cywilizacyjne świata, nadzorowane przez jego hegemona – Stany Zjednoczone. One dały mu swoją markę i kontrolowały wypełnianie treścią symbolicznego skrótu nowej epoki – NWO. To właśnie sygnalizuje sam tytuł książki Huntingtona: „Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego”. Ład ten od początku oznaczał jednakowe i ostateczne dla wszystkich społeczeństw ukształtowanie cywilizacyjne, które autor książki nazwał cywilizacją uniwersalną. Jej atrybutami aksjologicznymi miały być idee: demokracji i praw człowieka. W sferze gospodarki oraz finansów – wolny rynek i globalny system finansowy oparty na dominacji dolara jako waluty światowej.

Huntington zakładał – co stało się faktem – że cywilizacja uniwersalna będzie się kształtować na gruncie dominujących na Zachodzie doktryn postzimnowojennych i towarzyszących im nowych trendów kulturowych. Uważał, że dla tych ostatnich najtrafniejsze jest określenie „kultura Davos”.

Pisał otwartym tekstem, że: „Ludzie z Davos sprawują kontrolę nad wszystkimi instytucjami międzynarodowymi, rządzą w wielu państwach, kontrolują przeważającą część zasobów gospodarczych i militarnych” [ii].

Twierdził, że wsparcie znajdą w upowszechnianych w całym świecie zachodnich wzorcach konsumpcji i kultury masowej.

Przedstawiony przez Huntingtona projekt cywilizacji uniwersalnej jest nieustannie uzupełniany przez „ludzi z Davos” treściami tworzonych dla jej celów ideologii: genderyzmu, ekologizmu, transhumanizmu. Wszystkie te ideologie rugują z przestrzeni życia ludzkiego wartości duchowe i religijne, wszystkie narzucają dyktaturę relatywizmu w sferze moralności, wszystkie są antychrześcijańskie.

Trzydzieści lat temu koncepcje Huntingtona miały w dużej mierze znamiona utopijnych. Jednakże już w latach 90. nabrały realnych kształtów, gdy idei cywilizacji uniwersalnej zaczęła towarzyszyć idea bezpieczeństwa świata zachodniego, wyznaczająca NATO rolę jego gwaranta. Ten nowy element NWO wyeksponowała tzw. doktryna Paula Wolfowitza, dająca USA jako liderowi NATO wyjątkowe prerogatywy: prowadzenie jednostronnej polityki zagranicznej z legitymizowaniem w jej ramach wojny prewencyjnej, czego przykładem była inwazja na Afganistan (2001), a następnie na Irak (2003). NATO sprawdziło się w nich jako gwarant „bezpieczeństwa” głównych podmiotów kształtujących NWO.

Stało się normą, iż wątek tego sojuszu towarzyszy różnym konfliktom cywilizacyjnym między Zachodem i światem islamu. W konfliktach tych testowana jest osławiona jedność i solidarność członków „wspólnoty transatlantyckiej”, pozwalająca mówić o granicach NATO czy wręcz – jak w przypadku wojny na Ukrainie – o terytorium NATO.

Niedawno do cywilizacyjnego wymiaru NWO dołożył nowe koncepcje Klaus Schwab – animator „:Davos”, założyciel Światowego Forum Ekonomicznego, przypisanego temu miastu. Jego idee „wielkiego resetu” oraz „czwartej rewolucji przemysłowej” wprowadzają do cywilizacyjnego wymiaru NWO program antropologiczno-społeczny, którego celem jest nowy człowiek – transhumanistyczny – oraz nowe społeczeństwo światowe – zdepopulowane, zarządzane przez „graczy niepaństwowych” – czyli globalne korporacje – pozbawione tożsamości narodowej, kulturowej, religijnej.

Koncepcja nowego, ulepszonego człowieka dzięki inżynierii genetycznej oraz rewolucji internetu rzeczy i stworzeniu internetu ciał ujawnia nieludzki charakter propagowanej przez ludzi z Davos nowej antropologii. Leninowska koncepcja homo sovieticusa nabrała przy niej charakteru przedszkolnej igraszki antropologicznej.

Co można przeciwstawić koncepcjom Schwaba? Chrześcijańską filozofię człowieka i chrześcijańskie wartości. ich depozytariuszem jest obecnie Trzeci Rzym, który – jak podkreśla arcybiskup Vigano – ma duchową moc konieczną do zwycięstwa w starciu z siłami NWO. Dlatego stał się ich głównym wrogiem, skazanym na unicestwienie. Dlatego – twierdzi hierarcha – został sprowokowany do agresji na Ukrainę. Ale również dlatego jest zobowiązany zaprowadzić pokój i – zgodnie z jego chrześcijańską koncepcją – wymierzyć sprawiedliwość. [Dokładnie: na pierwszym miejscu sprawiedliwość, na drugim „mniłość” – admin]

Wojna cywilizacji na Bliskim Wschodzie czy w Afganistanie miała przewidywalny charakter – była wojną zachodniego pierwowzoru cywilizacji uniwersalnej z cywilizacją islamu. Obecna wojna na Ukrainie ma głębszy wymiar – jest walką o globalny rząd dusz, do którego rości sobie prawo Zachód kierowany przez USA. Takie bowiem znaczenie ma wojna cywilizacji NWO z cywilizacją chrześcijańską reprezentowaną przez Trzeci Rzym.

Niezależnie więc od tego, jaki będzie finał tej wojny w wymiarze geopolitycznym i ekonomiczno-gospodarczym, granice tych dwóch cywilizacji zostały już jasno określone. Cywilizacja uniwersalna „ludzi z Davos” obejmować będzie „terytorium NATO” i sferę jego wpływów. Granice cywilizacji chrześcijańskiej wyznaczać będą wpływy Patriarchatu Moskiewskiego.

Prof. Anna Raźny

[i] https://www.nacjonalista.pl/2022/03/12/abp-carlo-maria-vigano-wojna-na ukrainie-pułapka-globalistów/
[ii] S. Hungtington, „Zderzenie cywilizacji”, tłum. H. Jankowska, Warszawa 2008, s,. 79.

https://myslpolska.info

czwartek, 14 kwietnia 2022

Putin wyznacza granicę: nie będzie haniebnego pojednania z kijowskim reżimem

Prezydent Rosji Władimir Putin wypowiedział się na temat postępów rosyjskiej operacji specjalnej na Ukrainie, podkreślając, że wszystkie cele zostaną osiągnięte. W związku z tym pojawiły się prowokacje, w tym ze strony Dmitrija Pieskowa.

Prezydent Rosji Władimir Putin postawił kropkę nad i spekulacjom o zakończeniu operacji specjalnej na Ukrainie bez osiągnięcia jej wcześniej założonych celów.

Putin powiedział jasno: operacja na Ukrainie będzie kontynuowana aż do jej całkowitego zakończenia i osiągnięcia wyznaczonych na początku celów. Cele wyznaczone przez Naczelnego Wodza to demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy.

Osobno Putin dodał, że Kijów odstąpił od porozumień stambulskich. Obawy co do przebiegu operacji specjalnej, jak już wcześniej informował Tsargrad, nasiliły się po rundzie rozmów w Stambule. W tym czasie szef naszej grupy, Władimir Medyński, ogłosił wycofanie wojsk z Kijowa jako gest dobrej woli.

Rosja musi się przygotować: plan USA wobec Ukrainy został ujawniony Kolejna ofiara została nazwana: kogo USA planują po Ukrainie Po tym, jak tę samą tezę powtórzył rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow. W świetle tych wypowiedzi mówiło się o „podłym pokoju” z Ukrainą.

Wydawało się, że Rosja porzuca swoje wcześniejsze plany i staje się tak zwaną „partią pokoju”, która nie interesuje się zbrodniami kijowskimi – bierze pod uwagę tylko własne korzyści. Obecnie wiadomo, że obawy te były bezpodstawne. Przynajmniej według danych z tej godziny.

https://rusonline.org

Wozy strażackie jadą w kierunku kombinatu Azovstal…

 



Wozy strażackie jadą w kierunku huty stali Azovstal w południowym Mariupolu na Ukrainie, choć nie ma tam żadnego pożaru. Pojazdy te zostaną wykorzystane do wpompowania wody do kombinatu, aby wypłoszyć lub utopić 3000 nazistów z Pułku Azowskiego, którzy ukryli się w ogromnych podziemnych pomieszczeniach pod zakładem.

Każdy wóz strażacki wpompuje do podziemnego kompleksu przez naziemne kanały wentylacyjne około 35 000 galonów na godzinę, aż wszystkie nazistowskie oddziały zostaną utopione lub wyjdą na zewnątrz.

Kompleks stalowy Azovstal to ważna infrastruktura dla Ukrainy i regionu. Uważa się, że zniszczenie go bombami przeciwbunkrowymi, aby dostać się do nazistowskiego pułku AZOV, pracowników biolabu i oficerów NATO ukrywających się tam przed wojskami rosyjskimi, jest zbyt wysoką ceną do zapłacenia.

Rosyjski urzędnik, który prosił o zachowanie anonimowości, stwierdził: “Naziści nie mają żadnej wartości, ani jako ludzie, ani żadnej innej. Z drugiej strony, huta jest stosunkowo cenna i ważna”. Choć na razie wykluczono zbombardowanie obiektu, pewne jest, że może on przetrwać, jeśli zostanie zalany wodą.

Wykorzystując pobliską rzekę Kalmius znajdującą się na północ od fabryki i pobliskie Morze Azowskie na południe od niej, wiele wozów strażackich może pompować około 35 000 galonów wody na godzinę do szybów wentylacyjnych, aby wypełnić wodą rozległe podziemne tunele. Mówi się, że co najmniej dziesięć wozów strażackich jest w drodze do zakładu lub już w nim jest, aby przystąpić do pompowania wody do naziemnych szybów wentylacyjnych, które doprowadzają świeże powietrze do gęstej sieci tuneli pod zakładem.

Jeśli naziści z AZOV zamkną szyby wentylacyjne, uduszą się w ciągu kilku dni. Jeśli nie zamkną szybów wentylacyjnych, utoną w ciągu kilku dni. Tak czy inaczej, oblężenie obiektu zostanie zakończone w taki sposób, aby mógł on przetrwać i odrodzić się.

https://www.databaseitalia.it/pompe-idrovore-per-stanare-3000-nazisti-del-reggimento-ucraino-azov-nei-sotterranei-dellacciaieria-di-asostval/

Uczta Baltazara
https://babylonianempire.wordpress.com

Analiza uderzenia rakiety Toczka-U w Kramatorsku ze strony Moon of Alabama

 


Jest to kontynuacja wczorajszego wpisu (link poniżej) na temat ataku rakietowego Toczka-U na dworzec Kramatorsk. Rosja nie ma już rakiet Toczka, podczas gdy Ukraina, Białoruś i kilka innych państw nadal ich używa.

>https://archive.ph/b1UrP

Obecnie istnieją dodatkowe dowody na to, że rakieta została wystrzelona przez siły ukraińskie. Fakty nie mają znaczenia w „zachodnich” mediach, które trzymają się każdej historii, jaką mają wyprodukować. Mimo to wierzę, że fakty mają znaczenie przynajmniej w dłuższej perspektywie i że ich dokumentowanie ma wartość historyczną.

Toczka-U to pocisk taktyczny o maksymalnym zasięgu około 120 kilometrów. Jest zwykle wystrzeliwany z transportera, wyrzutni (TEL). Pojazd TEL dla Toczki to sześciokołowy BAZ 5921/5922. Są to podwozia z pływającym kadłubem amfibii. Zdjęcie poniżej przedstawia BAZ TEL w trybie parady z lekko podniesionym pociskiem Tochka. W normalnym trybie transportowym pocisk leży poziomo pod zadaszeniem ochronnym.

Było kilka twierdzeń, że takie pojazdy były widziane na Białorusi lub z siłami rosyjskimi na Ukrainie. Ale nie o każdym sześciokołowym BAZ-ie można powiedzieć, że jest wyrzutnią pod pocisk rakietowy Toczka TEL lub transporterem Toczka. Istnieją różne warianty wyglądu pojazdu, z radarem lub sprzętem komunikacyjnym lub po prostu używane jako transportery lub łodzie do wszelkiego rodzaju towarów.

Pocisk Toczka, znajdujący się na dole w pozycji strzeleckiej, składa się z silnika rakietowego, czterech płetw do kierowania swoim kursem, komory na paliwo stałe i głowicy bojowej. Kompletny pocisk waży około 2000 kilogramów.

Dostępne są różne typy głowic, z których każda waży około 500 kilogramów. Głowica użyta w Kramatorsku to głowica odłamkowa z 20 pociskami podrzędnymi (szara), każda zawierająca około 7,5 kilograma materiałów wybuchowych.

Te podrzędne pociski są wyrzucane i eksplodują jeszcze w powietrzu, a każdy z nich tworzy około 800 fragmentów. W ten sposób głowica bojowa nie pozostawia dziury w ziemi, ale wyrzuca z dużą prędkością ogromną liczbę śmiercionośnych odłamków metalu na stosunkowo duży obszar.

Pociski Toczka są mało precyzyjne. Mają prawdopodobieństwo błędu kołowego (CEP) wynoszące około 150 metrów. Jest to tak zwana broń obszarowa przeznaczona do zwalczania koncentracji piechoty lub nieopancerzonych pojazdów.

Po wystrzeleniu silnik rakietowy napędza głowicę w kierunku celu. Tuż przed uderzeniem głowica oddziela się od sekcji pocisków lub silników wspomagających i kontynuuje swoją drogę, podczas gdy silnik rakiety się wyłącza. Po utracie napędu i aerodynamicznej końcówki, sekcja boostera przewróci się na ziemię. Jeśli wszystko działa zgodnie z założeniami, sekcja wzmacniacza zawsze nie pasuje do sekcji głowicy. Co prowadzi nas na scenę w Kramatorsku. Kilka zdjęć z tej sceny pokazuje sekcję dopalacza pocisku.

Miejsce, w którym uderzył pocisk, znajdowało się w pobliżu miejsca parkingowego, około 60 metrów na południowy zachód od dworca kolejowego. Poniżej widok mapy Google na obszar dworca kolejowego. Eksplozje głowic miały miejsce po wschodniej stronie stacji nad peronem.

Lokalizacja szczątków rakiety oraz miejsce eksplozji pozwala wskazać trajektorię, z której wystrzelono pocisk. Sprawdziłem lokalizacje przedstawione poniżej i stwierdziłem, że są poprawne.

Północ jest na górze. Stacja jest otoczona kółkiem, a punkt jest miejscem, w którym uderzyła rakieta. Strzałka pokazuje trajektorię, jaką musiał pokonać pocisk.

Mapa jest opatrzona adnotacjami po rosyjsku, a nie ufasz rosyjskim źródłom? Cóż, oto New York Times publikujący podobną mapę (zdjęcie poniżej).

Mapa poniżej z Liveuamap przedstawiająca obecne linie frontu na Ukrainie. Kramatorsk zaznaczony jest na żółto.

 

Należy zauważyć, że w zasięgu 120 km pocisku Toczka nie ma żadnych sił rosyjskich ani sojuszniczych na południowy zachód od Kramatorska. Pocisk musiał zostać wystrzelony przez siły ukraińskie.

Nic dziwnego, że rosyjska armia doszła do tego samego wniosku:

Analiza promienia ostrzału głowicy, a także charakterystyczne położenie części ogonowej pocisku Toczka-U jednoznacznie potwierdza, że został on wystrzelony z kierunku południowo-zachodniego, odległego od Kramatorska.

Według doniesień wywiadu jednej z 19 dywizji. Brygady Rakietowej uzbrojony w systemy rakietowe Toczka-U w czasie uderzenia na Kramatorsk znajdował się w pobliżu miejscowości Dobropol’e w obwodzie donieckim, 45 km na południowy zachód od Kramatorska.

Obszar ten jest nadal pod pełną kontrolą wojsk ukraińskiego zgrupowania wojskowego w Donbasie.

Z publicznie dostępnych dowodów wynika, że ukraińskie wojsko musiało wystrzelić pocisk, który zabił około 50 ukraińskich cywilów w Kramatorsku.

Jedynym celem ataku, o którym myślę, było stworzenie propagandy, która rozpowszechniana jako „ataki rosyjskie” przez „zachodnie” media, stworzy większe wsparcie militarne dla Ukrainy.

Każdy, kto wzywa Ukrainę do dostarczenia większej ilości broni lub zachęca ją do kontynuowania tej wojny, jest winny nadawania impetu większej liczbie incydentów (śmierci cywilów), takich jak ten widziany w Kramatorsku.

Źródło:
https://archive.ph/FYvoH#selection-287.0-295.172

Jeśli chcesz przeczytać inne ciekawe wpisy kliknij linki poniżej:
https://polskawliczbach.blogspot.com/2022/04/o-aktualnej-sytuacji-w-rosji-oczami.html
https://polskawliczbach.blogspot.com/2022/04/armia-ukrainy-zostaa-pokonana-larry-c.html
https://polskawliczbach.blogspot.com/2022/04/usiadz-wygodnie-i-patrz-jak-europa.html

https://polskawliczbach.blogspot.com

Naukowiec zajmujący się Covidem: Franciszek powinien przeprosić za szczepionkową propagandę

 



Dr Peter McCullough, internista, kardiolog, epidemiolog z Dallas, zażądał od Watykanu przeprosin za propagandę zastrzyków Covid,

„Będą musieli rozliczyć się z potencjalnie setek tysięcy istnień ludzkich utraconych z powodu szczepionki na całym świecie, ponieważ Watykan naruszył Kodeks Norymberski”.

McCullough ma 54 recenzowane publikacje na temat COVID-19, oraz ponad 660 recenzowanych publikacji w National Library of Medicine.

Powiedział EdwardPentin.co.uk (15 lutego), że propaganda Franciszka dotycząca zastrzyków („akt miłości”, „moralny obowiązek”) czyni Watykan „współwinnym masowej utraty życia ludzi przez zastrzyki”.

“Zaszczepienie się szczepionkami zaaprobowanymi przez kompetentne władze jest aktem miłości. I przyczynienie się do tego, by większość osób zaszczepiło się jest aktem miłości; miłości do siebie samych, do rodziny i przyjaciół, miłości do wszystkich narodów”.

“Zaszczepienie się jest prostym, ale głębokim sposobem krzewienia dobra wspólnego i opiekowaniem się sobą nawzajem, zwłaszcza najsłabszymi…”.

Za https://szczepienia.pzh.gov.pl/papiez-franciszek-szczepiac-sie-okazujemy-milosc/

Zastrzyki Covid są „opakowane” w nanocząstki lipidowe kierowane do nadnerczy, jajników, mózgu, serca, szpiku kostnego i innych ważnych organów osadzających materiał genetyczny, który nie jest usuwany. McCullough nazywa to „niezwykle niepokojącym zjawiskiem”.

Materiał ten sprawia, że organizm produkuje białka kolców Covid (= kolce na powierzchni wirusa), które „nadają całą śmiertelność Covid”.

Od czasu rozpoczęcia zastrzyków z Covida, liczba zgonów poszczepiennych w USA wzrosła ze 150 do 21’000 w 2021 roku. „Jest to najbardziej niebezpieczny i śmiercionośny produkt biologiczny, jaki kiedykolwiek zastosowano w historii ludzkości – kropka”, stwierdza McCullough.

#newsUbljkeyqhv

https://gloria.tv

Zastrzyki przeciw Covid: 833 sportowców doznało m.in. nagłego zatrzymania krążenia – 540 ofiar śmiertelnych

 



Powikłania po przyjęciu zastrzyków przeciw Covid wywołują u sportowców nagłe zatrzymanie krążenia (najczęstszy przypadek), zakrzepicę, udary, arytmię, neuropatię, a także doprowadzają do śmierci, donosi DailyExpose.uk (8 kwietnia).

Łącznie 15 graczy nie zdołało ukończyć turnieju tenisowego Miami Open 2022, włączając w to faworytów płci męskiej i żeńskiej. Wszyscy gracze byli w pełni zaszczepieni.

Według danych z końca marca przedstawionych przez grupę śledczą Good Sciencing wśród sportowców z całego świata odnotowano 833 przypadki nagłego zatrzymania krążenia oraz inne poważne powikłania po przyjęciu szczepionki przeciw Covid, przy czym 540 osób poniosło śmierć.

#newsBbzdvaoiwx

https://gloria.tv/

Wojna na zniszczenie… Europy

 



Niezależnie od możliwych scenariuszy, które mogą się rozegrać w najbliższych tygodniach, miesiącach, a może nawet latach na Ukrainie, powoli wyłania nam się obraz tego, kto straci najbardziej na toczącej się obecnie za naszą południowo-wschodnią granicą wojnie. Największym jej przegranym będzie Europa.

Czy może tego jeszcze uniknąć? Tak, ale pod warunkiem radykalnej emancypacji, pozbycia się wpływów zewnętrznych. Cel Anglosasów jest dość czytelny. To stworzenie na Starym Kontynencie płonącej otchłani i krwawiącej rany, czegoś na kształt europejskiego odpowiednika Afganistanu. Temu służyć mają kolejne dostawy broni trafiającej do ukraińskiej armii, grup zbrojnych, a w końcu pewnie też pospolitych band.

Nowe Dzikie Pola mają być ogniskiem, od którego płomieni przypiekany będzie – poza Rosją i Białorusią – cały kontynent. Strach ma uzasadniać zgodę na jeszcze większą skalę okupacji Europy przez siły anglosaskie, odgrywające tu rolę podpalacza przedstawiającego się jako najlepszy, jedyny odpowiednio wyposażony strażak w okolicy. Ten amerykańsko-brytyjski strażak zamiast wodą, polewać będzie ogień benzyną. Tak, by pożar trwał w nieskończoność.

Jednocześnie oś Waszyngton-Londyn ciągnąć będzie nasz kontynent w kierunku katastrofy gospodarczej. Odcięcie Europy od Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, przy jednoczesnym przecięciu szlaków tranzytowych z Chin, doprowadzi do całkowitej degradacji ekonomicznej Unii Europejskiej. Po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE zamiar ten również jest aż nadto czytelny. Europę, a przede wszystkim Niemcy, pozbawić trzeba tlenu surowcowego i arterii komunikacyjnych z Azją. Nothing personal, just business. Czy jednak na pewno?

Stosunek Anglosasów do Europy najlepiej odzwierciedlają dwa wydarzenia, o dość odmiennym charakterze, lecz podobnej treści.

W 1992 roku, gdy po przyjęciu Traktatu z Maastricht powstawała obecna formuła UE, zastępca sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych Paul Wolfowitz sformułował doktrynę, według której Europa znalazła się wśród strategicznych przeciwników i konkurentów Waszyngtonu. Bez ogródek pisał o konieczności jej osłabienia, a następnie wspierał wszelkie możliwe sposoby siania chaosu na kontynencie i wokół niego.

Amerykańscy neokonserwatyści, których reprezentował, zawarli sojusz z obozem amerykańskich globalistów, dzięki któremu karierę pochodzącego z rodziny polskich Żydów Wolfowitza zwieńczyło stanowisko prezesa Banku Światowego.

Jego koncepcję w mniej wyrafinowanych słowach wyraziła pochodząca z rodziny Żydów ukraińskich Victoria Nuland, zastępca sekretarza stanu, która zasłynęła słynną puentą „Fuck the EU”, podczas Majdanu i przewrotu dokonanego w 2014 roku w Kijowie. Prostacka wypowiedź stała się najbardziej skrótowym i dosadnym określeniem stosunku Anglosasów wobec Europy. Nic się nie zmieniło. Słowa Nuland w dalszym ciągu stanowią dewizę amerykańskiej polityki zagranicznej na naszym kontynencie.

Płonąca Ukraina i duszące sankcje mają sparaliżować nasz kontynent. Sprzyjać ma temu samobójcze zachowania władz krajów stanowiących ewidentną piątą kolumnę Anglosasów w Europie, wśród których umieścić można bez wątpienia Polskę, republiki bałtyckie, Rumunię, a ostatnio Czechy.

Koncepcja Wolfowitza, Nuland i innych przedstawicieli neokonserwatywno-globalistycznej koalicji zatriumfuje. Rosja zorientuje się na Wschód. Chiny i Indie będą tam samodzielnymi ośrodkami. Jedynym przegranym będzie zaś kontynent, w którego sercu żyjemy.

Tak oczywiście nie musi się stać. Być może postawienie Europy przed śmiertelnym zagrożeniem wywoła w pewnym momencie odruch obronny, szczególnie ze strony najpotężniejszego, niemieckiego lobby przemysłowego. Pierwsze jaskółki tej tendencji można już usłyszeć z ust Olafa Scholza i Emmanuela Macrona, coraz częściej mówiących o konieczności strategicznej samodzielności obronnej UE. Od deklaracji droga do czynów może być jednak daleka.

Obecny kryzys powinien, mimo wszystko, utwierdzić ludzi myślących w przekonaniu, że wszystkie problemy naszego kontynentu, od wojen jugosłowiańskich po konflikty postradzieckie, wynikają z obecności Anglosasów w naszym europejskim domu. Trzeba ich w końcu stąd wyprosić, niczym rozrabiającego na rodzinnym przyjęciu, niespokrewnionego z nami i obcego nam gościa.

Mateusz Piskorski, polityk, poseł na Sejmie V kadencji, nauczyciel akademicki, politolog, publicysta i dziennikarz
Źródło: https://myslpolska.info/2022/04/11/cios-w-europe/
https://pl.news-front.info

Sytuacja militarna na Ukrainie – analiza fachowca

 



Dziś analiza Jacquesa Bauda. Jacques Baud to były pułkownik Sztabu Generalnego, były członek szwajcarskiego wywiadu strategicznego, specjalista od krajów wschodnich. Szkolił się w amerykańskich i brytyjskich służbach wywiadowczych. Pełnił funkcję szefa polityki operacji pokojowych ONZ.

Jako ekspert ONZ ds. praworządności i instytucji bezpieczeństwa zaprojektował i kierował pierwszą wielowymiarową jednostką wywiadowczą ONZ w Sudanie. Pracował dla Unii Afrykańskiej i przez 5 lat był odpowiedzialny za walkę w NATO z proliferacją broni strzeleckiej. Zaraz po upadku ZSRR brał udział w rozmowach z najwyższymi rosyjskimi urzędnikami wojskowymi i wywiadowczymi. W ramach NATO śledził kryzys ukraiński w 2014 roku, a później brał udział w programach pomocy Ukrainie. Jest autorem kilku książek o wywiadzie, wojnie i terroryzmie. Zapraszam do lektury.

Część pierwsza: Droga do wojny

Przez lata, od Mali po Afganistan, pracowałem na rzecz pokoju i ryzykowałem dla niego życiem. Nie chodzi więc o usprawiedliwienie wojny, ale o zrozumienie, co nas do niej doprowadziło. Widzę, że „eksperci” na zmianę w telewizji analizują sytuację na podstawie wątpliwych informacji, najczęściej hipotez postawionych jako fakty – i wtedy nie potrafimy już zrozumieć, co się dzieje. W ten sposób powstaje panika. Problem polega nie tyle na tym, by wiedzieć, kto ma rację w tym konflikcie, ile na kwestionowaniu sposobu, w jaki nasi przywódcy podejmują decyzje.

Spróbujmy zbadać korzenie konfliktu. Zaczyna się od tych , którzy od ośmiu lat mówią o „separatystach” lub „niezależnościach” z Donbasu. To nie jest prawda. Referenda przeprowadzone przez dwie samozwańcze republiki, Doniecką i Ługańską w maju 2014 r., nie były referendami „niepodległości” (независимость), jak twierdzą niektórzy pozbawieni skrupułów dziennikarze , ale referendami dotyczącymi „samostanowienia” lub „autonomii” (самостностоьятель ). ). Kwalifikator „prorosyjski” sugeruje, że Rosja była stroną konfliktu, co nie miało miejsca, a określenie „rosyjskojęzyczni” byłoby bardziej uczciwe. Co więcej, referenda te były prowadzone wbrew radom Władimira Putina.

W rzeczywistości te republiki nie dążyły do ​​oddzielenia się od Ukrainy, ale do uzyskania statusu autonomii, gwarantującego im używanie języka rosyjskiego jako języka urzędowego. Pierwszym aktem ustawodawczym nowego rządu, po obaleniu prezydenta Janukowycza, było zniesienie 23 lutego 2014 roku ustawy Kiwalowa-Kolesniczenko z 2012 roku, która uczyniła rosyjski językiem urzędowym. Trochę tak, jakby puczyści zdecydowali, że francuski i włoski nie będą już językami urzędowymi w Szwajcarii.

Ta decyzja wywołała burzę wśród ludności rosyjskojęzycznej. Rezultatem były gwałtowne represje wobec rosyjskojęzycznych regionów (Odessa, Dniepropietrowsk, Charków, Ługańsk i Donieck), które rozpoczęły się w lutym 2014 roku i doprowadziły do ​​militaryzacji sytuacji i kilku masakr (w Odessie i Marioupolu to najbardziej godne uwagi). Pod koniec lata 2014 roku pozostały jedynie samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska.

Na tym etapie, zbyt sztywny i pochłonięty doktrynerskim podejściem do sztuki operacyjnej, ukraiński sztab generalny ujarzmił wroga, nie zdołał jednak zwyciężyć. Z przebiegu walk w latach 2014-2016 w Donbasie wynika, że ​​ukraiński sztab generalny systematycznie i mechanicznie stosował te same schematy operacyjne. Jednak wojna toczona przez autonomistów była bardzo podobna do tego, co obserwowaliśmy w Sahelu: wysoce mobilne operacje prowadzone lekkimi środkami. Dzięki bardziej elastycznemu i mniej doktrynerskiemu podejściu rebelianci byli w stanie wykorzystać bezwładność sił ukraińskich, aby wielokrotnie ich „uwięzić”.

W 2014 roku, kiedy byłem w NATO, byłem odpowiedzialny za walkę z proliferacją broni strzeleckiej i staraliśmy się wykryć rosyjskie dostawy broni dla rebeliantów, żeby zobaczyć, czy Moskwa jest w to zamieszana. Informacje, które wtedy otrzymywaliśmy, pochodziły niemal w całości z polskich służb wywiadowczych i nie „pasowały” do informacji płynących z OBWE – mimo dość prymitywnych zarzutów nie było dostaw broni i sprzętu wojskowego z Rosji. Powstańcy zostali uzbrojeni dzięki dezercji rosyjskojęzycznych jednostek ukraińskich, które przeszły na stronę rebeliantów. W miarę upływu niepowodzeń ukraińskich bataliony czołgów, artylerii i przeciwlotnictwa powiększały szeregi autonomistów. To właśnie popchnęło Ukraińców do zobowiązania się do porozumień mińskich.

Jednak tuż po podpisaniu porozumień mińskich prezydent Ukrainy Petro Poroszenko rozpoczął zmasowaną operację antyterrorystyczną (ATO/Антитерористична операція) przeciwko Donbasowi. Bis repetita placent : źle poinformowani przez oficerów NATO, Ukraińcy ponieśli druzgocącą porażkę w Debalcewie, co zmusiło ich do zaangażowania się w porozumienia mińskie II.

Należy w tym miejscu przypomnieć, że umowy Mińsk 1 (wrzesień 2014) i Mińsk 2 (luty 2015) nie przewidywały separacji czy niezależności republik, ale ich autonomię w ramach Ukrainy. Ci, którzy zapoznali się z Układami (jest ich bardzo, bardzo, bardzo niewielu), zauważą, że we wszystkich pismach jest napisane, że status republik miał być negocjowany między Kijowem a przedstawicielami republik, ponieważ są to wewnętrzne rozwiązanie dla Ukrainy.

Dlatego od 2014 roku Rosja systematycznie domagała się ich realizacji, odmawiając przy tym udziału w negocjacjach, ponieważ była to wewnętrzna sprawa Ukrainy. Z drugiej strony Zachód – kierowany przez Francję – systematycznie próbował zastąpić porozumienia mińskie „formatem normandzkim”, który stawiał Rosjan i Ukraińców twarzą w twarz.

Pamiętajmy jednak, że przed 23-24 lutego 2022 r. w Donbasie nigdy nie było wojsk rosyjskich. Co więcej, obserwatorzy OBWE nigdy nie zaobserwowali najmniejszego śladu po działaniach rosyjskich jednostek w Donbasie. Na przykład mapa wywiadu USA opublikowana przez Washington Post 3 grudnia 2021 r. nie pokazuje wojsk rosyjskich w Donbasie. W październiku 2015 r. Wasyl Hrycak, dyrektor Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), przyznał , że w Donbasie zaobserwowano jedynie 56 rosyjskich bojowników. To było dokładnie porównywalne ze Szwajcarami, którzy chodzili walczyć w Bośni w weekendy, w latach 90., czy Francuzami, którzy dziś jeżdżą walczyć na Ukrainie.

Armia ukraińska była wtedy w opłakanym stanie. W październiku 2018 roku, po czterech latach wojny, naczelny ukraiński prokurator wojskowy Anatolij Matios stwierdził, że Ukraina straciła w Donbasie 2700 mężczyzn: 891 z powodu chorób, 318 z wypadków drogowych, 177 z innych wypadków, 175 z zatruć (alkohol, narkotyków), 172 przez nieostrożne obchodzenie się z bronią, 101 za naruszenie przepisów bezpieczeństwa, 228 przez morderstwa i 615 przez samobójstwa.

W rzeczywistości armia została osłabiona przez korupcję kadr i nie cieszyła się już poparciem ludności. Według raportu brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w przypadku powołania rezerwistów z marca/kwietnia 2014 r., 70 proc. nie pojawiło się na pierwszej sesji, 80 proc. na drugą, 90 proc. na trzecią i 95 proc. na czwartą. W październiku/listopadzie 2017 r. 70% poborowych nie zgłosiło się do akcji ratunkowej „Jesień 2017”. Nie licząc samobójstw i dezercji (często na rzecz autonomistów), które sięgały nawet 30 procent siły roboczej w obszarze ATO. Młodzi Ukraińcy odmówili wyjazdu i walki w Donbasie i woleli emigrację, co również przynajmniej częściowo tłumaczy deficyt demograficzny kraju.

Ukraińskie Ministerstwo Obrony zwróciło się następnie do NATO o pomoc w uatrakcyjnieniu swoich sił zbrojnych. Pracując już nad podobnymi projektami w ramach ONZ, zostałem poproszony przez NATO o udział w programie przywracania wizerunku ukraińskich sił zbrojnych. Ale to długotrwały proces a Ukraińcy chcieli działać szybko.

Tak więc, aby zrekompensować brak żołnierzy, ukraiński rząd uciekł się do paramilitarnych milicji. Składają się one zasadniczo z zagranicznych najemników, często skrajnie prawicowych bojowników. Według Reutera w 2020 roku stanowili około 40 procent sił ukraińskich i liczyli około 102 000 mężczyzn . Byli uzbrojeni, finansowani i szkoleni przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Kanadę i Francję. Było ponad 19 narodowości – w tym szwajcarscy. W ten sposób kraje zachodnie wyraźnie stworzyły i poparły ukraińskie skrajnie prawicowe milicje.

W październiku 2021 roku Jerusalem Post zaalarmował, potępiając projekt Centuria. Te milicje działały w Donbasie od 2014 roku przy wsparciu Zachodu. Nawet jeśli można spierać się na temat terminu „nazista”, pozostaje faktem, że te milicje są gwałtowne, przekazują przyprawiającą o mdłości ideologię i są zjadliwie antysemickie. Ich antysemityzm jest bardziej kulturowy niż polityczny, dlatego określenie „nazista” nie jest właściwe. Ich nienawiść do Żydów wywodzi się z wielkich klęsk głodu na Ukrainie w latach 20. i 30. XX wieku, spowodowanych konfiskatą przez Stalina plonów w celu sfinansowania modernizacji Armii Czerwonej. To ludobójstwo – znane na Ukrainie jako Hołodomor – zostało popełnione przez NKWD (poprzednik KGB), którego wyższe szczeble przywództwa składały się głównie z Żydów. To dlatego dziś ukraińscy ekstremiści proszą Izrael o przeprosiny za zbrodnie komunizmu, jak zauważa Jerusalem Post . Jest to dalekie od „przepisywania historii” Władimira Putina.

Te milicje, wywodzące się ze skrajnie prawicowych grup, które animowały rewolucję Euromajdanu w 2014 roku, składają się z fanatycznych i brutalnych jednostek. Najbardziej znanym z nich jest Pułk Azowski, którego emblemat przypomina 2. Dywizję Pancerną SS Das Reich, czczoną na Ukrainie za wyzwolenie Charkowa z rąk Sowietów w 1943 r., przed dokonaniem w 1944 r. masakry w Oradour-sur-Glane w Francja.

Wśród znanych postaci pułku azowskiego znalazł się Roman Protasewicz, aresztowany w 2021 r. przez władze białoruskie w sprawie lotu RyanAir FR4978. 23 maja 2021 r. jako powód aresztowania Protasewicza wymieniono umyślne porwanie samolotu pasażerskiego przez MiG-29 – rzekomo za zgodą Putina, choć dostępne wówczas informacje w ogóle nie potwierdzały tego scenariusza.

Ale potem trzeba było pokazać, że prezydent Łukaszenko był bandytą, a Protasewicz „dziennikarzem”, który kochał demokrację. Jednak dość odkrywcze śledztwo przeprowadzone przez amerykańską organizację pozarządową w 2020 r. ujawniło skrajnie prawicowe działania bojownika Protasewicza. Rozpoczął się wtedy zachodni ruch spiskowy, a pozbawione skrupułów media „przewietrzyły” jego biografię . Ostatecznie w styczniu 2022 r . opublikowano raport ICAO, z którego wynikało, że pomimo pewnych błędów proceduralnych Białoruś postąpiła zgodnie z obowiązującymi przepisami i że MiG-29 wystartował 15 minut po tym, jak pilot RyanAir zdecydował się wylądować w Mińsku. Więc nie ma białoruskiego spisku, a jeszcze mniej Putina. Ach!… Kolejny szczegół: Protasewicz okrutnie ponoć torturowany przez białoruską policję, był teraz wolny. Ci, którzy chcieliby z nim korespondować, mogą wejść na jego konto na Twitterze .

Charakteryzacja ukraińskich paramilitarnych jako „nazistów” lub „neo-nazistów” jest uważana za rosyjską propagandę . Być może. Ale to nie jest pogląd Times of Israel , Centrum Simona Wiesenthala czy Centrum Antyterrorystycznego Akademii West Point . Ale to wciąż kwestia dyskusyjna, bo w 2014 roku „ Newsweek ” wydawał się kojarzyć ich bardziej z… Państwem Islamskim. Sam wybierz!

Tak więc Zachód wspierał i nadal uzbrajał milicje, które od 2014 roku są winne licznych zbrodni przeciwko ludności cywilnej : gwałtów, tortur i masakr. Ale chociaż szwajcarski rząd bardzo szybko zastosował sankcje wobec Rosji, nie przyjął żadnych wobec Ukrainy, która od 2014 r. masakruje własną ludność. W rzeczywistości ci, którzy bronią praw człowieka na Ukrainie, od dawna potępiają działania tych grup, ale nie uzyskały poparcia naszych rządów. Bo w rzeczywistości nie staramy się pomagać Ukrainie, ale walczyć z Rosją. Integracji tych paramilitarnych sił z Gwardią Narodową wcale nie towarzyszyła „denazyfikacja”, jak twierdzą niektórzy . Wśród wielu przykładów pouczające są insygnia Pułku Azowskiego.

W 2022 r. bardzo schematycznie ukraińskie siły zbrojne walczące z rosyjską ofensywą zostały zorganizowane jako:

– Armia podporządkowana Ministerstwu Obrony. Jest zorganizowana w 3 korpusy armii i składa się z formacji manewrowych (czołgi, ciężka artyleria, pociski rakietowe itp.).

– Gwardia Narodowa, która podlega MSW i jest zorganizowana w 5 komend terytorialnych.

Gwardia Narodowa jest więc formacją obrony terytorialnej, która nie wchodzi w skład armii ukraińskiej. W jej skład wchodzą paramilitarne milicje, zwane „batalionami ochotniczymi” (добровольчі батальйоні), znane również pod sugestywną nazwą „batalionów odwetowych” i złożone z piechoty. Wyszkoleni głównie do walki miejskiej, teraz bronią miast takich jak Charków, Mariupol, Odessa, Kijów itp.

Część druga: Wojna

Jako były szef wydziału ds. sił Układu Warszawskiego w szwajcarskim wywiadzie strategicznym obserwuję ze smutkiem – ale nie zdziwieniem – że nasze służby nie są już w stanie zrozumieć sytuacji militarnej na Ukrainie. Samozwańczy „eksperci”, którzy paradują na naszych ekranach, niestrudzenie przekazują te same informacje, modulowane twierdzeniem, że Rosja – i Władimir Putin – są irracjonalni. Cofnijmy się o krok.

1. Wybuch wojny

Od listopada 2021 roku Amerykanie nieustannie grożą rosyjską inwazją na Ukrainę. Jednak Ukraińcy wydawali się z tym nie zgadzać. Dlaczego nie?

Musimy cofnąć się do 24 marca 2021 r. Tego dnia Wołodymyr Zełenski wydał dekret o odbiciu Krymu i zaczął rozmieszczać swoje siły na południu kraju. Równolegle przeprowadzono kilka ćwiczeń NATO między Morzem Czarnym a Bałtykiem, czemu towarzyszył znaczny wzrost lotów rozpoznawczych wzdłuż granicy rosyjskiej. Rosja przeprowadziła następnie kilka ćwiczeń, aby sprawdzić gotowość operacyjną swoich wojsk i pokazać, że śledzi ewolucję sytuacji. Sytuacja uspokoiła się do października-listopada wraz z zakończeniem ćwiczeń ZAPAD 21, których ruchy wojsk interpretowano jako wzmocnienie ofensywy na Ukrainę. Jednak nawet ukraińskie władze odrzuciły pomysł rosyjskich przygotowań do wojny, a minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow twierdził, że od wiosny na jej granicy nie było żadnych zmian .

Z naruszeniem porozumień mińskich Ukraina prowadziła w Donbasie operacje lotnicze z użyciem dronów, w tym co najmniej jeden atak na skład paliw w Doniecku w październiku 2021 r. Zauważyła to prasa amerykańska, ale nie Europejczycy; i nikt nie potępił tych naruszeń.

W lutym 2022 r. wydarzenia przyspieszyły. 7 lutego podczas wizyty w Moskwie Emmanuel Macron potwierdził Władimirowi Putinowi swoje zobowiązanie do porozumień mińskich, które powtórzy po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim następnego dnia. Ale 11 lutego w Berlinie, po dziewięciu godzinach pracy, zakończyło się spotkanie doradców politycznych przywódców „formatu normandzkiego”, bez konkretnego rezultatu: Ukraińcy nadal odmawiali stosowania porozumień mińskich, najwyraźniej pod naciskiem Stanów Zjednoczonych. Władimir Putin zauważył, że Macron składał puste obietnice, a Zachód nie był gotowy do egzekwowania porozumień, jak to robił od ośmiu lat. Kontynuowano przygotowania Ukrainy w strefie kontaktu. Rosyjski parlament został zaniepokojony; a 15 lutego poprosił Władimira Putina o uznanie niepodległości republik, czego ten odmówił.

17 lutego prezydent Joe Biden zapowiedział , że w najbliższych dniach Rosja zaatakuje Ukrainę. Skąd on to wiedział? To jest tajemnica. Ale od 16 czerwca ostrzał artyleryjski ludności Donbasu wzrósł dramatycznie, jak pokazują codzienne raporty obserwatorów OBWE. Oczywiście ani media, ani Unia Europejska, ani NATO, ani żaden rząd zachodni nie reagują ani nie interweniują. Później powiemy, że to rosyjska dezinformacja. W rzeczywistości wydaje się, że Unia Europejska i niektóre kraje celowo przemilczały masakrę ludności Donbasu, wiedząc, że sprowokuje to rosyjską interwencję.

W tym samym czasie pojawiły się doniesienia o sabotażu w Donbasie. 18 stycznia bojownicy Donbasu przechwycili sabotażystów mówiących po polsku i wyposażonych w zachodni sprzęt, którzy próbowali wywołać incydenty chemiczne w Gorliwce . Mogli być najemnikami CIA , prowadzonymi lub „doradzanymi” przez Amerykanów i złożonymi z ukraińskich lub europejskich bojowników, do prowadzenia działań sabotażowych w republikach Donbasu. W rzeczywistości już 16 lutego Joe Biden wiedział, że Ukraińcy rozpoczęli ostrzał ludności cywilnej Donbasu, stawiając Władimira Putina przed trudnym wyborem: pomóc Donbasowi militarnie i stworzyć problem międzynarodowy, albo stać z boku i patrzeć na zmiażdżenie rosyjskojęzycznych mieszkańców Donbasu.

Gdyby zdecydował się interweniować, Putin mógłby powołać się na międzynarodowy obowiązek „Odpowiedzialności za ochronę” (R2P). Wiedział jednak, że bez względu na charakter i skalę interwencja wywoła burzę sankcji. Dlatego też bez względu na to, czy rosyjska interwencja ograniczałaby się do Donbasu, czy szła dalej, by wywierać presję na Zachód w sprawie statusu Ukrainy, cena byłaby taka sama. Tak wyjaśnił w swoim przemówieniu z 21 lutego. Tego dnia zgodził się na prośbę Dumy i uznał niepodległość obu republik Donbasu i jednocześnie podpisał z nimi traktaty o przyjaźni i pomocy.

Ukraińskie bombardowania artyleryjskie ludności Donbasu trwały, a 23 lutego obie republiki zwróciły się o pomoc wojskową do Rosji. 24 lutego Władimir Putin powołał się na art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, który przewiduje wzajemną pomoc wojskową w ramach sojuszu obronnego.

Aby uczynić rosyjską interwencję całkowicie nielegalną w oczach opinii publicznej, celowo ukryliśmy fakt, że wojna faktycznie rozpoczęła się 16 lutego. Armia ukraińska przygotowywała się do ataku na Donbas już w 2021 r., ponieważ niektóre rosyjskie i europejskie służby wywiadowcze byli dobrze tego świadomi. Prawnicy będą oceniać.

W przemówieniu z 24 lutego Władimir Putin określił dwa cele swojej operacji: „demilitaryzacja” i „denazyfikacja” Ukrainy. Nie chodzi więc o przejęcie Ukrainy, ani nawet, przypuszczalnie, o jej okupowanie; a już na pewno nie niszczenia go. Od tego momentu nasza widoczność przebiegu operacji jest ograniczona: Rosjanie mają doskonałe zabezpieczenie operacji (OPSEC), a szczegóły ich planowania nie są znane. Ale dość szybko przebieg operacji pozwala zrozumieć, jak cele strategiczne zostały przełożone na poziom operacyjny.

Demilitaryzacja:

– niszczenie naziemne ukraińskiego lotnictwa, systemów obrony przeciwlotniczej i aktywów rozpoznawczych;
– neutralizacja struktur dowodzenia i wywiadu (C3I), a także głównych szlaków logistycznych w głębi terytorium;
– okrążenie większości armii ukraińskiej zgrupowanej na południowym wschodzie kraju.

Denazyfikacja:

– zniszczenie lub neutralizacja batalionów ochotniczych działających w miastach Odessa, Charków i Mariupol, a także w różnych obiektach na terytorium.

Ofensywa rosyjska została przeprowadzona w bardzo „klasyczny” sposób. Początkowo – tak jak zrobili to Izraelczycy w 1967 r. – wraz ze zniszczeniem na ziemi sił powietrznych w pierwszych godzinach. Następnie byliśmy świadkami jednoczesnego postępu w kilku osiach, zgodnie z zasadą „płynącej wody”: posuwaj się wszędzie tam, gdzie opór był słaby, a miasta (bardzo wymagające wojskowo) opuszczają na później. Na północy elektrownia w Czarnobylu została natychmiast zajęta, aby zapobiec aktom sabotażu. Nie są oczywiście pokazywane zdjęcia ukraińskich i rosyjskich żołnierzy wspólnie strzegących zakładu .

Pomysł, że Rosja próbuje przejąć Kijów, stolicę, aby wyeliminować Zełenskiego, pochodzi typowo z Zachodu – tak właśnie zrobili w Afganistanie, Iraku, Libii i co chcieli zrobić w Syrii z pomocą islamskich terrorystów. Ale Władimir Putin nigdy nie zamierzał zastrzelić ani obalić Zełenskiego. Zamiast tego Rosja stara się utrzymać go przy władzy, popychając go do negocjacji, otaczając Kijów. Do tej pory odmawiał realizacji porozumień mińskich. Ale teraz Rosjanie chcą uzyskać neutralność Ukrainy.

Wielu zachodnich komentatorów było zdziwionych, że Rosjanie w trakcie prowadzenia operacji wojskowych nadal szukali wynegocjowanego rozwiązania. Wyjaśnienie leży w rosyjskiej perspektywie strategicznej od czasów sowieckich. Dla Zachodu wojna zaczyna się, gdy kończy się polityka. Podejście rosyjskie opiera się jednak na inspiracji Clausewitza: wojna jest ciągłością polityki i można płynnie przechodzić od jednego do drugiego, nawet podczas walki. Pozwala to wywrzeć presję na przeciwniku i popchnąć go do negocjacji.

Z operacyjnego punktu widzenia ofensywa rosyjska była tego rodzaju przykładem: w ciągu sześciu dni Rosjanie zajęli terytorium tak duże jak Wielka Brytania, z szybkością natarcia większą niż Wehrmacht w 1940 roku. Większość armii ukraińskiej została rozmieszczona na południu kraju w ramach przygotowań do wielkiej operacji przeciwko Donbasowi. To dlatego siły rosyjskie były w stanie okrążyć je od początku marca w „kociołku” między Słowiańskiem, Kramatorskiem i Siewierodonieckiem, napierając ze wschodu przez Charków i na południe od Krymu. Wojska z republik donieckiej (DRL) i ługańskiej (LPR) uzupełniają siły rosyjskie natarciem ze wschodu.

Na tym etapie siły rosyjskie powoli zaciskają pętlę, ale nie są już pod presją czasu. Ich cel demilitaryzacji został prawie osiągnięty, a pozostałe siły ukraińskie nie mają już operacyjnej i strategicznej struktury dowodzenia. „Spowolnienie”, które nasi „eksperci” przypisują złej logistyce, jest jedynie konsekwencją osiągnięcia swoich celów. Wydaje się, że Rosja nie chce angażować się w okupację całego terytorium Ukrainy. W rzeczywistości wydaje się, że Rosja stara się ograniczyć swój postęp do granicy językowej kraju.

Nasze media mówią o masowych bombardowaniach ludności cywilnej, zwłaszcza w Charkowie, a media przekazują „sceny dantejskie”. Jednak mieszkający tam Gonzalo Lira, Latynos, przedstawia nam spokojne miasto 10 i 11 marca . To prawda, że ​​jest to duże miasto i nie widzimy wszystkiego – ale to zdaje się wskazywać, że nie jesteśmy w wojnie totalnej, że jesteśmy stale manipulowani na naszych ekranach. Z kolei republiki Donbasu „wyzwoliły” własne terytoria i walczą w mieście Mariupol.

Część 2 Denazyfikacja

W miastach takich jak Charków, Mariupol i Odessa obronę zapewniają milicje paramilitarne. Wiedzą, że cel „denazyfikacji” jest skierowany przede wszystkim przeciwko nim. Dla atakującego na obszarze zurbanizowanym problemem są cywile. Dlatego Rosja dąży do stworzenia korytarzy humanitarnych, aby opróżnić miasta z ludności cywilnej i pozostawić tylko milicje, aby łatwiej z nimi walczyć.

Z drugiej strony milicje te starają się zatrzymać cywilów w miastach, aby odwieść armię rosyjską od walki. Dlatego niechętnie realizują te korytarze i robią wszystko, aby rosyjskie wysiłki nie powiodły się – mogą wykorzystać ludność cywilną jako „żywą tarczę”. Filmy ukazujące cywili próbujących opuścić Mariupol i pobitych przez bojowników pułku azowskiego są tu oczywiście starannie cenzurowane.

Na Facebooku grupa Azov była zaliczana do tej samej kategorii co Państwo Islamskie i podlegała „polityce dotyczącej niebezpiecznych osób i organizacji” platformy. Zabroniono więc jej gloryfikować, a „stanowiska” sprzyjające jej były systematycznie zakazane. Jednak 24 lutego Facebook zmienił swoją politykę i zezwolił na posty korzystne dla milicji. W tym samym duchu w marcu platforma autoryzowana w byłych krajach wschodnich wzywa do mordowania rosyjskich żołnierzy i przywódców. Tyle o wartościach, które inspirują naszych liderów, jak zobaczymy.

Nasze media propagują romantyczny obraz powszechnego oporu. To właśnie ten obraz skłonił Unię Europejską do finansowania dystrybucji broni wśród ludności cywilnej. To przestępstwo. Jako szef doktryny utrzymania pokoju w ONZ pracowałem nad kwestią ochrony ludności. Odkryliśmy, że przemoc wobec ludności cywilnej miała miejsce w bardzo specyficznych kontekstach. Zwłaszcza, gdy broni jest pod dostatkiem i nie ma struktur dowodzenia.

Te struktury dowodzenia są istotą armii: ich funkcją jest ukierunkowanie użycia siły na cel. Uzbrajając obywateli w przypadkowy sposób, tak jak ma to obecnie miejsce, UE zamienia ich w bojowników, co w konsekwencji czyni z nich potencjalne cele. Co więcej, bez dowództwa, bez celów operacyjnych, dystrybucja broni prowadzi nieuchronnie do wyrównywania rachunków, bandytyzmu i działań bardziej zabójczych niż skutecznych. Wojna staje się kwestią emocji. Siła staje się przemocą. Tak stało się w Tawarga (Libia) od 11 do 13 sierpnia 2011 r., gdzie 30 000 czarnych Afrykanów zostało zmasakrowanych przy użyciu broni zrzuconej na spadochronie (nielegalnie) przez Francję.

Nawiasem mówiąc, Brytyjski Królewski Instytut Studiów Strategicznych (RUSI) nie widzi żadnej wartości dodanej w tych dostawach broni. Co więcej, dostarczając broń krajowi będącemu w stanie wojny, narażamy się na uznanie za walczącego. Rosyjskie ataki z 13 marca 2022 r. na bazę lotniczą Mikołajewa są następstwem rosyjskich ostrzeżeń , że dostawy broni będą traktowane jako wrogie cele.

UE powtarza katastrofalne doświadczenie III Rzeszy w ostatnich godzinach bitwy o Berlin. Wojnę trzeba pozostawić wojsku, a kiedy jedna strona przegra, trzeba to przyznać. A jeśli ma być opór, musi być kierowany i zorganizowany. Ale robimy dokładnie odwrotnie – popychamy obywateli do walki, a jednocześnie Facebook autoryzuje wezwania do mordowania rosyjskich żołnierzy i przywódców. Tyle o wartościach, które nas inspirują.

Niektóre służby wywiadowcze postrzegają tę nieodpowiedzialną decyzję jako sposób na wykorzystanie ludności ukraińskiej jako mięsa armatniego do walki z Rosją Władimira Putina. Tego rodzaju morderczą decyzję należało pozostawić kolegom dziadka Ursuli von der Leyen. Lepiej byłoby zaangażować się w negocjacje i tym samym uzyskać gwarancje dla ludności cywilnej, niż dolewać oliwy do ognia. Łatwo jest walczyć cudzą krwią.

Szpital położniczy w Mariupolu

Należy z góry zrozumieć, że to nie armia ukraińska broni Mariupola, ale milicja azowska, złożona z zagranicznych najemników. W podsumowaniu sytuacji z 7 marca 2022 r. rosyjska misja ONZ w Nowym Jorku stwierdziła, że ​​„Mieszkańcy informują, że ukraińskie siły zbrojne wydaliły personel ze szpitala porodowego nr 1 w Mariupolu i utworzyły punkt ostrzału wewnątrz placówki”.

8 marca niezależne rosyjskie media Lenta.ru opublikowały zeznania cywilów z Mariupola, którzy powiedzieli, że szpital położniczy został przejęty przez milicję pułku azowskiego, którzy wypędzili cywilów grożąc im bronią. Potwierdzili oświadczenia ambasadora Rosji kilka godzin wcześniej.

Dominującą pozycję zajmuje szpital w Mariupolu, znakomicie przystosowany do instalacji broni przeciwpancernej oraz do obserwacji. 9 marca na budynek uderzyły wojska rosyjskie. Według CNN rannych zostało 17 osób, ale zdjęcia nie pokazują żadnych ofiar w budynku i nie ma dowodów na to, że wspomniane ofiary są związane z tym uderzeniem. Mówi się o dzieciach, ale w rzeczywistości nie ma nic. Może to prawda, ale może nie. Nie przeszkadza to przywódcom UE postrzegać to jako zbrodnię wojenną . A to pozwala Zełenskiemu wezwać do strefy zakazu lotów nad Ukrainą. W rzeczywistości nie wiemy dokładnie, co się stało. Ale sekwencja wydarzeń zdaje się potwierdzać, że siły rosyjskie zajęły pozycję pułku azowskiego i że oddział położniczy był wtedy wolny od cywilów.

Problem w tym, że milicje paramilitarne, które bronią miast, są zachęcane przez społeczność międzynarodową do nierespektowania wojennych zwyczajów. Wygląda na to, że Ukraińcy powtórzyli scenariusz szpitala położniczego w Kuwejcie z 1990 roku, który został całkowicie zainscenizowany przez firmę Hill & Knowlton za 10,7 mln USD, aby przekonać Radę Bezpieczeństwa ONZ do interwencji w Iraku w ramach operacji Pustynna Tarcza/Sztorm .

Zachodni politycy od ośmiu lat akceptują ataki w Donbasie, nie przyjmując żadnych sankcji wobec ukraińskiego rządu. Już dawno weszliśmy w dynamikę, w której zachodni politycy zgodzili się poświęcić prawo międzynarodowe w celu osłabienia Rosji .

Część trzecia: Wnioski

Jako byłego pracownika wywiadu, pierwszą rzeczą, która mnie uderza, jest całkowity brak zachodnich służb wywiadowczych w przedstawianiu sytuacji z ostatniego roku. W Szwajcarii służby skrytykowano za to, że nie przedstawiły prawidłowego obrazu sytuacji. W rzeczywistości wydaje się, że w całym świecie zachodnim służby wywiadowcze zostały przytłoczone przez polityków. Problem w tym, że to politycy decydują – najlepsza służba wywiadowcza na świecie jest bezużyteczna, jeśli decydent nie słucha. Tak właśnie stało się podczas tego kryzysu.

To powiedziawszy, podczas gdy niektóre służby wywiadowcze miały bardzo dokładny i racjonalny obraz sytuacji, inne wyraźnie miały ten sam obraz, co propagowane przez nasze media. W tym kryzysie ważną rolę odegrały służby krajów „nowej Europy”. Problem polega na tym, że z doświadczenia stwierdziłem, że są bardzo złe na poziomie analitycznym – doktrynerskim, brakuje im intelektualnej i politycznej niezależności niezbędnej do oceny sytuacji z „jakością” wojskową. Lepiej mieć ich jako wrogów niż przyjaciół.

Po drugie, wydaje się, że w niektórych krajach europejskich politycy celowo ignorowali ich usługi, aby zareagować ideologicznie na zaistniałą sytuację. Dlatego ten kryzys od początku był irracjonalny. Należy zauważyć, że wszystkie dokumenty, które zostały zaprezentowane opinii publicznej podczas tego kryzysu, zostały przedstawione przez polityków w oparciu o źródła komercyjne. Niektórzy zachodni politycy najwyraźniej chcieli, aby doszło do konfliktu. W Stanach Zjednoczonych scenariusze ataków przedstawione Radzie Bezpieczeństwa przez Anthony’ego Blinkena były jedynie wytworem wyobraźni pracującego dla niego Tiger Teamu — zrobił dokładnie to, co zrobił Donald Rumsfeld w 2002 roku, który w ten sposób „ominął” CIA i inne służby wywiadowcze, które były znacznie mniej asertywne w sprawie irackiej broni chemicznej.

Dramatyczne wydarzenia, których jesteśmy dziś świadkami, mają przyczyny, o których wiedzieliśmy, ale których nie chcieliśmy zobaczyć:

– na poziomie strategicznym ekspansja NATO (z którą tu nie mieliśmy do czynienia);
– na poziomie politycznym zachodnia odmowa wdrożenia porozumień mińskich;
– operacyjnie ciągłe i powtarzające się ataki na ludność cywilną Donbasu w ostatnich latach oraz dramatyczny wzrost pod koniec lutego 2022 r.

Innymi słowy, możemy naturalnie ubolewać i potępiać rosyjski atak. Ale MY (czyli Stany Zjednoczone, Francja i Unia Europejska na czele) stworzyliśmy warunki do wybuchu konfliktu. Okazujemy współczucie narodowi ukraińskiemu i dwóm milionom uchodźców . W porządku. Ale gdybyśmy mieli odrobinę współczucia dla tej samej liczby uchodźców z ukraińskiej populacji Donbasu, którzy zostali zmasakrowani przez ich własny rząd i którzy szukali schronienia w Rosji przez osiem lat, prawdopodobnie nic z tego by się nie wydarzyło.

Ponad 80% ofiar w Donbasie było wynikiem ostrzału armii ukraińskiej. Przez lata Zachód milczał na temat masakry rosyjskojęzycznych Ukraińców przez rząd Kijowa, nigdy nie próbując wywierać presji na Kijów. To właśnie ta cisza zmusiła stronę rosyjską do działania. [Źródło: „Ofiary cywilne związane z konfliktami”, Misja Narodów Zjednoczonych ds. Monitorowania Praw Człowieka na Ukrainie.]

Kwestią otwartą pozostaje, czy termin „ludobójstwo” odnosi się do nadużyć, jakich doznali mieszkańcy Donbasu. Termin ten jest generalnie zarezerwowany dla przypadków o większej skali (Holocaust itp.). Ale definicja podana przez Konwencję o Ludobójstwie jest prawdopodobnie wystarczająco szeroka, aby mieć zastosowanie w tej sprawie. Zrozumieją to prawnicy.

Najwyraźniej ten konflikt doprowadził nas do histerii. Wydaje się, że sankcje stały się preferowanym narzędziem naszej polityki zagranicznej. Gdybyśmy nalegali, aby Ukraina przestrzegała porozumień mińskich, które wynegocjowaliśmy i zatwierdziliśmy, nic z tego by się nie wydarzyło. Potępienie Władimira Putina jest także nasze. Nie ma sensu teraz marudzić – powinniśmy byli działać wcześniej. Jednak ani Emmanuel Macron (jako gwarant i członek Rady Bezpieczeństwa ONZ), ani Olaf Scholz, ani Wołodymyr Zełenski nie dotrzymali swoich zobowiązań. W końcu prawdziwą porażkę odnieśli ci, którzy nie mają głosu.

Unia Europejska nie była w stanie promować realizacji porozumień mińskich – wręcz przeciwnie, nie reagowała, gdy Ukraina bombardowała własną ludność w Donbasie. Gdyby tak się stało, Władimir Putin nie musiałby reagować.

Nieobecna w fazie dyplomatycznej UE wyróżniała się podsycaniem konfliktu. 27 lutego ukraiński rząd zgodził się przystąpić do negocjacji z Rosją. Ale kilka godzin później Unia Europejska przegłosowała budżet w wysokości 450 mln euro na dostawę broni dla Ukrainy, dolewając oliwy do ognia. Od tego momentu Ukraińcy czuli, że nie muszą dochodzić do porozumienia. Opór milicji azowskiej w Mariupolu doprowadził nawet do zwiększenia 500 milionów euro na broń.

Na Ukrainie z błogosławieństwem krajów zachodnich wyeliminowano zwolenników negocjacji. Tak jest w przypadku Denisa Kirejewa, jednego z ukraińskich negocjatorów, zamordowanego 5 marca przez ukraińskie służby specjalne (SBU), ponieważ był zbyt przychylny Rosji i został uznany za zdrajcę. Ten sam los spotkał Dmitrija Demianenkę, byłego wiceszefa głównego zarządu SBU na Kijów i jego region, który został zamordowany 10 marca, ponieważ był zbyt przychylny porozumieniu z Rosją – został zastrzelony przez milicję Mirotvorets („Rozjemca”). Ta milicja jest powiązana ze stroną Mirotvorets, na której znajduje się „wrogów Ukrainy” z ich danymi osobowymi, adresami i numerami telefonów, aby można było ich nękać, a nawet eliminować; praktyka, która jest karalna w wielu krajach, ale nie na Ukrainie. ONZ i niektóre kraje europejskie zażądały zamknięcia tej strony, co zostało odrzucone przez Radę.

Ostatecznie cena będzie wysoka, ale Władimir Putin prawdopodobnie osiągnie cele, które sobie wyznaczył. Jego związki z Pekinem utrwaliły się. Chiny wyłaniają się jako mediator w konflikcie, a Szwajcaria dołącza do grona wrogów Rosji. Amerykanie muszą prosić Wenezuelę i Iran o ropę, aby wydostać się z impasu energetycznego, w którym się znaleźli – Juan Guaido schodzi ze sceny na dobre, a Stany Zjednoczone muszą żałośnie wycofać się z sankcji nałożonych na swoich wrogów.

Zachodni ministrowie, którzy chcą załamać rosyjską gospodarkę i sprawić, by Rosjanie cierpieli , a nawet wzywają do zamachu na Putina, pokazują (nawet jeśli częściowo odwrócili formę swoich słów, ale nie treść!), że nasi przywódcy nie są lepsi od tych, których nienawidzimy – bo sankcjonowanie rosyjskich sportowców na igrzyskach paraolimpijskich czy rosyjskich artystów nie ma nic wspólnego z walką z Putinem.

W ten sposób uznajemy, że Rosja jest demokracją, ponieważ uważamy, że za wojnę odpowiada naród rosyjski. Jeśli tak nie jest, to dlaczego staramy się ukarać całą populację za winę jednej osoby? Pamiętajmy, że kara zbiorowa jest zakazana przez Konwencje Genewskie.

Lekcja, jaką można wyciągnąć z tego konfliktu, to nasze poczucie zmiennej geometrycznej ludzkości. Skoro tak bardzo zależało nam na pokoju i Ukrainie, dlaczego nie zachęcaliśmy Ukrainy do respektowania porozumień, które podpisała i które zatwierdziły członkowie Rady Bezpieczeństwa?

Miarą uczciwości mediów jest ich gotowość do pracy w ramach Karty Monachijskiej. Udało im się propagować nienawiść do Chińczyków podczas kryzysu Covid, a ich spolaryzowane przesłanie prowadzi do tych samych skutków przeciwko Rosjanom . Dziennikarstwo staje się coraz bardziej nieprofesjonalne i bojowe.

Jak powiedział Goethe: „Im większe światło, tym ciemniejszy cień”. Im bardziej sankcje wobec Rosji są nieproporcjonalne, tym bardziej przypadki, w których nic nie zrobiliśmy, podkreślają nasz rasizm i służalczość. Dlaczego od ośmiu lat zachodni politycy nie reagowali na bombardowania ludności cywilnej Donbasu?

Wreszcie, co sprawia, że ​​konflikt na Ukrainie jest bardziej naganny niż wojna w Iraku, Afganistanie czy Libii? Jakie sankcje przyjęliśmy wobec tych, którzy celowo okłamywali społeczność międzynarodową w celu prowadzenia niesprawiedliwych, nieuzasadnionych i morderczych wojen? Czy przed wojną w Iraku staraliśmy się „sprawić, by Amerykanie cierpieli” za okłamywanie nas (ponieważ są demokracją!)? Czy przyjęliśmy jedną sankcję przeciwko krajom, firmom lub politykom, którzy dostarczają broń do konfliktu w Jemenie, uważanego za „ najgorszą katastrofę humanitarną na świecie ?” Czy usankcjonowaliśmy kraje Unii Europejskiej, które stosują na swoim terytorium najbardziej nikczemne tortury na korzyść Stanów Zjednoczonych?

Zadawać pytanie to odpowiadać na nie… a odpowiedź nie jest ładna.

Jacques Baud
Źródło oryginalne https://www.thepostil.com/the-military-situation-in-the-ukraine
Wybór, redakcja i korekta tłumaczenia automatycznego SpiritoLibero.
https://kurier-poranny.blogspot.com

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...