Jak wiemy w „postępowej Europie” można już trafić do więzienia za „mowę nienawiści” – i to nie tylko za wpisy w Internecie (w Wielkiej Brytanii zajmują się tym specjalne oddziały policji – można powiedzieć „policja myśli”) ale także za wypowiedzenie zakazanych sformułowań w prywatnej rozmowie w pociągu podsłuchanej przez donosiciela.
Powoli ale skutecznie i u nas wprowadzane będą podobne „regulacje”, co zapowiada zupełnie otwarcie nasza „uśmiechnięta koalicja”.
Oczywiście wiemy, że tak naprawdę nie chodzi o żadne „rugowanie nienawiści” ani o żadne „prawa człowieka” tylko o brutalną cenzurę mającą na celu zatkanie szpar i dziur, którymi mogłaby do świadomości społecznej przesączać się prawda. Chodzi innymi słowy, by jedynym i główym komunikatem docierającym do ludności była obowiązująca kłamliwa narracja dostarczana poprzez „media głównego nurtu”.
Mimo to proponuję przyjrzeć się stojącej oficjalnie za tymi działanami tezie, że nienawiść jako taka jest z gruntu zła.
Cóż to takiego jest nienawiść? W/g. Słownika Języka Polskiego PWN nienawiść to „uczucie silnej niechęci, wrogości do kogoś lub do czegoś”. Zatem, „mowa nienawiści” to – logicznie – komunikowanie innym naszego „uczucia silnej niechęci, wrogości do kogoś lub do czegoś”.
Jeśli wierzyć w oficjalną narrację mamy się wszyscy kochać i lubić – a gdyby pojawiło się nam w głowie „uczucie silnej niechęci, wrogości do kogoś lub do czegoś” to absolutnie nie wolno nikomu tego komunikować, należy je czym prędzej zdusić w sobie i przejść do pożądanego stanu „sympatii do wszystkiego”.
Oczywiście jak wiemy nie chodzi tu bynajmniej o „silną niechęć” np. do smażonej wątróbki albo ciepłej wódki tylko o „silną niechęć” wobec innych ludzi, ich poglądów i działań.
Problem w tym, że nie da się myśleć i mówić o postępowaniu innych ludzi w oderwaniu od kategorii dobra i zła. Nawet jeśli by przyjąć pogląd ateistyczny, że nie ma Boga – a więc obiektywnego, ponadświatowego źródła definicji co jest dobrem a co złem – to można wskazać pewne intrasubiektywne pojęcia dobra i zła, które są wspólne większości ludzi w perspektywie historycznej. Do takich rzeczy definiowanych jako złe w większości kultur należy np. zabójstwo [1], kradzież [2], gwałt, cudzołóstwo itp.
Można mieć do tych wartości stosunek zimny, analityczny jednak dla człowieka jest to bardzo trudne. O ile „na spokojnie” możemy napisać suchy, logiczny wywód uzasadniający dlaczego kradzież jest zła, o tyle by kradzież była czymś złym w praktyce musi ona wywoływać negatywne emocje. Co więcej, te emocje są praktycznie konieczne aby człowiek zareagował na dziejące się zło – podjął działanie mające na celu powstrzymanie go lub przynajmniej ukaranie sprawcy. Zatem, odruch „silnej niechęci” wobec czyniących zło – morderców, złodziei, gwałcicieli i tak dalej – jest psychologiczną koniecznością [3], jego przeciwieństwem nie jest „powszechna miłość” ale powszechna znieczulica, obojętność wobec zła.
Ale zło i dobro to nie są tylko kategorie czysto indywidualne, dotyczą też wspólnoty. Ludzie bowiem są tak skonstruowani, że nie są w stanie żyć w pełni samotnie – muszą funkcjonować we wspólnotach. Wspólnoty te zaś wyznaczają takie kolejno zawierające się w sobie zbiory jak rodzina, ród (klan), naród i wreszcie rasa oraz ostatecznie cała ludzkość.
I, ponownie, jeżeli ktoś zagraża wspólnocie jest nie tylko zrozumiałe i naturalne, że jej cżłonkowie owego wroga nienawidzą („odczuwają silną niechęć”) ale jest owa nienawiść wręcz niezbędnym motorem do działania w obronie wspólnoty. Zarazem jest ona proporcjonalna do miłości („poczucie silnej więzi z czymś, co jest dla kogoś wielką wartością”, również SJP PWN) jaką odczuwają oni wobec wspólnoty.
Innymi słowy jeśli kocham moją rodzinę to będę nienawidzieć jej wrogów, jeśli kocham mój naród to będę nienawidzieć jego wrogów! Jeśli wrogowie mojej rodziny czy mojego narodu nie budzą we mnie „silnej niechęci”, nie mam motywacji do działania przeciwko nim to zapewne moja miłość („poczucie silnej więzi”) do mej rodziny czy narodu jest słaba lub w ogóle jej nie odczuwam. Co więcej, odczuwanie owych powiązanych uczuć – przywiązania do wspólnoty i niechęci wobec jej wrogów – jest niezbędne do tego, by wspólnota mogła trwać i by mogła sie obronić przed próbamy jej zniszczenia.
Właśnie dlatego bardzo ważne jest we wspólnocie komunikowanie miłości do niej między jej cżłonkami, a w razie jej zagrożenia komunikowanie nienawiści wobec wrogów, które członków wspólnoty mobilizuje i napędza do jej obrony. Przy tym dla wspólnoty jaką jest rodzina to – przynajmniej u ludzi normalnych – poczucie przywiązania do niej oraz odruch obrony swojej rodziny jest przyrodzony, naturalny.
Jednak w przypadku wspólnot szerszych, takich jak naród wymaga dodatkowej „pielęgnacji” poprzez właśnie komunikowanie przywiązania do wspólnoty. Temu właśnie służą różne ceremonie np. celebrowanie ważnych dla narodu rocznic czy postaci, temu służą poświęcone im pomniki oraz symbolizujące wspólnotę narodową sztandary i znaki. Im jednak większe przywiązanie do narodu, a więc i do jego symboli, tym większa „silna niechęć” czyli nienawiść wobec wrogów narodu. I, jako się rzekło, nienawiść wobec wrogów jest niezbędną „drugą stroną” miłości wobec swojego narodu. Uczucia te są zarazem warunkiem przetrwania narodu, szczególnie w sytuacji zagrożenia.
I tu dochodzimy do sedna kampanii represji przeciwko „mowie nienawiści”. Jej celem jest pozbawienie możliwości mobilizacji narodu wobec ataku jaki jest przeciwko niemu prowadzony poprzez eliminacje możliwości zagrzewania się do walki przez rozbudzanie wspólnej nienawiści wobec atakujących naród wrogów.
Ten cel obnaża zresztą bardzo jasno niesymetryczność owej „walki z nienawiścią”. Wolno zatem nienawidzieć chrześcijan ale nie wolno nienawidzieć chcących deprawować dzieci zboczeńców, wolno nienawidzieć obrońców życia ale nie wolno nienawidzieć zdegenerowanych morderczyń własnych dzieci, wolno nienawidzieć białych ale nie wolno nienawidzieć czarnych – i tak dalej, i temu podobne. No i oczywiście wolno nienawidzieć prawdziwych (nie przemalowanych) Niemców, Polaków, Francuzów czy Szwedów – ale nie wolno nienawidzieć Żydów. „Silna niechęć” wobec nich to zbrodnia wyższego rzędu niż występek „mowy nienawiści” – to zbrodnia antysemityzmu.
Zatem jest to jednoczesne mobilizowanie wrogów narodu (i to wrogów praktycznie wszystkich narodów białej rasy, a więc wrogów białej rasy jako takiej) poprzez umożliwianie im komunikowania ich nienawiści a jednocześnie blokowanie mobilizacji obrońców narodu poprzez uniemożliwienie im nazwania wroga i wyrażenia mobilizującej dla innych członków wspólnoty „silnej niechęci” wobec owego wroga. Chodzi o to, żebyśmy byli zobojętniałą masą, przyjmującą z rezygnacją wszelkie kolejne pomysły naszych zakulisowych panów.
Chodzi mówiąc krótko o to, żebyśmy nie powiedzieli sobie nawzajem kto nas atakuje i dlaczego ich jako naszych wrogów nienawidzimy. A bez tego, bez nienawiści wobec wrogów nie ma mowy o skutecznej przed nimi obronie.
Ten tekst wyszedł dość długi więc na koniec karykatura, która zgodnie z zasadą „obraz wart tysiąca słów” wyjaśnia od razu o co chodzi w tej całej walce z „mową nienawiści”, rasizmem, antysemityzmem i tak dalej.
[1] Ale oczywiście nie każde. Np. w dawnych pogańskich kulturach zabijanie ludzi rytualnie składanych w ofierze demonom (bogom) było jak najbardziej dobre. Podobnie w obecnej pogańskiej kulturze pochwalane jest zabijanie bardzo małych dzieci, które w co bardziej zdegenerowanych krajach jak np. Francja podniesiono do rangi „prawa”.
[2] Zwróćmy uwagę, że kradzież nie była w pełni dobra nawet w „moralności Kalego” bo jednak „jak ktoś Kalemu zabrać krowę” to było „źle”.
[3] Człowiek jest zresztą tak skonstruowany: już maleńkie dzieci reagują emocjonalnie („silna niechęć”) na zabieranie im zabawki czy smoczka, które postrzegają jako swoje. Ba! Poczucie własności i negatywna emocja w odpowiedzi na jej zabieranie jest właściwie większości ssaków – wystarczy zobaczyć jak pies broni swojego patyka czy legowiska kiedy próbuje mu się je odebrać. Z całą pewnością doświadcza „negatywnych emocji”. I to one właśnie napędzają go do działania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz