Kompromitacja bodnarowców
Lepsze jest wrogiem dobrego. Niby to oczywista oczywistość, ale mikrocefale uwiedzeni lewackim doktrynerstwem właśnie takich oczywistych rzeczy nie są w stanie zrozumieć.
Może dlatego, że popychani przez żydowskich promotorów rewolucji komunistycznej, pogardzają chrześcijaństwem, które – niezależnie od rozmaitych metafizycznych stwierdzeń – dostarcza też bardzo praktycznych, użytecznych wskazówek.
Na przykład w ewangelicznej przypowieści o pszenicy i kąkolu. Jak pamiętamy, właściciel pola porażonego złośliwie kąkolem, zabronił gorliwym sługom interwencji, żeby wyrywając kąkol, z rozpędu nie powyrywali również pszenicy. Jaki z tego praktyczny wniosek? Ano taki, żeby nawet dążąc do dobrego, wystrzegać się przesadnej perfekcji. Żeby umieć zgodzić się i nawet tolerować pewne niedoskonałości, ponieważ pragnienie doskonałości może doprowadzić do wielkich nieszczęść.
Tak właśnie było w przypadku rewolucji, zarówno tej francuskiej, jak i tej bolszewickiej. Pod pretekstem dążenia do doskonałości wymordowano tysiące, a nawet miliony ludzi za rozmaite „odchylenia” od jedynie słusznej linii, którą wykoncypowali sobie francuscy, semiccy i rozmaici inni cadykowie.
Albo na przykład taka rada św. Pawła, którą kiedyś księża czytali nupturientom podczas ceremonii ślubu kościelnego. Teraz, zdaje się, tego zaniechano w imię forsowanego przez mikrocefali „partnerstwa”, podczas gdy jest to nie tylko rada bardzo praktyczna, ale w dodatku wychodząca naprzeciw rzeczywistym potrzebom obojga małżonków.
Św. Paweł zaleca mężom, żeby swoje żony kochali, natomiast żonom przypomina, że powinny swoich mężów szanować. Ponieważ Żydowie, którzy na podobieństwo owsików roją się w awangardzie postępactwa, prowadzą, np. przy pomocy Judenratu „Gazety Wyborczej” kampanię przeciwko nauce religii, to młodzi ludzie, którzy myślą, że z tym postępem to wszystko naprawdę, basują kobiecinie z vaginetu Donalda Tuska, pani Barbarze Nowackiej i tym samym pozbawiają się szansy poznania myślenia rozsądkowego, skazując się na kierowanie się już tylko instynktem stadnym.
Dlatego rozśmieszyła mnie pretensjonalna pogróżka pani filozofowej, czyli Magdaleny Środziny, że „inteligencja”, w odwecie za „zawieszenie” azylu, nie będzie głosowała na Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Abstrahując już od tego, że pani filozofowa najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że to tylko takie pogróżki przedwyborcze obywatela Tuska Donalda, żeby przelicytować byłego Naczelnika Państwa, to trzeba z naciskiem podkreślić, że na Volksdeutsche Partei nie głosowała żadna „inteligencja”. Na tę partię, podobnie, jak na większość pozostałych, głosowali pół, albo nawet cwierćinteligenci, podczas gdy nieliczna inteligencja – około 12 procent dorosłej populacji – popierała Konfederację.
Po czym bowiem można odróżnić inteligenta, od pół, albo cwierćinteligenta? Po tym, że inteligent myśli samodzielnie, podczas gdy ci pozostali kierują się instynktem stadnym. Żadne tytuły naukowe nie mają tu znaczenia, bo – jak mogliśmy przekonać się na przykładzie pana dra Myrchy – często są one następstwem tego, że „uczył Marcin Marcina”.
Ale dość tych dygresji, bo przecież chciałem pokazać, jak bodnarowcy, razem ze swoim wodzem, czyli ministrem sprawiedliwości w vaginecie Donalda Tuska, panem Adamem Bodnarem, zapominając, że lepsze jest wrogiem dobrego, właśnie się zakiwali.
Dopóki bowiem, bodnarowskim obyczajem, realizowali operację „przywracania praworządności” metodą na rympał, dopóty ani były Naczelnik Państwa, ani nikt inny, nie mógł znaleźć skutecznego remedium na te poczynania. Do tej, nazwijmy to, rewolucyjnej praktyki, rewolucyjne teorie dorabiały panu ministru Bodnaru rozmaite autorytety pacanowskie, między innymi – „babunia demokracji walczącej”, czyli pani prof. Ewa Łętowska.
Pan Bodnar jednak sam też jest profesorem, toteż wie, że to towarzycho, to w zdecydowanej większości Scheiss. Zapragnął tedy oprzeć operację „przywracania demokracji” w naszym bantustanie nie tylko na rewolucyjnych teoriach autorytetów pacanowskich, tylko na jakiejś bardziej prestiżowej podstawie i w tym celu zwrócił się do Komisji Weneckiej w nadziei, że przytłoczy ona wszystkich krytyków vaginetu obywatela Tuska Donalda swoim autorytetem.
Ta cała Komisja Wenecka nie ma co prawda żadnych kompetencji stanowiących, bo jest tylko organem doradczym Rady Europy, ale pan minister Bodnar, w przekonaniu, że wesprze jego rympały swoim autorytetem, nadymał ją jak mógł, również przy pomocy rządowej telewizji i TVN, która na tym etapie słucha się Judenratu.
„A tymczasem na mieście inne były już treście” – przestrzegał poeta. Oto Komisja Wenecka całkowicie zawiodła nadzieje bodnarowców, którzy z tej konfuzji musieli przez cały tydzień ukrywać jej opinię przed polską publicznością. Wreszcie 14 października o godzinie 18,30 opinia Komisji Weneckiej została opublikowana. I cóż z niej wynika? Ano, obala ona punkt po punkcie nie tylko rewolucyjną praktykę bodnarowców, ale i rewolucyjne teorie wspierających pana ministra Bodnara autorytetów pacanowskich.
Stwierdza ona, że sędziowie, bez względu na to, czy Judenrat „Gazety Wyborczej” nazywa ich „neosędziami”, odmawiając im autentyczności, są sędziami. Co gorsza, orzeczenia wydane przez nich, czy choćby tylko z ich udziałem, są wyrokami, z którymi władza wykonawcza musi się liczyć. Słowem – katastrofa na całej linii.
Co teraz zrobią bodnarowcy, co teraz powiedzą autorytety pacanowskie? Oczywiście, bodnarowcy mogą powiedzieć, że również tej opinii „nie uznają” – ale nie będzie to brzmiało przekonująco, choćby ze względu na wcześniejsze, lekkomyślne nadymanie Komisji Weneckiej.
Autorytety pacanowskie pewnie najpierw zamilkną roztropnie, ale jak już dotrą do nich kolejne zamówienia na rewolucyjne teorie, to zaczną na Komisję Wenecką kręcić mięsistymi nosami, że „kwaśne winogrona”. Mleko się jednak rozlało i ktoś będzie musiał z tej zarzyganej posadzki je pozlizywać. Ktoś – ale nie byle kto, tylko osoby utytułowane.
Ano, mówi się trudno; nie ma rzeczy doskonałych, a Nemezis dziejowa prędzej czy później wystawi rachunek za wszystkie czeki bez pokrycia i inne bęcwalstwa.
I pomyśleć, że można było tego wszystkiego uniknąć, pamiętając o zasadzie, że lepsze jest wrogiem dobrego i nie ściągać sobie na głupi łeb Komisji Weneckiej. Stało się jednak inaczej, co jest jeszcze jedną ilustracją, że pycha kroczy przed upadkiem – chociaż do tego upadku tak daleko, że na razie go nie widać. Chodzi bowiem o to, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz