Od jakiegoś czasu „wybrańcy narodu” wraz z tzw. „mediami wolnymi” perorują na temat: donosić, czy nie donosić. „Wybrańcy…” uchwalili nawet kilka lat temu ustawę o donosicielstwie, nazywając ładnie kapusiów „sygnalistami”.
Przewidując, że donosy będą głównie na pracodawców, uchwalili, iż taki „sygnalista” otrzymuje „prawną” ochronę. To znaczy może się w pracy obijać, robić buble, sabotaż, ale wystarczy, że złoży donos na swego chlebodawcę i staje się nietykalny. Donos może być anonimowy, byle był.
No a do kogo ten donos ma być kierowany? Ano do władzy, do urzędu, a tam już będzie odpowiednio zakwalifikowany, kogo należy pognębić, komu odpuścić, na kogo zastawić haka, komu się nie narazić… Bo Urzędy są wzorcami niczym wzorzec długości pod Paryżem.
Ładnie to nazwano – donosy mają dotyczyć łamania prawa! Rodzi się pytanie: jakiego prawa?
Wybrana przez nas władza daje właśnie popis na najwyższych szczeblach, kłócąc się, co jest prawem, a co nie! Sędziowie, którzy mieli być ostoją prawa, są jak dzieci w piaskownicy, „profesorowie” brylują wiedzą na granicy śmieszności.
Polska gospodarka właściwie nie istnieje. Zadłużenie Państwa pod rządami „naszej” władzy rosło, a teraz rośnie extra. Poziom demoralizacji społeczeństwa sięga zenitu. Liczba przedsiębiorstw zamykających, zawieszających działalność idzie już nie w dziesiątki, ale setki tysięcy.
Źródłem dobrobytu, ba źródłem zabezpieczenia egzystencji człowieka jest jego praca. Pan Bóg w swojej doskonałości wyposażył nas nie tylko w żołądki, ale również w ręce, głowę i intelekt, które pozwalają normalnie na to, abyśmy mogli coś do tych żołądków – i nie tylko! – włożyć.
Praca daje również siłę Państwa. Państwo, w którym obywatele pracują zgodnie z Bożymi zaleceniami jest bogate i przygotowane, aby tego bogactwa bronić. Takie Państwo wytwarza produkty, jakich inni nie potrafią. I nie chodzi tylko o pojedyncze egzemplarze, ale masową, zorganizowaną produkcję. Te produkty muszą nosić znamiona innowacyjności.
Z własnego doświadczenia wiem, iż przygotowanie nowego produktu zajmuje około siedmiu lat – pracy badawczej, koncepcyjnej, budowę konstrukcji, jej sprawdzenie i pokazanie do sprzedaży. Gdy w Brazylii uruchamiałem naszą obrabiarkę, szef fabryki – Francuz, w trakcie dyskusji, gdy uzasadniał, dlaczego kupili moją maszynę, spytał, czy fakt, że moja maszyna pracuje w Brazylii, to jest mój sukces. Tak – to mój sukces. – A ile lat pracowałeś na ten sukces? – Czterdzieści. Bo tak się na sukces pracuje.
Przyjechał do mnie kontrahent ze Szwajcarii – Andrzej. – „Ale wy macie potężną gospodarkę – tyle samochodów, tyle się buduje…” – chwalił. Nie, Walter! To wszystko zamiast gospodarki.
Stanowione prawo – rozdawnictwo, odbudowa komunistycznych stosunków społecznych, ustawowe karanie ludzi za pracę, za innowacyjność, za przedsiębiorczość – w czyim to jest interesie?
Posunięta do granic absurdu kontrola. Wywiady obce za pośrednictwem Urzędów Skarbowych mają pełny obraz tego, co się w Polsce w firmach dzieje i dać wytyczne, kogo pognębić, kogo kupić…
A teraz odżywa proces gloryfikacji donosicielstwa.
Mała refleksja. W czasie drugiej wojny światowej faszyści po wsiach w Generalnej Guberni porozwieszali skrzynki, aby Polacy mogli na siebie składać donosy, gdzie kto postępuje niezgodnie z prawem ustalonym przez Władzę. Wystarczyło, że sąsiadowi szczęśliwie ocieliła się krowa, a już był donos, że syn pomagał partyzantom…
W filmie o słynnym polskim biegaczu Niemiec namawia do współpracy, gdy słyszy odmowę, pokazuje szafę pełną donosów i powiada – „Wy, Polacy, jesteście niegodni mieć własnego państwa”…
Ksiądz w Radoszycach przemawiał do parafian, bo skrzynki nie domykały się od donosów: „Ludzie, co wy robicie?”. No i robili – nie przeszkadzało to Niemcom spalić Radoszyc, a mieszkańców wymordować.
Donosicielstwo jest potrzebne władzy, która nie ma żadnej konstruktywnej koncepcji. Władzy, która prowadzi społeczeństwo do zagłady, do biedy, do komunizmu czy faszyzmu. Władzy, która pozwala nieudacznikom u steru wykazać się sztuką gmerania w gównie.
Sprawiedliwość sprowadza się do tego, że jak Kowalski dostanie baty, to sprawiedliwość będzie, gdy Nowakowi też przyłożą, a potem reszcie. A może nie trzeba, aby Kowalskiego batożono. Może pozwolić Kowalskiemu i wszystkim po prostu pracować. Pracować, a nie przychodzić do roboty. Może nie trzeba będzie zadłużać państwa.
Może Polacy zamiast zawistnych rozmów i donosów zaczną ze sobą rozmawiać jak Polacy i kombinować, jak uruchomić chociażby produkcję własnych samochodów, własnych samolotów, własnych komputerów, własnych obrabiarek, własnych zaawansowanych produktów, które będą budziły szacunek, respekt dla naszego państwa, budowały prestiż Polski i Polaków.
Czy może wciąż ma rację hrabia Wielopolski, mówiąc: „Dla Polaków można czasami coś zrobić. Z Polakami nigdy.”
Andrzej Poterała
https://nczas.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz