Panie [...]. W latach 80 tych $ 5 za godzinę to była płaca uwłaczająca godności pracownika, choć całkiem popularna w polonijnych środowiskach Chicago. Wtedy 30 tys rocznie wystarczyło dla utrzymania rodziny na bardzo średnim poziomie. A to stanowi około 15 $ za godzinę. Rodzina emigrancka utrzymywała się za ok. 20 tys rocznie, albo nieco mniej, oszczędnie gospodarując finansami. Były także dość obfite zapomogi ze strony rządów lokalnych i stanowych, choć nie dla emigrantów zarobkowych. Z tamtych czasów pochodzi refleksyjny tekst, którego pierwszą cząstkę zamieszczam jako ilustrację chicagowskich realiów tamtej epoki.
W Illinois, w Illinois,
Polak pracy się nie boi.
I co tylko w płucach pary,
Łata dziury, myje gary,
Sprząta, czyści, wozi śmieci,
I po domkach bawi dzieci;
(Przy czym wszyscy dobrze wiom,
Jak zepsute gnojki som).
Spycha gruzy po piwnicach,
Zbędna jest tu mózgownica.
W siapie spotkasz adwokata,
A geograf z “mapą” lata.
Pięć dolarów za godzinę,
Gdy boss nie jest skurwysynem.
Na rok przyjechałem tu ja,
Aby w Polsce rznąć burzuja.
(druga i trzecia część jest antysemitnicka i nie w temacie, więc sobie darujmy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz