Nie płoszmy ptaszka…
Niewiarygodne – ale wydaje się, że żałośliwe lamenty pana prezydenta w Davos przyniosły pewien rezultat.
Wprawdzie po rozmowie z Reichskomisarin Verą Jurovą pan prezydent wydawał się zrezygnowany i przygnębiony, bo potwierdziła ona niezłomną i stałą wolę Komisji Europejskiej powstrzymywania się przed “ingerowaniem w wewnętrzne sprawy Polski”, ale chyba clamor pana prezydenta dotarł do uszu innych dygnitarzy i musiał obudzić u nich odruch środowiskowej solidarności: “dygnitarze wszystkich krajów, łączcie się!” – to znaczy nie tyle może się “łączcie”, bo w końcu każdy prezydent prezyduje nie “wszystkim krajom”, a tylko jednemu, więc to marksistowskie hasło można by w tym przypadku strawestować tak oto: “dygnitarze wszystkich krajów – róbcie sobie na rękę!”
Jakże bowiem inaczej wytłumaczyć sobie wizytę “rewizora iz Pietierburga”, czyli Reichskomisarza od sprawiedliwości Didiera Reindersa u pana ministra Adama Bodnara?
Pan minister Bodnar rozdokazywał się ostatnio jeszcze bardziej od pana ministra-pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza. Pan Bartłomiej Sienkiewicz publicznie oświadczył, że jest dumny ze swojej bezpieczniackiej rangi, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, by tak właśnie go tytułować, tym bardziej, że i Wojciech Jaruzelski był tytułowany “premierem-generałem”, a mamy przecież coś w rodzaju stanu wojennego, w którym – podobnie jak i wtedy – obowiązuje “linia porozumienia i walki”.
Co powiedział Reichskomisarz Didier Reinders panu ministrowi Bodnarowi, tego – ma się rozumieć – nie wiemy, w związku z czym jesteśmy skazani na domysły. Ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się!
Ja na przykład się domyślam, że Reichskomisarz Didier Reinders mógł odezwać się do pana ministra Bodnara w te słowa: “Dzieci moje; wstrzymajcie wy się z tym rozbojem!”, To znaczy może nie dokładnie w te słowa, bo skądże pan Didier mógłby znać nieśmiertelny poemat Janusza Szpotańskiego “Towarzysz Szmaciak” i tyradę generała Bagno – ale może w jakichś innych słowach przekazał mu właśnie tę złotą myśl.
No bo co mogą sobie pomyśleć unijne “doły”, kiedy pan minister-pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz, na wiadomość, że Trybunał Konstytucyjny uznał jego działania w zakresie likwidacji mediów publicznych za “niekonstytucyjne”, ostentacyjnie olał to ciepłym moczem oświadczając, że kładzie na to orzeczenie lachę, bo w składzie orzekającym był “sędzia-dubler”?
Najwyraźniej pan minister-pułkownik ma pamięć dobrą, ale krótką, bo chyba zapomniał, że “sędziów-dublerów” po raz pierwszy powołał do TK w czerwcu 2015 roku odchodzący rząd PO-PSL, a Jarosław Kaczyński jesienią tylko to powtórzył i twórczo rozwinął. Słowem – podobnie jak w swoim czasie generał Bagno, którego “w tropieniu przestępstw gospodarczych tak poniósł szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, jak się za własną rękę złapał”.
Tedy unijne “doły” mogłyby zwątpić w demokrację i praworządność, a w tej sytuacji nic dziwnego, że Reichskomisarz Didier Reinders przyjechał powściągnąć pana ministra Bodnara, który powyrzucał już 144 prokuratorów, przez zbytnią ostentacją. “Czas zmienić politykę rolną, lecz ludzi krzywdzić nam nie wolno!” – pisał proroczo Janusz Szpotański we wspomnianym, nieśmiertelnym poemacie.
Toteż tego samego dnia, kiedy pan Reichskomisarz Didier Reinders rozmawiał z panem ministrem Bodnarem, zaraz gruchnęła wieść o rozdzieleniu funkcji ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Pewnie zostaną przedsięwzięte jeszcze inne, milowe kroki, bo wszak chodzi o szmalec, czyli “kamienie milowe”, bez których szmalcu nie będzie.
Domyślam się tedy, że Reichskomisarz zalecił naszym mężykom stanu zachowanie pewnej równowagi w ramach “linii porozumienia i walki”, która – wzorem premiera-generała – proklamował w swoim expose premier Donald Tusk. Konkretnie – chodzi o “współdziałanie” z panem prezydentem, a więc – unikanie przedstawień, jakie towarzyszyły pojmaniu panów Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Namiestnikowskim, kiedy to okazało się, że pana prezydenta wystawiła jego własna ochrona! To zawsze robi złe wrażenie, bo skoro masy raz czy drugi zobaczą coś takiego, to ich podejrzenia, że ta cała demokracja jest ręcznie sterowana przez bezpiekę, nabiorą całkowitej pewności, a wtedy trudniej będzie duraczyć demokratycznie dzieci i młodzież.
Toteż i pan prezydent oświadczył, że “nie widzi przeszkód” by podpisać ustawę budżetową, którą “koalicja 13 grudnia” właśnie przeforsowała w Sejmie, dzięki czemu będzie mogła jeszcze przed 29 stycznia przedłożyć ją panu prezydentowi do podpisu.
Oznacza to, że vaginet premiera Tuska przetrwa przez najbliższe 4 lata, zaś reakcja pani Very Jurovej na clamor pana prezydenta Dudy w Davos pokazuje, że wspomniany vaginet ma od Reichsfuhrerin Urszuli vod der Layen catre blanche na przygotowanie naszego bantustanu do przyjęcia statusu Generalnego Gubernatorstwa – ale bez ostentacji i niepotrzebnego płoszenia tubylców.
Wprawdzie kręcą oni nosem na efekty realizacji projektu “Mitteleuropa” z 1915 roku – ale ani się domyślają, o co naprawdę chodzi tym bardziej, że szeptanka w wykonaniu bezpieczniaków sugeruje, że wszystko nie przez to, że “Mitteleuropa”, ani że nomenklatura w ramach uwłaszczania rozkradła całe państwo, tylko, że zrobiła to “Solidarność”.
Toteż przy zachowaniu należytej ostrożności można będzie przejść do drugiego etapu, to znaczy – do przystąpienia do realizacji Generalplan Ost z roku 1941 – ale oczywiście – uzupełnionego i poprawionego. Na przykład – w ramach działań depopulacyjnych można na początek udostępnić każdemu bez recepty pigułkę “dzień po”, a kwestię aborcji na żądanie postawić na przyszłość, pod rozstrzygnięcie w drodze referendum – co postuluje pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz.
Jeśli vox populi postanowi, że wszyscy będą mogli się skrobać, to Episkopat nie będzie mógł mieć pretensji ani do PSL, ani do pana Hołowni – a pokrzykiwania pani Marty Lempart, która chciałaby się wyskrobywać już teraz, można puścić mimo uszu.
Podobną ostrożność wykazuje pani feministra Barbara Nowacka, ścinając o 20 procent szkolny program edukacyjny. Przezornie ani słowem się nie zająknie, że celem Generalplan Ost jest doprowadzenie do sytuacji, w której tubylcy mają umieć narysować swoje imię i nazwisko, liczyć do 500 i rozeznawać się w znakach drogowych, a jeśli chodzi o materie abstrakcyjne, to wystarczy wbić im do głowy, że “cztery nogi dobre, dwie nogi złe”.
Ale i to trzeba porozkładać na etapy, a wtedy nie tylko nikt nie będzie urządzał tu jakiejś partyzantki, ale nawet nie będzie pyskował, żeby nie narazić się na piękne wyroki za “mowę nienawiści”. I chyba z takim właśnie przesłaniem przyjechał do nas Reichskomisarz pan Didier Reinders.
Stanisław Michalkiewicz
https://prawy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz