Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brytyjczycy, nic się nie stało!!!
Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...
-
Polskie drewno opałowe ogrzeje Niemców. Co zostanie dla Polaków? Ilość drewna byłaby w Polsce wystarczająca, gdyby nie było ono sprzedawan...
-
Merdanie ogonem u psa jest dla większości ludzi czytelne. Świadczy o ekscytacji i pozytywnym nastawieniu zwierzęcia. A jeśli kot macha ogo...
-
… pokrzyżował plany Żydom z Chabad Lubawicz – czyli: mene, tekel, upharsin Junta planowała zasiedlenie Ukrainy Żydami z USA. 9 marca 2014 ro...
Jeśli chodzi o Irokezów, to taki artykuł ukazał się na lifesitenews https://www.lifesitenews.com/blogs/during-the-popes-apology-tour-lets-not-forget-the-tortures-endured-by-jesuit-missionaries-in-canada/
Podczas „przeprosinowego tournee” papieża nie zapominajmy o torturach dokonanych na jezuickich misjonarzach w Kanadzie.
Jezuita, Św. Jean de Brebeuf swoją posługą i odwagą inspirował zarówno łagodnych Huronów, jak i swoich irokeskich oprawców.
(LifeSiteNews) – Podczas gdy papież Franciszek odwiedza Kanadę, aby oddać cześć rdzennym mieszkańcom, nie można zapomnieć o kanadyjskich męczennikach, którzy przelali swoją krew, aby służyć Kanadzie.
Wśród wielu kanadyjskich męczenników, Św. Jean de Brebeuf i jego towarzysze, którzy oddali swoją młodość, zdrowie i życie za narody Kanady, wyróżniają się swoją odwagą.
Służba i cierpienie dla tubylców
Gdy odkryto Amerykę Północną, młodzi księża jezuiccy ochoczo zgłosili się do posługi wśród rdzennych mieszkańców Kanady. Zakon jezuitów wysłał wielu młodych misjonarzy, którzy opuścili wygody cywilizowanego życia we Francji, aby udać się w podróż do dzikich terenów Górnej Kanady.
Jednym z takich Jezuitów był Jean de Brebeuf, który udał sę tam w roku 1625. . Przybył do Quebecu i zaczął zakładać wioski dla Huronów. Brebeuf został przyjaźnie przyjęty przez łagodne plemiona Huronów, z którymi spędził większość czasu.
Brebeuf zyskał szacunek plemion Huronów, którzy nazwali go „Echon”, co oznacza „ten, który dźwiga ciężkie brzemię”. Wspominał: „Byłem czasami tak zmęczony, że moje ciało nie mogło już nic więcej zrobić. Ale moją duszę wypełniało wielkie szczęście, gdy zdawałem sobie sprawę, że cierpię to dla Boga.”
Brebeuf spędził mnóstwo czasu aby nauczyć się języka Huronów, a jednocześnie stworzył alfabet języka Huronów, aby umożliwić im spisanie swoojej historii.
Wyjaśniając potrzebę nauczenia się przez misjonarzy języka Huronów, napisał do swojego przełożonego: ” jeśli nie są zaznajomieni z językiem, nie mogą siać, a tym bardziej żąć”.
„Ja posiadam znośną umiejętność w tym języku, ale inni, którzy są tutaj, są w nim bardzo biegli” – kontynuował. „Wśród innych klejnotów, którymi powinien błyszczeć robotnik w tej misji, łagodność i cierpliwość muszą zajmować pierwsze miejsce; i nigdy to pole nie wyda owocu inaczej, jak tylko przez łagodność i cierpliwość; bo nigdy nie należy oczekiwać, że się je wymusi przez gwałtowne i samowolne działanie”.
Brebeuf, wraz ze swoimi konfratrami jezuitami, znosił niezliczone cierpienia w Nowym Świecie, w tym roje komarów i szalejące choroby. Jednak pomimo tych wszystkich cierpień, misjonarze nigdy nie przestali służyć tubylcom. Zakładali szpitale i miasta, opiekowali się i chrzcili chorych.
„Mój Boże, bardzo mnie smuci, że nie jesteś znany. Że na tym dzikim pustkowiu nie wszyscy nawrócili się do Ciebie, że grzech nie został wypędzony” – pisał Brebeuf w swoim dzienniku duchowym. „Mój Boże, nawet gdyby spadły na mnie wszystkie brutalne tortury, które muszą znosić więźniowie w tym regionie, ofiaruję się im najchętniej i tylko ja sam będę je wszystkie cierpiał”.
Brutalne męczeństwo Brebeufa i jego towarzyszy
Spokojne plemię Huronów było często atakowane przez brutalnych Irokezów, którzy palili ich miasta i ich torturowali. 16 marca 1649 roku plemię Irokezów napadło na wioskę Huronów w Saint Louis, porywając Brebeufa, Gabriela Lalamenta i innych nawróconych Huronów. Jeńcy zostali zmuszeni do przejścia przez padający śnieg do miasta St. Ignace.
Jeńcy byli bici pałkami, gdy wchodzili do zdobytego miasta. Relacje zbiegłych Huronów tak wspominały:
Irokezi przybyli w liczbie 1200 ludzi. Zajęli naszą wioskę i pojmali ojca Brebeufa i jego towarzysza, a także podpalili wszystkie chaty. Następnie wyładowali swój gniew na tych dwóch ojcach; rozebrali ich do naga i przywiązali każdego do słupa.
„Wyrywali im paznokcie, zasypali ich gradem ciosów pałkami po ramionach, lędźwiach, brzuchu, nogach i twarzy; nie było takiej części ciała, która by uniknęła tych męczarni” – opowiadał świadek.
Jednak Brebeuf, mimo swoich męczarni, „nie przestawał nieustannie mówić o Bogu i zachęcać wszystkich nowych chrześcijan, którzy jak on sam byli w niewoli, aby godnie cierpieli, aby mogli dobrze umrzeć, aby razem z nim pójść do raju.”
Pewien Huron, który powrócił do pogaństwa, oblał Brebeufa wrzątkiem, pozorując chrzest. Następnie, Irokezi zadawali misjonarzowi kolejne niezliczone tortury.
„Pierwszą torturą było przyłożenie rozgrzanych do czerwoniości siekier do ich lędźwi i pod pachami” – czytamy w relacji. „Z tych rozgrzanych do czerwoności siekier zrobili kołnierz i założyli go na szyję tego dobrego Ojca”.
„Nie widziałem męki, która bardziej poruszyłaby mnie do współczucia niż ta” – wspominał pewien Huron. „Widzisz bowiem człowieka, przywiązanego nago do słupa, który mając na szyi tę obrożę, nie wie jaką przyjąć postawę. Jeśli bowiem pochyli się do przodu, te nad ramionami obciążają go bardziej; jeśli odchyli się do tyłu, te na brzuchu sprawiają mu taką samą mękę; jeśli zaś będzie trzymał się prosto, nie przechylając się ani w jedną, ani w drugą stronę, palące toporki, przyłożone jednakowo po obu stronach, sprawiają mu podwójną torturę.”
„Po tym włożyli na niego pas z kory, pełen smoły i żywicy, i podpalili, co spaliło całe jego ciało. Podczas tych wszystkich męczarni ojciec de Brebeuf był niczym skała, niewrażliwy na ogień i płomienie, co zadziwiło wszystkich krwiożerczych nieszczęśników, którzy go dręczyli. Jego zapał był tak wielki, że nieustannie głosił kazania tym poganom, próbując ich nawrócić”” – czytamy w relacji.
Aby nie mógł więcej mówić, odcięli mu język oraz górną i dolną wargę. Potem zaczęli obdzierać z mięsa jego nogi, uda i ręce, aż do samej kości, a następnie piekli je na jego oczach i jedli.
Rzeźnicy ci, widząc, że dobry Ojciec zaczął słabnąć, kazali mu usiąść na ziemi, a jeden z nich, wziąwszy nóż, odciął skórę pokrywającą jego czaszkę.
Odwaga Brebeufa wzbudziła nawet szacunek jednego z jego morderców, który „widząc, że dobry Ojciec wkrótce umrze, zrobił otwór w górnej części jego klatki piersiowej i wyrwał mu serce, które upiekł i zjadł.”
Inni przyszli, aby napić się jego krwi, jeszcze ciepłej, którą pili obiema rękami, mówiąc, że Ojciec de Brebeuf był bardzo odważny, znosząc tyle bólu, jaki mu zadali, i że pijąc jego krew, staną się odważni jak on.
Brebeuf chętnie przyjął męczeństwo w Kanadzie. Rzeczywiście, pragnął zostać zabity dla dobra Kanady i Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Przed swoją męczeńską śmiercią napisał: „Do jakiegokolwiek wniosku dojdą [ludy tubylcze] i jakie traktowanie nam zafundują, będziemy się starali, dzięki łasce naszego Pana, znosić to cierpliwie dla Jego służby. Jest to osobliwa łaska, którą Jego Dobroć rozciąga na nas, abyśmy mogli znieść coś dla Jego dobra.”
Istotnie, głównym pragnieniem kanadyjskich misjonarzy było nawrócenie dusz dla Boga, a w razie potrzeby śmierć za ludzi, którym służyli. Pracowali niestrudzenie, aby dać tubylcom lepsze życie; nie po to, aby pozbawić ich tożsamości, ale aby rozwinąć ich kulturę i życie poprzez uczynienie ich prawdziwie chrześcijańskimi.
Nawrócenie tubylców i cierpienia jezuickich misjonarzy, którzy oddali życie za Kanadę i jej ludy, nie mogą zostać zapomniane ani nie wymagają przeprosin. Brebeuf jest tylko jednym z wielu, którzy umarli za ten kraj, a jego śmierć nie może być daremna.
Szczególnie ludy tubylcze powinny pamiętać o służbie misjonarzy, którzy przyszli umrzeć za ich grzechy. Ci ludzie powinni być uhonorowani i zapamiętani w historii Kanady.
tłum. Sławomir Soja