Niczym grom z jasnego nieba spadła na świat wiadomość, iż prezydent Józio Biden rezygnuje z powtórnego ubiegania się o stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Zaskoczenie było tym większe, że jeszcze niedawno Józio Biden sprawiał wrażenie zdecydowanego przewodzić Ameryce i światu do upadłego. Mówił nawet, że zrezygnuje tylko wtedy, jeśli sam Pan Bóg tak mu każe, co niektórych skłoniło do podejrzeń, że Biały Dom nie tylko ma „gorącą linię” do Moskwy, ale i do Królestwa Niebieskiego.
Ale – jak mówi poeta – „lecz tymczasem na mieście inne były już treście”. Po nieudanym zamachu na Donalda Trumpa, jakaś Schwein przypomniała sobie, że prezydent Józio Biden, najwyraźniej zirytowany daremnymi próbami zneutralizowania swego rywala przy pomocy niezawisłych sądów, powiedział, ze teraz chyba trzeba by go wziąć na celownik.
Słowo wylatuje wróblem, a powraca wołem, toteż zaraz inne Schweine przyczepiły się do tej wypowiedzi i chociaż Józio tłumaczył, że nie miał nic złego na myśli, nie było innej rady, jak przy pomocy zbrodniczego koronawirusa, który – jak wielokrotnie mówiłem – jest wyjątkowo wyrobiony politycznie, schronić się za murami epidemicznej izolacji.
Sądziłem, że w ten sposób prezydent Józio Biden doczeka listopada, kiedy to pierwszorzędni fachowcy dostaną rozkaz, by prawidłowo policzyli głosy, a potem, gdy w styczniu przyszłego roku zostanie zaprzysiężony, wyjdzie na jaw, iż utracił zdolność do sprawowania urzędu, a wtedy, bez żadnych wyborów, prezydentem na całą kadencję zostanie pani Kamala Harris. „Taka, panie, kombinacja” – jak mawiał Antoni Lange.
Jednak co ma wisieć, nie utonie, toteż wygląda na to, iż najpewniejszym kandydatem do nominacji z ramienia Partii Demokratycznej, jest właśnie pani Kamala Harris. Nie tylko jest Wielką Nadzieją amerykańskich komunistów, ale – ze względu na małżonka z pierwszorzędnymi korzeniami – również tamtejszych Żydów, którzy – mówiąc nawiasem – zawsze stanowili awangardę komunistycznej rewolucji.
Ale – powiadają – że jej szanse w konfrontacji z Donaldem Trumpem są jeszcze mniejsze, niż Józia Bidena. Jeśli zatem nikt nie zmobilizuje pierwszorzędnych fachowców, by w listopadzie podliczyli głosy z wyjątkową starannością, to kolejny prezydentem USA może zostać znienawidzony przez chyba wszystkie Judenraty, a przez ten warszawski, michnikowski w szczególności – Donald Trump.
Czy i w jaki sposób przełożyłoby się to na sytuację w naszym nieszczęśliwym kraju – oto pytanie. Wykluczyć tego nie można przede wszystkim dlatego, że Donald Trump zapowiada zakończenie wojny na Ukrainie, to znaczy – doprowadzenie do zamrożenia konfliktu.
Czy w tej sytuacji Polska nadal będzie obciążona haraczem na rzecz Ukrainy? Tego niestety też wykluczyć nie można, mimo, a może właśnie dlatego, iż Corey Lewandowski, były doradca sztabu wyborczego Donalda Trumpa w wywiadzie dla Polskiego Radia dał do zrozumienia, iż Trump, jako prezydent, będzie wspierał polityczne inicjatywy Andrzeja Dudy, w tym również, związanego z nim kandydata na prezydenta w wyborach w roku 2025, „by Polska pozostała we właściwych rękach”.
Zwłaszcza to ostatnie może wskazywać na to, iż Polska ponownie powróci pod kuratelę amerykańską, bo Donald Trump może unieważnić pozwolenie, jakiego w marcu ub. roku udzielił Niemcom prezydent Józio Biden, by urządzały sobie Europę po swojemu. Pewne znaki na ziemi i niebie wskazują, iż proces powrotu Polski pod kuratelę amerykańską właśnie się rozpoczął.
Oto w ramach nakazanego przez kanclerza Scholza przyspieszenie dintojry, Sejm uchylił immunitet posłowi Marcinowi Romanowskiemu, w związku z czym ABW w poniedziałkowy poranek złapała go, zakuła w kajdany, kazała rozebrać się do naga i w ogóle. Wyglądało na to, iż niezawisły sąd, powinność swej służby rozumiejąc, wtrąci go na 3 miesiące, albo nawet na 3 lata do aresztu wydobywczego.
Wprawdzie pojawiły się głosy, że pan Romanowski ma jeszcze jeden immunitet, jako członek Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, ale ani wzięty przez Donalda Tuska na chłopaka od brudnej roboty pan Adam Bodnar z czarnym podniebieniem, ani jego prokurator krajowy, niejaki pan Korneluk nie zwracał na to specjalnej uwagi, nawet gdy szef owego Zgromadzenia Parlamentarnego RE oficjalnie zażądał od polskich władz natychmiastowego uwolnienia pana Romanowskiego.
Na wszelki wypadek tylko zasłonili się „ekspertyzami”, autorstwa dwójki utytułowanych geniuszów: jednego warmińskiego, a drugiego podlaskiego, z których wynikało, że ten drugi immunitet jest ważny tylko wtedy, gdy zgromadzenie parlamentarne obraduje, a jak nie – to nie.
I kiedy wydawało się, że wszystko jest gites-tenteges, a abewiaki przywlokły pana Romanowskiego przed oblicze niezawisłego sądu na warszawskim Mokotowie na pięć minut przed północą, sąd w osobie pani Agaty Pomaniowskiej, w trymiga kazał pana Romanowskiego natychmiast uwolnić – i tak się stało.
Zaskoczenie było tym większe, że pani Agata do tej pory orzekała prawidłowo, znaczy – jak się należy – a tu taka siurpryza! Nawet Judenrat „Gazety Wyborczej” zachodził w um, co też mogło się stać – ale bezskutecznie.
Na pewien trop naprowadza nas tedy okoliczność, że pani Agata należy do sędziowskiej partii „Iustitia”. Ta „Iustitia”, jak pamiętamy, powstała w 1990 roku, kiedy rozwiązała się PZPR, będąca pasem transmisyjnym bezpieki do sądownictwa. Toteż stare kiejkuty zakręciły się wokół stworzenia nowego pasa transmisyjnego, żeby w nowym ustroju wszystko też było gites-tenteges.
Więc jeśli teraz, w tak prestiżowej dla vaginetu Donalda Tuska i w ogóle – należąca do „Iustitii” pani Agata każe pana Romanowskiego natychmiast uwolnić, to co mamy o tym myśleć? Ja na przykład myślę, że może to być nieomylny znak, iż stare kiejkuty już wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy i zawczasu przygotowują się na powtórne przejście Polski pod kuratelę amerykańską.
Tak było i w roku 2015, kiedy to, po zwycięstwie pana Andrzeja Dudy nad prezydentem Komorowskim, 18 czerwca stare kiejkuty urządziły międzynarodową konferencję naukową „Most” – żeby Amerykanie wciągnęli ich na listę „naszych sukinsynów”. Więc jeśli teraz Polska znowu ma przejść pod kuratelę amerykańską, to nic dziwnego, że nawet „Iustitia” zaczyna ćwierkać z nowego klucza.
Nie tylko zresztą „Iustitia”. Oto Wielce Czcigodny Roman Giertych, co to przyprawił o wściekłość Donalda Tuska nie popierając ustawy o depenalizacji aborcji, przedstawił swój projekt autorski, żeby mianowicie karać – ale tylko tych, których oskarży kobieta, co to właśnie się wyskrobała.
Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula, która w vaginecie Donalda Tuska zajmuje operetkową posadę feministry do spraw równości (małych naciągamy, dużych obcinamy, grubych uciskamy, a chudych nadymamy), nie może z tego nic pojąć, w co chętnie wierzę. Wielce Czcigodnej pani Katarzynie wiele innych rzeczy też nie mieści się w rozczochranej główce, podczas gdy Wielce Czcigodny pan mecenas Giertych, to kanclerska głowa tym bardziej, że podczas kicania na rzecz praworządności, wiele mu się w tej głowie ułożyło.
Skoro tedy dzisiaj twierdzi, że emocje w sprawie aborcji „rozsadzą koalicję”, to może i on wie już coś, czego my jeszcze nie wiemy? Bo jeśli ta koalicja zostanie „rozsadzona”, to co będzie dalej? Dalej będzie inna koalicja – a czy przypadkiem nie ta, która da rękojmię, że „Polska pozostanie we właściwych rękach”?
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz