“Polacy” na Kremlu
Na kanale internetowym „Musisz to wiedzieć” w odcinku nr 1588 z dnia 22 stycznia Maciej Maciak, możliwe że przyszły premier, „obala” mit o Polakach, którzy w 1610 roku zdobyli Moskwę i osadzili na Kremlu swoje wojska.
Ten nasz rodzimy „Flecista z Hameln” niby obala jeden mit, że Polacy zdobyli Kreml, drugim, że zostali zaproszeni i że to byli Polacy, a to nie byli Polacy. Ale po kolei. Maciak zaczyna swój program wstępem, w którym mówi:
„Zacznę od czegoś, co każdy Polak ma wbite do głowy, szczególnie ostatnio, o tym, jak podbiliśmy Moskwę. Te informacje, które teraz podam są szokujące, dla większości szokujące. Robiłem badanie, ale gdy zapytałem w tym badaniu – ale powiedz mi, jakie były szczegóły tego, gdy zdobyliśmy Moskwę, gdy polski władca rządził w Moskwie – to nikt nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie.
Bo nigdy nie zdobyliśmy Moskwy. Jeżeli uważacie, że mówię coś absurdalnego, no to zachęcam Państwa do odwiedzenia strony Muzeum Historii Polski pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, czyli pana ministra Glińskiego i tam jest to opisane dość poprawnie.
To nie było tak, że my zdobyliśmy Moskwę. W tym czasie, około 1610 roku, to nazwa piwa Mentzena (piwo o nazwie „1610” – przyp. W.L.) i to z tego powodu drobna errata do informacji z poprzedniego odcinka. Tak pan Mentzen upamiętnia podbój Moskwy, podbój Moskwy piwem, żeby ludzie żłopali. Browarnik Mentzen upamiętnia tę datę.
Proszę Państwa, to nie było tak. W tamtym czasie bojarzy rosyjscy mieli spór z carem, którego jakoś tam nie uznawali i poprosili Polaków o pomoc. Tak! Rosyjscy bojarzy poprosili Polaków o pomoc i tam przyjechała do Moskwy pomóc bojarom polska załoga. Maksymalnie było ich trzy tysiące. Jednak ze względu, że Polacy się źle zachowywali, wkurzali bojarów, swoich gospodarzy, dobrodziejów, którzy chcieli im oddać Księstwo… Królestwo Moskiewskie (Carstwo Moskiewskie – przyp. W. L.), no to zaczęło się prześladowanie ludzi, palenie Moskwy. Z tego powstał głód i Polacy zostali przepędzeni. Tak to było.
Przeczytajcie sobie w szczegółach tę pasjonującą historię. Nigdy Polacy nie zdobyli Moskwy. Nie było takiego faktu. Od tak prozaicznych rzeczy zaczęło się, jak kazali bojarom golić brody. Nie wiadomo o co chodziło ówczesnym dowódcom obsady Kremla. Dowódcą załogi na Kremlu był Korwin Gosiewski. Mamy pecha do niektórych nazwisk.”
W tym momencie Maciak przechodzi do cytowania artykułu, którego tytułu nie podał, ani nie poinformował, kto jest jego autorem, ani nie dodał do niego linku. Zapewne uznał, że 99% jego wyznawców nie zada sobie trudu, by szukać oryginalnego tekstu i zaczarowana jego narracją łyknie te bzdury.
I ma rację! Strona tego muzeum jest tak beznadziejna, że trudno coś na niej znaleźć. Dopiero gdy wpisałem w wyszukiwarkę frazę „Polacy na Kremlu w 1610 roku”, to pojawił mi się na pierwszym miejscu omawiany artykuł. Jego tytuł to „Obsadzenie Kremla przez załogę polską”. Jest to wywiad z prof. Anną Filipczak-Kocur z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego: >https://muzhp.pl/pl/e/72/obsadzenie-kremla-przez-zaloge-polska
Poniżej cały ten wywiad. Wytłuściłem to, co zacytował z niego Maciak.
Jakie były okoliczności znalezienia się Polaków w Moskwie? W jaki sposób opanowali oni Kreml w 1610 roku?
Już od 1604 roku różne oddziały, werbowane przeważnie przez polskich możnowładców, pomagały Dymitrowi Samozwańcowi pierwszemu, a potem drugiemu w zdobyciu korony i utrzymaniu tronu. Były to jednak inicjatywy prywatne, chociaż po cichu popierane przez Zygmunta III w perspektywie realizacji jego politycznego celu: przymierza z władcą moskiewskim dla odzyskania królestwa szwedzkiego. W 1609 roku król oficjalnie, chociaż bez zgody sejmu, wyprawą na Smoleńsk, utracony w roku 1514, rozpoczął wojnę z Moskwą. W czerwcu 1610 hetman Stanisław Żółkiewski z częścią wojska został spod obleganej twierdzy wysłany przeciwko armii Dymitra Szujskiego, podążającej na odsiecz Smoleńskowi. Żółkiewski odniósł nad nią zwycięstwo pod Kłuszynem i wyruszył do Moskwy.
Car Wasyl Szujski zawarł jeszcze 10 marca wieczysty pokój z królem szwedzkim Karolem IX. Uznał w nim prawa Szwedów do Inflant, a sam zgłosił pretensje do terytoriów, które od pokoju w Jamie Zapolskim z 1582 roku należały do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tytułował się carem połockim. Karol i Wasyl zobowiązali się ponadto do prowadzenia wspólnej polityki wobec Zygmunta III i jego potomków, a Szwedzi obiecali carowi pomoc zbrojną.
Wydarzenia na terenie państwa moskiewskiego w okresie wielkiej smuty – bo tak nazwano te czasy – toczyły się niezwykle szybko. Bojarzy obalili cara Wasyla Szujskiego, a koronę zaproponowali Władysławowi, synowi Zygmunta. Hetman Żółkiewski przyjął tę propozycję. Wprowadzono polską załogę do stolicy carów na prawach sojusznika. Decyzję hetmana zaakceptowały przebywające w obozie pod Tuszynem w służbie drugiego samozwańca oddziały polskie pod dowództwem Zygmunta Kazanowskiego i Samuela Zborowskiego. Dołączyło do nich kilkuset ludzi z rozbitej pod Kłuszynem armii Szujskiego. Dowództwo nad nimi objął Aleksander Korwin Gosiewski.
Jaka wyglądała sytuacja załogi polskiej oraz mieszkańców Moskwy w ciągu następnych dwóch lat, czyli do 26 października (6 listopada) 1612 roku?
W nocy 20/21 września 1610 roku oddziały Żółkiewskiego weszły do Moskwy i przebywały tam w różnej liczebności do 26 października 1612 roku nowego stylu. Zajęły Kreml oraz dwie dzielnice: Kitajgorod i Biełgorad. Hetman Żółkiewski 8 października wkroczył osobiście na Kreml, gdzie oczekiwała go duma bojarska. Był tam też Michaił Romanow, później – w 1613 roku – wybrany na cara, i patriarcha Hermogenes. Po złożeniu przysięgi przez przedstawicieli wszystkich stanów wydano bankiet z udziałem Żółkiewskiego oraz oficerów. Aleksander Korwin Gosiewski objął urząd starosty moskiewskiego i stanął na czele strieleckiego prikaza, czyli najwyższego urzędu wojskowego. Faktycznie Rosja przestała wówczas istnieć jako suwerenne państwo.
Polityka Gosiewskiego nie podobała się wszystkim bojarom. Byli wśród nich nie tylko zwolennicy Władysława, ale i drugiego samozwańca oraz cara Szujskiego. Gosiewski odsuwał od władzy bojarów porozumiewających się z samozwańcem lub tylko o to podejrzanych. Rozdawał majątki ziemskie stronnikom Polaków, chociaż tylko na papierze. Moskwa stanęła w obliczu zamieszek zbrojnych. Patriarcha Hermogenes, 78-letni starzec, wzywał do buntu przeciw Władysławowi. Mieszkańcy Moskwy wyrażali wrogość wobec wojsk polskich. Nie chciano im sprzedawać żywności, mnożyły się incydenty zbrojne. Z tego powodu Gosiewski zdecydował się na odebranie broni ludności cywilnej, nakazał kontrolowanie domów, karczem.
Stanisław Żółkiewski opuścił Moskwę, udając się do króla pod Smoleńsk. Przybył tam 9 listopada. Kiedy do Moskwy dotarła wiadomość, że król nie akceptuje układów Żółkiewskiego z bojarami i sam chce zostać carem, wrogie nastroje wobec Polaków przybrały na sile. Do tej pory załoga polska przebywała na Kremlu legalnie dla obrony rządu bojarskiego. Zaczęto kolportować antypolskie pisma. Cerkiew, jako jedyna siła moralna i polityczna w powszechnym chaosie, wzywała do walki przeciw polskim najeźdźcom i rosyjskim zdrajcom. Mimo to Władysław miał ciągle zwolenników.
W czasie pobytu hetmana Żółkiewskiego w Moskwie załoga polska, licząca około trzech tysięcy ludzi, zachowywała się przyzwoicie. Nie było plądrowania, gwałtów ani wyrządzania innych krzywd ludności miejscowej. Straże patrolowały ulice i pilnowały porządku. Dopiero po wyjeździe hetmana zaczęły się działania dalekie od poprawności. Prześladowano mieszkańców stolicy, grabiono pałace i cerkwie, nakładano kontrybucje, dopuszczano się świętokradztwa. Sięgano do zasobów skarbca kremlowskiego, wcześniej już mocno zubożonego przez Wasyla Szujskiego. Potęgowało to nienawiść do Polaków i Litwinów. Jednak Gosiewski nie był w stanie opanować rozprzężenia w swoich oddziałach, chociaż z całą surowością karał wszelkie ekscesy. W Moskwie zaczęło brakować żywności. Stolica stanęła przed widmem głodu.
Już na początku marca 1611 Gosiewski wzmocnił Kreml zapasami prochu strzelniczego, wytoczył armaty na mury kremlowskie i Kitajgorodu. W końcu marca i na początku kwietnia spalił przedmieścia, aby zgnieść bunt i oczyścić drogę dla odsieczy nadciągającej od strony Możajska. Spaliły się wówczas również zapasy żywności. Pomoc Jana Karola Chodkiewicza była spóźniona i zakończyła się niepowodzeniem. Miał on za mało wojska i pieniędzy na jego opłacenie. Zarządził odwrót.
Sytuacja załogi polskiej, zredukowanej do 1300 ludzi, stawała się coraz trudniejsza. Odeszli skonfederowani żołnierze z pułku Jana Piotra Sapiehy, łączność z Chodkiewiczem została zerwana. Głód zmuszał załogę do jedzenia koni, psów, kotów, myszy, szczurów, świec, gotowania rzemieni, a także pergaminowych rękopisów z carskiej biblioteki. Zdarzały się nawet przypadki kanibalizmu. Do stolicy zbliżało się od Niżniego Nowogrodu pospolite ruszenie dowodzone przez kniazia Dymitra Pożarskiego i Kuźmię Zachariewicza Minina Suchorukowa.
22 października rozpoczęto pertraktacje. Warunki traktatu przewidywały bezwarunkową kapitulację, opuszczenie Kremla przez załogę z zachowaniem honorów wojskowych. Oblężonym zagwarantowano bezpieczeństwo i powrót do kraju. Kreml poddał się 26 października (6 listopada) 1612 roku. Następnego dnia otwarto bramy. Po dziewiętnastu miesiącach oblężenia stolica carów była znów wolna. Sukces ten uznano za “cud nad Moskwą”.
Strona moskiewska nie dotrzymała warunków kapitulacji. Wielu Polaków zamordowano, innych wsadzono do więzienia. Pijani zwycięzcy palili i grabili skarby kremlowskie, odzierali trupy z rzeczy wartościowych. Zemsta zwycięzców dotknęła także tych, którzy sprzyjali Władysławowi i Polakom. Straty polskie były wielkie. Umierali po drodze z głodu, ginęli z rąk partyzantów.
W jaki sposób można zbilansować polsko-rosyjskie zmagania? Jakie były ich skutki dla obu stron?
Wielka smuta rozpoczęła się po śmierci Iwana IV i została bezpośrednio spowodowana kryzysem dynastycznym, czyli brakiem następcy na tron carski. Pogrążyła ona to wielkie państwo w chaosie na kilkanaście lat. Chaos ten umożliwił ingerencję polską w sprawy państwa moskiewskiego. Była ona jego skutkiem, a nie przyczyną. Smuta wykreowała trzy stronnictwa: propolskie, proszwedzkie i “narodowe”. Była to walka elit politycznych. W nowszej historiografii dostrzega się w tych wydarzeniach walkę między władzą carską a arystokracją rodową.
Wybór Michaiła Romanowa na cara w 1613 roku stał się początkiem nowego państwa. Ruś moskiewska przekształciła się w jednolite państwo rządzone przez cara i dumę. Jak pisze Andrzej Andrusiewicz w Dziejach wielkiej smuty, Polacy, Litwini i Szwedzi przyczynili się do przezwyciężenia przez Rosjan smutnych czasów i ich następstw, niezamierzenie dając impuls do integracji społeczeństwa oraz konsolidacji sił politycznych wewnątrzrosyjskich, tym samym przyśpieszając wybór. Interwencja polska uaktywniła walkę narodowowyzwoleńczą i przyczyniła się do zintegrowania społeczeństwa.
Długoletnie walki spowodowały zniszczenie kraju, a przede wszystkim Moskwy, regres demograficzny, zniszczenia gospodarcze. Sytuację pogarszały klęski żywiołowe, które stały się jedną z przyczyn głodu i chorób. Nie doszło jednak do załamania się handlu zagranicznego. Skarb państwa uległ osłabieniu, ale nie unicestwieniu. Przez cały czas wielkiej smuty znajdował się on w rękach władzy państwowej.
Kiedy doszło już do rozmów na temat unii, król polski sądził, że dla bojarów atrakcyjne są formy ustrojowe Rzeczypospolitej oraz przywileje szlacheckie, takie jak wolność osobista, zapewnienie bojarom nietykalności osobistej, czyli neminem captivabimus, prawo do studiowania za granicą. Kiedy Zygmunt III rozpoczynał marsz na wschód, nie miał żadnych planów misyjnych. Strona rosyjska widziała w tym jednak zagrożenie dla prawosławia. Król nie wziął pod uwagę konserwatyzmu bojarów – kierował się dążeniami elit, ich tęsknotą za polskimi wolnościami i stylem życia.
Nie można winić Zygmunta III za to, że nie wysłał nieletniego Władysława do pogrążonego w anarchii państwa. Tam trzeba było doświadczonego władcy – króla ojca. Nie mógł ryzykować życia syna.
Hetman Żółkiewski pod carowym Zajmiszczem i pod Moskwą poszedł na ustępstwa wobec bojarów, pokrzyżowawszy plany króla. Wycofać się nie mógł i nie mógł dotrzymać układu z 27 sierpnia 1610 roku. To podsycało nastroje antypolskie i przekreśliło szanse na związanie w jakiś sposób tego państwa z Rzecząpospolitą. W 1610 roku król zgodził się na objęcie tronu przez Władysława, ale po pewnym czasie rządów ojca. Nie wyraził natomiast zgody na jego przejście na prawosławie – nie mógł tego zrobić jako głęboko wierzący katolik. Unia personalna obu państw była nierealna. Nie do wyobrażenia było, aby car chodził do kościoła katolickiego, a jego poddani do cerkwi. Unia musi wypływać ze wspólnych interesów, a nie z przewagi wojskowej.
Rzeczypospolitej pozostały po zejściu załogi polskiej z Kremla wielomilionowe należności do spłacenia czterem konfederacjom wojskowym. Zapłaciła też zniszczeniem terytoriów, przez które przechodziło wojsko.
Prof. Anna Filipczak-Kocur – historyk, pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego, zajmuje się m.in. funkcjonowaniem centralnych instytucji Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej.
W podsumowaniu swego cytatu Maciak mówi:
„Oblężonym zagwarantowano bezpieczeństwo i powrót do kraju z honorami i tak dalej i proszę Państwa i to było wygnanie Polaków z Moskwy, którą podobno zajęliśmy. Brednie, nigdy nie było zajęcia Moskwy zbrojnego, siłowego, tylko bojarzy chcieli współpracować z Polakami przeciw swojemu władcy. I to cała prawda o tym, jaki to silny oddział wojska tam pokonał Rosjan. Proszę Państwa, bzdury kompletne. Nie dajmy sobie tego wmówić.”
Nie pociągnął Maciak tego ostatniego cytatu dalej, bo nie pasował on do jego bajki. A szło dalej tak:
„Kreml poddał się 26 października (6 listopada) 1612 roku. Następnego dnia otwarto bramy. Po dziewiętnastu miesiącach oblężenia stolica carów była znów wolna. Sukces ten uznano za “cud nad Moskwą”. Strona moskiewska nie dotrzymała warunków kapitulacji. Wielu Polaków zamordowano, innych wsadzono do więzienia. Pijani zwycięzcy palili i grabili skarby kremlowskie, odzierali trupy z rzeczy wartościowych. Zemsta zwycięzców dotknęła także tych, którzy sprzyjali Władysławowi i Polakom. Straty polskie były wielkie. Umierali po drodze z głodu, ginęli z rąk partyzantów.”
A czego możemy dowiedzieć się z tego wywiadu? Ano tego, że były to inicjatywy prywatne i żołnierze byli werbowani przez możnowładców. Ale co to byli za możnowładcy? Nie są wymienieni z nazwiska. Czy to byli polscy czy może litewscy i rusińscy, którzy byli potężniejsi od polskich? A więc była to prywatna inicjatywa i wojska najemne. Wszystko odbywało się bez zgody sejmu, ale za cichym przyzwoleniem króla, który widział w Samozwańcach sojuszników, którzy pomogą mu w odzyskaniu korony szwedzkiej. A więc prywata możnowładców i króla. Jednym słowem była to hucpa, której Rzeczpospolita jako państwo nie popierała. Wojsko było najemne i jak nie dostało zapłaty, to zaczęło plądrować. Ale to byli najemnicy, nawet jeśli niektórzy z nich to byli Polacy, to byli tam prywatnie i nie reprezentowali interesów Rzeczypospolitej. Mówienie w takim przypadku, że to Polacy jest nadużyciem. Skoro byli to najemnicy, to pewnie wielu z nich nie było Polakami.
„Rzeczypospolitej pozostały po zejściu załogi polskiej z Kremla wielomilionowe należności do spłacenia czterem konfederacjom wojskowym. Zapłaciła też zniszczeniem terytoriów, przez które przechodziło wojsko.”
Dziwne to, bo na początku Filipczak-Kocur mówi, że to polscy możnowładcy werbowali żołnierzy, a na końcu, że to Rzeczpospolita musi zapłacić czterem konfederacjom wojskowym po opuszczeniu Kremla. Wikipedia tak opisuje konfederację wojskową:
„Konfederacja żołnierska (także konfederacja wojskowa) – w dawnej Polsce i Litwie, w XVII wieku związki żołnierzy powstające zwykle w wyniku buntu z powodu niewypłacania żołdu. Konfederaci obierali sobie dowódców (regimentarzy) i najeżdżali dobra królewskie lub kościelne i siłą ściągali zaległy żołd. Pierwszym aktem związkowych było wypowiedzenie posłuszeństwa hetmanowi i wybranie innego wodza nazywanego marszałkiem konfederacji wojskowej. Obradowano publicznie, a dla utrzymania karności uchwalano nowe, bardzo surowe, artykuły wojskowe.”
Jeden tylko wniosek z tego wynika, że Rzeczpospolita Obojga Narodów, to był jeden wielki burdel i rządził ten, kto pierwszy wstał. W każdym razie pani profesor niezbyt precyzyjnie wyjaśnia, więc można podejrzewać, że to jednak nie byli Polacy, ci możnowładcy. Może więc Rusini kijowscy, jako „Polacy”, zwietrzyli szansę na podporządkowanie Carstwa Moskiewskiego, a polski król – Szwed, dostrzegł w tym również szansę dla siebie na odzyskanie korony szwedzkiej poprzez zyskanie sojuszników na Kremlu. No, ale wszystkiemu, jak zawsze, byli winni Polacy. I w ten schemat myślenia wpisuje się Maciak.
Wiesław Liźniewicz
https://bb-i.blog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz