Zawsze jest kilka punktów widzenia – pisała niespełna rok temu pani Tiamat w nawiązaniu do wypowiedzi, degradującej Polskę Ludową do państwa niesuwerennego i reżimowego.
– Zwłaszcza, gdy jest się albo młodym, albo sklerotykiem i nie pamięta czasów po-okupacji, a wysłuchuje bredni wszelkiej maści propagatorów. Nie zapominajmy, że Niemcy podpisały kapitulację; wojna się skończyła, podpisaliśmy pokój i 90% polskiego społeczeństwa – umordowanego, udręczonego i schorowanego wojną – zabrało się do odbudowy kraju. Była to praca ponad siły. Nie było środków transportu, sprzętu, pieniędzy… Trzeba nie mieć wyobraźni, by nie wiedzieć, co znaczy wojna…
Warszawa po wojnie
Przedłużanie wojny na własną rękę było nielegalne. Wiedzieli o tym Czesi, Węgrzy i inne narody zmordowane wojną. Wiedzieli o tym i Niemcy. I Francuzi. I Austriacy. Najdurniejszą rzeczą pod słońcem było przedłużanie wojny. W imię czego? W imię walki Wschód – Zachód, do czego najlepiej nadają się najemnicy z Polski?
Głupie obiecanki Radia Wolna Europa, że będzie wojna z Rosją i że chętni do tej bijatyki nie muszą poddać się amnestii – TRZY razy ogłoszonej – wpędziły zajadłych znów do lasu. Nieważne były postanowienia poczdamskie, które naturalnie nie wszystkim odpowiadały, ale też i nieważne było polskie schorowane społeczeństwo i utworzenie Rządu Tymczasowego. Nieważne były zniszczone kompletnie polskie wsie i miasta. Należało jeszcze dołożyć biedy i nieszczęść!
Tym, którzy nazywają mnie rusofilem, przedstawię takie wspomnienie: Nas, chore dzieci, przewozili ze szpitala do sanatorium z miasta do małej zalesionej miejscowości pod ochrona wojska polskiego, bo bandy – walczące rzekomo z Sowietami – mordowały też i dzieci, bo strzelały do wszystkiego, co uważali za ‚pro-sowieckie’. Więc jako dziecko chore na gruźlicę – pamiątce z czasów okupacji – byłam traktowana jako rusofil – i oto teraz, na stare lata, jakiś niedouk tez mnie wyzywa od rusofilów. I to nie dlatego, że kocham Rosję. Dlatego, że na nią nie szczekam!
To ja powiem, że jako dziecko czułam się w PRL bardziej bezpieczna w drodze do szkoły i ze szkoły, bardziej bezpieczna na ulicy, w szpitalu i w sanatorium w czasach powojennych, gdzie była straszliwa bieda i niedobór wszystkiego. Natomiast swoje dzieci musiałam wywieźć z kraju w 35 lat po wojnie, żeby się do nich nie dorwała ‚oświatowa’ ubecja solidarnościowa, pedofile na kolonii i bandyci na ulicy. I żeby nie musiały czekać aż do śmierci, by je jakiś szpital przyjął… I nie bardzo marzyło mi się, żeby jakieś biurwy faszystowskie odebrały mi dzieci, bo jestem na przykład za gruba! [Akurat nie wiemy, czy nie trafiła Pani z deszczu pod rynnę… – admin]
Teraz dzieci już samodzielnie w Polsce nie mogą jeździć autostopem, zarezerwowanym dla prostytutek i jurnych kierowców TiR-ów. W Polsce PRL-owskiej trzeba było dużo rzeczy poprawić i ulepszyć. Ale rewolucja ubecka była nam tak potrzebna jak Ukrainie majdan. Niestety, dla wielu pseudo-patriotów, którzy są w stanie własny naród poświęcić dla subiektywnego pojęcia wolności i suwerenności, przeżycia wojenne cywilnej ludności Polski nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Tyle o patriotyzmie wychowanków Radia Wolna Europa.
YouTube: Polskie Dzieci Odbierane Siłą Przez POlskie Gestapo!!! – To są dzisiejsze realia:
W Polsce jeszcze stiosunkowo najmniej. Porównaj ze Szwecją, Niemcami, Norwegią…
No to ja się może do czegoś przyznam – pisze potem pani Tiamat. – Tak jak wielu młodych ludzi w Polsce byłam niewątpliwie pod wpływem tzw. szeptanej propagandy i zachwytów nad Zachodem. Nie marzyła mi się emigracja i nie marzyły mi się miliony. To prawda. Ale fakt, że nie mogliśmy mieć na stałe paszportów i wyjazd za granice był bardzo ograniczony, szczególnie dostępem do dewiz, miał duży wpływ na tzw. świadomość polityczną.
Środowisko krakowskie było zawsze rozgadane, rozdyskutowane i – choć nie mieliśmy problemów typu stoczniowcy czy górnicy – pyskowaliśmy na ustrój od ucha do ucha. Akademickie kręgi były bardzo żywe, a że Kraków jest ciasny, więc się wszystkie filozofy i politycy z różnych uczelni spotykali w kawiarniach na Rynku, u Noworola (w Sukiennicach) , w ‚Ryju’ (Rio) na Jana, w Jaszczurach, w Jamie Michalikowej, w SAIT-cie (stowarzyszenie wolnomyślicieli) na Rynku, a także w lokalnych klubach: w ‚Syfie’ – u medyków i u plastyków ‚Pod Ręką’.
‚AGH-amy’ i” ‚Uniwersytutki’ spotykali się na Juwenaliach, ‚pod Adasiem’ (pomnikiem Mickiewicza) na czytaniu poezji różnych dobrych i zupełnie beznadziejnych poetów. Łaziliśmy do Piwnicy pod Baranami, gdzie bawiliśmy się w podziemną opozycję i ‚wielki monde’. Było dużo snobizmu, szpanerstwa, ale bawiliśmy się świetnie, a w południe wygłodniała i wyszczekana banda spotykała się jeszcze na Małym Rynku w jadłodajni u Pietruszki na pysznych domowych pierogach. Bardziej wytworni wysiadywali w Antycznej, skąd widać było cały Rynek i Sukiennice.
W czasie sesji egzaminacyjnej łaziliśmy do łaźni rzymskiej, gdzie można było właściwie za półdarmo przegarować cały dzień pod różnymi biczami i prysznicami, a potem wylegiwać się na leżakach pod kocem. Na miejscu był bar i pyszne parówki. W Jaszczurach zbierał się ‚kwiat-kwiatów’ krakowskiej akademii; pełno rozkrzyczanych szpanerów, nierobów, snobów, prawdziwych artystów i nawet prawdziwych filozofów, hrabiów, bliskich i dalszych kumpli, i mniej lub bardziej nieznajomych przyjaciół na wieczór.
Marek Grechuta
Kraków był bardzo egalitarny i rozgadany. Wielu spośród nas zaplątanych było w Teatr Salamandra, teatr STU i prywatne występy u kumpla z roku, hrabiego R., który miał piękną melinę na Jana po dziadkach. Zbieraliśmy się na ogół przed kolokwium i w czasie sesji, a także w czasie rozlicznych dyskusji o sztuce, poezji i dupie maryny, bo pomieszczenie było ogromne – przerobione ze starej powozowni hrabiów R.
Nasz wydział urządzał co roku przyjęcie noworoczne Pod Baranami. Ale braliśmy też huczny udział w bardzo hucznych przyjęciach, które organizowali medycy u Wierzynka. Przeważnie ‚z okazji’ i ‚na cześć’, bo ktoś zrobił doktorat, pan docent ożenił się ze studentką (według jego zdania najtępszą w całej grupie), to pan dziekan wydal kolejna książkę itp. itd.
Bardzo dziwiło mnie potem na Zachodzie, że nie było takiej fraternizacji studentów z kadrą profesorską jak w Krakowie; właściwie wielka przepaść – no i ta idiotyczna komunikacja ze studentami przy pomocy e-mailów (kiedyś w Anglii było podobnie jak w Krakowie, bo wszyscy spotykali się w pubie przy piwie, ale teraz to nie wiem).
W Krakowie spotykali się i ‚marksiści’ z socjologii, i ‚pro-angielska’wyższa sfera snobów, i esperantyści i tajemniczy artyści z długą brodą dla dodania elementu tajemniczości i mesjanizmu; poeci, śpiewaki, pisarze, historycy, profesorowie różnych uczelni, i w ogóle cała armia krzykaczy. Na Bramie Floriańskiej wystawiali swoje chałtury plastycy z ASP. Po wielu latach zobaczyłam takie właśnie wspaniałe ‚chałturki’ spod Bramy Floriańskiej… w Rzymie. Bardzo mnie wzruszyły.
Kraków miał aż trzy kabarety, a jeden prawdziwy: świat akademicki i mieszczański w wielkie symbiozie z dziećmi technokratów z Nowej Huty. W przerwach graliśmy w brydża, gdzie popadło, byle był dostęp do stolika. A przy każdym stoliku po piętnastu kibiców. Koledzy z ASP (Akademii Sztuk Pięknych przy pl. Matejki) podrabiali stójkowe bilety do Filharmonii na koncerty znanych artystów. Filharmonia mala i ciasna, a chętnych do posłuchania Rubinsteina była cała armia.
W taki to rozkrzyczany, rozczochrany, ale piękny Kraków – trochę prawdziwej, a trochę udawanej bohemy – przybył pewnego razu… John Steinbeck, bożyszcze wielu studentów (bo z Ameryki), ale także i dlatego, że w Teatrze Ludowym (Skuszanki) w znakomitej obsadzie wystawiono „Myszy i Ludzie” Steinbecka. Nie przesadzę, jeśli powiem, że całe wycieczki z Krakowa i okolic musiały ten spektakl obowiązkowo oglądnąć (teatr Skuszanki był wtedy sławny na całą Polskę; kierownikiem literackim był znakomity Jerzy Broszkiewicz). Wynajmowano specjalne autobusy dla widzów spoza Krakowa.
John Steinbeck
I naturalnie polecieliśmy całą zgrają powitać Steinbecka. Na spotkaniu z wielkim pisarzem chcieliśmy jak najwięcej dowiedzieć się o tym Zachodzie. I dostał się nam zimny prysznic. John Steinbeck mianowicie opowiedział, że po kilku dniach pobytu w Krakowie marzy mu się, by mieć taką młodość, jak my mamy.
Zgłupieliśmy.
Pisarz opowiadał nam baje o żelaznym wilku. Że mianowicie w Polsce każdy ma mieszkanie, pracę, młodzież akademicka nie musi zarabiać na życie i ma za darmo leczenie i edukację, i sądząc po naszym zachowaniu, mamy ogromną swobodę poruszania się po mieście, i był świadkiem, jak do późnych, a raczej wczesnych godzin rannych balowaliśmy na ulicach (akurat były Juwenalia).
Co zdumiało Steinbecka, to wielkie zaufanie do służb porządku publicznego. Wszyscy się bawią i piją, i nie ma awantur ani chuligaństwa. Żadnych protestów, aresztów, bijatyki na ulicach… W ogóle nie wiedzieliśmy, o co mu chodzi.
„Pamiętajcie – opowiadał Steinbeck – nawet nie wiecie, jak wam jest dobrze”. Próbowaliśmy protestować. Steinbeck spokojnie objaśniał, że kiedyś to docenimy sami. Prawdę mówiąc, byliśmy rozczarowani. Wymyśliliśmy, że Steinbeck to może i dobry pisarz, ale życiowy idiota i… ‚co on wie o Zachodzie’. Głupek, co go nasłali z propagandą.
Po latach, kiedy już pracowałam, zdarzyła mi się poważna operacja i po szpitalu skierowano mnie do sanatorium w Świnoujściu. Tam mieszkał mój kolega szkolny, który dorobił się stopnia admirała. Nie widzieliśmy się parę lat, więc mieliśmy sobie dużo do opowiadania, bo przez wiele lat chodziliśmy razem do tej samej klasy aż do matury.
Pamiętam, że długo w nocy rozprawialiśmy o sytuacji w Polsce, bo zaczęło się robić jakoś tak dziwnie. Strajki, podwyżki, protesty, tłumienie protestów… wszystko to było niepokojące. Mnie się wydawało, że należy wreszcie zburzyć ten Mur Berliński i wreszcie będzie święty spokój. I wtedy mój bardzo dobry przyjaciel z lat szkolnych powiedział: „Ten mur to nasza wolność. Jak zburzą, to zrobi się przeciąg jak w rozwalonej stodole”.
— „Jeszcze jeden głupek” – pomyślałam. – Kilka lat potem wystraszyłam się przeciągu. Nie chciałam czekać, aż wywieje cale zboże i zostanie puste klepisko.
Napisała: Tiamat
Przedruk z: http://zygmuntbialas.blog.pl/2016/06/04/jak-to-bylo-w-tym-prl-u-04-06-2016/
http://zygumntbalas.neon24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz