środa, 24 stycznia 2024

W tym chaosie jest metoda

 

W tym chaosie jest metoda


Znany z niewyparzonego języka marszałek Józef Piłsudski w okresie tzw. „sejmokracji” charakteryzował sytuację w Polsce jako „burdel i serdel”. Nie wiem, co to jest, ten cały „serdel”, ale pewnie coś jeszcze gorszego, niż „burdel”.

Historia się powtarza, bo teraz znowu mamy sejmokrację, a razem z nią – „burdel i serdel”, chyba jeszcze większy, niż wtedy. Na domiar złego rozszerza się on z szybkością płomienia i tylko patrzeć, ale wkrótce ogarnie cały nasz nieszczęśliwy kraj.

Historycy, zwłaszcza związani z lewicą, od czasów pierwszej komuny tradycyjnie zarzucają „sanacji”, czyli systemowi władzy stworzonemu przez marszałka Piłsudskiego, „faszyzowanie” Polski. Coś jest na rzeczy, bo istotą faszyzmu jest przekonanie, że państwu wszystko wolno. Tak uważał twórca faszyzmu, Benito Mussolinii, w krótkich, żołnierskich słowach wyrażając jego formułę: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu”. Tę myśl powtarzał art. 4 konstytucji „kwietniowej” z 1935 roku, stwierdzający, że „w ramach państwa i w oparciu o nie kształtuje się życie społeczeństwa”.

I z formuły Mussoliniego i z art. 4 konstytucji z 1935 roku wynika ten sam wniosek: że poza państwem nie ma i nie może być życia. Poza ”państwem”, a więc poza ramami wyznaczonymi przez biurokratyczne gangi, które traktują „państwo” jako swoje żerowisko. Demokracja niczego tu nie zmieniła, bo biurokratyczne gangi, które walczą o dostęp do tego żerowiska, używając do tego narzędzia w postaci powszechnego głosowania ludzi oszołomionych nie tylko przez państwowy monopol edukacyjny, ale i przez propagandę, już po wszystkim robią z państwem co im się tylko podoba. W rezultacie mamy „burdel i serdel”.

Powołując się na „wyborców” PiS robiło z państwem, co tylko chciało, a teraz obóz zdrady i zaprzaństwa, to znaczy – Volksdeutsche Partei z satelitami, robi to samo, tyle, że pod hasłem „przywracania praworządności”. Burdel i serdel ogarnął już niezawisłe sądy do tego stopnia, że kiedy rzecznik dyscypliny przy Sądzie Okręgowym w Warszawie wezwał prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, pana Prusinowskiego, co to namawiał się z totumfackim sezonowego marszałka Hołowni, niejakim panem Zakroczymskim, na rozpoznanie sprawy panów Kamińskiego i Wąsika, publicznie oświadczył, że na żadne przesłuchanie się nie stawi.

Pewnie wie, że włos mu z głowy nie spadnie. Pan Prusinowski jest działaczem sędziowskiej organizacji „Iustitia”, która powstała kiedy w 1990 roku rozwiązano PZPR, w związku z czym podejrzewam, że Wojskowe Służby Informacyjne zmobilizowały swoich konfidentów do utworzenia nowej transmisji bezpieki do wymiaru sprawiedliwości. Ponieważ teraz stare kiejkuty znowu słuchają komendy niemieckiej, to trudno się dziwić nieugiętej postawie pana prezesa Prusinowskiego.

Inna sprawa, że gdy Izba Kontroli Nadzwyczajnej, co to „nie jest żadnym sądem”, widząc bezsilność pana prezydenta Dudy, który został ośmieszony i upokorzony, dopuściła do siebie instynkt samozachowawczy i orzekła, że wybory 15 października były ważne, żadna pryncypialna i praworządna Schwein nie zaprotestowała przeciwko takiej uzurpacji.

Tedy „burdel i serdel” którego pierwotnym ogniskiem są niezawisłe sądy, z szybkością płomienia rozszerza się również na niezależną prokuraturę. Pan minister Bodnar, który zgodnie z przewidywaniami, trzyma na bezdechu prezydenta Dudę, odkąd z podkulonym ogonem „rozpoczął procedurę ułaskawiania” panów Kamińskiego i Wąsika, właśnie wyrzucił ze stanowiska Prokuratora Krajowego pana Dariusza Barskiego pod pretekstem, że był on mianowany „w stanie wiecznego spoczynku”

Koledzy pana Barskiego zawrzeli gniewem i decyzji pana Bodnara „nie uznali” – ale widząc bezsilność pana prezydenta, wystąpili tylko z żałośliwą supliką do Unii Europejskiej, że dzieje im się „gewałt”. Ale instytucje Unii Europejskiej, które jeszcze kilka miesięcy temu żywo i na bieżąco interesowały się, kiedy pan sędzia Igor Tuleya chodzi za potrzebą, teraz ogłosiły, że w „wewnętrzne sprawy” naszego bantustanu wtrącać się nie będą. Znaczy – od strony Niemiec Donald Tusk ma carte blanche na przekształcanie III Rzeczypospolitej w Generalne Gubernatorstwo, funkcjonujące w ramach IV Rzeszy.

Z obfitości serca usta mówią, toteż uczestnicy jego vaginetu, a zwłaszcza – feministry – jedna przez drugą mówią, jak ma być. A ma być tak, jak przewidywał Generalplan Ost z 1941 roku dla Generalnego Gubernatorstwa: tubylcy powinni umieć narysować swoje imię i nazwisko, liczyć do 500 i orientować się w znakach drogowych.

Toteż feministra od edukacji w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Barbara Nowacka właśnie ogłosiła, że redukuje zakres programu edukacyjnego – na początek o 20 procent i to w zakresie fizyki, chemii, geografii, biologii, historii i języka polskiego. Oczywiście to nie jest ostatnie słowo, bo tym razem Reichsfuhrerin Urszula von der Layen pragnie uniknąć przedwczesnego płoszenia ludności objętej Generalplanem Ost i rozkłada go na etapy.

Z kolei Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula, piastująca w vaginecie stanowisko feministry do spraw równości, w porozumieniu z sodomczykami i gomorytkami, pragnie wstawić do ustawy o rejestrowaniu tzw. „związków partnerskich” nowelizację kodeksu karnego, przewidującą penalizowanie „mowy nienawiści”, a więc każdej opinii sprzecznej z aktualną linią partii.

Wreszcie sam Donald Tusk zapowiedział, że tylko patrzeć, jak pigułka „dzień po” będzie wydawana każdemu bez recepty, no i oczywiście – że rozprawi się z Kościołem. Reichsfuhreh Heinrich Himmler depopulizował Generalne Gubernatorstwo, Ostland i inne dystrykty przy pomocy gazu, rozstrzeliwań, deportacji aborcji na życzenie i tym podobnych metod, ale na jego usprawiedliwienie można podnieść, że wtedy ta pigułka nie była jeszcze wynaleziona, więc co niby miał robić? Teraz to co innego; jestem pewien, że nikt, a już specjalnie „kobiety”, nie będą przeciwko pigułce organizowały jakiejś partyzantki. A gdyby nawet, to za sprawą Wielce Czcigodnej Katarzyny Kotuli oraz sodomczyków i gomorytek, organizacji delatorskim im. Pawła Morozowa i oczywiście – niezawisłych sądów – zwalczanie „mowy nienawiści” może być jeszcze skuteczniejsze od dekretu o zwalczaniu zdradzieckich zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie.

Jak widzimy, „burdel i serdel” sprawiający na pozór wrażenie pełnego spontanu, tak naprawdę jest działaniem celowym, by – podobnie jak w wieku XVIII – doprowadzić III Rzeczpospolitą do całkowitego obezwładnienia, a następnie przerobić ją na Generalne Gubernatorstwo.

Ośmieszenie pana prezydenta Dudy pokazuje, że nie tylko sądy i prokuraturę, ale, że „burdel i serdel” ogarnął również Siły Zbrojne.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...