Służba zagraniczna w Polsce od lat zmaga się z licznymi problemami, które wskazują na stagnację i brak koniecznych reform. Sytuacja ta utrzymuje się, pomimo zmiany rządu i zapowiedzi poprawy jakości pracy korpusu dyplomatycznego.
Jednym z najbardziej niepokojących wydarzeń ostatnich tygodni było nagranie ministra spraw zagranicznych podczas rozmowy z rosyjskimi pranksterami podszywającymi się pod byłego prezydenta Ukrainy. To kompromitujące zdarzenie uwidoczniło słabość polskich instytucji bezpieczeństwa oraz brak skutecznych mechanizmów weryfikacyjnych w tak ważnych sytuacjach.
W kwestii obsady stanowisk w MSZ – zmieniają się ludzie i mechanizm, ale jakość pozostaje na podobnym poziomie. Często stanowiska ambasadorskie są przydzielane politykom, którzy nie mają odpowiedniego doświadczenia ani kompetencji, np. były ambasador Polski na Ukrainie nie mówił po rosyjsku, czy ukraińsku.
Obecny chargé d’affaires w Kijowie co prawda deklaruje znajomość rosyjskiego, ale jego wiedza ogranicza się jedynie do Afganistanu. Co więcej, jest pułkownikiem Wojska Polskiego, więc jedzie na wschód nie po to, żeby zakończyć konflikt na Ukrainie, ale by go podtrzymać lub, co bardziej prawdopodobne, jeszcze bardziej go eskalować.
Nawet jeśli na stanowiska trafiają zawodowi dyplomaci, to są oni po prostu starzy –obecny chargé d’affaires we Włoszech ma ponad 70 lat. W dodatku jego rodzice służyli w organach bezpieczeństwa PRL, a on sam jest członkiem Rady Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Można więc uważać, że jego aktywność będzie nieprzychylna Polsce i naszej Ojczyźnie.
Powiązania rodzinne i polityczne także odgrywają istotną rolę w obsadzaniu stanowisk, np. stryj obecnego ministra obrony ma wrócić na stanowisko ambasadora, pomimo przejścia w zeszłym roku na emeryturę. A to tylko jeden z wielu przypadków, które wskazują na nepotyzm.
Kolejną niepokojącą kwestią jest zjawisko podwójnych obywatelstw. Przykłady Sekretarza Stanu w MSZ i przyszłego przedstawiciela Polski w OECD, którzy posiadają zarówno polskie, jak i brytyjskie obywatelstwa, rodzą kolejne pytania o lojalność urzędników w resorcie spraw zagranicznych wobec Polski.
Co gorsza, nawet tam, gdzie powinniśmy oczekiwać specjalistycznej wiedzy, często widzimy osoby bez odpowiedniego przygotowania. Nowa kierownik placówki w Oslo wcześniej nie miała żadnych powiązań z regionem skandynawskim – w MSZ kierowała Departamentem Wschodnim. Podobnie były ambasador w Mińsku, który objął funkcję szefa placówki w Dublinie, choć w jego przeszłości próżno szukać doświadczenia w sprawach irlandzkich.
Wraz z nową władzą zmieniła się kadra i procedury przydzielania stanowisk, ale postrzeganie Polski się nie zmieniło. Nadal jesteśmy uważani za państwo wewnętrznie skłócone, a przyjmowanie na stanowiska kierowników placówek osób po 60 r.ż. jest odbierane tak, jakby w polskim korpusie dyplomatycznym nie było wystarczającej liczby kompetentnych osób.
Wszystkie te czynniki osłabiają pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Pomimo tego, że niedawno minęło 9 miesięcy od zmiany władzy, w polskiej dyplomacji nie narodziło się nic nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz