Papież Franciszek jest kontynuatorem linii swoich poprzedników Jana Pawła II i Benedykta XVI jeśli idzie o kwestie pokoju i uczciwego pojednania między narodami. Ojciec Święty wzywa za każdym razem obie strony konfliktu do zawieszenia broni i rozmów pokojowych.
16 marca 2003 roku Jan Paweł II przed modlitwą Anioł Pański na placu św. Piotra w Rzymie zwrócił się do słuchających go wiernych: „W obliczu straszliwych konsekwencji, jakie międzynarodowa operacja zbrojna niosłaby dla ludności Iraku i równowagi całego, i tak już mocno doświadczonego, regionu Bliskiego Wschodu oraz mając na uwadze niebezpieczeństwo uaktywnienia się ekstremizmów, wołam do wszystkich: wciąż jeszcze jest czas na negocjacje; wciąż jeszcze jest szansa na pokój; nigdy nie jest za późno na to, aby się porozumieć i kontynuować rozmowy pokojowe”.
Po chwili dodał stanowczo: „Ja należę do tego pokolenia, które doświadczyło koszmaru II wojny światowej i któremu udało się przeżyć. Wszystkim młodym ludziom oraz wszystkim, którzy są ode mnie młodsi i którzy w związku z tym sami tego nie doświadczyli, mam dziś obowiązek powiedzieć: Nigdy więcej wojny!”.
W Orędziu na XLV Dzień Pokoju w 2012 roku papież Benedykt XVI stwierdził: „Pokój jednak nie jest tylko darem, który należy przyjąć, lecz jest także dziełem, które trzeba tworzyć. Abyśmy byli naprawdę wprowadzającymi pokój, musimy nauczyć się współczucia, solidarności, współpracy, braterstwa, musimy być aktywni we wspólnocie i z czujnością uwrażliwiać sumienia na sprawy narodowe i międzynarodowe oraz na to, jak ważne jest poszukiwanie odpowiednich sposobów rozdziału bogactw, wspierania wzrostu, współpracy w rozwoju i rozwiązywania konfliktów. «Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi» – mówi Jezus w Kazaniu na Górze (Mt 5, 9). Pokój dla wszystkich rodzi się ze sprawiedliwości każdego, i nikt nie może uchylać się od tego zasadniczego obowiązku umacniania sprawiedliwości, zgodnie ze swoimi kwalifikacjami i odpowiednio do zakresu odpowiedzialności. Wzywam w szczególności młodych ludzi, w których zawsze żywe jest dążenie do ideałów, by cierpliwie i wytrwale poszukiwali sprawiedliwości i pokoju, kultywowali miłość do tego, co jest sprawiedliwe i prawdziwe, również wtedy, kiedy może to oznaczać, że trzeba ponosić ofiary i iść pod prąd”.
Nie inaczej jest z aktualnym zwierzchnikiem Kościoła rzymskokatolickiego. Idea pokoju jest bardzo bliska papieżowi, co niejednokrotnie podkreślał.
Już w marcu 2022 roku papież Franciszek wzywał obie strony konfliktu – Rosję i Ukrainę, by rozmawiały o pokoju. W kwietniu tego roku apelował: „Niech zostanie złożona broń, niech zacznie się wielkanocny rozejm, ale nie po to, by naładować broń i wznowić walki (…) by osiągnąć pokój poprzez prawdziwe negocjacje, przy gotowości także na pewne wyrzeczenia dla dobra ludzi”.
W kwietniu 2022 roku podczas Nabożeństwa Drogi Krzyżowej w Koloseum przy XIII stacji „Jezus umiera na krzyżu” odczytano tekst rozważań papieża Franciszka, które zakończył słowami: „W obliczu śmierci cisza jest bardziej wymowna od słów. Zatrzymajmy się zatem w modlitewnej ciszy i niech każdy w sercu modli się o pokój na świecie (…) Modliłem się o pokój na świecie i wierzę, że robili to także ci, którzy nawołują ciągle do wojny i nie chcą jej końca. Wierzę, że krzyż trzymany wspólnie przez Ukrainkę i Rosjankę, krzyż, który daje nadzieję, otworzy oczy wszystkim zaślepionym nienawiścią i karmiącym się złem od początku wojny. Panie, nawróć nasze zbuntowane serca do Twojego serca, abyśmy nauczyli się realizować zamysły pokoju; spraw, aby przeciwnicy podali sobie ręce i zakosztowali wzajemnego przebaczenia. Rozbrój rękę podniesioną przez brata przeciwko bratu, aby tam, gdzie jest nienawiść zakwitła zgoda”.
Umiaru i wezwań do pokoju niestety zupełnie brakuje hierarchom w Polsce.
Stali się oni bezwarunkowymi adwokatami sprawy jednej strony wojny. Tak było od początku tego konfliktu. Kościół wzorem rządzących w Polsce jest „sługami narodu ukraińskiego”. Dodatkowo od lipca 2023 roku i odprawienia w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie nabożeństwa „przebaczenia i pojednania”, Kościół hierarchiczny stał się jawnym głosem propagandowym Unickiego Kościoła Greckokatolickiego. Biskupi przebaczając zupełnie zapomnieli o rachunku sumienia, żalu za zbrodnie, postanowieniu poprawy, przyznaniu się do win i zadośćuczynieniu Bogu i poszkodowanym.
Abp Stanisław Gądecki i zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp Światosław Szewczuk powoływali się już po podpisaniu dokumentu wielokrotnie na słowa polskich biskupów z 1965 roku skierowane do narodu niemieckiego „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Z punktu widzenia ogromu krzywd doznanych przez nasz naród w wyniku najazdu i okupacji moim zdaniem mocno przedwczesne. Ale należy pamiętać, że stało się to, w czasie gdy cały świat potępił działania Niemiec i wszyscy wiedzieli o skali ich bestialstwa. O rzezi naszych rodaków na Wschodzie dokonanej przez Ukraińców niewielu poza Polską dalej słyszało.
Haniebne i obrzydliwe jest milczenie władz Kościoła katolickiego w Polsce w czasie, gdy na Ukrainie realnie prześladuje się chrześcijańskie wyznanie – Ukraińską Prawosławną Cerkwię. Kościół kłamliwie nazywany w Polsce Rosyjską Cerkwią Prawosławną na Ukrainie lub Kościołem Putina.
Haniebne jest milczenie, gdy na Ukrainie liczni prawosławni duchowni są przetrzymywani w aresztach, gdy burzy się świątynie, gdy wprowadza się w życie pomysł likwidacji tego kościoła. Haniebne jest milczenie, gdy tworzy sie jakąś erzacową sektę. Gdzie b. prezydent Wołodymyr Zełenski stawia siebie w roli Henryka VIII.
Ludzie Kościoła w Polsce lubią wspominać realne i urojone krzywdy jakich doznał w czasach Polski Ludowej. Wspominają okres, gdy niektórzy biskupi urzędowali na wygnaniu, księża siedzieli w celach, a prymas Stefan Wyszyński był internowany. Ale czym niby to się różni od tego co wyprawia reżim na Ukrainie?
Hierarchowie Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce milczą, a media katolickie z Radiem Maryja na czele powtarzają brednie zrodzone w ukraińskich centrach propagandowych. Żaden z licznych polskich księży na Ukrainie nie protestuje.
Czy naprawdę im bliżej do B’nai B’rith lub obrońcy banderyzmu arcybiskupa Ihora Woźniaka z Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Nigdy nie usłyszałem głosu potępienia ze strony purpuratów w Polsce, abp. Woźniaka, gdy mówił: „Dla Naszej Cerkwi ten człowiek [Stepan Bandera] jest bardzo drogi, dlatego że wywodzi się z kapłańskiej greko-katolickiej rodziny, był wychowany w duchu miłości do Boga i bliźniego, dostrzegał krzywdę, wyrządzaną jego ludowi, poświęcił swoje życie, aby przyszłe pokolenia mogły żyć w wolnej Ukrainie. Stepan Bandera całkowicie popierał akt odrodzenia ukraińskiej niepodległości, ogłoszony 30 czerwca 1941 roku we Lwowie. (…) wyrażamy wdzięczność żołnierzom OUN i UPA, którzy wykazali się wielkim patriotyzmem, męstwem i gorącą miłością do swego kraju, chociaż byli skazani na śmierć, jak na przykład studenci pod Krutami, jednak przeciwstawili się wrogom – zaborcom. Niech ich pamięć i ich męstwo żyje zawsze w sercach naszego narodu. Chlubimy się tym, że ci bojownicy bronili własnych rodzin, własnej ziemi, którą mieli pod swoimi nogami, a nie walczyli na cudzej ziemi jak najeźdźcy.”
Prześladowanie Kościoła chrześcijańskiego u naszego wschodniego sąsiada nie wzbudza sprzeciwu hierarchów w Polsce. I tutaj znów widzimy różnicę miedzy papieżem Franciszkiem, a episkopatem w Polsce. Głowa Kościoła katolickiego papież Franciszek sprawę postawił jasno: „Myśląc o normach prawnych przyjętych ostatnio w Ukrainie, wzrasta we mnie obawa o wolność tych, którzy się modlą, bo ten, kto się modli naprawdę, modli się zawsze za wszystkich (…) Nie popełnia się zła, modląc się. Jeśli ktoś popełni zło przeciwko swojemu narodowi, będzie winny, ale nie mógł popełnić zła dlatego, że się modlił. A zatem niech pozwoli się modlić osobom w Kościele, który uważają za swój. Proszę, nie obala się bezpośrednio lub pośrednio żadnego Kościoła chrześcijańskiego. Kościołów się nie rusza!”.
Ja ciągle liczę na otrzeźwienie polskich hierarchów i słowa potępienia tego szaleństwa skierowanego przeciwko prawosławiu. Dobrze by było, by Episkopat w Polsce przypomniał sobie słowa polskiego papieża Jana Pawła II, który powiedział o Kościele prawosławnym: „Dziś widzimy jaśniej i lepiej rozumiemy, że nasze Kościoły są Kościołami siostrzanymi”.
Kościół w Polsce jest w głębokim kryzysie od dziesięcioleci. Kolorowa rewolucja solidarności z Michnikiem, Kuroniem i Geremkiem na „mszach za ojczyznę” uruchomiła procesy, które zakończyły się oklaskiwaniem w świątyni przez Lecha Kaczyńskiego mądrego abp. Stanisława Wielgusa.
Hierarchowie w Polsce przez 30 lat byli tuczeni forsą i przywilejami przez rządzących. Odwdzięczali się za przywileje poparciem dla kolejnych ekip rządowych. Spore odsetki spłacili i ciągle spłacają, za te wszystkie ulgi, daniny, dotacje, pensje, odzyskiwane mienie, pochwały i medale.
Zupełnie zapomnieli o słowach wielkiego prymasa Stefana Wyszyńskiego wypowiedzianymi w rozmowie z posłem Januszem Zabłockim: „Nie domagamy się zwrotu majątków kościelnych – ich strata stanowi dobrodziejstwo. Księża przestają być latyfundystami, są bliżej ludu”. Dziś są bliżej władzy i „konfitur”.
Hierarchowie chyba dalej sobie nie zdają sprawy, że to tylko początek. Kościoły pustoszeją, przechodząc dokładnie odwrotny proces – niż konta i portfele hierarchów w III RP. Dekatolizacja w Polsce dzisiaj postępuje znacznie szybciej i efektywniej, niż w epoce Bolesława Bieruta i Jakuba Bermana. Dzisiaj doszli do ściany i stoją w jednym szeregu z spadkobiercami banderyzmu, stronnikami wojującego ateizmu i prorokami tęczowej rewolucji. Nie stoją za swoim papieżem, gdy ten woła „Spróbujcie negocjować. Szukajcie pokoju”.
Hierarchowie zapomnieli również o rzeszy księży katolickich wymordowanych na Wołyniu, którzy dzisiaj nie mają nawet swoich grobów. O nich głośno upominał się ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który również był solą w oku licznych hierarchów w Polsce.
Nasz naród potrzebuje odważnych duchownych, a nie kapelanów POPiS-u. Potrzebuje Wyszyńskich, Majdańskich, Małysiaków, Wielgusów i Isakowiczów-Zaleskich, a nie tych tchórzy, co nie mają odwagi poświęcić Pomnika Rzezi Wołyńskiej. Potrzebujemy biskupów, którzy będą słuchać papieża-pokoju, a nie głosić prowojenną propagandę jakichkolwiek ośrodków politycznych.
Łukasz Jastrzębski
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz