piątek, 23 grudnia 2022

Uczciwe, sprawdzone i sprawiedliwe rozwiązanie

 

Uczciwe, sprawdzone i sprawiedliwe rozwiązanie


„Jaki byłby sprawiedliwy pokój na Ukrainie?”

Właśnie słyszę w TV pytanie Bidena do Żełeńskiego – Jaki byłby sprawiedliwy pokój na Ukrainie?
Ja odpowiem Panu Bidenowi i to uczciwie tak.

Pokonane faszystowskie Niemcy, za to co zrobiły i aby nie mogły w przyszłości zagrozić, musiały zgodzić się na:

1) okupację Niemiec przez USA, m.in. na stacjonowanie amerykańskich wojsk, która twa już 77 lat.
2) na posiadanie kadłubowej, symbolicznej armii i to tylko pod poniżającym dowództwem amerykańskim – trwa to już 77 lat.
3) ograniczoną produkcję broni tylko takiej i w takiej ilości jaką zaakceptuje okupant czyli USA.
4) oraz wiele innych ograniczeń rozwoju narzuconych przez okupanta.

W związku z powyższym Panie Biden proponuję identyczne rozwiązania z dzisiejszą banderowską Ukrainą – mającą swoją faszystowską ideologię i postępowanie bezpośrednio od faszystowskich Niemiec Hitlera – tylko pod nadzorem Rosji, a nie USA.

Taki byłby sprawiedliwy pokój na Ukrainie Panie Biden! Przecież to uczciwe, sprawdzone i sprawiedliwe rozwiązanie jest Panie Biden.

Henryk Kreuz
https://henrykkreuz.nowyekran24.com

Groteskowe sukcesy

 

Groteskowe sukcesy


Coraz więcej sukcesów rządu „dobrej zmiany” zaczyna ocierać się o niezamierzone efekty komiczne, a ściślej – groteskowe. Groteska, jak wiadomo, zawiera w sobie pomieszane elementy komiczne i tragiczne – i taką właśnie naturę mają sukcesy rządu „dobrej zmiany”.

Żeby nie zagłębiać się zbyt daleko w mroki historii, popatrzmy tylko na sukces ostatni w postaci „wynegocjowania” przez pana ministra Szynkowskiego (vel Sęka) odblokowania środków dla Polski z tzw. funduszu odbudowy. Treść „porozumienia” dowodzi, że Komisja Europejska po prostu podyktowała panu ministrowi formułę bezwarunkowej kapitulacji Polski, a on zwyczajnie przyjął ją do wiadomości, chyba nawet nie zdając sobie sprawy, że niektóre żądania Komisji Europejskiej są ewidentnie sprzeczne z konstytucją naszego bantustanu.

Ale takie są skutki, gdy stanowiska ministerialne obejmują ludzie, może nie dosłownie z ulicy, ale bez przygotowania do pracy w służbie zagranicznej państwa. Inna sprawa, że jeśli negocjacyjnym partnerem pana ministra ze strony unijnej była pani Vera Jurova, to można powiedzieć, że trafił swój na swego, bo – o ile pamiętam – w jej życiorysie poczesne miejsce zajmuje epizod kryminalny, natury podobnej do tego, o który została oskarżona zastępczyni przewodniczącej Parlamentu Europejskiego.

Ale panu premierowi Morawieckiemu, któremu pan red. Szymowski właśnie wyciągnął casus pascudeus w postaci tajnej współpracy z NRD-owską STASI, której aktywa po zjednoczeniu Niemiec przejęła BND, sukces był potrzebny bez względu na koszty. Ponieważ Naczelnik Państwa ostatnio zakochał się – oczywiście politycznie, to chyba jasne – w premierze Morawieckim, pani kierowniczka Sejmu dostała rozkaz, żeby sukces przekuć w żelazne ramy ustawy jeszcze przed świętami, a więc – w tempie stachanowskim – co w podskokach wykonała.

„Lecz tymczasem na mieście inne były już treście”, a konkretnie okazało się, że ośmieszony został pan prezydent Andrzej Duda. On też robi różne dziwne rzeczy, ale mniejsza w tej chwili o to. Rzecz w tym, że panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi) Komisja Europejska przykazała surowo, żeby w podyktowanej Sejmowi regulacji znalazło się też tak zwane „testowanie niezawisłości”. Polega ono na tym, że jedni niezawiśli sędziowie mieliby prawo podważania legalność innych niezawisłych sędziów, co pośrednio skutkowałoby chyba koniecznością uchylania orzeczeń zapadłych z ich udziałem.

Solidarna Polska zwróciła uwagę, że doprowadziłoby to do całkowitej anarchizacji wymiaru sprawiedliwości, który zamieniłby się w zwyczajny „burdel i serdel” – jak mawiał marszałek Piłsudski.

Myślę, że wielu niezawisłym sędziom, zwłaszcza zwerbowanym w charakterze konfidentów jeszcze przez WSI, albo przez ABW w ramach „operacji Temida”, taka sytuacja bardzo by odpowiadała, bo stwarzałaby znakomitą okazję do korumpowania się na cały regulator. Muszą być bowiem jakieś przyczyny, dla których niezawisły sąd we Wrocławiu skazuje sprawców podpalenia kukły „podobnej do Żyda” (ciekaw jestem, w jakimi sposobami tamtejszy niezawisły sąd dopatrzył się takiego podobieństwa?) na więzienie, podczas gdy niezawisły sąd w znanym na całym świecie z niezawisłości Poznaniu, puszcza wolno jegomościa z rozdziwaczoną płcią, który kukle opatrzonej zdjęciem abpa Jędraszewskiego przed kamerami poderżnął gardło. Wyobrażam sobie, że gdyby abp. Jędraszewski był rabinem, to Judenrat „Gazety Wyborczej” podniósłby klangor aż pod sam nos Najwyższego, a wtedy niezawisły poznański sąd, na samą myśl o uniewinnieniu owego jegomościa, ze strachu splamiłby togę.

„Stąd nauka jest dla żuka”, że konstytucyjną zasadę równości obywateli wobec prawa, podobnie jak inne konstytucyjne zasady, możemy śmiało włożyć między bajki. Pan prezydent Duda, który sprawuje swój urząd już drugą kadencję, nie może o tym nie wiedzieć, w czym nie byłoby nic dziwnego, bo jaki pan – taki kram – ale tym razem nieugięcie stanął na nieubłaganym gruncie porządku konstytucyjnego, bo przyjęty do wiadomości przez ministra Szynkowskiego (vel Sęka) unijny dyktat ośmieszał go bezpośrednio.

Chodzi o to, że wszystkich tych sędziów, również tych, którzy w tamach „testowania” mogliby zostać uznani za „nielegalnych”, przecież mianował on osobiście. Krótko mówiąc, uznał się za bezczelnie wydymanego zarówno przez pana ministra Szynkowskiwgo (vel Sęka), pana premiera Morawieckiego i wreszcie – przez Naczelnika Państwa – w związku z czym postanowił pokazać im wszystkim „gest Kozakiewicza”, stwierdzając, że będzie nieugięcie stał na nieubłaganym gruncie porządku konstytucyjnego, co wymaga szerokich konsultacji, w związku z czym o żadnym stachanowskim tempie mowy być nie może.

Na takie dictum pani kierowniczka Sejmu uzyskała zgodę Naczelnika Państwa na zdjęcie w podskokach projektu ustawy o Sądzie Najwyższym z porządku dziennego i teraz wszyscy przez parę tygodni będą nad nim wydziwiali.

No dobrze – ale co będzie, jak pani Jurova i pani Urszula von der Layen powiedzą, że albo Sejm przyjmie ustawę w brzmieniu podyktowanym panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi), albo prędzej Polska zobaczy ucho od śledzia, niż chociaż centa z funduszu odbudowy? Co wtedy zrobimy, to znaczy – co zrobi pan prezydent – i co wtedy swoim wyznawcom powie Naczelnik Państwa? Przedstawienie bohaterskiej obrony suwerenności będzie musiało się przecież kiedyś skończyć i nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości.

Tymczasem, jakby było mało tragedii w Przewodowie, to omal nie doszło do nieszczęścia w Komendzie Głównej Policji. Oto pan komendant dostał od swojego ukraińskiego przyjaciela w prezencie granatnik załadowany ostrą amunicją. I kiedy tak się w swoim gabinecie tym prezentem bawił, granatnik wystrzelił, „naruszając strop” i wyrządzając inne szkody, ale ofiar w ludziach na ołtarzu przyjaźni polsko-ukraińskiej tym razem na szczęście udało się cudem uniknąć.

Czy jednak nie należałoby potraktować tego wydarzenia, jako kolejnego poważnego ostrzeżenia ze strony Pana Boga, żeby z tą całą przyjaźnią polsko-ukraińską jednak nie przesadzać? „Timeo Danaos et dona ferentes” – pisał Wergiliusz w „Eneidzie” – co się wykłada, że boję się Greków nawet jak przychodzą z darami.

Okazuje się, że ukraińskie podarunki niekoniecznie muszą wychodzić nam na zdrowie, w odróżnieniu od Ukraińców. Świat wyłazi ze skóry by podsyłać im i pieczone i smażone, w związku z czym z Paryża dobiegają fałszywe pogłoski, że pani Ołena Zełeńska w luksusowym sklepie przy Avenue Montaigne w ciągu godziny wydała na dobry początek 40 tysięcy euro. „Korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny” – twierdzą militaryści i okazuje się, że mają trochę racji.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Przerażające! W Polsce namawia się dzieci do CHEMICZNEJ KASTRACJI!

 

Przerażające! W Polsce namawia się dzieci do CHEMICZNEJ KASTRACJI!


W Polsce dzieci także padają ofiarami „tranzycyjnego biznesu”. Szczerze mówiąc, sam nie byłem świadomy, z jakimi dramatami mamy do czynienia – do czasu, gdy dwa lata temu pomogliśmy przy powstaniu szokującego raportu „Tygodnika Solidarność”. Dziennikarze ujawnili w nim skalę promowania terapii hormonalnych u dzieci.

Na trans-forach każdy nastolatek mógł się dowiedzieć, gdzie pozyskać hormony od lekarza lub w zamian za swoje nagie zdjęcia. Młody człowiek dowiadywał się, że „czym młodsze ciało, tym podatniejsze na hormony”. Jak podkreślał na forum aktywista LGBT „namawianie mnie rajcuje bardzo”.

Zatrute owoce ideologicznej propagandy

Arkansas, Alabama, Teksas, Arizona, Oklahoma, Floryda, Tennessee. Władze kolejnych amerykańskich stanów wypowiadają wojnę genderowym lobbystom, którzy zbijają fortuny na hormonalnej kastracji i okaleczaniu dzieci – zwanym dla niepoznaki „terapią uzgodnienia płci”.

Amerykanie dostrzegają, że drastyczne ingerencje w ciała młodych ludzi są nieodwracalne, bezpowrotnie niszczą ich życie, czyniąc z nich stałych klientów producentów hormonów. Podawane dzieciom blokery dojrzewania to te same substancje, które podaje się pedofilom w ramach „chemicznej kastracji”.

Z podobnych względów, kilkanaście kolejnych stanów rozważa zakaz dostarczania nieletnim blokerów dojrzewania, hormonów płci przeciwnej oraz wykonywania chirurgicznych kastracji. W niektórych stanach lekarze mają być karani utratą prawa do wykonywania zawodu, a w innych ma im grozić grzywna do 25 tys. dolarów lub nawet do 10 lat więzienia. Także do amerykańskiego Kongresu wpłynął projekt ustawy o ochronie niewinności dzieci, który za chirurgiczną i hormonalną kastrację nieletnich przewiduje karę do 25 lat więzienia i 250 tys. dolarów grzywny.

W Polsce dzieci także padają ofiarami „tranzycyjnego biznesu”. Szczerze mówiąc, sam nie byłem świadomy, z jakimi dramatami mamy do czynienia – do czasu, gdy dwa lata temu pomogliśmy przy powstaniu szokującego raportu „Tygodnika Solidarność”. Dziennikarze ujawnili w nim skalę promowania terapii hormonalnych u dzieci. Na trans-forach każdy nastolatek mógł się dowiedzieć, gdzie pozyskać hormony od lekarza lub w zamian za swoje nagie zdjęcia. Młody człowiek dowiadywał się, że „czym młodsze ciało, tym podatniejsze na hormony”. Jak podkreślał na forum aktywista LGBT „namawianie mnie rajcuje bardzo”.

Pomagamy ofiarom lobby LGBT

Ofiarami padają dzieci, których rodzice nawet nie wiedzą, w jak szkodliwe towarzystwo popadły. W ostatnich tygodniach otrzymaliśmy kilkanaście wiadomości od zrozpaczonych rodziców, którzy chcą uchronić swoje dzieci przed nieodwracalnym okaleczaniem własnego ciała. W każdą ze spraw włączamy się z pełnym zaangażowaniem. Ale, ku naszemu zaskoczeniu, zgłosiły się do nas także osoby, które przeszły farmakologiczne i chirurgiczne terapie, a po latach dostrzegły, jak bardzo zostały zmanipulowane.

Jedna ze zgłaszających się kobiet stwierdziła, że chce być mężczyzną po doświadczeniu molestowania seksualnego. Trafiła na internetowe forum, na którym wzmacniano tylko jej zaburzenia tożsamości. Za namową aktywistów LGBT, zaczęła przyjmować męskie hormony oraz usunęła piersi i macicę. Również przed polskim sądem uzyskała orzeczenie, że jest mężczyzną.

Ale gdy na wspomnianym forum mówiła o tym, że ma wątpliwości, to w odpowiedzi słyszała, że to normalne i powinna… zwiększyć dawki testosteronu. Gdy jednak wątpliwości nie ustępowały… została usunięta z trans-forum i ze swoimi problemami została zupełnie sama.

Dopiero po latach, gdy przestała przyjmować testosteron i kontaktować się z aktywistami LGBT, zrozumiała, jak potężny to był błąd. Ta kobieta przyszła prosić nas o pomoc w prawnym powrocie do swej biologicznej płci. Nikt inny nie chciał jej pomóc.

Proszę pomyśleć, jak wiele musi być w Polsce osób, które nie mają odwagi prosić o pomoc i przyznać, że genderowi aktywiści zniszczyli ich życie. Nie każdy znajdzie w sobie przecież tyle pokory i odwagi, by przyznać się do tak wielkiego błędu. Każda taka sprawa to potężne świadectwo przeciwko dopuszczalności terapii hormonalnych i chirurgicznych okaleczeń, dokonywanych w imię urojonej zmiany płci.

Wspieramy zrozpaczonych rodziców zmanipulowanych dzieci

Cały czas wspieramy rodziców nastolatki, dla której przyjmowanie testosteronu jest śmiertelnym zagrożeniem. Zarabiający na tranzycjach lekarze, ignorując jej chorobę nowotworową, skierowali ją na operację usunięcia piersi i przepisali końskie dawki testosteronu. Po naszej błyskawicznej interwencji, szpital, który miał dokonać operacji usunięcia piersi, zrezygnował z jej wykonania, ale ojciec dziewczyny nadal obawia się o życie córki. W jego imieniu przygotowujemy pozew o naruszenie dóbr osobistych przeciwko lekarzom, którzy doprowadzili do zagrożenia życia pacjentki.

[To jest więcej, niż naruszenie dóbr osobistych. To jest okaleczanie ludzi. Czyli kryminał. – admin]

Opieką prawną otaczamy również rodziców, którzy wciąż wierzą, że mogą uratować swoje dzieci przed tą tragiczną i nieodwracalną decyzją. Aby dokonać „zmiany płci” w dokumentach, dzieci muszą pozywać do sądu swoich rodziców w procesie o „ustalenie płci”. W takiej sprawie reprezentujemy między innymi zrozpaczoną matkę dwudziestokilkuletniej dziewczyny, która już przekonała sąd pierwszej instancji, że jest mężczyzną. Złożyliśmy apelację od wyroku, bo – podobnie jak matka dziewczyny – liczymy na to, że uda się jeszcze wpłynąć na jej decyzję.

Gromadząc te wstrząsające doświadczenia, pracujemy nad projektem ustawy, która zakaże podawania nieletnim hamujących rozwój hormonów oraz poddawania ich chirurgicznym okaleczeniom w ramach „tranzycji”. Uruchomiliśmy też petycję z apelem o to, by biorąc przykład z amerykańskich projektów ustaw, wprowadzono w Polsce prawo, które uchroni dzieci przed przerażającymi skutkami ich nieodpowiedzialnych decyzji.

To patologiczna sytuacja, w której zabraniamy niepełnoletnim głosować w wyborach i posiadać prawa jazdy, a przymykamy oko na przyjmowanie hormonów, które prowadzą do sterylizacji lub chemicznej kastracji.

Ochrońmy polskie szkoły przed ideologizacją

Zgłosili się też do nas nauczyciele z jednej z polskich szkół, którzy są zmuszani do tego, by nazywać chłopca dziewczynką. Pomogliśmy im w udzieleniu uzasadnionej prawnie odpowiedzi na naciski dyrekcji placówki. Wiemy, że takich problemów będzie więcej.

Polscy nauczyciele muszą być na nie gotowi. Dlatego pracujemy obecnie nad poradnikiem, w którym precyzyjnie obalimy kłamstwa i manipulacje lobby LGBT oraz wskażemy pedagogom, za pomocą jakich działań mogą się bronić przed ideologicznymi naciskami swoich zwierzchników.

Adw. Jerzy Kwaśniewski – prezes Ordo Iuris
https://prawy.pl

A Słowo ciałem się stało

 

A Słowo ciałem się stało


Kolejne Boże Narodzenie tuż przed nami. Adwentowa refleksja napawa myślami o niepokojących czasach, szalejącym modernizmie, wojnie z Tradycją, skandalach – wszystko to na łonie Matki naszej – Świętego Kościoła Rzymskiego. Ale czy tak naprawdę onegdaj było lepiej? Inaczej?

Jednym z błędów popełnianych przez chrześcijan jest przekonanie, że chrześcijanie muszą rządzić światem. To prawda że, gdybyśmy mieli chrześcijańskich, prawdziwie katolickich władców, nasz świat byłby światem lepszym.

Problem polega na tym, że świat, nigdy nie będzie rządzony przez naśladowców Chrystusa. Nigdy nie był i nigdy nie będzie.

Mijający Adwent jest czasem oczekiwania. Nie tylko kolejnej rocznicy narodzin Boga jako człowieka ale też powrotu Króla Królów na ziemię. Dokładny przebieg tego powrotu jest nam znany z biblijnych stron.

Zastanówmy się zatem przez chwilę nad scenariuszem zamiennym. Gdyby dzisiaj Chrystus zgłosił swoją kandydaturę w wyborach – przegrałby. Media, z pewnością, opowiedziałyby się przeciwko niemu – kpiąc z Jego programu polityczno – socjalnego. Zwolennicy „postępu” byliby przeciwko niemu, socjaliści i kapitaliści, korporacyjni globaliści i środowiska feministyczne byłyby przeciwko niemu.

Oczywiście, miałby On swoich naśladowców i byliby oni solą ziemi, ale byliby także bezsilni przeciwko siłom stojącym im naprzeciw. Demokratyczny tłum ukrzyżowałby Go ponownie. Mamoniarze odczuliby ulgę, winszując fakt że kolejny wichrzyciel został usunięty a ich świat mógł jak zwykle skoncentrować się na giełdzie. Tymczasem prawdziwi wyznawcy Chrystusa byliby zmarginalizowani i wykluczeni, zmuszeni do egzystencji w podziemiu. Tak zresztą było zawsze.

Pierwszych trzydziestu paru papieży, w ciągu pierwszych 300 lat po ukrzyżowaniu Chrystusa, było męczennikami. Chrześcijanie byli częścią podziemnego kultu. Kościoła w katakumbach. Laikat i duchowieństwo, bezsilni politycznie, byli prześladowani i mordowani z nakazu świeckiej władzy.

Z kolei, w czasach, kiedy chrześcijaństwo znajdowało się w ascendencie pod względem swej ziemskiej władzy, było podatne na zepsucie, które było, jest i byłoby jeszcze bardziej szkodliwe niż prześladowanie z zewnątrz.

Chrystus obiecał, że chrześcijanie będą prześladowani, ponieważ On sam był prześladowany. Świat Go znienawidził, nienawidzi także tych, którzy za Nim idą.

Chrystus uczył nas, że podążając za zmieniającymi się trendami świata lub przyjmując jego żądania, zachcianki „emancypatorów” i „postępowców”, jedyną rzeczą jaką sobie zagwarantujemy jest potępienie.

Kościół prześladowany to Kościół oczyszczony; Kościół, który przyjmuje trendy i modę świata, jest Kościołem dekadenckim. Ci, którzy rozumieją te fundamentalne realia, wiedzą, że Kościół w stanie wygnania, w tej dolinie łez, która jest przecież przewijającym się końcem historii, jest zawsze Kościołem Wojującym, Kościołem w Wojnie ze światem.

Dlatego też, modernizm jest śmiertelnym wrogiem Kościoła. To błąd tych, którzy sądzą, że Kościół musi poruszać się z duchem czasu, podczas gdy, jak przypomina nam Chesterton, nie potrzebujemy Kościoła, który będzie poruszał się wraz ze światem, ale Kościoła, który poruszy świat. To: pro Ecclesia contra mundum.

Jeśli Chrystus nie jest tym, za kogo się podaje, cała historia zamienia się w ponurą groteskową diabelską komedię. Komedię składającą się z nic nie znaczącego cierpienia w bezsensownym kosmosie. To właśnie to głoszą komisarze bezduchowego postępu. To ich antyewangelia rozpaczy, która przeciwstawia się Ewangelii nadziei.

Jeśli jednak Chrystus jest tym, za kogo się podaje, wiemy, że doczesna historia jest tylko przedsionkiem, w którym walczymy o nasze życie wieczne. Życie które zostało nam przez Niego dane na Golgocie. To nadzieja zapoczątkowana narodzinami w betlejemskiej stajence. Nadzieja, która powinna nam towarzyszyć podczas Adwentu, kulminując radością Jego narodzin.

To czas przygotowania i wyzwolenia w samoograniczeniach. Pamiętajmy że czym bardziej niepohamowane nasze pasje, tym bardziej nasze wybory są tak naprawdę mniej dobrowolne. A gdy nasze przyzwyczajenia skłaniają do nadmiaru, nie jesteśmy już w stanie dostrzec, gdzie faktycznie leży ich zaleta. Oto kajdany, którymi zostaliśmy skuci przez Oświeceniową wersję wolności. Nie ścigajmy tego co nie jest nam przeznaczone. Wszakże rządzić to służyć, a Pana możemy mieć tylko jednego.

Jak przypominał nam swego czasu Benedykt XVI, wyczekując ponownego przyjścia Pana Naszego, naśladujmy Jego Matkę.

Maryja Panna doskonale uosabia ducha Adwentu, który polega na słuchaniu Boga, głębokim pragnieniu pełnienia Jego woli, radosnej służbie innym. „Pozwólmy się przez Nią prowadzić aby przychodzący Bóg nie zastał nas zamkniętymi lub rozproszonymi, ale mógł w każdym z nas poszerzyć nieco swoje królestwo miłości, sprawiedliwości i pokoju”.

Arkadiusz Jakubczyk
https://myslkonserwatywna.pl

Liberała płacz nad rozlanym mlekiem

 

Liberała płacz nad rozlanym mlekiem


W „Kulturze Liberalnej” ukazał się ostatnio ciekawy tekst Bartłomieja Sienkiewicza zatytułowany „Obywatele na gapę”. Sienkiewicz to barwna postać, polski liberał, znany ze swej działalności publicystycznej, ale chyba jeszcze bardziej z tego, że był ministrem spraw wewnętrznych u Tuska.

I oto on, niewątpliwie jedna z najbardziej znaczących osób w kręgu polskich liberałów, publikuje tekst, w którym użala się nad brakiem obywatelskich cnót dużej liczby mieszkańców Polski.

Chodzi mu konkretnie o to, że w związku z ogłoszeniem przez MON zwiększenia liczby powoływanych na ćwiczenia rezerwistów, „rozpętał się rodzaj paniki w mediach społecznościowych, jakby chodziło o „brankę Wielopolskiego” przed powstaniem styczniowym lub przywrócenie powszechnego poboru”.

Jak dalej pisze Sienkiewicz: „młodzi mężczyźni powoływali się na wolność wyboru, pogardę dla nieudolnego państwa, które „nie dowozi” podstawowych usług, więc czują się oni zwolnieni ze swoich wobec niego obowiązków, lub wprost na odmowę „umierania za ten kraj”.

Sienkiewicz potępia taką postawę i nazywa tych odmawiających spełniania tego rodzaju obowiązków „pasażerami na gapę”, czyli – jak wyjaśnia – „ludzi, którzy w ramach wspólnoty korzystają z owoców wspólnotowego działania, równocześnie nie wnosząc wkładu, jaki jest oczekiwany od wszystkich”.

Z dużym zdziwieniem czytam wywody Sienkiewicza, bo to sposób argumentowania, który jest oczywisty dla człowieka mającego poglądy prawicowe, czy konserwatywne, ale przecież nie dla liberała.
Jednakowoż pan Bartłomiej czuje się bardzo poruszony tym, że „ponad jedna trzecia obywateli nie widzi żadnego powodu do osobistego udziału w obronie lub traktuje państwo jako zbiór usług profesjonalistów i to oni gdzieś tam powinni wypełnić ten obowiązek. Zapewne z tej grupy w większości pochodziły głosy sprzeciwu wobec szkolenia rezerwistów”.

Liczbę jednej trzeciej obywateli tego rodzaju Sienkiewicz wydedukował z jednego z sondaży, który badał deklaracje Polaków w sprawie ich zaangażowania w obronę kraju.

W zasadzie mógłbym powiedzieć, że podzielam poglądy pana Sienkiewicza w tej konkretnej sprawie, gdyż faktycznie, jest sprawą bulwersującą, że tak wielka liczby obywateli nie chce spełniać obowiązku obrony państwa.

Jednak absurdalność tej sytuacji polega na tym, że to właśnie formacja gdzie pan Sienkiewicz był ministrem, czyli PO, była, i zapewne nadal jest, głosem politycznym ludzi którzy właśnie taki stosunek do służby wojskowej mają. Wychodzi zatem, że Sienkiewicz, poprzez takie potępianie odmawiających służby, uderza najsilniej w elektorat własnej partii, gdyż, jak stwierdza wiele badań sondażowych, tam jest takich najwięcej, co postaram się pokazać poniżej.

Dla większości osób, stwierdzenie, że liberałowie nie chcą służyć w armii, jest dość oczywiste, jednak prześledźmy, skąd to się wzięło i kto najbardziej przyczynił się do tego, że mamy obecnie, w tej kwestii, taką sytuację.

Już w kampanii wyborczej w roku 2007, czyli przed pierwszymi, wygranymi przez PO, wyborami, partia ta postawiła obietnicę zniesienia poboru. Ta obietnica, była, według mnie, jedną z głównych przyczyn, jak nie najważniejszą, która spowodowała wygranie tychże wyborów przez PO. Zresztą, była też jedną z bardzo niewielu obietnic PO, która została przez tę partię w całości wypełniona. W expose, wygłoszonym 23 listopada 2007 roku, Tusk zapowiedział: „Nie będziemy czekać do następnej kadencji Sejmu z uzawodowieniem wojska. (…) Dlatego też w przyszłym roku ograniczymy pobór a 2009 zrezygnujemy z niego w całości”.

Tej obietnicy Tusk dotrzymał. Na dodatek, w latach 2009-2012, zrezygnowano także z powoływania rezerwistów na ćwiczenia.

Myślę, że grupa młodych mężczyzn, nie chcących w żaden sposób służyć w armii, i ich opiekuńczy rodzice, to był ten komponent wyborców, którzy zapewnili zwycięstwo dla Tuska w roku 2007, jak też ponownie głosowali na jego partię w roku 2011. W ówczesnej prasie można było przeczytać o entuzjastycznym popieraniu tego pomysłu PO, który uznano za dobrodziejstwo, za „ogłoszenie amnestii”.

Dziś, gdy wskutek sytuacji związanej z wojną na Ukrainie, wróciła kwestia szkolenia rezerwistów, lub nawet przywrócenia poboru, to okazuje się, że to wśród zwolenników opozycji, za wyjątkiem Konfederacji, jest najwięcej przeciwników tego rodzaju posunięć.

I tak, sondaż CBOS z września tego roku, opisujący stosunek Polaków do obowiązku służby wojskowej, wskazuje, że za przywróceniem poboru do zasadniczej służby wojskowej jest większość Polaków. Za takim rozwiązaniem opowiada się ogółem 54 proc.

Jednak, jeśli popatrzy się na zwolenników poszczególnych partii, to rzecz wygląda już inaczej. Tylko wśród wyborców PiS i Konfederacji jest większość zwolenników poboru (PiS – 68 proc., Konfederacja -61 proc.), zaś wyborcy innych partii, w większości nie chcą przywrócenia tego rodzaju służby wojskowej (KO – za jest 45 proc., Lewica – 35 proc, Polska 2050 Hołowni – 34 proc.).

Stosunek do przywrócenia poboru przekłada się na stosunek do służby wojskowej w ogólności. Zauważmy, że największą niechęcią do przywrócenia poboru charakteryzują się zwolennicy Szymona Hołowni. W innym sondażu, opublikowanym przez Rzeczpospolitą w kwietniu tego roku, mamy dane, które powinny jeszcze bardziej zmartwić pana Bartłomieja Sienkiewicza. Otóż badania potwierdziły, że „w przypadku agresji obcego państwa co czwarty Polak starałby się wyjechać za granicę, a tylko co piąty stawiłby się w wojsku, formacji paramilitarnej lub w szpitalu”.

Czyli 25 proc. obywateli starałoby się uciec, a nie włączyć się w obronę Polski. I tu także okazuje się, że wśród zwolenników opozycji udział takich osobników jest dużo wyższy niż w całym społeczeństwie. Jak pisze Rzeczpospolita: „Na taki wybór zdecydowaliby się przeważnie zwolennicy opozycji (42 proc.), kobiety (34 proc.), ludzie młodzi czyli w wieku 18–29 lat (57 proc., (….), którzy w ostatnich wyborach prezydenckich postawili na Szymona Hołownię (56 proc).

Bardzo brzydko to wygląda dla opozycji, szczególnie dla zwolenników Hołowni.

Nie trzeba być szczególnie dociekliwym, by zauważyć, że taki stan świadomości obywateli w odniesieniu do wypełniania obowiązku obrony państwa, czyli jego odrzucanie, szczególnie przez elektorat liberalnych i lewicowych partii opozycyjnych, wynika wprost z ich ideologii.

Jeśli przez całe lata wmawiano młodym ludziom, że patriotyzm to zbieranie psich kup i sortowanie odpadów, a w żadnym wypadku nie służba wojskowa, jeśli jeszcze niedawno aktywiści i parlamentarzyści partii opozycyjnych obrzucali najgorszymi inwektywami żołnierzy i funkcjonariuszy broniących [cooo? – admin] granicy z Białorusią, to jak można się spodziewać, że zwolennicy takich partii mogą sami chcieć bronić granic ojczyzny i ryzykować, przy tym, swoim życiem.

Wobec tego wszystkiego, wyrażona, przez pana Bartłomieja Sienkiewicza, dezaprobata dla osób uchylających się od obowiązku obrony kraju, wydaje mi się rzeczą dziwną i wątpliwe, czy szczerą. Czymś takim, jak lamentowanie nad rozlanym mlekiem, przez kogoś, kto wcześniej to mleko sam rozmyślnie rozlał.

Stanisław Lewicki
https://konserwatyzm.pl

Białoruś przedłuża ruch bezwizowy na 2023 rok

 

Białoruś przedłuża ruch bezwizowy na 2023 rok


Agencja BelTA poinformowała, że 21 grudnia prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko poparł propozycję Rady Ministrów i Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sprawie przedłużenia ruchu bezwizowego dla obywateli Polski, Litwy i Łotwy na cały 2023 rok.

Przypominamy, że od 15 kwietnia 2022 roku wprowadzono ruch bezwizowy dla obywateli Litwy i Łotwy, z kolei od 1 lipca 2022 roku analogiczne zasady wprowadzono dla obywateli Polski. Ważność przepisów o bezwizowym ruchu na Białoruś przewidziano pierwotnie do końca 2022 roku.

W okresie obowiązywania ruchu bezwizowego Białoruś odwiedziło prawie 370 tys. obywateli Unii Europejskiej (obywatele Litwy – ponad 70%, Łotwy – ok. 20%, Polski – 10%). Decyzję o przedłużeniu ruchu bezwizowego umotywowano otwartością Białorusi, ukierunkowaną na dobrosąsiedztwo i wzmacnianie więzi międzyetnicznych.

Obywatele Polski, Litwy i Łotwy nadal będą mogli bez przeszkód odwiedzać Republikę Białoruś, spotykać się z krewnymi, odwiedzać miejsca pochówku, korzystać z usług medycznych i robić zakupy w atrakcyjnych cenach.

Źródło: agencja BelTa
https://myslpolska.info/

Prezydent Łukaszenka ma  świętą cierpliwość wobec tych usraelskich ratlerków…
Admin

Inteligentny odkurzacz zrobił im zdjęcia. Później trafiły do sieci.

 

Inteligentny odkurzacz zrobił im zdjęcia. Później trafiły do sieci.


iRobot Roomba to jeden z najbardziej popularnych odkurzaczy na rynku. Właśnie wyszła na jaw sytuacja, w której urządzenie robiło zdjęcia ludziom, m.in. w toalecie czy dzieciom, a później fotografie wylądowały na Facebooku.

Skandal jest tak oczywisty, że producent nawet nie próbował zaprzeczać.

Sytuacja, która dopiero co wypłynęła na światło dzienne, odnosi się do testów urządzeń z 2020 roku. Wówczas programiści sprawdzali serię odkurzaczy inteligentnych iRobot Roomba J7. Okazało się, że domowy pomocnik robił zdjęcia i wysyłał je do firmy Scale AI, która zajmuje się szkoleniem algorytmów sztucznej inteligencji.

Kontrowersyjnie zdjęcie, które wypłynęło do sieci.

Pierwszy problem polega na tym, że później wspomniane fotografie trafiały do prywatnych grup Facebookowych czy kanałów na Discordzie.

Drugi jest znacznie bardziej poważny. Chodzi o to, że odkurzacze robiły zdjęcia ludziom – dzieciom oraz dorosłym. Została udokumentowana nawet sytuacja, w której kobieta poszła skorzystać z toalety, a jadący za nią odkurzacz zrobił zdjęcia.

Na innych kadrach zobaczymy mieszkania różnych osób z oznaczonymi poszczególnymi elementami jak: kwiaty, szafki, telewizor, światła, drzwi i inne elementy wystroju. Rzecznik prasowy firmy iRobot potwierdził, że wszystkie ze wspomnianych zdjęć zostały zarejestrowane przez ich urządzenia. Jednocześnie informuje, że to jedynie 15 kadrów roboczych z 2 milionów innych, które zostały przesłane do Scale AI.

Rzecznik prasowy iRobota powiedział, że urządzenia, które zrobiły zdjęcia, były wersjami deweloperskimi ze zmodyfikowanym sprzętem oraz oprogramowaniem. Zapewnił również, że wspomniane zmiany nigdy nie były stosowane w produktach konsumenckich, które trafiły na rynek. Te przerobione były przeznaczone dla pracowników oraz testerów, którzy zgodzili się na zbieranie danych na potrzeby firmy – w tym nagrywanie filmów.

Firma iRobot podkreśliła, że na urządzeniach była naklejka informująca o rejestrowaniu obrazu i prośba o usunięcie wszystkiego, czego nie chcieliby pokazać testerzy z pola widzenia odkurzacza oraz zaopiekowanie się wizerunkiem dzieci. Jednocześnie producent drobnego AGD odmówił możliwości wglądu do umów, które wysłał swoim pracownikom.

Kwestią najbardziej kontrowersyjną jest udostępnienie materiałów testowych w mediach społecznościowych. Zarówno iRobot, jak i Scale AI przyznały się do tego, że wrzucenie zdjęć na grupy Facebookowe oraz kanały na Discordzie było złamaniem ustaleń umów z testerami, a grypy założyli pracownicy, by szybciej wymieniać się informacjami. Producent sprzętu mówi, że kadry pochodziły z Francji, Niemiec, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych oraz Japonii.

Podczas testów nowej serii Roomby kamery były wykorzystywane do wyszkolenia sztucznej inteligencji i zaprogramowania laserowych czujników, by wymijały przeszkody. Na podstawie wspomnianych sensorów odkurzacze określają również wielkość przestrzeni roboczej i optymalizują ścieżkę sprzątania.

Jakby nie patrzeć, incydent zdradził, że producent odkurzaczy korzysta z pomocy niezależnych firm i przekazuje im dane po to, by udoskonalić urządzenia. Jednocześnie wzbudza to podejrzenia dotyczące prywatności, bo informacje pozyskuje więcej osób. Czy należałoby się o to naprawdę martwić? Jeśli firma iRobot zapewnia, że konsumenckie wersje Roomby nie mają kamer do nagrywania i nie przekazują danych to zapewne nie, lecz warto o tym pamiętać w przyszłości, decydując się na inteligentnego pomocnika.

Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii

https://fotoblogia.pl

Szczodruszka (Szczodre Gody) – słowiańskie święto przesilenia zimowego

 

Szczodruszka (Szczodre Gody) – słowiańskie święto przesilenia zimowego


Najkrótszy dzień w roku nazywany również przesileniem zimowym rozpoczyna astronomiczną zimę. Każdy dzień następujący po nim będzie coraz dłuższy – co pozytywnie wpływa na samopoczucie i zegar dobowy człowieka.

W tym roku przesilenie zimowe dla półkuli północnej przypada na 21 grudnia o 22.48. Jest ono związane ze zmianą długości dnia. Ma wtedy miejsce najkrótszy dzień i zarazem najdłuższa noc w ciągu roku.

Średnia długość dnia w wysuniętym najdalej na północ punkcie Polski, czyli Jastrzębiej Górze, wynosić będzie niewiele ponad 7 godzin, zaś w najbardziej wysuniętym na południe, czyli w Wołosatem, o godzinę dłużej. Różnica ta podyktowana jest odmiennym kątem padania promieni słonecznych w Polsce północnej i południowej.

Szczodre Gody to święto wywodzące się z dawnych tradycji naszych słowińskich przodków. Podczas przesilenia zimowego, gdy noce były długie i zimne, celebrowano zwycięstwo światła nad mrokiem, czego sygnałem były coraz dłuższe dni i powolne szykowanie się przyrody do wiosennego przebudzenia.

Szczodre Gody nosiły różne nazwy w różnych regionach. Najpopularniejsze to Godowe Święto, Szczodruszka albo Święto Zimowego Stania Słońca. Na terenach dzisiejszych Czech i Słowacji Szczodre Gody nazywano Kruczun. Inną nazwą tego ważnego wydarzenia, używaną wśród wschodnich plemion, była kolęda.

Dzień przesilenia zimowego był momentem, gdy zaczynało przybywać dnia, co zwiastowało radość, nadzieję, dobrobyt i szczęście. Tak też wyglądały obchody Szczodrych Godów, ludzie cieszyli się i radowali na całego.

Słowianie w tym czasie dzielili się chlebem podczas składania życzeń, ścielili słomę lub siano pod nakryciem stołu, a także kolędowali, chodząc od domu do domu. Dzieci podczas Szczodrych Godów dostawały małe prezenty, jabłka, orzechy oraz szczodraki (specjalne placki, które kształtem przypominały lalki lub zwierzęta).

W okresie Godowego Święta dekorowano gałąź drzew (jodły, świerku czy sosny), a następnie podwieszano ją pod sufitem. Zwyczaj ten zastąpiła choinka, której tradycję strojenia przyszły do Polski z NIemiec na przełomie XVIII i XIX wieku.

Jedną z pozostałości Szczodruszki jest zostawianie jednego wolnego miejsca przy stole. W tamtym czasie miało to symbolizować oczekiwanie na ducha przodków, który miałby niespodziewanie wrócić zza światów. W praktycznie niezmienionej formie ten rytuał ostał się po dziś dzień.

https://dobrewiadomosci.net.pl

Globalistyczny panteizm

 

Globalistyczny panteizm


Dość rzadko projekt globalistyczny oglądany jest w kategoriach religijnych. Zwykle wystarcza nam stwierdzenie, że czołówka ideologów i aktywistów globalistycznych to ludzie niewierzący czy mocno zsekularyzowani, bez precyzowania szczegółów.

Lecz globalizm ma wyraźny odcień religijny w postaci panteizmu, tyle, że ukryty jest on za innym słownictwem. Papierkiem lakmusowym, po którym możemy poznać globalistę, jest nacisk stawiany na ekologizm. Nie na ekologię, na ekologizm.

Rozumiem przez to pojęcie klasyczne – i same w sobie słuszne – postulaty czystego środowiska podane w kategoriach ideologicznych.

Ekolog to ktoś, kto chce czystego środowiska dla człowieka.

Ekologista traktuje jako podmiot planetę i chce czystości dla jej dobra, a nie ze względu na zamieszkującego ją człowieka, którego traktuje jako jej niszczyciela, pasożyta.

Tym samym ekolog jest antropocentryczny, gdy ekologista globocentryczny i z tego też powodu jest gotowy poświęcić interesy ludzkie na rzecz planety, a w ekstremalnych wypadkach przebąkuje coś nie coś na temat konieczności „depopulacji” Ziemi i redukcji ludzi do kilkuset milionów.

Jeden z największych skurwesynów, jakich nasza Ziemia nosi.

Globaliści są globocentryczni. Klaus Schwab z pełną powagą pisze, że nasza planeta jest jednym z najważniejszych „interesariuszy” w jego projekcie tzw. kapitalizmu interesariuszy i dlatego przedstawiciele organizacji ekologicznych winni zasiadać – jako przedstawiciele naszej planety – w radach nadzorczych wszystkich spółek. Tak jakby planeta była jednym wielkim żywym organizmem, który deleguje do zarządów swoich (ludzkich) przedstawicieli, gdyż sama nie umie mówić.

Zarówno Szwab, jak i Yuval Noah Harari ustawicznie poruszają problemy klimatyczne, dowodząc, że na polu walki z „emisją CO2” jedno czy kilka państw nic nie mogą zrobić. Skoro problem jest globalny i wymaga wprowadzenia „zielonego ładu” równocześnie na całym świecie, to może to skutecznie przeprowadzić tylko jeden zjednoczony rząd światowy, ewentualnie kilka rządów reprezentujących wielkie przestrzenie kontynentalne, działające na podstawie kompromisu. 150 czy 200 państw do jednomyślności nigdy nie dojdzie.

Warto czasami zajrzeć do literatury z lat siedemdziesiątych XX wieku, gdy na Zachodzie zaczęła się moda na ekologię. Wielu ówczesnych badaczy zwracało uwagę, badając nową modę, że między ekologizmem a panteizmem istnieje niewypowiedziana do końca zbieżność (pod pojęciem panteizmu rozumiem tutaj pogląd o nieistnieniu objawionego i transcendentnego Boga, lecz bóstwa przenikającego cały świat materialny).

Zresztą w pismach ekologistów znajdujemy czasami wyraźnie panteistyczne stwierdzenia. Najbardziej znanym z nich jest pogląd jednego z norweskich ideologów ruchu, że regulacja rzeki czy też postawienie na niej tamy tę rzekę „boli”.

Rzeczy, a woda jest rzeczą, nie odczuwają przecież bólu. Nawet rośliny nie odczuwają bólu, a jedynie zwierzęta i człowiek. Ta często przytaczana wypowiedź, zwykle z dużym aplauzem, świadczy, że ekologiści przypisują przyrodzie zdolności do odczuwania. Przypisują ją planecie, a więc ujmują ją jako jeden gigantyczny i żywy organizm.

Podobno starożytni Grecy uważali, że astronomia jest nauką pozbawioną sensu, gdyż w każdej planecie zamieszkuje jakieś bóstwo, więc planeta ta może zmienić swój tor czy wprost odlecieć. Ale Grecy byli panteistami! Jeśli więc Klaus Schwab uważa, że drastyczny program ekologiczny należy wprowadzić nie ze względu na człowieka, lecz ze względu na planetę, a w dodatku daje jej prawo delegacji interesariuszy do zarządów firm na całym świecie, to trudno tutaj nie znaleźć jakiegoś mocnego śladu panteistycznego! To także tłumaczy jego kosmopolityzm: skoro wszyscy zamieszkujemy jedno planetarne bóstwo, to powinniśmy tworzyć jedno planetarne społeczeństwo! [Ale z takimi skurwesynami, jak on, u steru! – admin]

Yuval Noah Harari przedstawia jeszcze radykalniejszy program panteistyczny. Jego zdaniem, istotą życia jest ruch danych, przekazywanie danych. Ten radykalny naturalista i ateista życie identyfikuje z obrotem informacją. Żyję, gdyż widzę, czuję, wącham, dotykam – za każdym razem pozyskane w ten sposób przez moje zmysły dane, za pomocą połączeń nerwowych, przekazywane są do mojego mózgu. Gdy moje zmysły przekazują dane, a mózg je odbiera i przetwarza, to znaczy, że żyję. Gdy pies liże moją rękę, a ona tego nie czuje, oko tego nie widzi, a mózg nie odbiera sygnałów, to znaczy, że przestałem już żyć.

Schwab i Harari są zwolennikami tzw. internetu rzeczy i powszechnego biochipowania. Ideą internetu rzeczy jest podłączenie do sieci całej planety, wszystkich znajdujących się na niej przedmiotów, aby mógł nimi zarządzać jeden centralny komputer wyposażony w futurystyczną sztuczną inteligencję. Z kolei każdy z nas będzie miał wszczepionego chipa, który do centralnego komputera (tego samego lub innego) będzie zbierał informacje o naszym zdrowiu – oczywiście dla naszego dobra, bo gdy zbliża się np. zawał to chip poinformuje o tym szpital dobę wcześniej. Tym samym wszystkie rzeczy i wszyscy ludzie zostaną podłączeni do systemu kierowanego przez planetarną sztuczną inteligencję.

Wykorzystując swoją teorię życia jako przesyłu danych, Harari dowodzi, że w ten sposób cały świat – rzeczy i ludzie – stanie się jednym jakby żywym organizmem, centralnie sterowanym przez komputerowy supermózg. Śmierć polegać będzie na odłączeniu od światowego systemu obiegu danych. Kto lub co nie jest częścią systemu, ten nie żyje. Czyż nie jest to, zapisana w języku algorytmów i informatyki, stara panteistyczna koncepcja, że bóstwo przenika cały świat, wszystkie rzeczy i wszystkich ludzi?

Panteizm zawsze łączył się z projektem despotycznym, w XX wieku nazwanym totalitaryzmem. Dlaczego? Dlatego, że idea, iż bóstwo przenika wszystkich i wszystko prowadzi do wniosku, że wszyscy i wszystko są kierowani przez jedną wyższą inteligencję. Nie ma tutaj miejsca na wolność, indywidualizm, wolną wolę. System centralnego planowania to zsekularyzowane panteistyczne wyobrażenie świata. I to nam szykują w Davos.

Adam Wielomski
https://konserwatyzm.pl/

A kto by się tam przejmował jakimś pantalonizmem w sytuacji, gdy może zabraknąć wódki?
Admin

Ukraina – USA

 

Ukraina – USA


USA udzieliły Ukrainie „bezprecedensowej pomocy”. Blinken ujawnił kwotę

Ukraina otrzyma od Stanów Zjednoczonych 1,85 mld dolarów dodatkowej pomocy, w tym m.in. wyrzutnie Patriot – poinformował sekretarz stanu USA Antony Blinken.

Wcześniej informowano, że w środę Waszyngton odwiedzi ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski, który udał się tam na spotkanie ze swoim amerykańskim odpowiednikiem Joe Bidenem.
USA przekażą Ukrainie dodatkową pomoc wojskową o wartości 1,85 mld dolarów, w tym m.in. systemy obrony powietrznej Patriot – powiedział Blinken.

Jak dodał, nowy pakiet pomocy zapewni Ukrainie rozszerzoną obronę powietrzną, zdolność do przeprowadzania precyzyjnych ataków oraz dodatkową amunicję i sprzęt, którego Ukraina używa na polu walki. – Łączna pomoc wojskowa wynosi bezprecedensowe 21,9 mld dolarów od czasu objęcia władzy przez obecną administrację – podkreślił Blinken.

https://pl.sputniknews.com/20221221/usa-udzielily-ukrainie-bezprecedensowej-pomocy-blinken-ujawnil-kwote-18565865.html

Media: amerykańscy Republikanie nie chcą gwarantować dalszej pomocy dla Ukrainy

Część Republikanów w Kongresie USA, pomimo ciepłego przyjęcia Wołodymyra Zełenskiego, nie jest jeszcze gotowa zobowiązać się do kontynuowania udzielania pomocy finansowej dla Ukrainy – pisze Politico.

Wczoraj Wołodymyr Zełenski złożył wizytę w Waszyngtonie, gdzie spotkał się z prezydentem USA Joe Bidenem i wystąpił w amerykańskim Kongresie.

Pomimo w dużej mierze ciepłego przyjęcia, kilku republikańskich ustawodawców, w tym ci, którzy mają objąć najwyższe stanowiska kierownicze, nie byli jeszcze gotowi zobowiązać się do utrzymania finansowania – pisze Politico.

Republikański organizator parlamentarny w Izbie Reprezentantów Stephen Scalise powiedział gazecie, gdy opuszczał w środę Kapitol, że istnieją obawy, czy pieniądze zostaną przeznaczone na zamierzony cel. – Sytuacja, w której dolary podatników trafiają gdziekolwiek, czy to w kraju, czy za granicą, zasługuje na ścisłą kontrolę – powiedział Scalise.

„Wyraziliśmy zainteresowanie tym, aby pieniądze zostały poddane kontroli. To jest coś, na co nadal będziemy nalegać” – powiedział pytany, czy Izba Reprezentantów będzie nadal wspierać Ukrainę w przyszłym roku.

Inny republikański członek Izby Reprezentantów, Warren Davidson, powiedział przed wystąpieniem Zełenskiego, że „nie ma tu szans”, mówiąc o sprawie zwiększenia funduszy.
Poparłbym głosowanie na inspektora generalnego, aby dowiedzieć się, co zrobili ze wszystkimi pieniędzmi, które już im wysłaliśmy – powiedział.

Zauważył też, że „powinniśmy skupić się na próbie powstrzymania” konfliktu, „a nie jego rozszerzania”, a tego typu wypowiedzi „wysyłają sygnał, że zgadzamy się na rozszerzanie” konfliktu.
Myślę, że powinniśmy wysyłać inny sygnał – dodał.

Inny republikański kongresmen Matt Gaetz napisał na Twitterze, że „Zełenski powinien być pochwalony za postawienie swojego kraju na pierwszym miejscu, ale amerykańscy politycy, którzy spełniają jego prośby, nie są skłonni zrobić tego samego dla naszego (kraju)”. Zaznaczył, że wystąpienie Zełenskiego nie zmieniło jego stanowiska w sprawie „zawieszenia pomocy dla Ukrainy i zbadania dokonanych już oszukańczych przelewów”.

Wcześniej lider Republikanów w amerykańskiej Izbie Kevin McCarthy, który opowiada się za obcięciem amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, powiedział, że jego stanowisko w tej sprawie nie uległo zmianie.

https://pl.sputniknews.com/20221222/media-amerykanscy-republikanie-nie-chca-gwarantowac-pomocy-dla-ukrainy-18566091.html

Kultura duchowa pozytywizmu

 

Kultura duchowa pozytywizmu


Słowo „pozytywizm”, jak każdy Polak, usłyszałem w szkole. Wyniosłem z niej przekonanie, że oznacza ono epokę intelektualnej nudy: programowo przyziemną, programowo wrogą wszelkiej wzniosłości (uosabianej zwłaszcza przez romantyzm), zainteresowaną wyłącznie materią i cyframi – „nauką” w najgorszym sensie – no i jeszcze monotematyczną literaturę o życiu biednych ludzi.

Czy innym uczniom również pozostaje po latach szkolnych taki obraz? Prawdopodobne, choć trudno mieć pewność, tak jak i trudno powiedzieć, ilu z nich w ogóle obchodzą podobne tematy.

Minęło już tyle lat, że najwyższy czas oddać sprawiedliwość tej epoce ostrych myśli, wyrazistych typów ludzkich, ważkich dyskusji i głębokich programów, jakich próżno by dzisiaj szukać dookoła. Bo taką właśnie była epoka pozytywistyczna w Polsce.

Pozytywizm nie stanowił, jak mi się zdawało jako uczniakowi, „ciemnej nocy duszy” w cyklu rozwojowym polskiej kultury. O, daleko mu było do tego, choć sam deklaratywnie stawiał na pierwszym miejscu trzeźwość, prozaiczność i przywiązanie do faktów uchwytnych empirycznie. A zresztą, czy ducha nie da się uchwycić empirycznie? W końcu to właśnie w okresie pozytywistycznym w Niemczech Max Weber (1864-1920) podejmuje próbę teoretycznego objaśnienia, czym jest duch – a w Polsce Julian Ochorowicz (1850-1917) szuka nawet duchów…

Bo też w istocie – trochę wbrew temu, czego uczono nas w szkołach – pozytywizmowi nie były bynajmniej obce zainteresowania sferą duchową.

Bardzo szybko dostrzegł to wielki depozytariusz i kontynuator dziedzictwa polskiego i europejskiego romantyzmu, Marian Zdziechowski (1861-1938). Już w młodzieńczym szkicu o „Latarniku” Henryka Sienkiewicza z 1882 r. zwrócił uwagę na obecność w tej noweli motywu panteistycznego. Narrator tak bowiem relacjonuje doświadczenie, jakie przeżywa bohater utworu, Skawiński: „Cały świat teraz zaczynał się dla starca i kończył na jego wysepce. Zżył się już z myślą, że nie opuści wieży do śmierci, i po prostu zapomniał, że jest jeszcze coś poza nią. Przy tym stał się mistykiem. Łagodne niebieskie jego oczy poczęły być jak oczy dziecka, zapatrzone wiecznie i jakby utkwione w jakiejś dali. W ciągłym odosobnieniu i wobec otoczenia nadzwyczaj prostego a wielkiego, począł stary tracić poczucie własnej odrębności, przestawał istnieć jako osoba, a zlewał się coraz więcej z tym, co go otaczało. Nie rozumował nad tym, czuł tylko bezwiednie, ale w końcu zdawało mu się, że niebo, woda, jego skała, wieża i złote ławice piasku, i wydęte żagle, i mewy, odpływy i przypływy, to jakaś wielka jedność i jedna, ogromna tajemnicza dusza; on zaś sam pogrąża się w tej tajemnicy i czuje ową duszę, która żyje i koi się. Zatonął, ukołysał się, zapamiętał – i w tym ograniczeniu własnego, odrębnego bytu, w tym półczuwaniu, półśnie znalazł spokój tak wielki, że prawie podobny do półśmierci.”

Cały zaś opis eremickiego życia Skawińskiego w latarni morskiej wyraża nastrój zmęczenia cywilizacją i chęć wycofania się ze świata – godny podkreślenia, bo świadczący, że w epoce pozytywizmu optymistyczna wiara w możliwości nauki, techniki i kultury materialnej nie dominowała bynajmniej tak bardzo, jak to się często przedstawia.

Postawę tytułowego bohatera da się nawet odczytać jako dążenie do osiągnięcia buddyjskiej nirwany, którą to ideę według Zdziechowskiego mógł Sienkiewicz zaczerpnąć z zyskującej wówczas rozgłos filozofii Schopenhauera.

„Latarnik” nie był jedynym przypadkiem tego rodzaju. W dziełach polskiej literatury pozytywistycznej pojawia się wątek przeżycia mistycznego, wobec którego przełamać się musi racjonalistyczny światopogląd – chrześcijańskiego, jak w noweli Sienkiewicza „Pójdźmy za nim” (1892), bądź bardziej ogólnego [1], jak w opowiadaniu Bolesława Prusa „Sen” (1890).

Błędem byłoby również utożsamianie atmosfery intelektualnej czasów pozytywizmu z – lewicowym w swej istocie – progresywizmem, świecką religią postępu. Rozpanoszona w Polsce przez kilkadziesiąt lat historiografia marksistowska klasyfikowała tzw. pozytywizm warszawski jako stojący niewiele mniej na prawo od krakowskiej szkoły historycznej i środowiska stańczyków. Akurat w tej kwestii chyba miała rację. Przywoływani już tutaj Sienkiewicz i Prus, dwa czołowe nazwiska naszej kultury pozytywistycznej, byli obaj umiarkowanymi konserwatystami, co znajdowało wyraz zwłaszcza w ich publicystyce na tematy społeczno-polityczne.

Nawet jednak pozytywiści dalecy od konserwatyzmu schodzili się z prawicową wizją świata – a dystansowali od lewicowej – w niejednej istotnej kwestii.

Jeden z intelektualnych ojców pozytywizmu warszawskiego, Aleksander Świętochowski (1849-1938), wywołał burzę i ściągnął na siebie gromy po publikacji tekstu „Wskazania polityczne” (1882), w którym stanął na stanowisku bliskim trójlojalizmowi, kwestionując sens prób przywrócenia Polsce niepodległości. W późniejszych latach Świętochowski podążał natomiast stopniowo ku nacjonalistycznej prawicy, aż zakończył swoje długie życie jako publicysta zbliżonego do kręgów oenerowskich czasopisma kulturalnego „Prosto z Mostu” (1935-1939).

Nawet pozytywiści demonstrujący stereotypową dla tego okresu niechęć do metafizyki niekoniecznie plasowali się z tego powodu na pozycjach liberalnych czy tym bardziej lewicowych. Niech zaświadczy o tym przypadek jednej z najbardziej niezwykłych postaci epoki, Andrzeja Niemojewskiego (1864-1921), który w 1906 r. założył i do końca życia redagował czasopismo „Myśl Niepodległa”.

Ten pisarz i publicysta późnego pozytywizmu w swoich tekstach dawał wyraz przekonaniu, że rozwój wiedzy naukowej musi i powinien doprowadzić do wyrugowania religii ze świadomości społecznej (choć sam debiutował na łamach skrajnie konserwatywnego czasopisma „Kraj”, wydawanego przez polskich zachowawców w Petersburgu). Począwszy od wydarzeń 1905 r. potępiał socjalistyczną rewolucję (zarówno w internacjonalistycznym wydaniu SDKPiL i PPS-Lewicy, jak i niepodległościowym PPS-Frakcji) jako bandytyzm i barbarzyństwo, a jednocześnie pozostawał zaciekłym przeciwnikiem Narodowej Demokracji i jej przywódcy Romana Dmowskiego [2].

Wraz z wieloma endekami i konserwatystami znalazł się jednak w gronie 69 osobistości, które 23 sierpnia 1914 r. podpisały i przesłały na ręce wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, głównodowodzącego rosyjskiej armii, uroczysty telegram utrzymany w tonie lojalizmu.

Od 1907 r. w swoich poglądach łączył przy tym Niemojewski pozytywizm i scjentyzm z antysemityzmem. Rozprawie z żydami i z judaizmem poświęcił, poza wieloma artykułami, książkę „Dusza żydowska w świetle Talmudu” (1914) oraz broszury „Skład i pochód armii piątego zaboru” (1911) i „Etyka Talmudu” (1917).

Na krótko przed śmiercią Niemojewskiego, w 1920 r., w siedzibie redakcji „Myśli Niepodległej” założony został Instytut Żydoznawczy, a sam redaktor naczelny wziął udział w pierwszym posiedzeniu jego władz. Nie pamiętam już, w czyjej książce zetknąłem się z określeniem poglądów Niemojewskiego jako „konserwatywno-rewolucyjnych”, ale uderza mnie ono swoją trafnością. Bo gdyby Niemojewski pożył dłużej, mógłby stać się – obok takich autorów jak Jan Emil Skiwski (1894-1956) czy Jan Stachniuk (1905-1963) – jednym z intelektualnych ojców polskiego odpowiednika tego kierunku ideowego, który po II wojnie światowej zasłynął w zachodniej Europie pod imieniem Nowej Prawicy [3].

Oczywiście, pozytywizm nie musiał wcale iść w parze z nastawieniem antyreligijnym. Za przykład niech posłuży ostatni z wielkich przedstawicieli krakowskiej szkoły historycznej, Michał Bobrzyński (1849-1935). Jako historyk był zdeklarowanym pozytywistą. W przedmowie do drugiego wydania (1880) swej najgłośniejszej książki, „Dziejów Polski w zarysie”, sam potwierdził wpływ, jaki na polu metodologii i filozofii nauki wywarł na niego niechętny chrześcijaństwu i religii historyk angielski Henry Thomas Buckle (1821-1862), materialista i zwolennik determinizmu geograficznego. I nie tylko jako historyk – również jako myśliciel polityczny: konserwatyzm Bobrzyńskiego ma charakter świecki, jest konstrukcją zbudowaną na przesłankach socjologicznych, bez odwoływania się do religii.

Osobiście jednak Bobrzyński pozostał pobożnym katolikiem, wzbudzającym pewne zdziwienie faktem, że do kościoła zawsze nosił ze sobą Pismo Święte w wydaniu greckim (i tylko po grecku je czytał, nie uznając przekładów Biblii na języki narodowe).

Poświęciłem tu uwagę głównie Polsce, ale na tle epoki nie stanowiła ona wyjątku. Do intelektualnej odbudowy i odnowy francuskiego konserwatyzmu w drugiej połowie XIX wieku [4] walnie przyczynili się pozytywistyczny historyk Hippolyte Taine (1828-1893) oraz stojący na pograniczu romantyzmu i pozytywizmu filozof Ernest Renan (1823-1892). O innym – niemieckim – wpływowym pozytywiście pisałem wcześniej w szkicu „Konserwatyzm w myśli prawno-państwowej Georga Jellinka”.

Leszek Kołakowski w znakomitej monografii na ten temat [5] do filozofii pozytywistycznej zalicza również jej schyłkowe nurty – niemiecki empiriokrytycyzm i francuski konwencjonalizm – które rozwijając do ostatecznych konsekwencji refleksję nad nauką jako głównym źródłem wiedzy, doprowadziły do dekonstrukcji materialistycznej wizji świata. Należący do najważniejszych konwencjonalistów matematyk i filozof Édouard Le Roy (1870-1954) był zarazem jednym z czołowych teoretyków modernizmu katolickiego. Z kolei empiriokrytycyzm Richarda Avenariusa (1843-1896) i Ernsta Macha (1838-1916) mimo stałych zapewnień o własnej naukowości ma wiele wspólnego z tradycyjną wizją świata, ale w jej wersji pogańskiej, przedchrześcijańskiej. Ten ostatni sąd wymaga jednak obszerniejszego uzasadnienia, więc może napiszę je kiedyś osobno.

Pozytywizm jako tradycja intelektualna może być użytecznym źródłem inspiracji dla myśli prawicowej i konserwatyzmu również dzisiaj. Z jednej strony, dostarcza odtrutki na płaczliwy, nadmierny subiektywizm i relatywizm dzisiejszej filozofii liberalnej i lewicowej. Z drugiej strony, chroni przed często spotykanym w chrześcijańskich środowiskach politycznych nadmiernym szafowaniem koncepcją prawa naturalnego, co prowadzi do sentymentalnej, wyidealizowanego obrazu świata – a potem do płaczliwych narzekań, że rzeczywistość go nie odzwierciedla.

Adam Danek

[1] Czyli dającego się zaliczyć do tego, co w filozofii religii nazywa się mistyką naturalną.

[2] Warto w tym kontekście przytoczyć wspaniałe świadectwo, jakie Niemojewskiemu wystawił Brzozowski, pisząc: „Niemojewski jako organizacja pisarska należy u nas do wyjątków. Ma on w sobie wiecznie obecnego ducha buntu i otwartymi nozdrzami wciąga atmosferę burzy, bitwy. On, który pośród współczesnych pisarzy rozśpiewanych i rozżalonych robi dziwne wrażenie, jak gdyby jeden z tych, co sypiają głową o siodło wsparci, a nie rozstają się z pancerzem, jeden z tych, co na biwakach umieją się zatopić w jakichś dawnych walk i bojów dziejach, jeden jedyny kocha walkę za to, że jest walką, a więc za niebezpieczeństwo, rozpęd, świst kul koło ucha. On jeden niemal wreszcie pośród liryków przedstawiciel wojującego intelektu, nie ulegający niczemu prócz podszeptu własnej, zbuntowanej przeciwko autorytetowi myśli.” (Stanisław Brzozowski, Współczesna powieść polska, Stanisławów 1906, s. 203.)

[3] Poszukiwanie korzeni Nowej Prawicy jeszcze przed wojną jest uzasadnione, o czym świadczy m. in. przykład Louisa Rougiera (1889-1982). Ten francuski filozof w okresie międzywojennym zwalczał tomizm, bronił zaś tradycji filozoficznej Ernesta Renana. W 1979 r., będąc już w sędziwym wieku, Rougier wstąpił do stowarzyszenia GRECE, głównego ośrodka francuskiej Nowej Prawicy.

[4] Obszerne omówienie tej roli Taine’a i Renana w: Arkadiusz Barut, Egotyzm, etyka, polityka. Myśl konserwatywna Maurycego Barresa, Kraków 2009, passim.

[5] Leszek Kołakowski, Filozofia pozytywistyczna. Od Hume’a do Koła Wiedeńskiego, Warszawa 1966.

https://myslpolska.info/

Delegacja „Azowa” odwiedziła Izrael

 

Delegacja „Azowa” odwiedziła Izrael


Przedstawiciele Pułku „Azow” i Stowarzyszenia Rodzin Obrońców Azowstalu przebywali w ubiegłym tygodniu w Izraelu, spotykając się między innymi z żołnierzami służącymi w tamtejszych siłach zbrojnych.

Przy tej okazji izraelskie media podkreślały, że ukraińska jednostka „zmieniła swoją mroczną przeszłość”, a jej oficer Illia Samoilenko mówi nawet o Żydach i…. antyfaszystach walczących w jej szeregach.

Na czele przybyłej do Izraela delegacji Pułku Azow stanął właśnie wspomniany Samoilenko, oficer wywiadu Pułku Azowskiego Gwardii Narodowej Ukrainy. To właśnie on był jednym z obrońców huty Azowstal w Miarupolu, wziętym do niewoli przez Rosjan w maju bieżącego roku. Drugą osobą stojącą na czele delegacji była Julia Fiedosiuk, wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia Rodzin Obrońców Azowstalu.

Wizyta przedstawicieli ukraińskiej jednostki została zorganizowana przez izraelską organizację Przyjaciele Ukrainy, przy wsparciu Ambasady Ukrainy w Tel Awiwie oraz zajmującej się wzmacnianiem żydowskiej tożsamości Fundacji Nagaw.

Delegacja Pułku „Azow” przybyła do Izraela, aby zwrócić uwagę na sytuację swoich żołnierzy przetrzymywanych wciąż przez Rosjan, a także na samą kwestię wojny na Ukrainie. W tym celu wzięła ona udział w prezentacji filmu o obrońcach Azowstali oraz spotkała się z rezerwistami z Sił Obronnych Izraela (IDF). Drugie ze spotkań było poświęcone między innymi podobieństwom i różnicom między siłami zbrojnymi Ukrainy i Izraela.

Innym ważnym punktem programu były odwiedziny starożytnej żydowskiej twierdzy Masada. W 73 r. n. e. ostatni żydowscy rebelianci bronili się w niej przed armią rzymską, co według Samoilenki nasuwa skojarzenia z obroną Mariupola przez „Azow”.

Izraelskie media w czasie wizyty delegacji z Ukrainy podkreślały, że „Azow” jeszcze jako samodzielny batalion był „powiązany z neonazistowską oraz skrajnie prawicową symboliką i ideologią”, ale miał już wyeliminować jej zwolenników ze swoich szeregów. Obecnie uznaje więc jedynie radykalizm działań w obronie swojego kraju.

W rozmowie z „The Times of Israel” potwierdził to sam Samoilenko. Podkreślił, że w ciągu pierwszych lat istnienia w do „Azowa” należeli „ludzie o wątpliwej reputacji”, lecz odeszli z niego wraz z profesjonalizacją batalionu. Zdaniem ukraińskiego oficera obecnie w ramach pułki walczą nawet Żydzi, socjaliści i anarchiści. Żydem ma być między innymi jeden z dowódców kompanii „Azowa” działającej w terenie.

Samoilenko w tym samym wywiadzie zauważa, że Izrael i Ukraina w niektórych kwestiach mają rozbieżne interesy. Uważa jednak, że oba kraje stoją po tej samej stronie „cywilizowanych ludzi walczących z niecywilizowanymi o przyszłość ludzkości”.

Podobne tezy w wywiadzie dla izraelskiej gazety stawiała Fedosiuk, której mąż był wzięty do niewoli przez Rosjan. Działaczka Stowarzyszenia Rodzin Obrońców Azowstalu twierdzi więc, że jeden z jej najlepszych przyjaciół „jest Żydem i jest w Azowie”.

Na podstawie: timesofisrael.com, jpost.com, twitter.com/AzovstalFam
http://autonom.pl

Żydzi z banderowcami? Czemu nie. Dobrali się, jak w korcu maku. Ta sama plugawa mentalność.
Admin

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...